Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Unia Europejska Paweł Świeżak: Rewolucja jeszcze nie teraz?

Paweł Świeżak: Rewolucja jeszcze nie teraz?


27 listopad 2005
A A A

Demonstracja azerskiej opozycji protestującej bezskutecznie przeciw sfałszowanym, jej zdaniem, wyborom parlamentarnym z 6 listopada, została brutalnie rozgoniona przez siły policyjne. Manifestanci próbowali w sobotę (26.11) zmienić formułę protestu i nie rozchodzić się do domów po upłynięciu wyznaczonego przez władze czasu. Jednakże interwencja sił bezpieczeństwa, w wyniku której aresztowanych zostało 29 osób, sprawiła, że plan rozpoczęcia permanentnej okupacji Placu Niepodległości przez 10-15 tysięcy ludzi sprzyjających opozycji, nie powiódł się. Czy oznacza to w praktyce koniec krótkiej azerskiej rewolucji?

Jeden z liderów opozycyjnego bloku Azadłyg (Wolność) Ali Kerimli wezwał w sobotę manifestantów do nierozchodzenia się (opozycja uzyskała od władz zgodę na zaledwie dwugodzinny wiec) i rozpoczęcia protestu w formie znanej z Ukrainy. „Dziś jest moment na podjęcie decyzji” – apelował do zgromadzonych Kerimli. Reakcja policji była jednak natychmiastowa i brutalna: protestujących rozpędzono używając armatek wodnych i pałek, w wyniku czego prawdopodobnie kilkadziesiąt osób zostało rannych, a blisko trzydzieści aresztowano. Media azerskie zbliżone do rządu poinformowały, że demonstracja opozycji w sobotę wieczorem przebiegała „pokojowo, jak zwykle”. Kerimli rozgonienie wiecu skomentował słowami: „Dzisiaj władze Azerbejdżanu pokazały swoją prawdziwą twarz”.

W odpowiedzi na pacyfikację protestu oświadczenia potępiające działania władz („nieuzasadnione niczym użycie siły”) wydały przedstawicielstwa dyplomatyczne USA i Wielkiej Brytanii w Baku. Ambasadorowie wezwali władze do przeprowadzenia śledztwa i ukarania winnych sobotniej siłowej rozprawy z opozycją. Ten gest zapewne ma pewne „moralne” znaczenie dla azerskiej opozycji, ale nie zmienia raczej jej sytuacji, nierokującej nadziei na sukces.

Opozycja domaga się powtórki wyborów z 6 listopada, w których oficjalnie zwycięstwo odniosła frakcja proprezydencka „Nowy Azerbejdżan”. Jeden z liderów opozycji Isa Gambar wezwał rządzących do podjęcia dialogu. Jego zdaniem, „w dialogu władzę powinny reprezentować te osoby, które są zdolne do podejmowania decyzji. Takimi osobami są prezydent Ilham Alijew lub szef aparatu wykonawczego prezydenta Ramiz Mechtijew. Nie ma sensu dialog z przedstawicielami partii „Nowy Azerbejdżan”, ponieważ nie mają oni autorytetu w społeczeństwie i nie mogą samodzielnie wpływać na bieg wydarzeń”.

Jednakże otoczenie prezydenta Alijewa, choć werbalnie wyraża skłonność do podjęcia rozmów, dodaje zaraz zastrzeżenia pod adresem opozycji. „Opozycja nie przejawia konstruktywnego stanowiska, wszystkie jej siły są skierowane na to, żeby odsunąć obecną władzę od rządzenia krajem, niezależnie od tego, czy naród tego chce, czy nie” – mówił odpowiadający w administracji prezydenckiej za sprawy społeczno-polityczne Ali Gasanow. Według Gasanowa wybory zostały pozytywnie ocenione przez międzynarodowych obserwatorów z OBWE, którzy wykryli tylko drobne nieprawidłowości w 13 proc. punktów wyborczych – toteż żądania opozycji dotyczące powtórnej elekcji uznał on za bezzasadne. „Azerbejdżański rząd nie jest zainteresowany w konfrontacji, ponieważ spoczywa na nim odpowiedzialność za stabilny rozwój społeczeństwa” – skomentował Gasanow sytuację w kraju, pośrednio dając do zrozumienia, że tylko rządy pod kierunkiem Alijewa oznaczają dla kraju spokój, tak pożądany przez zagranicznych inwestorów. 

Walka opozycji azerskiej wydaje się być skazana na porażkę. Władze działają metodą „małych kroków”, skutecznie paraliżując aktywność swoich przeciwników. Przykładowo, pozwolenie na manifestację opozycji, planowaną pierwotnie w Baku na niedzielę, zostało w ostatniej chwili cofnięte przez sąd miejski (na wniosek merostwa), a zgoda na protest administracyjnie przeniesiona na sobotę. Natomiast po sobotnim wiecu ogłoszono, że z uwagi na skargi mieszkańców stolicy domagających się prawa do niedzielnego wypoczynku, niedzielne wiece zostaną w ogóle zakazane. Coraz bardziej desperackie formy protestu (jak np. głodówki) również zdają się nie przynosić większych efektów. Jeszcze trudniej niż w Baku wygląda sytuacja opozycji na prowincji, na przykład w mieście Lankiaran, gdzie powszechnym instrumentem wykorzystywanym przez władzę są „zasoby administracyjne”. Dzięki nim rządzący mogą z opozycją „grać w kotka i myszkę”, mnożąc różnego rodzaju formalne przeszkody dla przeprowadzenia kolejnych akcji protestacyjnych.

Choć Ali Kerimli zapowiedział kontynuowanie protestów w nadchodzących tygodniach, to szanse opozycji wydają się iluzoryczne i malejące z każdym dniem. Komentatorzy zwracają uwagę, że chociaż w Azerbejdżanie występują niektóre czynniki zbliżające ten kraj do Gruzji czy Ukrainy (jak niezadowolenie społeczne z uwikłanej w korupcję rządzącej oligarchii, powszechnie uznawane za sfałszowane wybory), to jednak z drugiej strony nawet przy pełnej mobilizacji opozycja nie jest w stanie wyprowadzić na ulice więcej niż dwadzieścia tysięcy ludzi. Nieformalne wsparcie Zachodu, obecne w czasie rewolucji w dwóch wyżej wymienionych poradzieckich krajach, jest mniej odczuwalne w Azerbejdżanie. Europie i USA bardziej wydaje się zależeć na „utrzymaniu stabilności” w bogatej w ropę naftową kaspijskiej republice, niż na niepewnych mirażach „nieprzewidywalnej” demokracji.
 
Isa Gambar zapowiedział wprawdzie ostatnio, że opozycja będzie kontynuowała spotkania z dyplomatami akredytowanymi w Azerbejdżanie, ale jednocześnie raczej nie łudzi się on, że przeciwnicy Alijewa otrzymają jakieś poważne wsparcie z zagranicy. Wydaje się więc, że po Uzbekistanie Azerbejdżan jest kolejnym krajem, gdzie temat „kolorowej rewolucji” można na razie odłożyć ad acta.

W jednym ze swoich listopadowych komentarzy opiniotwórczy Financial Times uspokaja: "Przed wyborami parlamentarnymi 6 listopada w Azerbejdżanie niektórzy obserwatorzy zastanawiali się, czy kolejna była radziecka republika może wpaść w polityczne zamieszanie. Ale pomimo kilku powyborczych protestów, inwestorzy nie powinni spodziewać się w tym kraju niebezpiecznej niestabilności w krótkim terminie".

Czy - parafrazując słowa dyplomaty francuskiego odnoszące się do sytuacji w Warszawie w końcu 1832 roku - już wkrótce powiemy: "W Baku panuje spokój"?

Azadłyg (Wolność) – blok opozycyjny współtworzony przez partię Musawat (Isa Gambar), Front Narodowy (Ali Kerimli) oraz Partię Demokratyczną (Rasul Gulijew, Sardar Dżałaloglu).