Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Świat Ameryka Północna Banki centralne w roli hazardzistów

Banki centralne w roli hazardzistów


09 październik 2008
A A A

Środowa sesja w USA była jedną z najważniejszych od wielu miesięcy (jeśli nie lat). Przed jej rozpoczęciem banki centralne sześciu krajów zdecydowały się na wspólną akcję obniżania stóp. Stopy o 50 pb. obniżyły Fed, ECB, Bank Anglii, ECB obniżyły też stopy Chiny, Szwecja i Szwajcaria. Japonia wyraziła pełną solidarność. Bankowcy oświadczyli, że ryzyko inflacji się zmniejsza, więc mogą sobie pozwolić na takie posunięcie. Było ono niezwykle ryzykowne i dokonane w niewłaściwym czasie.
Image
(cc) discopalace
Niewłaściwym dlatego, że potworna panika, którą obserwowaliśmy na rynkach azjatyckich i paniczne nastroje w Europie powinny były przełożyć się na bardzo zły początek sesji w USA, ale istniało olbrzymie prawdopodobieństwo, że rynek amerykański wybroni się sam. Najczęściej taka panika tak się właśnie kończy. Wielu graczy łącznie ze mną tego oczekiwało. Gdyby tak się nie stało to można by taką interwencję przeprowadzić w czwartek.

Bankierzy zaryzykowali. Można powiedzieć, że zagrali jak hazardziści. Chcieli pokazać, że są zjednoczeni, że będą działali wspólnie, że jeśli będzie taka potrzeba to wymyślą (też wspólnie) coś nowego i uratują świat. Tyle tylko, że gdyby rynki źle odczytały ich intencje i skupiły się na zagrożeniach (nie robi się takich ruchów, jeśli nie ma olbrzymiego zagrożenia), a indeksy by spadły to wynikiem byłaby utrata wiary w to, że cokolwiek może pomóc. To zaś prowadziłoby do niewyobrażalnych wręcz skutków. Dlatego też sesja w USA nie powinna się była zakończyć spadkami. Gdybym to napisał parę miesięcy temu to uznałoby mnie za zwolennika spiskowej teorii dziejów. Jednak po tych wszystkich interwencjach, które już widzieliśmy, podejrzenie, że to nie tylko rynkowe siły pomogły w środę (w tej wyjątkowej sytuacji) posiadaczom akcji nie może dziwić.

Indeksy giełdowe rozpoczęły sesję sporym wzrostem (reakcja na obniżki stóp). Potem gracze doszli do (słusznego) wniosku, że same obniżki nic nie pomogą ani sektorowi finansów ani gospodarce (najwcześniej pomogą za pół roku). Zaczęła się wyprzedaż, która trwała do 19.00. I wtedy to nagle uderzył popyt. Można powiedzieć, że uderzył dlatego, iż indeks S&P 500 dotknął ważnego wsparcia sprzed 5 lat. Fakt, pretekst dobry, ale niespecjalnie przekonujący. W każdym razie technik może w to starać się uwierzyć. Powtarzam: sesja nie miała prawa zakończyć się spadkiem. Indeksy rosły już po dwa procent, ale ostatnie pół godziny przyniosło atak podaży i koniec był żałosny. Nie miała prawa, ale się zakończyła… Co z tego wynika? Nadal jest szansa na ubicie średnioterminowego dna i rozpoczęcie korekty. Pod jednym wszakże warunkiem: czwartkowa sesja musi się zakończyć dużym wzrostem indeksów. Inaczej cała ta gra banków centralnych okaże się nieporozumieniem.