Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Emilia Kajda: USA a globalizacja: kontynuacja, odwrót czy rozwiązania alternatywne?


09 lipiec 2008
A A A

Globalizacja nieodłącznie wiąże się ze Stanami Zjednoczonymi, uważanymi za jej propagatora i lidera. Amerykańscy zwolennicy globalizacji, a wśród nich ci mający wpływ na politykę zagraniczną państwa, uznali ją za ratunek dla gospodarek narodowych oraz tło demokratyzacji.
Wprowadzenie

Od lat osiemdziesiątych XX wieku mamy do czynienia z procesem globalizacji, która dociera do coraz dalszych zakątków świata. Nie wszędzie osiąga ona ten sam poziom penetracji poszczególnych rynków, niemniej jednak na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat poczyniła ogromne postępy. Krajem uznawanym powszechnie za inicjatora globalizacji oraz jej lidera, są Stany Zjednoczone, które od upadku ZSRR aspirują do miana jedynego światowego mocarstwa. Celem niniejszego opracowania jest skonfrontowanie różnych punktów widzenia dotyczących globalizacji oraz obecnej roli dominujących w tym procesie Stanów Zjednoczonych. Chodzi tu nie tylko o korporacje transnarodowe, ale również o USA jako państwo pretendujące do pozycji światowej potęgi, które ma ogromny wpływ na szereg innych państw oraz organizacji międzynarodowych.

Czy przy obecnym stanie gospodarki Stany Zjednoczone będą mogły pełnić funkcję lidera McŚwiata? Czy globalizacja będzie nadal święcić triumfy i kroczyć z amerykańską flagą w jednej ręce, Coca-colą (tudzież Pepsi) i hamburgerem w drugiej, w butach marki Adidas, Nike czy Puma i z napisem WTO na koszulce? Czy rzeczywiście Stany mają absolutne i niezaprzeczalne prawo do odgrywania roli światowego mocarstwa i koordynatora na scenie międzynarodowej? A może ostatnie lata polityki USA przyniosły tylko wielkie rozczarowania i kompromitację, dewaluując tym samym potęgę państwa? Czy rzeczywiście globalizacja jest jedyną drogą i nie ma alternatywy, jak twierdził były prezydent Bill Clinton? Czy globalizacja = demokratyzacja? Jakie stanowisko w odpowiedzi na zakusy McŚwiata zajął „świat Dżihadu”? Jakie są obecne koncepcje polityki zagranicznej w kontekście tegorocznych wyborów w USA?

Globalizacja nie jedną ma twarz

Cytowane pojęcie „McŚwiat” pochodzi z książki Dżihad kontra McŚwiat, autorstwa Benjamina R Barbera [1]. Oznacza ono zglobalizowany świat zachodni, o stosunkowo jednorodnej kulturze, zawierający w sobie kraje rozwinięte i rozwijające się. Może wydawać się, że świat zachodni to ten, który wyznaje zachodnie zasady i wartości demokratyczne. Jednak taki sposób myślenia nie jest właściwy. W książce Barbera McŚwiat został skonfrontowany ze światem Dżihadu. Jednocześnie, jak słusznie wskazuje autor, oba te światy przenikają się wzajemnie, nie mogą bez siebie istnieć i ekspandować. McŚwiat jest zarazem przyczyną i efektem globalizacji. W pracy przyjęto ogólne założenie, zgodnie z którym globalizacja, przy całej swej złożoności, sprowadza się do kilku zasadniczych aspektów. Mianowicie jest ona procesem polegającym m.in. na zwiększeniu obrotów handlu międzynarodowego, nasileniu przepływu kapitału, ludzi, technologii oraz zacieraniu różnic kulturowych [2].

Czy zjawisko to przynosi wyłącznie korzyści? Zdecydowanie nie. Przejaw globalizacji w postaci rozwoju mediów elektronicznych, Internetu czy e-bankowości powoduje, że przepływ kapitału staje się bardziej anonimowy i ułatwia „pranie brudnych pieniędzy”. Firmy poszerzające swoją działalność o kolejne rynki narodowe nie zawsze są zainteresowane wprowadzaniem na nie nowych technologii i zdobytego know-how, ale dość często poszukują taniej siły roboczej i nowych konsumentów. Natomiast zacieranie różnic kulturowych, ma na celu nie tyle wytworzenie jednej wspólnej platformy porozumienia, lecz wytworzenie jednego uniwersalnego typu konsumenta globalnego, co jest istotne z punktu widzenia interesów korporacji transnarodowych. Jednak niwelowanie różnic kulturowych jest procesem rozłożonym w czasie.

Czy można przyjąć, że globalizacja dla przedsiębiorstw to ekstrapolacja w czystej formie działalności gospodarczej danej firmy na rynku narodowym na rynki zagraniczne? Z pewnością dla firm taka globalizacja byłaby zdecydowanie łatwiejsza i tańsza. Historia marketingu pełna jest przykładów chybionych wejść firm na rynki krajów przyjmujących, albo nieudanych kampanii marketingowych, które poniosły fiasko, gdyż w fazie ich planowania i wprowadzania nie uwzględniono różnic kulturowych. Nie wszystkie przekazy reklamowe, które zostały przyjęte pozytywnie na jednym rynku narodowym, zostaną tak samo odebrane w innym kraju (chyba, że założeniem kampanii było wywołanie kontrowersji na wszystkich rynkach). Z tym samym problemem borykają się także organizacje międzynarodowe, takie jak: Międzynarodowy Fundusz Walutowy czy Bank Światowy, które na początku swojej działalności starały się powielać jeden schemat działania dla krajów ubiegających się o pomoc z tych instytucji. Jednak krach na rykach azjatyckim w 1997 r. oraz na rosyjskim w 1998 r. unaoczniły opinii publicznej i skrajnym zwolennikom globalizacji, że nie ma jednego właściwego rozwiązania, dającego się bezrefleksyjnie powielać we wszystkich krajach [3]. Dla zwolenników jak: Margaret Thatcher czy Bill Clinton, czołową doktryną stał się tzw. Konsensus Waszyngtoński. Zakładał on w dziesięciu podstawowych punktach, że liberalizacja handlu, prywatyzacja, stabilizacja makroekonomiczna (a zatem maksymalne ograniczanie roli rządu do równoważenia budżetu i zwalczania inflacji) oraz istnienie wolnego rynku, zagwarantują sukces gospodarczy. Od spełnienia poniższych postulatów uzależniano rozwój gospodarczy:
  • Utrzymanie dyscypliny finansowej
  • Ukierunkowanie wydatków publicznych na dziedziny gwarantujące wysoką efektywność poniesionych nakładów oraz przyczyniające się do poprawy struktury podziału dochodów
  • Reformy podatkowe, których celem jest obniżanie krańcowych stóp podatkowych oraz możliwie najszersze poszerzenie bazy podatkowej
  • Liberalizacja rynków finansowych ukierunkowana na ujednolicenie stóp procentowych
  • Utrzymywanie jednolitego kursu walutowego na poziomie, który gwarantuje konkurencyjność gospodarki
  • Liberalizacja handlu
  • Likwidacja utrudnień i barier dla inwestycji zagranicznych
  • Prywatyzacja przedsiębiorstw państwowych
  • Deregulacja rynków w zakresie wejścia na rynek oraz wspierania konkurencji
  • Gwarancja praw własności [4].
Z czasem założenia te poszerzono o kolejne cztery:
  • Wzmacnianie odporności systemu walutowego na kryzysy walutowe
  • Rozwijanie systemu zabezpieczeń społecznych
  • Wzmacnianie ram instytucjonalnych gospodarki i jej funkcjonowania
  • Zwiększenie nakładów na edukację. {mospagebreak}
Nie można jednoznacznie udowodnić popularnego wśród zwolenników globalizacji twierdzenia o zbieżności interesów państw rozwiniętych i rozwijających się. Krajom rozwiniętym, a szczególnie przedsiębiorstwom pochodzącym z nich, zależy głównie na maksymalizacji zysku, dostępie do nowych rynków zbytu i konsumentów oraz tańszych środków produkcji. W mniejszym stopniu są one zainteresowane wprowadzeniem polityki konkurencyjności oraz demokratyzacją. Autorzy tacy jak James Galbraith oraz laureat nagrody Nobla Joseph Stiglitz wychodzą z założenia, że niewłaściwie ukierunkowana liberalizacja rynków w krajach rozwijających się, zaowocowała licznymi problemami dla tych państw. Niejednokrotnie były one nieprzygotowane, zwłaszcza pod względem gospodarczym i instytucjonalnym, na przyjęcie postulatów i założeń Konsensusu, a także – tempa ich wprowadzania [5]. Na przykład. liberalizowanie systemów finansowych bez właściwego przygotowania systemów bankowych na wprowadzane zmiany, przynosiło katastrofalne skutki. Słabe systemy bankowe nie umiały stosować mechanizmów obronnych przed napływem, a potem nagłym odpływem kapitału spekulacyjnego, pochodzącego z krajów rozwijających się.

O ile pomoc międzynarodowa o charakterze humanitarnym (akcje mające na celu powstrzymanie epidemii AIDS, „Lekarze bez Granic”, „Polska Akcja Humanitarna”) czy też międzynarodowa pomoc doraźna, najczęściej po wystąpieniu kataklizmów, trudne są do przecenienia, o tyle pomoc gospodarczych organizacji międzynarodowych budzi zdecydowanie więcej kontrowersji. Według Stiglitza i innych krytyków globalizacji, występuje kilka charakterystycznych kategorii problemów, do jakich doprowadziło „kalkowanie” założeń Konsensusu na grunt krajów rozwijających się. W niektórych z tych państw stosowanie założeń przyniosło oczekiwane rezultaty, ale w innych – efekty były negatywne: niejednokrotnie zdarzało się, iż nadmierna, nie do końca kontrolowana liberalizacja rynków kapitałowych, skutkowała przepływem kapitału z krajów rozwijających się do krajów rozwiniętych, które Konsensus narzuciły. Również liberalizacja handlu nie zawsze przynosiła pożądane efekty. Przykładowo w Rosji prywatyzacja i deregulacja nie tylko nie stworzyły, przynajmniej na początku, wydajnych i konkurencyjnych ryków, ale walnie przyczyniły się do pojawienia się potężnych oligarchów i monopolistów, kontrolujących środki przekazu i walczących między sobą o wpływy [6]. Niejednokrotnie, zbyt słabe oraz nieadekwatne do przeprowadzanych reform były zabezpieczenia socjalne. Szczególnie w kontekście szeroko stosowanej prywatyzacji, nie tylko nie ograniczały one pojawiającego się bezrobocia, ale wręcz je potęgowały. Występowały także inne patologie, takie jak korumpowanie procesów politycznych czy niekontrolowana degradacja środowiska. Wielokrotnie podkreślano również, iż nadmierna surowość założeń Konsensusu Waszyngtońskiego nie pozwalała na stymulację rozwoju gospodarczego i wręcz go ograniczała. Otwarcie gospodarki, bez możliwości racjonowania wejścia obcego kapitału, oraz napływ tego kapitału, doprowadzały do przewartościowana lokalnego pieniądza, a wiec potanienia importu i niekonkurencyjności eksportu [7]. Kraje zbyt słabe wpadały natomiast w pułapkę taniej aktywności ekonomicznej [8]. Pojawienie się konkurencji ze strony państw rozwiniętych i ogromnych korporacji transnarodowej o przytłaczającej przewadze środków finansowych i przewadze konkurencyjnej, stanowiło ogromne zagrożenie dla lokalnej przedsiębiorczości. Przykładowo WTO, BŚ i MFW zmuszały rolnictwo krajów „Trzeciego Świata” do konkurencji z hojnie dotowanymi producentami żywności. Zwrócił na to uwagę krytycznie nastawiony do wymienionych organizacji Roger Scruton w swojej książce Zachód i cała reszta [9]. Do ostatniej grupy problemów, często eksponowanych przez przeciwników globalizacji, należy twierdzenie, niestety w znaczącej części prawdziwe, iż Konsensus okazał się dokumentem wyrażającym interesy Międzynarodowego Funduszu Walutowego, Banku Światowego, Światowej Organizacji Handlu oraz Ministerstwa Skarbu USA. Znany amerykański socjolog i ekonomista Francis Fukuyama przyznaje, że Konsensus Waszyngtoński nie był najgorszy, bowiem postulował ograniczenie wpływów sektora państwowego, który często stanowił hamulec wzrostu. Problem ten mógł być rozwiązany tylko poprzez liberalizację gospodarki. Jednocześnie Fukuyama wskazał na fakt, iż wpływy państwa nie powinny być ograniczane we wszystkich dziedzinach, ale zmniejszenie wpływów sektora państwowego w jednym z nich, powinno być równoważone zwiększeniem tych wpływów w innych. Podkreślał on jednoznacznie fakt, iż brak właściwych ram instytucjonalnych nie tylko wpłynął na ograniczenie pozytywnych skutków liberalizacji, ale wręcz – przyczynił się do pogorszenia sytuacji [10]. Fukuyama zarzuca również instytucjom i organizacjom międzynarodowym swoistą hipokryzję i sprzeczność w intencjach ofiarodawców. Stosowanie polityki warunkowości przez te organizacje i instytucje sprawia, iż kraje w najgorszej sytuacji nie są w stanie skorzystać z pomocy międzynarodowej. Nie mają one na tyle mocy sprawczej, aby przeprowadzić wewnętrzne reformy gospodarcze i instytucjonalne [11]. Tym samym pozostają na marginesie społeczności międzynarodowej [12].

Fukuyama wysuwa znacznie dalej idące wnioski podczas swojej analizy dotyczącej pomocy międzynarodowej. Nie tylko nie zgadza się z twierdzeniem, iż międzynarodowa pomoc humanitarna przyniosła głównie korzyści, ale twierdzi, że doprowadziła ona do ustanowienia faktycznej (na pewno nie formalnej) międzynarodowej władzy w tych częściach świata, w których dominują kraje słabsze. Wskazuje na interwencyjny charakter amerykańskich misji wojskowych, w ślad za którymi podążała koalicja różnych krajów, głosząca idee budowania nowego państwa. W zasadzie wspólnota międzynarodowa w krajach, w których podjęto akcje humanitarne, przyjęła postać efektywnego rządu rzeczonego kraju. Państwa, w których podjęto tego typu działania, praktycznie zatraciły swoją suwerenność, a funkcje rządu przejmowała w nich ONZ, jej agencje czy inne organizacje międzynarodowe. Fukuyama nie neguje faktu, iż interwencje te wynikały często z jak najlepszych chęci i pobudek, niemniej jednak wskazuje, że w ten sposób wykształcił się niebezpieczny proceder przejmowania funkcji rządowych suwerennego państwa przez agencje międzynarodowe [13]. Politolog podkreśla, iż często przy podejmowaniu akcji humanitarnych, szwankuje ich drugi etap, mianowicie budowanie samowystarczalnych państw wraz z prawomocnymi instytucjami politycznymi. W dodatku wspólnota międzynarodowa, niejednokrotnie wyposażona w ogromne środki finansowe i liczne kompetencje, osłabia i wypiera potencjał państw docelowych, zamiast udzielać mu wsparcia. Fukuyama prognozuje ponadto szybki powrót państw, w których w ten sposób przeprowadzono akcję pomocy humanitarnej, do poprzedniego stanu, a nawet – pogłębienie się kryzysu po wyjściu z tego kraju pomocy międzynarodowej [14]. Czy rzeczywiście Fukuyama ma rację, snując tak czarne scenariusze? Właściwie sugeruje on, iż w pomocy międzynarodowej dobre były jedynie intencje, a przecież często słyszymy o sukcesach akcji humanitarnych. Tam, gdzie ocalono człowieka lub przyczyniono się do poprawy warunków życia chociaż jednej osoby, już można mówić o sukcesie.

Zwolennicy globalizacji zakładali, że liberalizacji wolego handlu towarzyszy demokratyzacja oraz przyjmowanie zachodnich standardów demokratycznych. Skrajni zwolennicy posuwali się nawet do twierdzenia, iż państwa w istniejącej formie są zbędne, a interesy krajów rozwiniętych i rozwijających się nie są sprzeczne. Czy jest tak rzeczywiście? Jak już wspomniano, przyjęcie założenia, iż liberalizację handlu oraz wprowadzenie reform demokratycznych można przeprowadzić według jednego uniwersalnego schematu, okazało się pomyłką. Nieprawdą okazało się również tzw. skapywanie bogactwa z warstw bogatszych do uboższych, w które tak wierzyli Reagan i Thatcher [15].{mospagebreak}

B. R. Barber we wspomnianej książce Dżihad kontra McŚwiat zaprzecza twierdzeniu, iż wraz z uwolnieniem gospodarki i otwarciem rynków następuje demokratyzacja. Przyznaje, że demokracja służy wolnemu rynkowi, ale wolny rynek i kapitalizm demokracji – już niekoniecznie. Barber prezentuje pogląd, iż MFW i BŚ promują wolne rynki, ale bardzo ostrożnie podchodzą do upowszechniania demokracji. Jego zdaniem są nawet gotowe poświęcić stabilizację i równość społeczną dla celów czysto ekonomicznych, takich jak prywatyzacja czy wolny handel. Narzucają one nowo kształtującym się czy odradzającym się demokracjom bezwzględne plany ekonomiczne, nie uwzględniając często lokalnych warunków kulturalnych, społecznych i ekonomicznych. Barber jednocześnie podkreśla, iż plany te odpowiadają strategiom inwestycyjnym państw członkowskich organizacji, ale budzą niezadowolenie w krajach, w których plany są wcielane w życie. Ponadto ograniczają możliwość regulowania przez państwa rozwijające się ich własnych gospodarek. W efekcie, w miarę jak słabnie suwerenność tych państw, ograniczanych surowymi zasadami MFW i Banku Światowego, władzę przejmują rynki niepodlegające żadnemu demokratycznemu nadzorowi [16]. Wtóruje mu R. Scruton, który twierdzi, iż Światowa Organizacja Handlu WTO, MFW i Bank Światowy obracają dolarami, które można wydawać wyłącznie w gospodarce opartej na zachodniej technice i imporcie z Zachodu. Oznacza to, iż znów nie uwzględniane są tu inne drogi rozwoju niż „ścieżka zachodnia”. Ale jednocześnie do wydawania zachodnich pieniędzy, organizacjom tym nie jest niezbędna demokracja. Scruton podkreśla, iż negocjują one z tyranami i gangsterami różnego autoramentu, którym również zasady demokratyczne raczej „nie leżą na sercu”.

Z kolei Wallerstein, twórca teorii systemów – światów, w jednym ze swoich artykułów odmawia demokratyzacji funkcji stabilizacyjnych w porządku światowym. Twierdzi wręcz, iż demokracja w obecnym kształcie jest jednym z czynników, które doprowadziły do strukturalnego kryzysu kapitalistycznego systemu – świata [17]. Wallerstein przewiduje, że w najbliższym czasie czeka nas szereg potężnych konfliktów o charakterze politycznym. Ich skutkiem ma być powstanie nowej struktury w kapitalistycznym systemie – świecie. Wspomniane konflikty będą efektem walki między rzeczywistymi zwolennikami demokracji a tymi, którzy nie są zainteresowani jej faktycznym wprowadzeniem i funkcjonowaniem. Barber z kolei proponuje nadać globalizacji, ale w zmienionej formie, wymiar uniwersalny, poprzez utworzenie nowych instytucji międzynarodowych lub wzmocnienie obecnych, np. Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości czy ONZ-u [18]. Rozwiązaniem proponowanym przez Galbraitha w zakresie światowych finansów, jest znaczna rekonstrukcja światowych praktyk finansowych, ukierunkowana na odzyskanie stabilności oraz zdolności regulacyjnych i planowania poszczególnych rządów narodowych. Odnośnie MFW Galbraith postuluje zmianę kierownictwa na bardziej elastyczne i otwarte na nowe rozwiązania. Jednocześnie podkreśla, iż ze względu na niewielką siłę oddziaływania MFW, powinny powstać regionalne instytucje finansowe, zdolne pomóc krajom w projektowaniu i wprowadzaniu efektywnych modeli rozwojowych [19].

Pozostaje postawić pytanie, jaka jest alternatywa dla demokratyzacji w obecnej formie. Wielu autorów takich jak Barber czy Wallestein propaguje wzmocnienie państw narodowych, które zdolne będą kontrolować swoją gospodarkę i wprowadzać efektywne reformy restrukturyzacyjne i demokratyczne. Jednocześnie słabe państwa nie są w stanie egzekwować ustanowionego prawa międzynarodowego [20]. Scruton również polemizuje z demokratyzacją w obecnej postaci. Prezentuje on pogląd, iż demokratyzacja bez odpowiednich ram instytucjonalnych, wspartych na lojalności terytorialnej, jest jedynie przystankiem na drodze do tyranii [21].

USA – światowym przywódcą?

Obecnie to Stany Zjednoczone stawiają się na pozycji światowego hegemona i propagatora demokracji oraz globalizacji w świecie. Czy jednak mają do tego moralne prawo? A może polityka prowadzona przez ostatnie kilkanaście lat spowodowała, że szlachetne idee demokracji i szans równych dla wszystkich na światowych rynkach znacząco się zdezaktualizowały?

Po upadku ZSRR Stany Zjednoczone stały się jedynym supermocarstwem. Było tak przynajmniej w odczuciu wielu przedstawicieli amerykańskiego establishmentu, szefów korporacji międzynarodowych oraz sympatyków USA. W tym samym czasie święciła triumfy idea globalizacji. Przejęcie swoistego przywództwa Stanów Zjednoczonych na arenie światowej nie odbyło się oficjalnie, ale przy akceptacji lub stosunku neutralnym ze strony innych państw. W owym czasie o znaczących głosach sprzeciwu wobec tego faktu nie było głośno. Wiele państw, zwłaszcza byłego bloku wschodniego, borykało się wówczas z ogromnymi trudnościami, wynikającymi z podejmowanych prób transformacji (mniej lub bardziej udanych) i nie ukrywało, iż oczekuje amerykańskiej pomocy. Zwłaszcza, iż z jednej strony USA same promowały się jako opiekun rodzących się demokracji, z drugiej – przez wielu obywateli nowo powstałych państw były obwiniane za upadek ZSRR i pośrednio – za trudną sytuację wewnętrzną właśnie w tych krajach. W obu przypadkach uznawano niekwestionowaną siłę oddziaływania USA na zdarzenia zachodzące na arenie międzynarodowej i ich moralny obowiązek pomocy rodzącym się demokracjom. Jaki był rzeczywisty powód tego wsparcia – moralny obowiązek czy zwykły interes, trudno jednoznacznie ocenić. Na pewno wielu zwolenników pomocy miało jak najlepsze intencje. Nie należy zapominać, iż USA są członkiem większości organizacji międzynarodowych. Tym samym ich strategii inwestycyjnej podporządkowano wiele działań tych podmiotów.
 
Zbigniew Brzeziński w swoich rozważaniach na temat polityki zagranicznej USA porównuje przejęcie przez nie przywództwa światowego do aktu wyjęcia przez Napoleona korony z rąk papieża i samodzielne włożenie jej sobie na głowę. Podkreśla jednocześnie, iż prezydent i wewnętrzna opinia publiczna USA przyjęły przywództwo USA na arenie międzynarodowej za oczywistość, nie zważając na aprobatę międzynarodowej opinii publicznej [22]. {mospagebreak}

O mocarstwowych aspiracjach prezydenta George’a W. Busha świadczyło wygłoszone przez niego hasło o misji dziejowej Ameryki, którą miało być przyspieszenie przebudowy kulturalnej i politycznej całego świata islamu [23]. Hasło to stało się motywem przewodnim polityki zagranicznej USA po wydarzeniach we wrześniu 2001 roku. Jednocześnie, jak zauważa Benjamin R. Barber, świat islamu, a zwłaszcza jego część negatywnie usposobiona do USA i procesów globalizacyjno-uniwersalistycznych, zwana przez niego światem Dżihadu (zresztą chodzi tu nie tylko o świat islamu, ale wszystkie regiony świata o tym nastawieniu), jest nie tyle adwersarzem McŚwiata, ale poniekąd jego efektem i dzieckiem. Oba te światy tworzą własne przeciwieństwa, ale też potrzebują się wzajemnie [24]. Terroryści wywodzący się z islamskich fundamentalistów wykorzystują Internet – dziecko McŚwiata i globalizacji – do szerzenia swoich idei z jednej strony oraz do szokowania i zastraszania opinii publicznej, z drugiej. Czy jednak ogłoszenie krucjaty przeciwko islamskim fundamentalistom wystarczy jako uzasadnienie sprawowania przywództwa światowego? Zdecydowanie nie. Zbigniew Brzeziński wymienia trzy zasadnicze zadania dla USA jako światowego przywódcy. Pierwszym z nich jest dążenie do zbudowania takich relacji z innymi państwami, aby mógł powstać system bardziej otwarty na współdziałanie w warunkach dynamicznej równowagi geopolitycznej i narastających aspiracji narodowych. Drugi postulat mówi o zakończeniu lub przynajmniej ograniczeniu konfliktów, zapobieganiu zjawisku terroryzmu oraz rozprzestrzenianiu się broni masowej zagłady, a także – współdziałaniu na rzecz utrzymania pokoju w rejonach zapalnych konfliktów. Znamiennym jest fakt, iż Brzeziński postuluje zapobieganie terroryzmowi, a nie zwalczanie terroryzmu [25]. Można odnieść wrażenie, iż w ten sposób autor odżegnuje się od haseł neokonserwatystów w rodzaju Roberta Kagana. Ostatnim zadaniem wymienionym przez Brzezińskiego jest dążenie do zniwelowania narastających nierówności wśród ludności globu oraz podejmowanie wspólnych działań mających na celu ochronę środowiska naturalnego na świecie [26]. Znane już są podstawowe zadania stawiane przed państwem sprawującym przywództwo światowe. Powstaje pytanie o sposób ich realizacji. Brzeziński wskazuje na dwie dotychczas promowane w USA doktryny porządku światowego. Jedną z nich jest globalizacja niosąca za sobą korzyści tak ekonomiczne, jak i polityczne. Jej zwolennicy zakładali, choć niekoniecznie otwarcie, amerykańskie przywództwo. Globalizacja sugerowała postęp, koniec okresu zastoju. Miała ona zwolenników wśród wielu przedstawicieli elit biznesowych i korporacji transnarodowych. Drugą z doktryn jest neoliberalizm, tj. zbiór poglądów wyrażających przekonanie, iż źródłem zagrożeń jest wojujący islam i kraje arabskie. Zwolennicy tej doktryny jawnie lekceważą NATO (a także Unię Europejską), twierdząc, iż Europejczycy są zniewieściali i bezwolni. Jedynym gwarantem ładu i porządku miały być Stany Zjednoczone [27]. Neokonserwatyzm zyskał wielu nowych zwolenników po wydarzeniach 11 września, a starym – dał do ręki oręż: potwierdził niejako głoszone przez neokonserwatystów hasła o zagrożeniu ze strony islamskich fundamentalistów oraz wywodzących się od nich organizacji terrorystycznych.

Jednym z najbardziej znanych amerykańskich neokonserwatystów jest Robert Kagan. W wywiadzie udzielonym „Gazecie Wyborczej” twierdzi on, iż „miękka potęga” Europy nie jest w stanie sprostać współczesnym konfliktom geopolitycznym, a jedyną alternatywą wobec mocarstwowych aspiracji ze strony Rosji, Chin i Indii, jest „twarda potęga” USA. Polemika autorów wywiadu z R. Kaganem ujawnia ogromne rozbieżności w postrzeganiu zaistniałych wydarzeń przez amerykańskich neokonserwatystów i europejskich obserwatorów międzynarodowej sceny politycznej. Najbardziej jaskrawym przejawem tych różnic jest ocena interwencji w Iraku: Kagan postrzega ją jako sukces, podczas gdy autorzy artykułu, podobnie jak większość Europejczyków – jako kompletne fiasko [28]. Ze względu na ogromne rozbieżności w ocenie działań USA na arenie międzynarodowej, coraz bardziej realne staje się niebezpieczeństwo, że w przypadku kontynuacji dotychczasowej polityki Stanów Zjednoczonych, pod znakiem zapytania stanie rzeczowa ocena wywiązania się z zadań postulowanych przez Brzezińskiego. {mospagebreak}

Samuel Huntington (którego Zderzenie cywilizacji wbrew woli autora szeroko wykorzystywali apologeci neokonserwatyzmu) wyróżnia trzy drogi, którymi Stany Zjednoczone, jako mocarstwo światowe, mogą podążać:
  • Koncepcja kosmopolityczna; otwarta na świat, idee, dobra i ludzi. Według tej koncepcji różnorodność jest jedną z najważniejszych wartości, a zdecydowany wpływ na życie Amerykanów powinny mieć takie instytucje i organizacje globalne jak WTO, Bank Światowy, ONZ;
  • Koncepcja imperialna, według której siłą sprawczą przekształceń na świecie są USA. Zwolennicy tej koncepcji uznają wyższość amerykańskiej potęgi i amerykańskich wartości. Ci, którzy nie wyznają tych wartości, nie wiedzą, co jest dla nich najlepsze, a zadaniem Amerykanów jest przekonanie ich o wyższości amerykańskiego stylu życia, itp. Stany są jedynym supermocarstwem, a więc mają moralne prawo do kształtowania rzeczywistości i wpływania na innych, z użyciem sił zbrojnych włącznie;
  • Koncepcja nacjonalistyczna; polega na zachowaniu i wzmocnieniu cech wyróżniających Amerykę od chwili jej założenia [29].
Podobieństwa między globalizacją Brzezińskiego a koncepcją kosmopolityczną Huntingtona oraz doktryną neokonserwatyzmu a koncepcją imperialną są łatwo zauważalne.

Odmienny pogląd na rolę USA na arenie międzynarodowej przedstawia wspomniany już Immanuel Wallerstein. Zdecydowanie krytykuje on neokonserwatyzm i politykę G. W. Busha, oceniając jako nieprzemyślaną i nieudolną. Wychodzi on z założenia, iż Stany Zjednoczone oraz rządzące nimi elity nie są dobrze przygotowane do pełnienia funkcji światowego mocarstwa [30]. Postuluje on formę przywództwa światowego USA, jakim jest hegemonia, ale nie rozumianą w kategoriach macho – militaryzmu, lecz tę odnosząca się do wydajności gospodarczej. Zadaniem tej ostatniej jest doprowadzenie do stworzenia na świecie ładu, opartego na zasadach gwarantujących sprawne funkcjonowanie całego systemu – świata. Według Wallersteina Stany nie są w najlepszej kondycji gospodarczej i dlatego nie mogą finansować swoich zagranicznych misji wojskowych. Twierdzi on, iż USA po prostu nie stać na imperialne zapędy i wysyłanie wojsk na poza granice kraju. Przewiduje nawet spadek standardu życiowego Amerykanów. Warto zwrócić uwagę, że w tym samym artykule Wallerstein wskazuje na fakt, iż ów macho – militaryzm propagowany przez neokonserwatystów zagraża wielkim amerykańskim inwestorom, ponieważ przyczynia się on do „marnotrawienia” i tak już nadwyrężonych rezerw państwowych na działania o charakterze militarnym. W swoim opracowaniu autor powołuje się na publikację Stephena Roacha, przedstawiciela elit amerykańskiego kapitalizmu [31].

Stany Zjednoczone, wbrew życzeniowemu myśleniu neokonserwatystów, nie są jedyną siłą na arenie międzynarodowej. Dość arogancka postawa USA, nieliczenie się elit rządzących z międzynarodową opinią publiczną, lekceważenie apeli na rzecz obrony praw człowieka oraz negocjacje i wspólne interesy z państwami, gdzie prawa te nie są przestrzegane, doprowadziły do dyskredytacji Stanów Zjednoczonych jako moralnie właściwych do sprawowania przywództwa światowego. Wallerstein podkreśla, iż postępując w ten sposób, USA doprowadziły do tego, że Unia Europejska, Rosja, i Chiny, choć nie zainteresowane otwartym konfliktem ze Stanami, to nie są skłonne bezwarunkowo zaakceptować wszystkich amerykańskich pomysłów i propozycji. Wallesrtein wyraża przekonanie, że Europa nie jest już rzeczywistym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych, ale jedynie pseudo-sojusznikiem, który stara się usatysfakcjonować rząd USA, gdy jest to niezbędne, ale w pozostałych przypadkach – po prostu go ignoruje [32]. {mospagebreak}

Wnioski

Pozostaje zadać sobie pytanie, czy w sytuacji, gdy USA są coraz częściej krytykowane bądź ignorowane na arenie międzynarodowej, ich legitymizacja do sprawowania światowego przywództwa, pozyskana zresztą w bardzo wątpliwy sposób, jest nadal ważna? Co czeka państwo? Czy Stany podążą drogą globalizacji tak szeroko promowaną przez Clintona czy też podtrzymają politykę imperialną i propagandę strachu wykorzystywane przez G.W. Busha? A może zwrócą się ku polityce prowadzonej po upadku ZSRR? Czy Stany Zjednoczone dorosną do dialogu z innymi państwami i wyzbędą się nie do końca uzasadnionych tendencji imperialnych? Czy jeśli zrezygnują z opcji współdziałania z innymi państwami, będą w stanie ponieść cały ciężar utrzymania ładu światowego? Czy nadal będą wspierały swoje firmy w ich globalnym pochodzie ku dalszym rejonom świata? Czy wciąż będą wymagały od krajów biedniejszych stosowania się do zaleceń Banku Światowego i WTO, próbując jednocześnie uniknąć ich respektowania, jak to niejednokrotnie miało miejsce w przeszłości? Czy w takim razie dalsza globalizacja ma rację bytu, jeśli jej czołowy propagator niechętnie stosuje się do jej założeń? A może Stany Zjednoczone przyjmą na siebie odpowiedzialność za przekształcenie, wzmocnienie lub tworzenie instytucji i organizacji międzynarodowych?

W kontekście wyborów prezydenckich w USA oraz bardzo prawdopodobnej zmiany polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych, pytania te stają się coraz bardziej frapujące.  
 
Przypisy
 
[1] B.R. Barber, Dżihad kontra McŚwiat, Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA, Seria SPECTRUM, Warszawa 2004.
[2] Słownik języka polskiego PWN, http://sjp.pwn.pl.
[3] Szczególnie wyraźnie podobny pogląd wyraża James K. Galbraith w swoim artykule Kryzys globalizacji. www.uni.wroc.pl.
[4] S. Hucik – Gaicka, Reforma instytucji z Bretton Woods w przeciwdziałaniu kryzysom finansowym, www.waluty.com.pl.
[5] Por. J. Stiglitz, Globalizacja, PWN, Warszawa 2007 oraz James K. Galbraith, op. cit.
[6] J. K. Galbraith, op. cit.
[7] Tamże.
[8] I. Wallerstein, Wieloznaczność wolnego handlu, www.uni.wroc.pl.
[9] R. Scruton, Zachód i cała reszta. Globalizacja a zagrożenia terrorystyczne, wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2003, s. 118.
[10] F. Fukuyama, Budowanie państwa. Władza i ład międzynarodowy w XXI wieku, wyd. Rebis, Poznań 2005, s. 19.
[11]  Tamże, s. 52.
[12] Ciekawej klasyfikacji krajów ze względu na poziom rozwoju gospodarczego dokonał Benjamin R. Barber: nie tylko wyróżnił on kraje Pierwszego, Drugiego i Trzeciego Świata, ale także wyróżnił on odrębną grupę krajów Świata Stojącego nad Grobem, do której zaliczył państwa bez praktycznie żadnych szans na rozwój (B. R. Barber, op. cit.).
[13] F. Fukuyama, op. cit., ss. 114-115.
[14] Tamże, ss. 120-121.
[15] F. Wheen, Jak brednie podbiły świat, Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA, Seria SPECTRUM, Warszawa 2005.
[16] B.R. Barber, op.cit.
[17] I. Wallerstein, Demokracja – kapitalizm – transformacja, www.uni.wroc.pl. 
[18] B. R. Barber, op. cit.
[19] J. K. Galbraith, op. cit.
[20] Tamże.
[21] R. Scruton, op. cit., s. 118.
[22] Z. Brzeziński, Druga szansa, wyd. Świat Książki, Warszawa 2008, s. 8.
[23] Tamże.
[24] B.R. Barber, op. cit., ss. 5 – 18, ss. 237 – 241.
[25] Z. Brzeziński, op. cit., s. 9.
[26] Tamże.
[27] Tamże, ss. 31-39.
[28] J. Pawlicki, P. Wroński, Ameryka musi być twarda, „Gazeta Wyborcza”, 15-16 marca.2008. 
[29] S. Huntington, Kim jesteśmy? Wyzwania dla amerykańskiej tożsamości narodowej, Wydawnictwo ZNAK, Kraków 2007, ss. 322 – 324.
[30] I. Wallerstein, Czy Zachód jeszcze istnieje?, www.uni.wroc.pl.
[31] I. Wallerstein, Imperium a kapitaliści, www.uni.wroc.pl.
[32] I. Wallerstein, USA i Europa: pseudo – sojusznicy, www.uni.wroc.pl.