Zawód: żona dyplomaty - wywiad z Ewą Pernal
O zadaniach żony dyplomaty, trudach pobytu na palcówce i Stowarzyszeniu Rodzin Dyplomatów z Panią Ewą Pernal – przewodniczącą Stowarzyszenia, żoną konsula generalnego RP w Barcelonie Marka Pernala rozmawia Maciej Jarecki.
Dyplomacja bardzo się zmieniła od czasów kojarzonego z nią nierozłącznie kongresu wiedeńskiego. W dobie łączności internetowej niezależność placówek jest chyba mocno ograniczona?
Dyplomacja w dawnym stylu istotnie trochę się przeżyła. Ambasador stał się bardziej urzędnikiem państwa, które reprezentuje niż przedstawicielem majestatu monarchy prowadzącym w jego imieniu politykę. Kiedyś na przykład ambasador Hiszpanii wyruszający do krajów Ameryki Łacińskiej dostawał tylko najogólniejsze wytyczne, w kwestiach szczegółowych miał wolną rękę. Był też niezależny w tym sensie, że własnym sumptem utrzymywał placówkę. Teraz, w dobie elektronicznych środków komunikacji, konsultuje się każdą decyzję. Nie tylko w sprawach polityki międzynarodowej, ale też organizacji placówki, wyposażenia, zakupów.
Czy w takim razie jest jeszcze sens utrzymywać placówki?
Myślę, że tak. Ich działalność zmienia się, ale nie traci sensu. Zadaniem dyplomacji jest tworzenie przychylnej atmosfery wokół własnego kraju i kreowanie jego pozytywnego wizerunku. To rzecz bardzo ważna i tu widzę wielką rolę do odegrania zarówno dla szefów placówek jak i ich współmałżonków. W czasach, gdy tak wielu obywateli każdego kraju przebywa zagranicą, ucząc się, pracując, czy po prostu podróżując wzrasta znaczenie placówek konsularnych.
Widzi Pan, dyplomata i jego malżonka to są dwie prace za jedną pensję! (śmiech) Współmałżonkowie dyplomatów, dawniej żony, a dziś także mężowie, bo coraz częściej to panie pełnią funkcje szefów placówek, nie mają ściśle określonego zakresu obowiązków, ponieważ nie są osobami zatrudnionymi. Oczekuje się jednak, że będą uczestniczyć w organizacji przyjęć, recepcji, akcji i kiermaszy charytatywnych, brać udział w życiu kulturalnym, towarzyszyć małżonkowi w oficjalnych przyjęciach, wizytach. To najbardziej podstawowe i tradycyjne zadania.
Małżonka dyplomaty też widzi swoją rolę w sposób nowocześniejszy i aktywniejszy. Dużo zależy od jej własnej kreatywności - przykładowo wymienię organizację koncertów, wystaw, pokazów mody, prezentację kuchni i tradycji narodowych, współpracę z organizacjami pozarządowymi.
Wreszcie – żona może w ogóle nie towarzyszyć mężowi lub nie podejmować żadnych działań, ale wtedy, moim zdaniem, placówka funkcjonuje gorzej.
W zamożnych przedstawicielstwach dużych krajów, posiadających wykwalifikowany personel i odpowiednio zasobny fundusz reprezentacyjny, ambasador może zlecić wykonanie pewnych zadań pracownikom. Placówki polskie nie należą do najbogatszych - stąd często nieodzowna jest pomoc żony.
Słusznie uważa się za pracę to, co robi kucharz, dekorator wnętrz, pokojówka. Jest też oczywiste, że dyplomata pracuje, kiedy organizuje spotkania i akcje kulturalne, przygotowuje ich oprawę, śledzi wydarzenia w kraju urzędowania. Natomiast żona dyplomaty, która robi towszystko jednocześnie – jest postrzegana jako osoba niepracująca.
Jakie kwalifikacje musi mieć żona dyplomaty, by godnie reprezentować swój kraj?
Wysyłając dyplomatów na konkretne placówki, MSZ bierze pod uwagę, przynajmniej teoretycznie, ich wykształcenie, znajomość języków, doświadczenie zawodowe. Sinolog ma szansę wykorzystać swoją wiedzę w Chinach, a ekspert w sprawach unijnych - w Brukseli. Jeśli chodzi o współmałżonków, to choć są oni zwykle nieporównanie lepiej wykształceni, niż to bywało za PRL, ich wcześniejsza droga zawodowa nie ma często nic wspólnego ani z dyplomacją ani z krajem urzędowania. Tymczasem i oni powinni być odpowiednio przygotowani. Poza wiedzą ogólna, dobrymi manierami, znajomością protokołu, najważniejszą sprawą jest znajomość języków obcych. Nie da się reprezentować swojego kraju, nie znając któregoś z języków światowych. To jednak nie wystarczy - by głębiej poznać kraj, nawiązać bliskie kontakty, zyskać sympatię - warto znać język miejscowy.
Czy wobec tego zna Pani kataloński?
Znam hiszpański i ciągle doskonalę ten język. Kiedy mąż został konsulem generalnym w Barcelonie, wydawało się, że to wystarczy. Nie zdawaliśmy sobie wówczas sprawy z siły katalońskiego nacjonalizmu i poczucia narodowej odrębności. Nie wątpię, że gdybym mówiła w catala, byłoby to bardzo dobrze widziane – na razie oswajam się z nim i próbuję cokolwiek rozumieć. Mieszkając w Pradze nauczyłam się mówić po czesku i dawało mi to niewątpliwą przewagę nad innymi paniami z korpusu, władającymi wyłącznie angielskim lub francuskim.
{mospagebreak}
Jakie cechy powinna mieć małżonka dyplomaty?
Mówi się, że z psychologicznego punktu widzenia sytuacja osób na placówce przypomina syndrom łodzi podwodnej. Ja dodałabym, że płynącej po nieznanym morzu. W takich warunkach niezbędna jest z jednej strony spora odporność psychiczna, pogoda ducha, takt, dyskrecja, umiejętność unikania intryg, z drugiej zaś - ciekawość świata, otwartość na nowe doświadczenia, łatwość nawiązywania kontaktów.
Jeśli chodzi zaś o typowo „dyplomatyczne” umiejętności w dziedzinie etykiety, to dziewięćdziesiąt procent stanowi przyzwoita kindersztuba. Ważny jest też wdzięk – a zwłaszcza umiejętność wdzięcznego wybrnięcia z trudnych sytuacji, tak częstych w życiu dyplomatycznym. Nie należy się zresztą nimi nadmiernie przejmować - popełnianie gaf to rzecz powszechna i wie Pan – mnie to się nawet podoba! (śmiech) Zajmuję się pisaniem książek o savoir-vivre, więc gafy dają mi materiał do pracy.
Wspominała Pani, że coraz częściej to kobiety pełnią funkcję szefów placówek. Czy w związku z tym mężowie zaczynają pełnić funkcje reprezentacyjne u boku swoich małżonek? To chyba może prowadzić do sytuacji w ogóle w protokole nieprzewidzianych.
Dyplomacja jest dość konserwatywna obyczajowo, a spotyka się z nowymi wyzwaniami. Protokół nie zawsze potrafi na te nowe sytuacje zareagować. Na razie w krajach bardziej konserwatywnych obyczajowo, a do takich należy Polska, udajemy że problemu nie ma. Ale pytania się mnożą i nie wiadomo, jak na nie odpowiedzieć. Najwięcej problemów sprawia awans zawodowy kobiet. Do przeszłości odchodzi zwyczaj przejmowania przez żonę pozycji społecznej i towarzyskiej męża, czy też pierwszeństwa mężatek nad kobietami niezamężnymi. Liczy się własna pozycja, a nie bycie panią radczynią, ambasadorową, prezesową. Można przytoczyć wiele konkretnych zmian w protokole, wynikających z przemian społecznych i obyczajowych. Znika rozpowszechniony do niedawna obyczaj zwracania się lub pisania o żonie w sposób, który całkowicie przyćmiewał jej osobę na korzyść męża, czyli np. Pan Ambasador i pani Marek Pernal. Zajmowanie wysokich stanowisk przez kobiety powoduje konieczność zrewidowania tradycyjnego porządku rozsadzania gości przy stole. Jeszcze trudniejszy problem protokolarny powstaje gdy na przykład mamy do czynienia z panem dyplomatą i jego... partnerem. Takich par spotyka się coraz więcej. Trzeba pamiętać, że w niektórych krajach związki homoseksualne są prawnie zalegalizowane i druga osoba w takim związku korzysta ze wszystkich praw współmałżonka, jest wpisana na listę protokołu dyplomatycznego i musimy ją zgodnie z jej rangą traktować.
Jak wielkość i pozycja reprezentowanego kraju na arenie międzynarodowej wpływa na kontakty między dyplomatami na placówkach?
Dawniej o randze dyplomaty decydowała pozycja władcy, którego reprezentował. Prowadziło to do licznych konfliktów, więc na Kongresie Wiedeńskim wprowadzono zasadę, że o starszeństwie dyplomaty decyduje czas jego akredytacji w danym kraju. Oczywiście to tylko zasada protokolarna - wiadomo, że ambasadorowie wielkich mocarstw odgrywają ważniejszą rolę. Jest jednak także prawdą, że dobrzy dyplomaci potrafią sobie wyrobić autorytet i miejsce przewyższające znaczenie reprezentowanego kraju.
Mam prywatną teorię, że im mniejszy kraj, tym powinien mieć lepszych dyplomatów. Dlaczego? Ponieważ przedstawiciele niewielkich państw są w większym stopniu wizytówką swojego kraju. Dyplomata USA może bɹć sprawny lub nie, ale nie umniejsza to znaczeniu Stanów Zjednoczonych. Wszyscy zresztą posiadamy na ich temat jakąś wiedzę i prawdopodobnie mieliśmy już kontakt z innymi Amerykanami. Z małymi krajami jest inaczej. Często widzi się je przez pryzmat ich dyplomatów. Znałam kiedyś ambasadorów dwóch krajów nadbałtyckich. Obydwaj byli profesjonalistami a zarazem zacnymi profesorami, różnili się jednak osobowością. Jeden był energiczny, elokwentny, widoczny w życiu publicznym, drugi znacznie bardziej zamknięty. Ponadto ten drugi był osobą samotną. Mimo prawdopodobnie porównywalnego budżetu, trudniej mu było utrzymywać kontakty wewnątrz korpusu, ze smakiem zorganizować przyjęcie, zadbać o wygląd rezydencji – i choć są to sprawy drugorzędne, miały wpływ na obraz reprezentowanych przez nich krajów.
Wyjazd na placówkę, to chyba bardzo trudna decyzja dla rodziny dyplomaty. Proszę powiedzieć czy zdarzają się poważne konflikty rodzinne w związku z przebywaniem na placówce.
Wyjazd na placówkę bardzo mocno wpływa na życie całej rodziny. W żadnym zawodzie, może z wyjątkiem przedsiębiorstw rodzinnych, praca jednego z małżonków nie determinuje tak bardzo życia drugiego. Moment wyjazdu na placówkę jest dla jednego z nich szczeblem w drodze do uzyskania pozycji, dla drugiego oznacza jednak koniec własnej kariery zawodowej. W czasach emancypacji dla wysoko wykwalifikowanych kobiet, które wiele zainwestowały w swoje wykształcenie, wyjazd na placówkę z mężem jest bardzo dramatyczną decyzją i coraz więcej postanawia zostać w kraju. Jeszcze gorzej wygląda sytuacja, gdy to żona jest dyplomatą, a mąż ma jej towarzyszyć i pełnić funkcje reprezentacyjne. Panowie rzadko decydują się na wyjazd, a jeśli już pojadą, trudno odnajdują się w nowej rzeczywistości. Z drugiej strony, jeżeli małżonkowie nie jadą razem i przebywają cztery, czy pięć lat oddzielnie, nie bardzo można się łudzić, że związek przetrwa bez problemów. Co za tym idzie, liczba rozwodów jest w tym środowisku wyższa niż w innych.
{mospagebreak}
Czyli wyjazd na placówkę jednego z małżonków może oznaczać tak długą rozłąkę?
Jest z tym różnie, w Polsce niestety nie najlepiej. MSZ refunduje wyjazd w celu odwiedzenia małżonka pracującego na placówce tylko raz na dwa lata. W wielu krajach w trosce o życie rodzinne dyplomatów taki wyjazd jest refundowany raz na pół roku, lub nawet raz na kwartał. Jakie są problemy z wychowywaniem dzieci na placówce? Nie zawsze jest zapewniona edukacja taka, jaką wybiorą rodzice. Często brakuje szkół międzynarodowych, a lokalne zazwyczaj oferują niższy poziom kształcenia, albo program zupełnie odmienny od polskiego. Dzieciom uczęszczającym do takich szkół lokalnych bardzo trudno jest potem przystosować się do polskiego systemu szkolnictwa.
Czy polski ambasador, czy też konsul generalny, zarabia dużo porównaniu do swoich zagranicznych kolegów?
Pensje są w tej chwili są nie tylko znacznie niższe od uposażeń dyplomatów w „starych” krajach Unii, ale bardzo niekorzystnie prezentują się na tle nowych państw UE, a nawet naszego najbliższego otoczenia, czyli Grupy Wyszehradzkiej. Pewne zmiany w tej dziedzinie przynosi przygotowywany obecnie projekt nowelizacji ustawy o służbie zagranicznej, choć niestety nie znalazły się w nim wszystkie postulaty zgłaszane przez środowisko osób znających realia życia na placówce i Stowarzyszenie Rodzin Dyplomatów RP, które reprezentuję.
Jak polski MSZ wspiera rodziny dyplomatów? Wiemy już, że sprawa refundacji wizyt wygląda nie najlepiej, a inne kwestie?
W innych krajach, zwłaszcza unijnych robi się dużo, aby zmniejszyć dolegliwości związane z koniecznością wyjazdu do innego kraju i budowania tam od początku swojego życia. Szczególnie ciekawe są inicjatywy zmierzające do rozwiązania kwestii możliwości podjęcia pracy zagranicą. To w tej chwili podstawowy problem, przed jakim stają żony i mężowie dyplomatów. Wiele krajów tworzy bazy danych pomagające w znalezieniu zatrudnienia, refunduje szkolenia zawodowe, pomaga w reaktywizacji zawodowej po powrocie do ojczyzny. Temu celowi służą też porozumienia z krajowymi firmami posiadającymi oddziały na całym świecie. Na przykład fiński MSZ i firma Nokia zawarły takie porozumienie. Na jego mocy współmałżonek dyplomaty, który spełnia postawione przez Nokię kryteria, jest zatrudniany w zagranicznym oddziale tej firmy. Umowa taka jest obustronnie korzystna – współmałżonkowie dyplomatów to zazwyczaj osoby dobrze wykształcone, o dużym doświadczeniu w kontaktach z podmiotami zagranicznymi. W Polsce tego doświadczenia zupełnie się nie wykorzystuje.
Polski MSZ nie podpisał takich umów z żadną firmą?
Niestety, taka praktyka jest jeszcze w Polsce nieznana. Powracający z zagranicy małżonek dyplomaty jest pozostawiony samemu sobie. Tymczasem powrót do życia zawodowego jest obecnie jeszcze trudniejszy niż w czasach PRL. Wówczas małżonkowi przysługiwało prawo do urlopu bezpłatnego na czas pobytu na placówce. Zobowiązywało to pracodawcę, w przeważającej mierze państwowego, do przywrócenia pracownika na dawne lub równorzędne stanowisko. Obecnie sytuacja na rynku pracy bardzo się zmieniła. Większość firm jest prywatna i osoby w nich zatrudnione nie korzystają z podobnych udogodnień. W instytucjach państwowych często zdarza się że osoby powracające z placówek są przyjmowane do pracy, a następnego dnia otrzymują wymówienie. Pracodawcy niechętnie też wiążą się z kimś, kto za dwa, trzy lata może znów wyjechać zagranicę. Powracającemu z zagranicy małżonkowi nie przysługuje nawet zasiłek dla bezrobotnych, gdyż od ostatniego zatrudnienia mija zwykle dłużej niż pół roku.
{mospagebreak}
Wygląda więc na to, że sytuacja zawodowa żony dyplomaty jest bardzo trudna.
Niestety tak. Gdy chodzi o zatrudnienie w czasie pobytu zagranicą, MSZ próbuje sobie jakoś z tym problemem poradzić. Małżonkowie dyplomatów niższego szczebla często otrzymują propozycję pracy w placówce. Nie jest to rozwiązanie idealne – powstaje np. problem zależności służbowej między małżonkami. Nie zawsze też osoby te mają odpowiednia kwalifikacje lub oferowana praca odpowiada ich oczekiwaniom. Stanowi to jednak jakieś rozwiązanie – w czasie spotkania w Berlinie organizowanego razem z wiceprezes naszego stowarzyszenia – panią Grażyną Prawdą – przekonałyśmy się, że większość małżonek dyplomatów w Niemczech znalazła pracę. Nie dotyczy to jednak pani wiceprezes, która jest żoną ambasadora.
Gorzej jest z żonami dyplomatów wyższego szczebla?
Paradoksalnie tak. Małżonki szefów misji czyli ambasadora i konsula generalnego obowiązuje zakaz pracy. Podobne przepisy zostały już dawno zniesione w innych krajach UE.
Czy dobrze rozumiem, że z jednej strony polski MSZ zakazuje żonom szefów misji pracować, a z drugiej nie oferuje im nic w zamian, żadnego wynagrodzenia?
Nie do końca. W tej chwili wypłacany jest niewielki dodatek, który współmałżonek, zazwyczaj jednak ciągle żona, otrzymuje dla siebie. To dobrze, bowiem w przeszłości zdarzały się naprawdę dramatyczne sytuacje. W sytuacjach konfliktowych żona nie miała pieniędzy na najpilniejsze potrzeby lub kupno biletu do kraju. Tymczasem zarówno z obserwacji naszych jak i zagranicznych stowarzyszeń wynika, że tryb życia i pracy sprawia że częstotliwość konfliktów i rozpadu małżeństw wśród dyplomatów jest wysoka. Znam dramatyczne sytuacje, gdy mąż-dyplomata po kilku latach małżeństwa, (a także po kilku wyjazdach) porzucał żonę, która zostawała bez pracy, oszczędności, czy praw do emerytury.
To co Pani opowiada drastycznie odbiega od powszechnej opinii, że dyplomaci i ich rodziny żyją jak w bajce.
To często mit, ale wiem, że się tak mówi. Panuje powszechne przekonanie, wzmacniane obrazami wyniesionymi z filmów lub literatury, że życie dyplomaty i jego rodziny usłane jest różami. Tym trudniej przekonać kogokolwiek do zajęcia się naszymi problemami, a jest ich naprawdę sporo. Jak choćby wspominany przez Panią zakaz pracy. Samo zniesienie zapisu o zakazie pracy współmałżonków szefów misji nie rozwiązuje wszystkiego, choć stanowi krok naprzód. Znalezienie odpowiedniej pracy, odpowiadającej wykształceniu, nie stwarzającej konfliktu interesów i dającej się pogodzić z obowiązkami reprezentacyjnymi jest trudne. Generalnie, problem pracy wydaje się obecnie kluczowy. Obecnie wielu młodych dyplomatów nie zakłada rodzin lub nie towarzyszą im one w czasie pobytu na placówce. Dyplomacja staje się zawodem dla singli. W dalszej perspektywie widać jednak, że nie jest to zjawisko korzystne zarówno z osobistego jak i profesjonalnego punktu widzenia. Aby odwrócić tę niekorzystną tendencję, poprawie powinny ulec warunki życia rodzin. O takie zmiany zabiega Stowarzyszenie Rodzin Dyplomatów.
{mospagebreak}
Jak powstało Stowarzyszenie Rodzin Dyplomatów RP?
Nasze Stowarzyszenie powstało w 2001 jako pierwsze tego typu w krajach bloku postkomunistycznego. Jego inicjatorką była Pani Anna Kaszuba, wówczas żona konsula generalnego w Szwecji, która została zaproszona na konferencję EUFASA (European Union Foreign Affairs Spouses Association) w Sztokholmie. EUFASA zrzesza krajowe stowarzyszenia rodzin dyplomatów z krajów Unii Europejskiej. Raz w roku, w kraju, który przewodniczy Unii w sesji wiosennej odbywają się konferencje EUFASA. W roku 2000 konferencję organizowała Szwecja, która zaprosiła przedstawicieli z placówek dyplomatycznych krajów kandydujących do UE. W momencie rozszerzenia UE w 2004 r. Polska była jedynym krajem z 10 przyjętych, w którym istniało stowarzyszenie zrzeszone w EUFASA. Polska była więc prekursorem wśród nowych państw członkowskich, to chyba powód do dumy? Wie Pan, teraz wydaje nam się, że nieco wybiegłyśmy przed szereg. MSZ-y pozostałych krajów, zorientowawszy się, że takie organizacje są potrzebne i stanowią istotną pomoc w rozwiązywaniu wielu problemów środowiska dyplomatycznego wyszły naprzeciw swoim stowarzyszeniom. Nie tylko uzyskały one od razu to, o co my musiałyśmy dość długo zabiegać - pomieszczenie, komputery, dostęp do internetu czy telefonu, ale także udało się im przekonać decydentów do wprowadzenia szeregu uregulowań, o które my dotąd bezskutecznie zabiegamy. Mamy jednak nadzieję, że nasza działalność wreszcie przyniesie rezultaty.
O jakich rezultatach Pani mówi? Jaki jest obecnie najważniejszy cel Stowarzyszenia?
Pragniemy, by warunki pracy i życia polskich dyplomatów i ich rodzin odpowiadały europejskim standardom. Jak już wspominałam, istnieją duże różnice w zarobkach, pakietach socjalnych, zakresie świadczeń zdrowotnych, refundowaniu wyjazdów, dostępności szkół dla dzieci, czy pomocy przy znalezieniu pracy. Nie jest o jednak nasz jedyny cel. Chcemy tez zabiegać o podniesienie prestiżu polskiej dyplomacji. Osoba współmałżonka i jego przygotowanie do pełnienia roli przy boku dyplomaty może na ten obraz wpływać - pozytywnie lub, niestety, negatywnie. Osoba niewykształcona i „niema” ze względu na brak znajomości języków nie jest dobrą wizytówką. Dlatego też staramy się, aby małżonkowie dyplomatów mogli zostać objęci szkoleniami językowymi, medycznymi, protokolarnymi, z zakresu bezpieczeństwa i innymi, które okażą się przydatne w czasie pobytu na placówce.
Stowarzyszenie to również forum wymiany informacji. Jakimi wiadomościami dzielą się Panie najczęściej?
Chcemy być dla siebie grupą wsparcia. Nie związkiem zawodowym, jak niektórzy próbują nas przedstawiać, ale właśnie grupą osób pomagających sobie nawzajem. Zbieramy na przykład tak zwane postreport, będące nieocenionym źródłem informacji na temat specyfiki życia w danym kraju. Takie informacje zbiera również MSZ, ale są one po pierwsze za rzadko aktualizowane, a po drugie niektórych informacji MSZ sam nie ma lub nie może nam przekazywać.
Jakich na przykład?
Przykładowo MSZ-owi nie wolno polecić adresu dobrego pediatry, a przecież gdy wyjeżdża się na misję do Afryki, kwestia opieki medycznej dla dzieci jest priorytetowa. Ważne są też informacje o lokalnych zwyczajach. Weźmy chociażby kwestię prezentów. Często rzecz uważana za odpowiednią i gustowną w jednym kraju, w drugim będzie uchodzić za niewłaściwą. Można też podzielić się informacjami, co naprawdę sprawiło radość obdarowanym.
Kolejna sprawa to chyba kwestie ubioru?
Naturalnie. Wyjeżdżając na placówkę do odległego kraju trzeba zaopatrzyć się w odpowiednie stroje, warto więc wiedzieć, w co inwestować. Czy wypada np. pojawić się na przyjęciu w sukni z krótkim rękawem. Okazuje się bowiem, że niezależnie od temperatury i strefy klimatycznej są kraje, w których kobiecie nie wypada nosić sukni bez rękawów. Są też kraje, gdzie można pokazać się w spodniach, ale krótkie spódnice, takie do kolan są wciąż kontrowersyjne. Zwyczaje ciągle się zmieniają – cześć krajów arabskich po okresie względnego liberalizmu obyczajowego znów powróciła do konserwatyzmu. Z moich własnych doświadczeń wiem, że do Pragi warto jest zabrać smoking, gdyż jest wiele okazji, kiedy może się przydać. Natomiast w Hiszpanii, niegdyś znanej ze sztywnej etykiety, nie ma on zastosowania. Polityków hiszpańskich często widzi się bez krawata, nawet w sytuacjach oficjalnych. Bywają natomiast miejsca, na przykład elitarne kluby, gdzie obowiązuje frak. Podobnie jest w Holandii- w życiu codziennym panuje olbrzymia swoboda, ale pewne uroczyste okazje wymagają najwyższej elegancji. Oczywiście uwagi na temat obowiązujących strojów to drobny przykład tego, o czym chcemy informować naszych wyjeżdżających kolegów i koleżanki.
Na końcu chciałem zapytać, czy praca żony dyplomaty, wcześniej ambasadora a obecnie konsula generalnego, daje Pani satysfakcję?
Oczywiście, przy wszystkich problemach i trudnościach to fascynujące zajęcie. Wyjazd do innego kraju to tak jak rozpoczęcie nowego życia.Trzeba się uczyć języka, poznawać nowych znajomych, gotować inne potrawy. Załatwianie codziennych spraw staje się przygodą. Jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że z natury lubię zmiany, przeprowadzki, urządzanie nowego mieszkania. Łatwo utożsamiam się miejscem i ludźmi, wśród których przychodzi mi żyć. Osobom ceniącym stabilizację niewątpliwie jest trudniej.
Na placówce trudno narzekać na brak zajęć, chociaż osobom aktywnym zawodowo najbardziej doskwiera konieczność porzucenia dotychczasowej pracy i znalezienie się w cieniu małżonka- dyplomaty. Dlatego warto znaleźć swoją drogę i swoje miejsce- zainwestować w siebie, nauczyć się czegoś, pracować choćby jako wolontariusz. W czasie pobytu w Pradze prowadziłam seminarium na Uniwersytecie Karola i napisałam dwie książki. W obuwykorzystałam doświadczenia wyniesione z pracy, bo widzi Pan – bycie żoną dyplomaty to jest praca.
Rozmawiał: Maciej Jarecki