Chruszczówka
-
Unia&Polska
Od kilku lat trzecia część Polaków (w porywach) okrutnie polubiła bajki. Lubią słuchać dobrych wiadomości. To takie, które schlebiają ich gustom oraz komplementują ich wytrawną inteligencję. Tak, kochani, głosując na Law and Justice dokonujecie najlepszego wyboru. Zewsząd bowiem czają się prześmiewcy z korporacji Geremka i układu postmodernistów, a nikt wam piękniej nie będzie schlebiać, jak umiłowani bracia Grimm.
Jeżeli będziecie w złych nastrojach, bracia zadbają, by żadne koszmary nie śniły się wam po nocach. W myśl zasady "po co babcię denerwować, niech się babcia cieszy", nie będą zaprzątać waszych stroskanych dusz trucizną cywilizacji XXI wieku. Pańskim gestem zaproszą was w wiek XIX, gdzie kto Polak na bagnety.
Jeżeli to jednak będzie konieczne, zmobilizują was strachem. A potrafią to uczynić z kunsztem, którego nie powstydziłby się towarzysz Gomółka. Warsztat opanowali do perfidii (w czasach przedrewolucyjnomoralnych mówiło się: do perfekcji). Ostatnio, na przykład, antypolski i antynarodowy wilk przypiął sobie do chwosta chorągiewkę OBWE i wymachiwał nią z zapałem. Ot, psotnik. Wystarczyło go jednak postraszyć rekonstrukcją szafotu, by mu się łapy rozjechały. Głupi, naiwny wilk... Nie przewidział, że bracia Grimm gotowi są na każde poświęcenie w obronie godności (wedle autorskiej definicji ich błazna) "ciemnego ludu", który kocha transakcje pod naporem komplementów.
Gotowi są nawet na pokazanie gestu Kozakiewicza pomnikom Jana Pawła II. Z posągami jest zresztą najłatwiej. Każdemu można postawić popiersie, usiąść przy nim na ławeczce i fantazjować. Papież był przeciwny szubienicom? Papież kochał Europę? Nie szkodzi. Kto będzie czytał opasłe tomiska. Bracia mają przecież szamana. On przez ptasie radio opowie, co tak naprawdę grało w duszy Karola Wojtyły. On was wprowadzi w bajeczny świat prawdy. Jemu przecież Ojciec ufał najbardziej, choć z oczywistych względów nie mógł się konfidencją afiszować. Wróg czuwa. Czai się w każdym kącie piernikowej chatki.
Trzecia część Polaków (a jak się okazuje tylko 10 procent, pień z pnia, wystarczy by rządzić i bronić resztę przed skumulowaną agresją wschodu i zachodu) bawiła się w przedszkolu w grę o nazwie "chodzi lisek koło drogi". Poza przedszkolami, onego czasu, nosiły takie harce nazwę "chruszczówka". To prosta zabawa. Charakteryzuje się tym, że nie ma żadnych zasad, a i tak są one zmieniane podczas gry. Prawda, jakie to łatwe i przyjemne?
Skoro tak, to posłuchajcie bajeczki o pierwiastkach. Bracia Grimm, jak powszechnie i w sposób oczywisty wiadomo, znają się na wszystkim. A w rachunkach, to są biegli, jak mało kto. Dlatego misie z ich okienka opowiadały babciom i wnuczkom, że bardzo sorry, ale musimy wyzionąć ducha za całki i różniczki. Jak mus to mus.
Jednak na tydzień przed zbiorowym seppuku zdrowego drewna narodu oraz jego oczywistych korzeni, przyjechał z Paryża Święty Mikołajek. On dopiero co zaczął pracę przy rozdawaniu prezentów, więc był pełen zapału i zachwytu. Zanim przyjechał, zadał swoim reniferom proste pytanie, uprzednio stawiając diagnozę następującą: "Mamy w Warszawie frustratów cierpiących na skomplikowaną jednostkę chorobową o nazwie Europejska Mania Prześladowcza Uwarunkowana Nabytym Kompleksem Wasalnym. Tego się nie da leczyć. Można jedynie łagodzić skutki. Co mamy w apteczce?"
Renifery znalazły tabletki z Joaniną. Co to jest? Nieważne; to takie nieszkodliwe placebo, dzięki któremu wszyscy będziemy udawać przed elektoratami, że jesteśmy zdrowi i panujemy nad swymi odruchami. Bracia Grimm z radością łyknęli francuski smakołyk i zadecydowali, że ze śmiercią im nie do twarzy, a pierwiastkami niech się zajmują gimnazjaliści. Uznali jednak, że publiczność warto jeszcze przez tydzień utrzymać w stanie błogiej niepewności. Nie, że zaraz kłamstwo, oszustwo, manipulacja... To wszakże tylko niewinna dobranocka. Taktyka taka. Wynajęte misie z okienka nadal analizowały, popierały, budowały wspólnotę wobec oczywistego zagrożenia oraz uzasadniali niezbywalny wybór jedynie słusznej drogi, a bracia już byli konceptami daleko. Wymyślali nowe niespodzianki.
Zapomnieli tylko o swej zmianie planów powiadomić szerpów, którzy dźwigali ich ciężkie walizy w trudnym marszu do groty króla gór. Szerpowie nawet u celu podróży wierzyli, że przybyli tam silni, zwarci i gotowi tylko po to, by nie oddać ani guzika. Kiedy przy deserze po pierwszym lunchu okazało się, że bajka będzie miała inne zakończenie, jedna szerpa dostała nawet ataku histerii. Ale cóż... A la guerre comme a la guuerre, jak mawia nasz nowy przyjaciel, druh i sojusznik.
I wszystko skończyłoby się jak w bajce, gdyby nie zła czarownica. Tej wstrętnej teutońskiej wiedźmie fałszywy uśmiech nie schodził z twarzy. Mieli rację przodkowie ze zdrowego pieńka, którzy słowa "czart", "bies", "kaduk" i Niemiec" traktowali synonimicznie. Kiedy już służba zaczynała sprzątać po ostatnim balu, brat nieco mniejszy choć formalnie ważniejszy, zebrał się w sobie i zapytał, jak długo będzie obowiązywać recepta na tabletki szczęścia i czy będzie urzędowo podstemplowana. "Joanina? Słyszałeś coś o takim specyfiku Mikołaju?", zapytała zimno Baba Jaga. "Coś mi się obiło o moje francuskie uszy, ale nie przypominam sobie żadnych konkretów", odparł Mikołajek.
Ach wy podłe, przebiegłe dranie! Metternichy przebrzydłe! Jakobińskie pomioty! Nie pozwolicie nam opowiadać naszych bajek? My wam damy traktat! My wam damy integrację!
Skąd ten nagły atak spawacza? Naiwni szwagrowie króla Piasta dopiero wówczas zorientowali się bowiem, że to nie oni ustalają zasady "chruszczówki". Lisek poszedł nie tą dróżką. Ale cóż... Na wajnie kak na wajnie.
Najboleśniej cios odczuła blondyneczka w czerwonym kapturku, której prostoduszny uśmiech nie powinien jednak zwieść, nawet najbardziej doświadczonego dziadkiem Giertychem, smoka. Jej nieskalana duszyczka nosi bowiem w zakamarkach okruchy ciemnej strony mocy. Kiedy przebiera się za latarnię, potrafi być groźna. Nawet Królowa Śniegu roztapia się przy niej ze strachu. Magiczna latarnia dysponuje bowiem hufcami krasnoludków. A noszą one różne szykowne mundurki (akselbanty zapięte pod szyją). Wśród nich jeden ulubiony. "Ta sprawa kwalifikuje się do ABW", zwykła kwitować ulubienica szwagrów Grimm próby uczonych deliberacji, że bajki bajkami, ale rzeczywistość...
Ot choćby wesoła gromadka żubrów, zajączków, sarenek i sówek. Nazwała się ona dumnie Konfraternią Europejską Rady Misiów (KERM). Dobroduszne zwierzaki myślały, że dostaną prawdziwe role w tej bajce. Wystarczyło, by latarnia ich odwiedziła i zaświeciła w oczy tylko przez chwilę: "Jeżeli wyobrażaliście sobie, że będziecie oceniać wyniki naszego wyjazdu do groty króla gór, to grzeszycie naiwnością. Nie macie do tego kwalifikacji. To prawo przysługuje tylko panu Grimm, panu Grimm i mnie."
Fauna wszelka zamilkła, jakby sam Ojciec Niebieski wezwał ją do apelu. Zastygła w trwodze przed wygnaniem z lasu. Wiedziała, że za drzwiami czekają skrzaty uzbrojone w proce, a uzależnione od adrenaliny ("Na glebę, motyla noga, na glebę").
Morałów z tych bajek jest więcej niż moherowych papach. Można się silić na dyrdymały w rodzaju "kto jaką chruszczówką wojuje od takiej ginie." Można pogodzić się z pokorą, że podstawową osobą w przedszkolu jest Pani z Funkcją Kontrolną, która "patrzy na nas z boczku, czy nie mamy mokro w kroczku." W końcu, ktoś musi nas, bachorów, nie posiadających Świętego Graala jedynej i porażającej prawdy, prowadzić za rączkę.
Nikt nie zrobi tego jednak lepiej od nieodżałowanego Bronisława Pawlika. To był Prawdziwy Miś z Okienka. Nie wiedząc, że jest podsłuchiwany przez milusińskich, wyznał szczerze: "A teraz drogie dzieci możecie pocałować misia w dupę!"