Łukasz Pawłowski: Czy "wojna z terrorem" to pomyłka?
W miniony czwartek w artykule dla The Guardian szef brytyjskiej dyplomacji David Miliband powiedział, że wojna z terrorem była błędem. Zaledwie dwa dni wcześniej Tony Blair właśnie za wojnę z terrorem otrzymał najwyższe amerykańskie odznaczenie cywilne.
We wtorek, 13 stycznia Tony Blair został odznaczony przez odchodzącego prezydenta Georga Busha „Medal of Honour”, najwyższym amerykańskim odznaczeniem cywilnym. Mimo faktu, że obecny jeszcze prezydent USA przyznawał je dość hojnie – w ciągu 8 lat aż 78 osób otrzymało Medal of Honour – osoba żadnego z wyróżnionych nie wzbudzała takich kontrowersji.
Prasa brytyjska zganiła byłego premiera za przyjęcie odznaczenia. Obok krytyki zaangażowania w Iraku i Afganistanie – czyli głównego powodu wyróżnienia – na Wyspach zwracano także uwagę na okoliczności przyznania medalu. Uroczystość odbyła się w ostatnim tygodniu urzędowania Busha, co sprawiało wrażenie, że Blair został wyróżniony jakby „na odczepkę”. To prawda, że przyjęcie wyróżnienia w czasie sprawowania urzędu premiera mogło mieć dla Labour negatywne konsekwencje polityczne. Ale przecież od czasu rezygnacji Blaira minął ponad rok. Dlaczego Bush zwlekał tak długo, zastanawiali się dziennikarze. Prestiż odznaczenia pomniejszył również fakt, że brytyjski polityk otrzymał je wspólnie z byłym szefem australijskiego rządu Johnem Howardem oraz, co gorsza, z prezydentem Kolumbii Alvaro Uribe, oskarżanym w przeszłości o związki z handlarzami narkotyków i grupami paramilitarnymi.
Mimo to Blair wyróżnienie przyjął. Przed uroczystością wręczenia medalu zadedykował go „prawdziwej odwadze kobiet i mężczyzn, służących w brytyjskich siłach zbrojnych, którzy strzegą wolności, demokracji oraz praw człowieka na całym świecie.” Również prezydent Bush kilkakrotnie podkreślał wkład Blaira w wojnę z terrorem, dziękując mu za zaangażowanie po stronie amerykańskiej, od zamachów 11 września, aż do końca jego kadencji jako premiera.
Zaledwie dwa dni później szef brytyjskiej dyplomacji, David Miliband, opublikowała na łamach The Guardian artykuł pod tytułem „Wojna z terrorem« była błędem”. Czy minister stwierdził tym samym, że lata zaangażowania na Bliskim Wschodzie to pomyłka, a „prawdziwa odwaga” brytyjskich żołnierzy idzie na marne? Nadzieje zwolenników takiego poglądu rozwiewa już pierwsze zdanie artykułu. Miliband nie krytykuje bowiem działań militarnych a jedynie szyld pod jakim były prowadzone. Pisze, skądinąd słusznie, że stosowane przez lata określenie „wojna z terrorem” niesie ze sobą określone konotacje, które jak dotychczas miały niemal wyłącznie negatywne konsekwencje.
Po pierwsze zwrot ten sugeruje istnienie jednego, zjednoczonego, ponadnarodowego wroga, którego przywódcą i uosobieniem są Osama bin Laden i jego organizacja. Tymczasem w rzeczywistości grupy terrorystyczne oprócz deklarowanego wyznania nie mają ze sobą nic wspólnego. Są podzielone, tak jak w latach 70., podzielone były terrorystyczne organizacje w Europie – np. IRA i ETA.
Po drugie, stwierdził Miliband, hasło „wojny z terrorem” sugerowało, że najlepszą odpowiedzią na zagrożenie są działania militarne, podczas gdy wojska w Iraku nie są w stanie zdusić niepokojów społecznych wyłącznie siłą, eliminując kolejnych podejrzanych. „Wojna z terrorem”, tak jak w przeszłości wiele innych haseł, miało w założeniu spełniać określone funkcje – jednoczyć wokół pewnej sprawy, pokazywać skalę zagrożenia i skłaniać do natychmiastowych działań. Koniec końców okazało się jednak mylące, powiedział Miliband i dlatego obecnie powinniśmy przyjąć nowe metody walki z zagrożeniem terrorystycznym.
Podstawowymi celem ma być zdaniem brytyjskiego ministra uniknięcie generalizacji stojących za dotychczasowymi działaniami. Wszelkie kampanie powinny być według Milibanda prowadzone z uwzględnieniem lokalnej specyfiki i różnić istniejących pomiędzy grupami terrorystycznymi w poszczególnych krajach. Brytyjski polityk zwrócił także uwagę, że walka z terroryzmem obok komponentu negatywnego – zwalczania fundamentalizmu – powinna mieć także aspekt pozytywny – promocji zachodnich wartości, m.in. poszanowanie dla prawa. Dlatego z wielką radością przyjął zapowiedź zamknięcie więzienia w Guantanamo przez nową administrację amerykańską.
Trudno nie zgodzić się z tym co mówi Miliband. Rzeczywiście hasło „wojny z terrorem” sprawiało wrażenie istnienia wielkiej, doskonale zorganizowanej siatki terrorystycznej, mającej wpływy na całym świecie. Wszelkie ataki terrorystyczne przypisywano Al-Kaidzie i tym samym Osamie bin Ladenowi, podczas gdy najprawdopodobniej były one prowadzone niezależnie przez różne środowiska.
Demonizacja wroga sprawiała także, że jako terrorystów postrzegano nie tylko pewne grupy społeczne ale całe narody. Tymczasem trudno sobie wyobrazić by każdy przeciętny Irańczyk, Pakistańczyk czy Afgańczyk budził się codziennie, karmiąc się jedynie myślą zniszczenia Stanów Zjednoczonych i świata zachodniego. Prawdą jest także, że zwalczać terroryzm można nie tylko drogą militarną, ale także (może przede wszystkim) pokazując pewien stopień solidarności oraz wartości, w imieniu których się występuje.
Miliband ma więc rację kiedy stwierdza, że dominujący za czasów Busha sposób opisywania walki z terroryzmem w dużym stopniu „ustawił” także sposób jej prowadzenia i że ten sposób nie okazał się skuteczny. Nawołując do przyjęcia nowej retoryki Miliband krytykuje nie tylko administrację Republikanów, ale także odcina się od wieloletniego zaangażowania Partii Pracy i tym samym Wielkiej Brytanii po stronie tej administracji. Tuż przed objęciem urzędu przez nowego prezydenta, Miliband wykonał gest dający możliwość ustanowienia współpracy amerykańsko-brytyjskiej na nowych zasadach. Wszyscy zdają sobie sprawę, że z Afganistanu i Iraku nie można wyjść z dnia na dzień. Można jednak przekonywać, że „od teraz” polityka wobec tych krajów stanie się lepsza, bardziej przemyślana i subtelna.
Być może takie gesty jak wypowiedź Milibanda czy planowane zamknięcie więzienia w Guantanamo okażą się czymś więcej niż pustymi symbolami. Zastanawiam się jednak czy taka polityka będzie możliwa do utrzymania na wypadek kolejnego ataku terrorystycznego w jednym z zachodnich krajów. Niezależnie od tego czy dokona tego potężna organizacja zasilana milionami dolarów czy kilku chłopaków, którzy bomby ulepią w garażu, prasa ogłosi rozpoczęcie kolejnej bitwy w „wojnie z terrorem”, w której na żadne subtelności nie będzie miejsca.
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.