Paweł Pustelnik: Miłość, nienawiść i zwycięstwo Silvia
Wokół kampanii wyborczej jak za każdym razem we Włoszech było sporo zamieszania. Jedni próbowali płynąć pod prąd, inni liczyli na polaryzację nastrojów i zdobycie głosów bardziej radykalnej części społeczeństwa. Do samego końca nie było wiadomo jaka taktyka uwiedzie włoskie głowy pełne rozpolitykowanych myśli. Ostatecznie, Lud Wolności w porównaniu z poprzednimi wyborami zdobył ogromne poparcie. Co więcej, Berlusconiemu udało się wygrać w Lacjum, na terenie którego leży Rzym. To nie lada gratka, chociażby ze względów prestiżowych. Nie bez znaczenia będą też posady, które będzie można przekazać zaufanym licząc na ich lojalność.
Mogłoby się zdawać, że panorama polityczna rysuje się w pastelowych barwach toskańskiej wsi, która nota bene Berlusconiego nie wybrała. Jest jednak plama na firmamencie szczęścia premiera. Co gorsza, może ona skomplikować plany Ludu Wolności. Chodzi o Ligę Północną, która z całą pewnością nie będzie łatwym koalicjantem dla centroprawicy. Radykalne, często ksenofobiczne wypowiedzi jej przedstawicieli traktowane były przeważnie jako wybuchy niezadowolenia, które nie mają przełożenia na realne poparcie w społeczeństwie. Tymczasem wybory pokazały, że Liga może liczyć nie tylko na głosy ekstremistów. Na północy lewica praktycznie przestała istnieć – Piemont, Lombardia i Veneto przez najbliższe lata pozostaną w rękach koalicji. Wieczysta toccata i fuga polityczna ma się we Włoszech doskonale.
Głosowało o trzy miliony Włochów mniej niż w poprzednich wyborach do regionów w 2005 roku. Frekwencja sięgająca niewiele ponad 60 proc. jest wynikiem słabym w porównaniu z ogólną popularnością wyborów samorządowych. Na pewno winy nie można zrzucać tylko na zniechęcenie polityką. Mało wyrazista kampania lewicy i ugrupowań centrolewicowych na praktycznie dwupartyjnej scenie politycznej z niewielkimi przystawkami – języczkami u wagi dała się we znaki.
Nie przeciera się już oczy ze zdziwienia widząc kolejną wygraną Berlusconiego. Pozostaje tylko pomyśleć o tym jak jego strategię przenieść na grunt innych państw. Wszak, może w tym szaleństwie jest metoda. Kolorowe baloniki, z pompą otwierane kongresy i lansowanie lidera partii na pół boga pół człowieka, któremu nawet rany zadane figurką mediolańskiego duomo nie straszne, trącą karnawałową estetyką. Igrzyska były, zobaczymy czy znajdzie się chleb.