Piotr Maciążek: Jeszcze Ukraina nie umarła
Od przeszło 350 lat w ukraińskiej myśli politycznej dominuje przekonanie, że wybór gwarantujący własnego hetmana (prezydenta) i zachowanie majątków ziemskich przez starszyznę kozacką (interesy oligarchów) to właściwa droga dla Ukrainy.
Trzy wydarzenia w historii powszechnej są dla Ukraińców równie bolesne jak trzy rozbiory Rzeczpospolitej dla Polaków. Pierwszym jest Unia Lubelska (1569) i poddanie Ukrainy panowaniu Polaków. Drugim ugoda w Perejesławiu (1654), która poddała kozackie państwo hetmana Chmielnickiego powolnej dominacji rosyjskiej. Trzecim rozejm w Andruszowie (1667), który przypieczętował dominację Polaków i Rosjan nad Ukraińskimi ziemiami na wieki (to wydarzenie stało się fundamentem podziału kraju nad Dnieprem na część zachodnią i wschodnią). Konsekwencją tych trzech rozbiorów jest odwieczny wybór Ukrainy pomiędzy współpracą polityczną z Polakami (zachód) lub Rosjanami (wschód). Wybór mniejszego zła w obliczu geopolitycznego osamotnienia.
Spuścizna XVII stulecia zakreśliła ramy ukraińskiej polityki historycznej, która po ogłoszeniu wyśnionej niepodległości w 1991 roku dała o sobie znać słowami Leonida Kuczmy, który stwierdził że „wydarzenia historyczne są dzisiaj różnie oceniane, jednak dokumenty podpisane 350 lat temu w Perejesławiu były jedyną możliwością, by zapobiec ostatecznej klęsce Ukrainy”. Od przeszło 350 lat w ukraińskiej myśli politycznej dominuje przekonanie, że wybór gwarantujący własnego hetmana (prezydenta) i zachowanie majątków ziemskich przez starszyznę kozacką (interesy oligarchów) to właściwa droga dla Ukrainy. Ukraińska klasa polityczna uważa, że lepiej jest trwać niż reformować.
Krótki powiew świeżości zawitał nad Dniepr wraz w pomarańczową rewolucją, gdy Ukraińcy przypomnieli sobie, że „jeszcze Ukraina nie umarła” (to słowa hymnu narodowego). Dziś gorzka polityczna tradycja znów jednak daje o sobie znać. Prezydent Janukowycz staje się naturalnym kontynuatorem ukraińskiej polityki historycznej. Jest podobny do Chmielnickiego, któremu doraźne korzyści polityczne i gospodarcze przesłaniały istotę rosyjskich interesów i polityczny horyzont. Ukraińska władza jak przed wiekami zagrożona od zachodu propolskimi „lwowskimi nacjonalistami” szuka oparcia w odradzającym się wschodnim mocarstwie. I znajdzie to oparcie tak jak przed wiekami poddając się pozorom własnej niezależności.
Zniżki na rosyjski gaz zadziałają jak narkotyk na słaby ukraiński organizm. Chwilowa stabilizacja wtłoczona gazociągami ze wschodu będzie uzależniać Kijów aż do jego całkowitej wasalizacji. W cieniu przyjaznych gestów takich jak umowa demarkacyjna, która wyznaczy dokładną granicę Ukrainy na wschodzie będzie postępowała okupacja energetyczna tego kraju. Z ukraińskiej infrastruktury energetycznej rosyjskie przerzuty zaatakują przemysł atomowy, lotniczy i stoczniowy. Ukraińska choroba będzie postępować aż do zebrania się rzeszy żałobników na Majdanie. Wtedy pozostanie im tylko odśpiewanie „Jeszcze Ukraina nie umarła” nad dogorywającym chorym. Nie będzie cierpiał. Jego ból uśmierzy zaaplikowany starą ukraińską strzykawką rosyjski gaz ze wschodu. Los chorego będzie smutny- choroba prawdopodobnie okaże się śmiertelna a żałobników z zachodu zatrzyma w drodze na pogrzeb pył wulkaniczny.