Paweł Świeżak: Coś jest na rzeczy... - obraz Rosji w prasie państw bałtyckich
Niezbędny jest krótki „historyczny” wstęp – na dzisiejszy stosunek Bałtów do Rosji, podobnie zresztą jak dzieje się to w przypadku Polaków, przeszłe wydarzenia rzucają długi cień, z którym do końca ciągle się nie uporano.
Litwini, Łotysze i Estończycy – to małe narody z silnie wyrażanymi europejskimi aspiracjami. W przeważającej części protestanckie (Estonia, Łotwa) lub katolickie (Litwa), zakotwiczone w kulturze Zachodu. Leżące na skrzyżowaniu dróg handlowych, co wykorzystywano już od czasów średniowiecza (miasta Hanzy, teren presji ze strony Polski, niemieckich zakonów rycerskich), położone pomiędzy Skandynawią z jednej, a Polską z drugiej strony, przez stulecia aktywnie penetrowane przez niemieckie Prusy.
I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie jeszcze jeden sąsiad. Zbyt duży (jedna szósta obszaru ziemskich lądów!), zbyt ekspansywny, zbyt zaborczy.
„Różnica wagi” między Rosją a trzema narodami bałtyckimi, które na dodatek w czasach nowożytnych dopiero po pierwszej wojnie światowej wybiły się na niepodległość, nie posiadając przy tym, za wyjątkiem Litwy, zbyt wielkich tradycji historycznych, była ewidentna, a w latach osiemdziesiątych wszystko wskazywało, że i groźna dla samego przetrwania Estończyków, Łotyszy i, w mniejszym stopniu, Litwinów. Polityka narodowościowa uprawiana za czasów ZSRR przewidywała bowiem zasiedlanie republik wchodzących w skład bratniego związku Słowianami: przede wszystkim Rosjanami, a obok nich także Białorusinami i Ukraińcami. O ile jednak ludne narody Azji Środkowej nie miały się specjalnie czego obawiać, również i z uwagi na dużą własną dynamikę przyrostu naturalnego, o tyle sytuacja trzech niewielkich republik bałtyckich stawała się dramatyczna. Odsetek Rosjan zamieszkujących te tereny wynosił w 1970 roku odpowiednio 8,6 proc., 24,7 proc. oraz 29,8 proc. dla Litwy, Estonii i Łotwy. Z kolei w 1989 roku, po uwzględnieniu pozostałych dwóch narodów wschodniosłowiańskich, było to już 12,1 proc., 35,2 proc. oraz 42 proc.
„Jesień ludów” przełomu lat 1989 i 1990 nadeszła więc dla Bałtów w samą porę, czas był już najwyższy. Nic też dziwnego, że wszystkie trzy państwa bardzo nieufnie podchodziły od początku do uśpionego, lecz potencjalnie cały czas niebezpiecznego wschodniego sąsiada, który pozostawił pokaźną „piąta kolumnę”.
Uchwalone w tym okresie „ustawy o języku” (które czyniły estoński, łotewski i litewski językami urzędowymi) wywołały dużą niechęć rosyjskiej diaspory. To, a także sprawy takie jak nieuregulowanie drażliwych kwestii przebiegu granicy, opór Rosji przed akcesją Bałtów do Unii Europejskiej i NATO, ostrzejszy niż np. w przypadku Polski, uzależnienie energetyczne naszej trójki od wschodniego sąsiada, nierozwiązanie sprawy obywatelstwa setek tysięcy Rosjan zamieszkujących „Pribałtykę”, odmienne postrzeganie wspólnej historii przez Bałtów i Rosjan (dotyczy to zwłaszcza okresu drugiej wojny światowej oraz bilansu półwiecza komunizmu) wpłynęły na raczej niekorzystne wzajemne relacje. Przekłada się to także na sposób, w jaki Rosję postrzegają massmedia z Litwy, Łotwy i Estonii.
Łotwa
Sytuacja mniejszości rosyjskiej na Łotwie budzi szczególne kontrowersje. Obecnie 28,1 proc. ludności deklaruje się jako Rosjanie i choć nie wywierają oni decydującego wpływu na życie polityczne kraju, to jednak stanowią znaczącą grupę konsumentów, czego nie mogą nie dostrzegać media. Tak więc sporo gazet łotewskich posiada obok łotewskich wersje rosyjskojęzyczne, istnieją też liczne tytuły skierowane praktycznie tylko do Rosjan. Z powyższego naturalnie wynika, że trudno o określenie dominującego czy choćby przeważającego stylu pisania o Rosji w łotewskich mediach. Często ważne okazuje się, jaką dana gazeta reprezentuje opcję polityczną oraz, nazwijmy to może nie do końca fortunnie, „etniczną”.
Gazety, które możemy nazwać umownie „łotewsko-rosyjskimi” przeważnie tęsknym okiem spoglądają w przeszłość, na „stare dobre czasy”, negatywnie odnosząc się do państwa łotewskiego i jego władz. Starają się nierzadko udowadniać, że mniejszość rosyjska na Łotwie jest przedmiotem brutalnej dyskryminacji, łamane są jej podstawowe prawa, a sytuacja jest ogólnie alarmująca („Rosyjskie nazwisko to wyzwisko”, cykl artykułów w „Wiesti Siewodnia”). Dziennik „Czas” delektuje się reakcjami na wypowiedź Aleksandra Czepurina (dyrektor departamentu ds. współpracy z rodakami żyjącym za granicą w MSZ), który 20 października skrytykował Łotwę i Estonię za brak rozwiązań w kwestii praw mniejszości rosyjskiej.
Ale w ocenie współczesnej Rosji dominuje ton bynajmniej nie jednoznaczny. Choć na historyczną ojczyznę spoglądają bałtyccy Rosjanie z miłością, to niekiedy jednak gorzko zauważają, że stali się instrumentalnie wykorzystywanym elementem gry pomiędzy Rosją a Zachodem. Stąd pojawiające się w niektórych tekstach „poczucie osamotnienia i opuszczenia” oraz żal i wyrzuty skierowane w stronę Kremla. Tak więc, choć kilkaset tysięcy rosyjskich „nieobywateli” (ludzi posiadających do dziś dnia właściwie tylko obywatelstwo… radzieckie) skarży się na łamanie swoich praw w Radzie Europy, nie przynosi to spodziewanych skutków. Gazeta „Rakurs” w ciekawym, wyważonym tekście z listopada 2005 roku („Zakładnicy wrogości Zachodu do Rosji”) przytomnie analizuje tę sytuację, zauważając sprzężenie zwrotne miedzy problemami człowieka w Rosji i sytuacją Rosjan na Łotwie, która w tej sytuacji jest rozgrywana instrumentalnie przez Moskwę na zasadzie „A u was murzynów biją!”. Podobnych chłodnych, wartościowych analiz można w łotewskich mediach znaleźć więcej.
Zgoła odmiennie prezentuje się sytuacja „po drugiej stronie barykady”. „Latvijas Avize” przestrzega przed groźbą finlandyzacji Łotwy w tekście z 17 października, zarzucając przy tym nomen omen Helsinkom, że jako jedne z niewielu państw otwarcie wystąpiły przeciwko kandydaturze Vairy Vike-Freibergi na sekretarza generalnego ONZ. Autor tekstu zauważa zmianę tonu rosyjskich polityków jeśli chodzi o kwestię nauki przez Rosjan mieszkających na Łotwie języka łotewskiego („Okazało się, że można się go spokojnie uczyć w szkołach i nikt od tego nie wariuje”), a także złagodzoną postawę mediów rosyjskich w stosunku do Łotwy, ale niespecjalnie dowierza tej przemianie. Uważa, że jest to raczej gra obliczona na finlandyzację: w zamian za „pójście Rosji na rękę” Łotwa miałaby dostać tanią ropę oraz dostęp do wielkiego rynku – korzyści istotne, ale też i łatwe do „zakręcenia” w razie potrzeby. Jednak, aby to osiągnąć, Łotysze musieliby zapomnieć o układzie pokojowym z 1920 roku, złamanym przez ZSRR i Niemcy oraz o latach późniejszej okupacji. „Każdy szanujący się naród powinien pamiętać, że są rzeczy, które się kupuje i sprzedaje, ale są i takie, które nie są towarem. Nie będziemy handlować prawdą, ponieważ kłamstwo demoralizuje i z czasem przynosi tylko szkody” – kończy autor w stylu ministra Becka.
„Neatkariga Rita Avize” zastanawia się 16 października, czy Łotwa powinna wesprzeć Gruzję w sporze z Rosją. Konkluzja artykułu brzmi, że choć małe narody powinny trzymać się razem w obliczu agresywnych działań mocarstwa, to jednak wsparcie należy się wyłącznie gruzińskiemu narodowi, a nie jego prezydentowi-awanturnikowi, który użył Rosji do napędzenia sobie popularności w kampanii wyborczej w wyborach samorządowych.
„Riga Rosvesty” w komentarzu dotyczącym ostatnich łotewskich wyborów parlamentarnych nazywa je „kolejną porażką Moskwy”, ale nie z powodu, iż większość rosyjskojęzycznych wyborców poparła umiarkowane ugrupowanie Centrum Zgody a nie radykalniejsze „Za prawa człowieka w zjednoczonej Łotwie” gromadzące dotąd większość rosyjskojęzycznych wyborców, ale dlatego, że rząd utworzą prawdopodobnie trzy partie „skorumpowanych oligarchów”, które mogą posługiwać się antyrosyjską kartą w instrumentalnych celach. Rosjanie – pomimo swej liczebności – pozostaną w opozycji, zauważa autor.
„Diena” zamieściła z kolei obszerny artykuł o zamordowanej Annie Politkowskiej (10 października). W konstatacji w artykule Rosja zostaje poddana ostrej ocenie: „Rosja, w której działa około połowa wszystkich prawicowych ekstremistów świata, a rozniecanie nienawiści stało się oficjalna państwową ideologią, stacza się coraz bardziej ku faszyzmowi”.
Estonia
W mediach estońskich Rosja sprawia wrażenie tematu mniej „gorącego” niż u sąsiadów z południa. Estońskie gazety nieczęsto zajmują się Rosją, przeważają teksty raczej spokojne, krytyczne (np.„Arileht” z 9 listopada 2005, zawierający rzetelną analizę o rosnącej ekonomii Rosji).
Segment prasy rosyjskojęzycznej nie jest tak rozwinięty jak na Łotwie. Trafiają się tu jednak również dość typowe w swoim zabarwieniu teksty, w których autorzy narzekają na estońskie władze. I tak „Delfi” z 2 października zwracają uwagę na rusofobię, która ujawniać się ma przy próbach usuwania pomników żołnierzy radzieckich. Autor tekstu nie znajduje zrozumienia dla działania rządu premiera Andrusa Ansipa, dążącego do oczyszczenia Tallina z symboli radzieckiej okupacji. Zwraca on uwagę, że jedna trzecia mieszkańców Estonii to nie-Estończycy, wobec czego postępowanie władz jest co najmniej nie na miejscu. Padają również oskarżenia o stojących rzekomo za rządzącymi amerykańskich sponsorów. „Deportacja martwych stanie się być może estońską Nokią” – podsumowuje ironicznie autor.
Były premier kraju Mart Laar porównuje z kolei na łamach prasy obecną sytuację, w jakiej znalazła się Gruzja do presji, jaką Rosja swojego czasu wywierała na Estonię. „Rosję niemalże fizycznie drażni, jeśli państwo, które uważała za wchodzące do jej strefy wpływów, ogłasza, że jest niezależne”. W innym artykule opublikowanym m.in. przez „BalticTimes” Laar czujnie też przygląda się prywatyzacji estońskich kolei, przestrzegając przed faworyzowaniem kapitału rosyjskiego
Generalnie jednak prasa estońska niespecjalnie interesuje się Rosją. Estonia, lider przemian ekonomicznych nie tylko w regionie, woli się najwyraźniej zajmować innymi sprawami. Chociaż…Awizując mecz Estonia-Rosja w ramach eliminacji do Euro 2008, „Postimees” napisał: „Rosja przeciw Estonii…Wydawałoby się, wielkości nieporównywalne. Według wszystkich parametrów: liczby ludności, terytorium itd. (…) [Piękno futbolu] polega na tym, że mniejszy i obiektywnie słabszy może zwyciężyć większego i silniejszego. Przykładów jest wiele. W tym zwycięstwo Estonii nad Rosją cztery i pół roku temu. A później – nie mniej pamiętny dla Estonii remis”.
Coś więc jednak jest na rzeczy…
Litwa
Największe i najludniejsze z państw regionu ma swoje zatargi z Rosją, nieco podobne do tych znanych z polskiego gruntu. Także i tu często podnoszona jest sprawa energetycznego uzależnienia od Rosji. Dużo się na Litwie pisze o kłopotach polskiego inwestora w strategicznie ważnej rafinerii Możejki, na którą ostrzyły sobie zęby rosyjskie koncerny paliwowe. Awaria ropociągu, nie do końca wyjaśniona sprawa pożaru, walka PKN Orlen o sfinalizowanie przejęcia oraz o zapewnienie alternatywnych dostaw surowców – to wszystko na Litwie nie przechodzi bez echa.
Gazeta „Atgiminas” analizowała w tekście z 7 października stosunki litewsko-rosyjskie. „Rosyjskie środki przekazu i debaty polityków pokazują, że ciągle tam jeszcze nie odżegnano się od myśli, aby państwa bałtyckie wróciły w rosyjskie objęcia (…)” – niepokoił się autor tekstu, przypominając też jak Rosja sobie poczyna w Południowej Osetii i Naddniestrzu. Autor zwrócił też uwagę na budowane przez rosyjskie służby specjalne „prorosyjskie lobby”, którego celem jest wywieranie wpływu na litewską politykę. Rolandas Paksas, Wiktor Uspaskich i jego Partia Pracy: obecność tych i innych „dziwnych” osobistości na litewskiej scenie nie wróży niczego dobrego.
„Jeden z najbardziej efektywnych sposobów by ograniczyć niezależność państwa to podporządkować swojemu wpływowi jego gospodarkę. – komentował „Atgiminas”. Wyobraźmy sobie, że cały system energetyczny Litwy (gaz, ropa) staje się zależna od kontrolowanych przez państwo rosyjskich koncernów (które mogą w dowolnym momencie przerwać dostawy lub podnosić ceny, powodując przy tym ekonomiczny chaos w kraju). W takich okolicznościach wiele zależy od „agentów wpływu”. Można nimi grać jak kartami”.
Litwa ma – również podobnie jak Polska – swoje „afery szpiegowskie” i wydalenia podejrzanych rosyjskich dyplomatów (ostatnio w październiku 2006 r.). Prasa litewska na sytuację za wschodnią granicą patrzy z niepokojem i sceptycyzmem, bacznie śledząc anemiczne reakcje rosyjskiej góry na morderstwo Anny Politkowskiej. Niepokoi się Gazociągiem Północnym i zapowiadaną przez Gazprom podwyżką cen gazu (do 2008 roku ma ona osiągnąć wartość rynkową, czyli w przybliżeniu taką, po jakiej Gazprom sprzedaje gaz krajom Europy Zachodniej – około 220 euro). „Verslo Zinias” z 2 października wiąże pewne, niewielkie jednak, nadzieje z nowym rządem Szwecji na pokrzyżowanie szyków Rosji co do projektu gazociągu po dnie Bałtyku. „Respublika” pisze mocno ironicznie o konflikcie gruzińsko-rosyjskim („o słoniu, który boi się myszy”), odnotowując z niepokojem odradzający się i zasilany wpływami ze sprzedaży gazu i ropy rosyjski imperializm na przestrzeni poradzieckiej.
W litewskiej prasie poruszane są także tematy spoza świata „wielkiej polityki”. „Lietuvos Rytas” z 27 września zatroszczył się o litewskich emigrantów w Irlandii, którzy nie mają dostępu do litewskiej telewizji, i odbierają świat poprzez tendencyjne kanały rosyjskie. „TV Antena” z 16 października narzeka z kolei na zalew rosyjskich programów w komercyjnych telewizjach, pomstując, że wybiera się i przeszczepia na litewski grunt z reguły najsłabsze z nich (marne teleturnieje i głupawe sitcomy).
Powyższy tekst powstał przede wszystkim dzięki materiałom zgromadzonym na stronie inosmi.ru, baltictimes.com, a także w oparciu o informacje z http://pl.wikipedia.org/wiki/Gazety_na_%C5%9Bwiecie.