Bolesław K. Jaszczuk: SOFA wygodna dla Amerykanów
-
Bolesław K. Jaszczuk
Amerykanie zapłacą za szkody wyrządzone przez swych żołnierzy w Polsce wtedy, gdy sami będą tego chcieli. Takich smaczków w umowie dotyczącej stacjonowania amerykańskich wojsk w Polsce jest więcej. Słowo sofa na ogół kojarzy się z meblem. Jednakże angielski skrót SOFA (Strategic Framework and Status of Forces Agreement) używany jest na określenie ramowej umowy o warunkach stacjonowania obcych wojsk w krajach członkowskich NATO.
Powszechnie wiadomo, że pojęcie „obce wojska” obejmuje w tym przypadku siły zbrojne Stanów Zjednoczonych, które specjalizują się w zakładaniu baz wojskowych w różnych miejscach na świecie. Podstawę prawną, regulującą warunki stacjonowania amerykańskich żołnierzy w krajach NATO, stanowi właśnie wspomniana wyżej SOFA – umowa zawarta między państwami NATO w 1951 r. w Londynie. W oparciu o ten układ zostały podpisane umowy między rządami USA oraz Polski i Czech w odniesieniu do amerykańskich baz.
Bezkarność jankesów
Umowy te powołują się m.in. na Artykuł VIII mówiący o odszkodowaniach i odpowiedzialności karnej Amerykanów. Punkt 5g. stwierdza wyraźnie, iż osoba wchodząca w skład wojskowego lub cywilnego personelu bazy „nie może być przedmiotem jakiegokolwiek postępowania sądowego prowadzącego do wydania nań wyroku przez państwo przyjmujące (czyli Polskę i Czechy – przyp. red.) w sprawach związanych z pełnieniem przez nią obowiązków służbowych”. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że dostępna na stronach internetowych polskiego MSZ umowa polsko-amerykańska nie zawiera tego zapisu w dosłownej formie, odwołując się jedynie do tekstu oryginalnego układu SOFA, który nie jest dostępny w języku polskim.
Niniejszym wypełniamy tę lukę – niech nie tylko rządzący wiedzą, jakie mogą być konsekwencje wpuszczenia Amerykanów na teren naszego kraju. Zapisy te oznaczają całkowitą bezkarność amerykańskich żołnierzy i cywilów. Doświadczyły tego już Włochy, kiedy to żołnierz US Army spowodował wypadek kolejki linowej w Alpach, unikając odpowiedzialności karnej. W tym kontekście logicznie sprzeczna jest treść Artykułu III umowy polsko-amerykańskiej, gdzie stwierdza się, iż „siły zbrojne Stanów Zjednoczonych używają bazy bez uszczerbku dla suwerenności i prawa Rzeczypospolitej Polskiej” oraz że „na terenie Bazy obowiązuje prawo polskie” a przebywający tam Amerykanie zobowiązani są do przestrzegania polskiego prawa. Zwłaszcza, że w tym samym Artykule mówi się o odpowiedzialności USA za utrzymanie porządku i dyscypliny „zgodnie z prawem wewnętrznym i przepisami Stanów Zjednoczonych”.
Z podobną logiką mamy do czynienia w przypadku umowy czesko-amerykańskiej. Z jednej strony mówi się tam, że za bezpieczeństwo i ochronę bazy odpowiada strona czeska, z drugiej zaś Amerykanie mają prawo do kontrolowania osób oraz przedmiotów przekraczających granicę bazy. Taki sam zapis znajduje się również w umowie podpisanej z Polską. Ponadto suwerenne ponoć państwo czeskie umożliwiło jankesom ściganie podejrzanych o popełnienie przestępstwa własnych obywateli również poza terenem bazy.
Ciekawy jest też zapis Artykułu XIV dotyczącego roszczeń za wyrządzone szkody. Stwierdza się tam, iż USA będą odpowiadać za szkody lub straty wówczas, gdy „uznają, biorąc pod uwagę okoliczności, że powinny ponosić odpowiedzialność za takie szkody lub straty”. Warto też zwrócić uwagę, że roszczenia z tytułu tych szkód zostaną zaspokojone „zgodnie z prawem amerykańskim”. Wprawdzie w tak samo uznaniowy sposób potraktowano odpowiedzialność Polski za powstałe szkody, lecz łatwo jest się domyśleć, która ze stron umowy ma większe „szanse” na wyrządzenie szkód. Zapisy Artykułu V pkt 2a dają bowiem Amerykanom prawo do podejmowania prac budowlanych, usuwania roślinności, a także burzenia istniejących zabudowań. Mimo tego, że – zgodnie z Artykułem III pkt 5 – to Polska jest nadal właścicielem wszystkich budynków, budowli oraz „rzeczy trwale związanych z gruntem”. Zadośćuczynienie dla strony polskiej zależeć zatem będzie wyłącznie od Amerykanów.
Polska będzie natomiast ponosić odpowiedzialność za straty i szkody powstałe w państwach trzecich „w związku z działaniem” – jak to delikatnie sformułowano – amerykańskich rakiet. W takim przypadku USA jedynie „zapewniają pomoc oraz wsparcie prawne”. Rezerwują sobie natomiast prawo uznaniowości co do finansowej rekompensaty za wyrządzone szkody. „Stany Zjednoczone życzliwie rozpatrzą wniosek Rzeczypospolitej Polskiej o zwrot kosztów wynikających z wyroku sądowego” – stwierdza Artykuł XIV pkt 4 umowy. Znając życzliwość jankesów, prezentowaną choćby w Iraku czy Afganistanie, polski skarb państwa już dziś powinien myśleć o ciułaniu środków na pokrycie strat powstałych w wyniku strzelania amerykańskimi rakietami na obszarze powietrznym innych państw.
Redzikowo to nie Polska
Autorzy encyklopedii będą musieli w przyszłości skorygować wielkość obszaru Polski, odejmując od niego tereny bazy w Redzikowie. Wprawdzie w Artykule III pkt 1 mówi się, że baza jest własnością RP, to jednak – cytując Artykuł IV pkt 7 – Stany Zjednoczone „sprawują wyłączne dowództwo oraz kontrolę nad działaniami i operacjami” wojskowymi na terenie bazy. Ponadto strona amerykańska (Artykuł V pkt 1) ma prawo korzystania ze znajdujących się na terenie bazy obiektów i instalacji na zasadzie wyłączności i ma do nich nieograniczony dostęp. Rola polskiego dowódcy sprowadza się do doradzania jankesom w zakresie polskiego prawa czy kontaktów z polskimi organami administracji publicznej oraz uczestnictwa w koordynacji działań obejmujących szkolenia oraz bezpieczeństwo samej bazy. I tak w praktyce ma wyglądać sprawowanie przez Polskę własności nad terenem bazy.
Nie dość na tym. Strona polska staje się odpowiedzialna – jak mówi się w Artykule VII pkt 1 – za zapewnienie bezpieczeństwa i ochrony bazy także poza jej granicami. Również na nas ciąży obowiązek zapewnienia, aby tereny otaczające bazę były wykorzystywane zgodnie z wymogami jej funkcjonowania. I tak – zgodnie z Artykułem V pkt 1 – „w przestrzeni powietrznej nad i wokół Bazy zostanie utworzona strefa objęta zakazem lotów oraz strefa ograniczonego ruchu lotniczego”. Jeżeli zatem ktoś tam obiecywał mieszkańcom Słupska uruchomienie nowego lotniska, to albo nie znał treści umowy, albo zwyczajnie kłamał. O ile przedstawiciele polskiego wojska zyskają jakieś tam uprawnienia na terenie samej bazy, o tyle władze administracyjne rejonów przyległych do miejsca stacjonowania wyrzutni rakietowych zostają praktycznie ubezwłasnowolnione. Kontaktom z władzami lokalnymi poświęcony jest jeden, najkrótszy artykuł umowy o brzmieniu następującym: „Dowódcy Polski i Amerykański mogą się konsultować w sprawach lokalnych z wojewodą, marszałkiem województwa i starostą powiatu, właściwymi ze względu na obszar funkcjonowania Bazy”. Mogą, ale nie muszą. A skoro nie muszą, to zapewne nie będą, motywując to względami bezpieczeństwa, tajemnicy wojskowej, czy wiarygodności sojuszniczej.
Amerykanie będą użytkownikami bazy, lecz podatki od własności gruntów i innych nieruchomości płacić będzie strona polska. Zwolnienie od płacenia wszelkich podatków uzyskali jankesi także od swoich czeskich partnerów. Podobne ustalenia stały się już normą – Amerykanie bowiem nie płacą podatków w żadnym kraju, gdzie mają swoje bazy. Co najwyżej mogą, jak w przypadku negocjacji z Czechami, oferować offsety, na których Polska zdążyła się już przejechać. Czechom udało się natomiast umieścić w umowie zobowiązanie strony amerykańskiej do pokrycia wydatków związanych z zapewnieniem przez stronę czeską tzw. wsparcia logistycznego, obejmującego m.in. dostarczanie żywności, wody, gazu, elektryczności, zaopatrzenie w paliwa oraz opiekę lekarską. By jednak zapewnić sobie bezkonfliktowe funkcjonowanie bazy, jankesi uzyskali ograniczenie prawa do strajku cywilnych pracowników – obywateli Republiki Czeskiej. Strajk może być zakazany wówczas, gdyby – cytując dosłownie treść umowy – „negatywnie wpływał na wykonywanie misji wojskowej”. Decydować ma o tym wyłącznie „odpowiedni organ sił zbrojnych stanów Zjednoczonych”.
Jak widzimy, umowy zawarte między USA a Polską i Czechami faworyzują jednego tylko jej sygnatariusza. Termin SOFA nabiera zatem swoistego podwójnego znaczenia – również jako wygodny mebel przygotowany dla potrzeb wpraszających się do nas amerykańskich wojaków. Ta wizyta – a raczej okupacja – może potrwać długie lata. O ile bowiem Czechy zawarły ze Stanami Zjednoczonymi umowę na czas nieokreślony z możliwością jej wypowiedzenia w okresie jednego roku, o tyle Polska podpisała umowę na 20 lat z automatycznym jej przedłużeniem na kolejne okresy pięcioletnie. Wypowiedzenie umowy może nastąpić z dwuletnim wyprzedzeniem. W ten sposób możemy na długie lata nie tylko zostać uziemieni uciążliwą obecnością obcych wojsk, lecz także wplątani w system trwałej zależności nie tylko militarnej, lecz także politycznej od awanturniczego i nieobliczalnego mocarstwa. Miejmy świadomość tego, co nas może czekać, jeżeli nie zorganizujemy prężnego i zdecydowanego ruchu antywojennego; jeżeli nie wymusimy na rządzących podejmowania decyzji zgodnych z interesem większości społeczeństwa, a nie obcego państwa.
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża jedynie prywatne poglądy autora.
Artykuł ukazał się pierwotnie w "Trybunie Robotniczej" Przedruk za zgodą redakcji.