Wolność w odwrocie
Pacyfikacja Tybetańskich manifestantów poruszyła opinię publiczną w całym zachodnim świecie. Demonstracje, happeningi, listy poparcia, bojkoty, a nawet groźby odwołania olimpiady. I co? I nic. Okazało się, że zachodnie demokracje są bezsilne. Dlaczego? Chińska reakcja na manifestacje w Tybecie nie wzięła się znikąd. Od wielu już lat Chińczycy oskarżani są o popieranie ludobójstwa w Darfurze. Największej hekatomby dzisiejszego świata. Reżyser Steven Spielberg w proteście wobec ludobójstwa w Darfurze zrezygnował z uczestnictwa w przygotowywaniu ceremonii otwarcia olimpiady. Finansista Warren Buffet potępiając Chińczyków wycofał swoje pieniądze z Petrochina. I co? I nic. Napiętnowana sudańska ropa nie przeszkodziła Petrochina wejść na giełdę i stać się największym przedsiębiorstwem świata, a przygotowania do olimpiady biegną pełną parą. Tyle, że bez Spielberga.
Nie oznacza to, bynajmniej, że działania Spielberga, czy Buffeta były pozbawione sensu. Wręcz przeciwnie. Oddziaływanie na wizerunek państwa, otwarta krytyka rządu, zwłaszcza rządu, który tłumi krytykę własnych obywateli, ma swoją wagę. Tak jak niezwykle ważne są, z drugiej strony, gesty solidarności z krzywdzonymi; uchodźcami z Darfuru, czy Tybetańczykami. Ale środki te w zderzeniu z niedemokratycznymi państwami mają dziś mniejszą siłę oddziaływania.
Chińczycy wydają się nie przejmować zanadto głosem opinii publicznej państw zachodnich. Bardziej interesuje ich głos biznesu, choć i z nim rozmawiają twardo. Nawet Google musiał uznać warunki chińskiego smoka i wprowadzić cenzurę w wynikach wyszukiwania. Siła przyciągania rynku zbytu państwa środka jest równie wielka jak konkurencyjność chińskiej produkcji.
Chiny są najpełniejszym przykładem zachodzących zmian. Mapa światowego bogactwa ulega przeobrażeniom a wraz z nią zmienia się układ sił i władzy. Na niekorzyść społeczeństw zachodnich. Na niekorzyść praw człowieka, demokracji i wolności obywatelskich. Coroczny raport Freedom House "Freedom in the world 2008" pokazuje rozmiary zjawiska. Rozwój demokracji został powstrzymany drugi rok z rzędu. Zaledwie 10 państw poprawiło zakres wolności obywatelskich, aż 36 państw ją ograniczyło. W państwach "wolnych" żyje mniej niż połowa ludności świata. Co ciekawe, autorzy raportu wskazują właśnie Chiny oraz Rosję, Wenezuelę i Iran jako niszczycieli wolności obywatelskich również w innych państwach.
Potwierdzają to doniesienia "Reporterów bez granic" (RSF), którzy alarmują o toksycznym wpływie Chin na wolność prasy i prawa obywatelskie w Afryce.
Niedemokratyczne reżimy jak Chiny, czy Rosja finansują inne państwa nie zadając kłopotliwych pytań o prawa człowieka. Nie uzależniają pożyczek od postępów w reformach ekonomicznych jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Ale pieniądze z bogatych reżimów płyną nie tylko do państw rozwijających się.
Zjawisko ostatnich lat - rządowe fundusze inwestycyjne (Sovereign Wealth Funds) jest swoistym miernikiem wzrostu potęgi państw niedemokratycznych. Autorytarne reżimy poprzez fundusze kupują pokaźne udziały w europejskich i amerykańskich firmach. Amerykańskie Citibank i Merrill Lynch, szwajcarski UBS, francuski Total już znalazły się na liście inwestycji funduszy. Kto ma pieniądze ten ma władzę, a dziś pieniądze płyną do Chin i Rosji.
Bogactwo z eksportu ropy lub wyrobów przemysłowych wzrasta niesamowicie szybko. Od zakończenia drugiej wojny światowej, chyba nigdy tak olbrzymi majątek nie był w rękach niedemokratycznych reżimów. I z każdym dniem rośnie.
Jednocześnie jesteśmy świadkami załamania siły nabywczej dolara. Nominowany w dolarach majątek najbogatszego państwa demokratycznego – Stanów Zjednoczonych Ameryki z każdym dniem maleje, a państwa niedemokratyczne stają się coraz bogatsze. Wygląda na to, że ta tendencja jeszcze trochę potrwa. Gospodarka USA nie szybko wyjdzie z recesji, popyt na ropę będzie dalej rósł nieuchronnie windując cenę, a dalekowschodnie tygrysy ani myślą zwalniać tempa. Globalne perspektywy dla demokracji są zatem fatalne. Dobrze, jeżeli demokracja i prawa człowieka nie zostaną osłabione w państwach, które już uznano za demokratyczne. Niestety Freedom House nie ma dla nas dobrych wieści. Zakres wolności politycznej w wielu państwach, m.in. w Gruzji, w ostatnich dwóch latach uległ regresowi. Nie oznacza to oczywiście, że powrócił totalitaryzm, ot trochę tu i tam uszczuplono wolności obywatelskie.
Oczywiście, może być i tak, że bogacące się społeczeństwa państw autorytarnych zaczną upominać się o prawa obywatelskie i udział w rządach. Taki scenariusz nie jest wykluczony. Ale na razie dość odległy. Tak odległy jak zakup pierwszego mieszkania i samochodu przez, pi razy drzwi, dwa miliardy ludzi. Gdy to już nastąpi to wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie.