Paulina Daria Łukawska: Rewolucji nie będzie!
Ci, którzy liczą na to, że wkrótce na Białorusi będzie mieć miejsce rewolucja, na wzór tej pomarańczowej, mogą się bardzo rozczarować. Jak zauważa Aleksandr Milinkiewicz, najważniejsze są wybory prezydenckie, nie zaś parlamentarne. Bo tylko one mogą coś faktycznie zmienić. Dlatego nie tylko ludzie nie interesują się tym, co się w ich trakcie dzieje, ale też nie wyjdą na plac 28 września. Lider ruchu „Za svabodu” spodziewa się ujrzeć na placu głównie działaczy opozycji, nie zaś całe społeczeństwo - tych niezadowolonych z władzy.
Odpowiadając na pytanie o wiec 28 września, jaki odbędzie o 20.00 na Placu Październikowym w Mińku, liderzy opozycji mówią, że nie ustalili jeszcze jak on będzie wyglądał. Anatol Labiedźka mówi, że „nikt nie wyznaczył jaki format będzie mieć manifestacja: mityng, wiec czy demonstracja. Po prostu obwieszono, że ludzie mają się zbierać na placu”. Na jednej z konferencji prasowych Zjednoczony Siły Demokratyczne (ADS) obwieszczono, że o 20.30 ludzie przeniosą się na Plac Republiki, gdzie będzie pracować informacyjne centrum Centralnej Komisji Wyborczej. Dla opozycjonisty Siergieja Kalakina jest to dość absurdalny pomysł.
Sama opozycja, pomimo zjednoczenia się przed wyborami, pozostaje więc nieco rozbita. Żadna partia nie ma tak dużego poparcia jaki miała niegdyś po sąsiedzku Nasza Ukraina. To, że opozycja mówi, że wybory są niedemokratyczne nie wystarczy. Potrzebny jest wielki ruch społeczny. Ogólnonarodowe niezadowolenie, które dałoby upust na ulicach Mińska. Tymczasem o takim niezadowoleniu mówią tylko działacze opozycji. Jak cytuje Alesia, handlującego w Grodnie, „Dziennik” - "Nie czekam na żadną kolorową rewolucję, po co mi ona? Dziś wiem, na czym stoję" - przekonuje - "Interes idzie dobrze. Wiem komu i kiedy trzeba dać wziątkę. Jak przyjdą nowi, znów będę musiał się zastanawiać, kto za co odpowiada, kto jest ważny, a kto nie". Taki pogląd jest dość popularny i raczej zrozumiały.
Jak dalej przekonuje „Dziennik” – Anatol Labiedźka i Aleksandr Milinkiewicz uważają, że największym zmartwieniem nie przedsiębiorcy, a.. młodzież. To ona powinna być ostoją i prowokatorem wszystkich przemian, tak jak w Kijowie, tymczasem, wśród zwolenników opozycji mało jest osób młodych.
Możliwą rewolucje, zdaje się nakręca Zachód, który nagłaśnia jak może, najbliższe wybory. Oliwy do ognia doleją też białoruskie władze. Zachód żąda demokratyzacji, Łukaszenka zapewnia, że doszło do niej. Jednak opozycja twierdzi, że o ile kampania i wybory są bardziej wolne, niż poprzednio, do spełnienia jakichkolwiek standardów jeszcze im daleko. W odpowiedzi na pytanie czemu władze dążą do zjednania sobie Zachodu, pada wiele teorii. Na pewno Mińsk boi się izolacji międzynarodowej i całkowitego uzależnienia od Rosji. Aleksandr Milinkiewicz mówi, że Białoruś boryka się z problemami gospodarczymi i liczy na wsparcie finansowe Unii Europejskiej, czy Stanów Zjednoczonych. Obecnie zadłużenie Białorusi u Rosji sięga kilku mld dolarów i wciąż rośnie. Łukaszenka obawia się, że w jego wyniku, Białoruś całkowicie uniezależni się od Rosji i zostanie przez nią wchłonięta. Również w programie „Horyzont” 27.09 w tvn24, Aleksander Kwaśniewski mówił, że „Łukaszenka rozumie koniunkturę” oraz, że rozumie on, że „Rosjanie nie są zainteresowani wspieraniem go na dłużą metę i mogą rzeczywiście pętlę ekonomiczną zacisnąć mu na szyi, szczególnie w sprawie dostaw energetyki” . Ale teorie o powtórzeniu się scenariusza z Gruzji na Białorusi, można jednak włożyć między bajki.
Rewolucji raczej spodziewać się nie należy, a tymczasem wiadomo już jaki będzie jej kolor, a także powstała białoruska wersja „Razom nas bahato”. Czy faktycznie tak organizuje się rewolucje? Kolorem rewolucji ma być dżins, bowiem, gdy podczas jednej z demonstracji w Mińsku w 2005 roku, milicja skonfiskowała biało-czerwono-białe flagi, Mikita Sasim (przywódca nieistniejącego już ugrupowania młodzieżowego Żubr), zdjął swoją dżinsową koszulę i zaczął nią wymachiwać, ogłaszając ją swoją nową flagą. Powstaje tylko pytanie: czy faktycznie rewolucja będzie miała miejsce? Dżinsową rewolucją niektórzy nazywają zajścia, które miały miejsce w 2006 roku, po wyborach prezydenckich. W „rewolucji” brało udział według różnych szacunków od 10 do 20 tys. ludzi. Ale i to rewolucją nie było, bo w końcu do żadnych zmian nie doszło.
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyzszy artykuł wyraża jedynie prywatne poglądy autora