Jan Engelgard: Ukraina gwarantem modernizacji Polski?
- Jan Engelgard
Polska polityka wschodnia znalazła się w punkcie krytycznym. Widać to gołym okiem – stosunki z Ukrainą i Litwą są fasadowe, sztucznie zaognione stosunki z Białorusią i Rosją ciążą nam coraz bardziej, a wspieranie Gruzji postrzegane jest jako całkowita egzotyka.
Sygnał do odwrotu dał Radosław Sikorski, minister spraw zagranicznych RP, w artykule „1 września – lekcja historii” („Gazeta Wyborcza”, 30.08.2009). Napisał on, że „właściwej odpowiedzi na dylematy geostrategiczne i tożsamościowe Polski nie oferują jagiellońskie ambicje mocarstwowe”. I dalej: „Siłą rzeczy, traci zasadność archaiczny nakaz poszukiwania sojuszników “poprzez kolejną miedzę”, na gruncie jednoczącej wrogości do wspólnego sąsiada”. Innymi słowy – Sikorski zakwestionował dogmat polskiej polityki wschodniej, że polską racją stanu jest bezwzględne popieranie Ukrainy i Gruzji przeciwko Rosji, bo niepodległa Ukraina to gwarancja naszej niepodległości.
Stanowisko to spotkało się oczywiście z krytyką, ale – o dziwo – niezbyt gwałtowną. Dlaczego? Bo realia przemawiają za tym, że Sikorski ma rację, a zwolennicy polityki „prometejskiej” nie. Zgodził się z tym Rafał Ziemkiewicz, dotychczas zwolennik polityki wschodniej w wykonaniu prezydenta Lecha Kaczyńskiego. W artykule „Polityka realna – czyli jaka?” („Rzeczpospolita”, 26-27.09.2009) pisze: „Pokłosie polityki „UBL”, opartej na stwierdzeniu, że „Ukraina, Białoruś i Litwa razem z Polską odzyskują niepodległość i razem z Polską ją tracą”, wymaga pilnie rzeczowej, realistycznej oceny. Moim zdaniem ta ocena wypadnie fatalnie. Zaangażowanie w pomarańczową rewolucję nie dało Polsce nic, przyniosło tylko szkody moralne, jakim jest uporczywe popieranie protektora neobanderowców, nawet przez większość samych Ukraińców uznawanych za pogrobowców faszyzmu.
Ponieważ aksjomatem naszej polityki stało się popieranie Juszczenki bez formułowania wobec niego jakichkolwiek oczekiwań (by nie osłabić jego pozycji), reakcją władz Ukrainy, zrozumiałą, było uznanie, iż polskie poparcie mają zapewnione zawsze, więc nie muszą niczym za nie płacić. Stąd ekscesy takie jak pomniki Bandery czy promowanie na historycznego patrona ukraińskich służb specjalnych Romana Szuchewycza, co jest zwykłym pluciem nam w twarz.
Przykra prawda jest taka, że montować koalicji przeciw rosyjskiemu imperializmowi nie mamy z kim. Zafiksowaliśmy się na popieraniu Juszczenki czy Saakaszwilego, których pozycja we własnych krajach jest słaba i chwiejna, a rychły upadek – oczywisty. Państwa kaukaskie to raczej, mówiąc słowami Jasienicy, „embriony państw” niż partnerzy do jakiejś poważnej gry. Większość Ukraińców czy Białorusinów, ku naszemu pełnemu niezrozumienia oburzeniu, bardziej niż o wyemancypowaniu się spod rosyjskiego wpływu myśli o swoim bezpieczeństwie socjalnym. Dodajmy do tego Litwę, która nasze awanse przyjmuje nieodmiennie z chłodem i rezerwą. W sumie – obraz klęski, i nie poprawia go uporczywe przypominanie, że tak nas nauczał Giedroyc, który z kolei rozwijał wizję wielkiego Marszałka”.
Święte słowa, można powiedzieć. Jak już wspomniałem, obrońcy idei prometejskiej jakoś słabo walczyli, poza Pawłem Kowalem, który w tekście „Nie żegnajmy się z Giedroyciem” („Rzeczpospolita”, 3-4.10.2009) rzuca się na Sikorskiego i częściowo na Ziemkiewicza, ale – trzeba to powiedzieć – jest to atak jeźdźca bez głowy. Poza użalaniem się nad powrotem do idei piastowskiej (dla niego to koncepcja PRL-owska, koncepcja Gomułki i Jaruzelskiego) i myśli politycznej endecji – racjonalnych argumentów zabrakło. Najpierw pieje peany na cześć paryskiej „Kultury”, potem demaskuje rosyjskie zabiegi mające na celu „złamanie europejskiej solidarności”, by wątek ten zakończyć niezwykle odkrywczym stwierdzeniem, że: „Opinia Stefana Niesiołowskiego na temat charakteru zbrodni w Katyniu wygrywa w konkurencji największego szkodnictwa roku”. Na czym – pytam – ma polegać owo największe szkodnictwo? Na tym, że powiedział, że Katyń to nie „ludobójstwo”, lecz „zbrodnia wojenna”? Przecież nie powiedział, że Katyń zrobili Niemcy! Zachowajmy jakiś elementarny rozsądek. Ale w tej opinii Kowala jest zawarta pewna logika – ktoś, kto nie akceptuje nowego, radykalnego środka „nacisku na Rosję”, czyli w tym wypadku tezy o „ludobójstwie” – jest zdrajcą. Bo Katyń dla zwolenników koncepcji prometejskiej jest niemal ostatnią deską ratunku, ostatnim „argumentem” w ich beznadziejnej walce z rzeczywistością. Jest to w takim samym stopniu głupie, jak i obrzydliwe.
Jednak najbardziej odkrywczy jest koniec artykułu. Autor uważa, że czymś realnym jest tzw. oś krakowska (dla przypomnienia zjazd krakowski z 2007 roku z udziałem Polski, Ukrainy, Litwy, Azerbejdżanu, Gruzji, Kazachstanu, państw Grupy Wyszehradzkiej), bo tylko w tym wariancie „Polska zawsze unika bycia na peryferiach i ma szansę utrzymania pozycji międzynarodowej odpowiedniej do potencjału”. Autor chyba zapomniał, że oś krakowska jest chimerą – po tym, jak zorientowano się, że w tej grze Lechowi Kaczyńskiemu chodzi o antyrosyjski alians – szybko wycofały się takie kraje, jak: Kazachstan, Azerbejdżan, kraje Grupy Wyszehradzkiej z Czechami na czele, no i teraz de facto Litwa. Ta oś, to na dzisiaj tylko Kaczyński, Juszczenko oraz Saakaszwili. Zaiste potężna koalicja! Ale to nie koniec. Kowal dodaje: „Rezygnacja z jagiellońskiej polityki ULB to dzisiaj skazanie Polski na to, że będzie przez lata prowincjonalnym krajem przyciśniętym do granicy Unii bez możliwości działania. Można wtedy zapomnieć o wielkiej modernizacji kraju, o której lubi mówić Radosław Sikorski”.
Tego, przyznam się, nie rozumiem. Ukraina jako gwarant naszej modernizacji? A więc nie Francja, Niemcy, Włochy, no i – niestety panie pośle – Rosja, tylko takie „giganty” modernizacyjne, jak Ukraina i Gruzja? Mogę zrozumieć frustrację wynikającą z tego, że zawaliła się koncepcja polityki zagranicznej zgodna ze staropolskim zawołaniem „Hajże na Moskala!”, ale to chyba nie powód do tego, by pisać takie dyrdymały.
Artykuł ukazał się na blogu autora . Przedruk za zgodą Redakcji
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.