Piotr Chmielewski: (Nie)zupełnie nowe menu, czyli Unia po portugalsku
Na pół roku stery w Unii Europejskiej przeszły w ręce Portugalii. Mimo, że w tak krótkim czasie trudno raczej o zmianę kierunków rozwoju organizacji, nie wpływa to na śmiałe aspiracje każdej kolejnej prezydencji. Nie inaczej jest z Portugalią, prezentującą cele, których realizacja - mimo że w pewnym stopniu wynikają one z potrzeby kontynuacji dotychczasowych działań – musiałaby być uznana za wielki sukces.
Jednym z głównych zamierzeń Lizbony zdaje się być zwrócenie UE w kierunku południowym, a więc ku krajom basenu Morza Śródziemnego. Jak można dowiedzieć się z niedawnej wypowiedzi stałego przedstawiciela Portugalii przy UE, Álvaro Mendonça e Moury, wspólna polityka zagraniczna powoduje w Portugalii dość zaskakujące skojarzenia - jest jak smażalnia ryb, w której je się tylko to, co poprzedniego dnia udało się złowić. Innymi słowy Unia zadowala się reagowaniem na bieżące wydarzenia, a w jej menu brakuje zaplanowanych działań i długoterminowej perspektywy. Minione półrocze potwierdza taką diagnozę - skoro jednym godnym zapamiętania zdarzeniem w relacjach zewnętrznych był nieudany szczyt UE-Rosja, to właśnie brak wizji dotyczącej polityki zagranicznej trzeba uznać za słabą stronę przewodnictwa niemieckiego.
Wsłuchując się w wypowiedzi najwyższych rangą przedstawicieli portugalskich zdaje się, że ich receptą na marazm w unijnej polityce zagranicznej będzie dążenie do powołania „Unii Śródziemnomorskiej” oraz wzmocnienia relacji z Afryką. O ile konieczność dialogu z kontynentem afrykańskim jest oczywista i z nadzieją można oczekiwać rezultatów pierwszego od lat szczytu UE - Afryka, o tyle pomysł na kolejną Unię budzi spore wątpliwości.
Podstawowe pytanie brzmi, jak taka Unia odnosiłaby się do już wykształconych form współpracy – przeszło dwunastoletniego procesu barcelońskiego i funkcjonującej od dwóch lat Europejskiej Polityki Sąsiedztwa. Możliwym rozwiązaniem byłoby przejęcie dorobku procesu barcelońskiego przez nową organizację, co jednak wydaje się mało prawdopodobne gdyż jest on silnie powiązany z UE. Niewykluczone też, że nowa forma współpracy krajów basenu Morza Śródziemnego miałaby zastąpić południowy wymiar dotychczasowej – krytycznie ocenianej - polityki sąsiedztwa. Wreszcie, pomysł może być próbą znalezienia nowych ram dla współpracy z Turcją, co miałoby zapobiec jej pełnej integracji z UE. Jakakolwiek byłaby prawda, dziwi mówienie o nowej Unii, bez określenia jej relacji z tą już istniejącą.
Próba przeniesienia ciężaru polityki unijnej na południe ma jednak spore szanse realizacji, jako że rozwój ścisłych relacji z krajami Bliskiego Wschodu i północnej Afryki popierać będzie Francja, która obejmie za rok przewodnictwo w UE. Autorem pomysłu powołania Unii Śródziemnomorskiej jest bowiem sam Nicolas Sarkozy.
Z całą pewnością portugalskie przewodnictwo nie ograniczy się jednak do zmiany akcentów polityki zagranicznej i będzie też kontynuować wysiłki prezydencji niemieckiej, dla której priorytetem było przyjęcie nowego traktatu reformującego. Co więcej, jak celnie zauważa Mendonça e Moura, „tym co tak naprawdę jest trudne w reformie traktatowej nie jest jej rozpoczęcie, ale zakończenie”. Trudno o szczególny entuzjazm bo właśnie ta trudniejsza część zadania przypada Portugalii. Wynika to z prostej kalkulacji, że jeżeli traktat miałby obowiązywać w 2009 r., a więc podczas najbliższych wyborów do Parlamentu Europejskiego, to powinien zostać podpisany już w drugiej połowie 2007 r. Jako że reforma traktatowa jest, zdaniem Portugalczyków, niezbędna do dalszego rozszerzenia UE, nie należy też spodziewać się radykalnych postępów w negocjacjach z krajami kandydackimi.
Dla Polski dobrym sygnałem jest pełne poparcie Portugalii dla jak najszybszego włączenia wszystkich krajów członkowskich do systemu SIS II, a przez to do obszaru Schengen. Z punktu widzenia polskich interesów kluczowa będzie też debata nad funkcjonowaniem jednolitego rynku, która po kompromisie dotyczącym usług, ma koncentrować się na likwidacji barier w swobodnym przepływie towarów, na co wciąż skarży się większość przedsiębiorców. Wreszcie, prezydencja portugalska pochyli się zapewne nad kwestią realizacji Strategii Lizbońskiej, przyjętej zresztą za jej przewodnictwa w 2000 roku. Pomimo dość powszechnego przekonania o klęsce Strategii, coraz częściej wskazuje się, że jej cele są bliskie realizacji, co może zachęcić Portugalczyków do rozpoczęcia prac nad jej nową odsłoną.
Jeżeli chociaż część z tych ambitnych planów ma być zrealizowana, konieczne będzie pełne wykorzystanie obecnego półrocza funkcjonowania organizacji, a więc w Unii Europejskiej – a przynajmniej w portugalskich gabinetach – powinno to być pracowite lato.