Prezydent Obama - życiorys
Barack Hussein Obama urodził się 4 sierpnia 1961 r. na Hawajach, jako syn Ann Dunham - białej Amerykanki z Kasnas, której ojciec przeszedł pół Europy z armią Pattona w czasie II wojny światowej, i Baracka Obamy seniora - czarnoskórego studenta z Kenii, którego ojciec był służącym u brytyjskich władz kolonialnych.
Ann i Barack poznali się na kursie języka rosyjskiego na Uniwersytecie Hawajskim. Wkrótce po przyjściu na świat ich syna, Obama senior zostawił rodzinę i wyjechał kontynuować studia na Harvardzie. Mógł wprawdzie wybrać Uniwersytet Nowojorski, który oferował mu pełne stypendium, dzięki czemu miałby przy sobie rodzinę, ale ambitny student z Kenii chciał zdobyć jak najlepsze wykształcenie - nawet za cenę rozpadu rodziny.
"Ojciec był dla mnie czystym mitem" - napisze później Barack junior w książce "Odziedziczone marzenia". Zarówno matka, jak i dziadkowie - (zwłaszcza zmarła 3 listopada tego roku babcia - Madelyn) - utrwalali w jego świadomości obraz ojca jako człowieka mądrego i uczciwego, gotowego dla poświęcenia własnego dobra (czyli rozstania z Ann i małym Barackiem) dla dobra swojego kraju - Kenii. Jak przesadzony był to obraz, Barack junior przekona się gdy za kilka lat ojciec przyjedzie do USA na rehabilitację po wypadku.
Tymczasem jednak Ann Dunham poznała innego studenta z zagranicy - Indonezyjczyka Lolo Soetero - i razem z synem podąża do ojczyzny drugiego męża. Tam Barack najpierw uczęszcza do szkoły katolickiej, a później - do szkoły publicznej, co media nagłośniły jako naukę w "szkole koranicznej".
Wkrótce jednak Barack powrócił do USA, by ukończyć szkołę na Hawajach. Po rozwodzie z drugim mężem, z Indonezji wróciła też jego matka i młodsza siostra - Mya. Barack Obama studiował najpierw w Occidental College w Los Angeles, a później - w nowojorskiej Columbii. To właśnie wtedy miał - co opisuje w książce - rozpaczliwie poszukiwać swojej "czarnej" tożsamości. Wtedy też po raz pierwszy skosztował narkotyków.
Po studiach przez krótki czas pracował w korporacji finansowej w Nowym Jorku. Chcąc dać jednak ujście swojej naturze społecznika, przeprowadził się do Chicago, gdzie rozpoczął inną karierę - pracownika socjalnego. Zajmował się organizowaniem ruchu obywatelskiego w biednych dzielnicach Chicago, zamieszkiwanych głównie przez Afroamerykanów. Obama zrozumiał też, że aby móc w pełni pomagać tym ludziom, powinien skończyć studia prawnicze. Wybrał Harvard - po części ze względu na ojca.
W ostatni weekend przed wyjazdem do Bostonu, Obama poszedł na nabożeństwo do kościoła Świętej Trójcy. Wysłuchał wtedy kazania pastora Jeremiaha Wrighta pt. "Zuchwałość nadziei". Tak rozpoczęła się wieloletnia przyjaźń z kontrowersyjnym duchownym, a tytuł wygłoszonej wtedy homilii stał się tytułem drugiej książki Obamy.
Podczas studiów na Harvardzie, Barack Obama objął prestiżowe stanowisko redaktora "Harvard Law Review". Ponieważ był pierwszym Afroamerykaninem, który wspiął się tak wysoko, na Obamę po raz pierwszy wtedy zwróciła uwagę ogólnokrajowa prasa. W tamtym czasie także zaproponowano mu napisanie autobiografii - co uczynił dopiero po zakończeniu edukacji.
Dzięki studiom prawniczym, Barack poznał swoją przyszłą żonę - Michelle Robinson. Ambitna absolwentka Harvardu była jego przełożoną podczas letnich praktyk w chicagowskiej kancelarii.
Z dyplomem w kieszeni, Obama wrócił do Chicago i znowu rozpoczął pracę w organizacjach obywatelskich. Wykładał też prawo konstytucyjne na stanowym uniwersytecie.
Zaangażowanie w działalność społeczną skłoniło młodego prawnika o ubieganie się o mandat w stanowym senacie.
Praca w stanowej legislaturze, zdominowanej przez opozycyjną Partię Republikańską, z czasem stała się dla Obamy frustrująca. Nie mógł przeforsować większości swoich projektów. Postanowił więc ubiegać się o miejsce w Izbie Reprezentantów. Tutaj jednak szczęście opuściło Obamę. Chciał nawet porzucić politykę, ale na duchu podtrzymała go żona. Jednak gdy w 2004 roku chciał próbować jeszcze raz i startować w wyborach do Senatu, Michelle była sceptyczna. Obama jednak wybory wygrał i został trzecim Afroamerykaninem w izbie wyższej Kongresu. Rozpoczął pracę w komitecie spraw zagranicznych.
Przełomem w życiu Baracka Obamy stał się dzień 27 lipca 2004 - gdy podczas partyjnej konwencji Demokratów, mającej zatwierdzić Johna Kerry'ego jako kandydata na prezydenta, wygłosił porywającą mowę, ze sławnym cytatem: "Nie ma Ameryki białej i czarnej. Są Stany Zjednoczone".
Od tej pory sprawy potoczyły się błyskawicznie. Barack Obama - charyzmatyczny, utalentowany mówca, zyskał poparcie w partyjnych strukturach (zwłaszcza spośród tych Demokratów, którzy niekoniecznie przepadali za Hillary Clinton), a po "brzydkiej" przegranej Kerry'ego z Bushem, powoli zdobywał także poparcie wśród wyborców.
Dzięki Internetowi i datkom on-line jego kampania nie została zmiażdżona przez machinę wyborczą Clintonów, a sam Barack Obama właśnie dzięki sieci stał się gwiazdą popkultury.
Czy dzięki Internetowi wygrał tegoroczne wybory? W znacznej mierze tak - jego hasło "zmiany" obudziło w Amerykanach nadzieję i razem z Barackiem Obamą chcą budować Stany Zjednoczone 2.0.