Egipt/ Jimmy Carter powraca na Bliski Wschód i rozmawia z Hamasem
Jimmy Carter - były amerykański prezydent, architekt egipsko-izraelskiego porozumienia z Camp David wystąpił w czwartek (17 kwietnia) na Uniwersytecie Amerykańskim w Kairze, gdzie przedstawił swą wizję procesu pokojowego na Bliskim Wschodzie.
Carter – sprzeciwiając się proizraelskiej polityce George’a Busha – stwierdził, że każdy akt przemocy wymierzony przeciwko ludności cywilnej (zarówno żydowskiej, jak i arabskiej) jest aktem terroryzmu, niezależnie od tego czy agresorem jest Hamas czy Izrael, zrównując tym samym terroryzm Hamasu z terrorem państwa Izrael. Stwierdził również, że od porozumienia z Camp David dokonał się jedynie niewielki postęp w kwestii palestyńskiej, czego potwierdzeniem jest jego zdaniem fakt, iż Izrael nadal buduje żydowskie osiedla na terytoriach okupowanych. Były amerykański prezydent dodał, iż celem jego tournee po Bliskim Wschodzie jest pomoc w zaprowadzeniu pokoju w regionie, co nie nastąpi bez zaprzestania stosowania przemocy przez obydwie strony konfliktu izraelsko-palestyńskiego.
Carter uważa, iż będzie to możliwe tylko wówczas, gdy do procesu pokojowego włączony zostanie, marginalizowany przez społeczność międzynarodową i nieuznawany przez Izrael, Hamas – zwycięzca wyborów parlamentarnych w Autonomii Palestyńskiej w 2006 roku. W związku z tym, ważnym i kontrowersyjnym elementem wizyty Cartera w Egipcie było spotkanie z liderami Hamasu (Mahmoudem Zaharem i Saidem Sikamem), których skrytykował za ostrzeliwanie osiedli żydowskich, co prowokuje akcje odwetowe Izraela i oddala perspektywę pokoju. Spytał ich również czy zaakceptowaliby porozumienie między Mahmoudem Abbasem (prezydentem Autonomii) a Ehudem Olmertem (premierem Izraela), gdyby zawierało ono ustalenia dotyczące najważniejszych problemów i zostało zaaprobowane w ogólnopalestyńskim referendum. Na to pytanie usłyszał odpowiedź twierdzącą.
Spotkanie Cartera z Hamasem spotkało się z ostrą krytyką, na którą były amerykański prezydent odpowiedział: „Na każdego zabitego Izraelczyka przypada 30-40 zabitych Palestyńczyków, co jest skutkiem izraelskich akcji odwetowych. Jednak nie chodzi o przeciwstawianie sobie kilkunastu ofiar po stronie izraelskiej przeciwko kilkuset zabitym Palestyńczykom, lecz o to by przekonać Hamas, aby ten zaprzestał wspierania ataków terrorystycznych przeciwko Izraelczykom, co powoduje zmasowane kontruderzenia sił izraelskich. Tylko w ten sposób będzie można zakończyć ten konflikt”. Po czym dodał: „Izraelczycy cierpią tak samo jak Palestyńczycy – jedni i drudzy potrzebują pokoju.”
Były amerykański prezydent skrytykował też swoich rodaków, za to że w Stanach Zjednoczonych nie toczy się żadna poważniejsza dyskusja na temat procesu pokojowego. Spowodowane jest to zdominowaniem sceny politycznej przez proizraelskich działaczy, przez co głos drugiej strony nie jest słyszany. Dopiero najnowsza książka Cartera ożywiła ten temat, ale głównie z powodu nazwania izraelskiej polityki wobec Palestyńczyków „apartheidem”, rozumianym przez autora jako: „stan w którym dwie grupy żyją na jednym terytorium w całkowitej separacji, przy czym jedna z nich dominuje nad drugą i ją prześladuje”. To, według byłego amerykańskiego prezydenta, dzieje się obecnie na Bliskim Wschodzie.
Kolejnym celem wizyty byłego amerykańskiego prezydenta była Syria, gdzie spotkał się z liderem palestyńskiego Hamasu - Khaledem Mashaalem. Następne państwa na liście Cartera to: Arabia Saudyjska, Jordania i Izrael (od którego zaczęto tournee po Bliskim Wschodzie).
Na podstawie: thedailynewsegypt.com, news.yahoo.com, reuters.com