Tomasz Stuleblak: Między zależnością a rywalizacją, czyli rzecz o stosunkach rosyjsko-tureckich
Niespokojna sytuacja w Gruzji oraz dążenia Unii Europejskiej do uniezależnienia się od dostaw rosyjskich surowców każą przyjrzeć się bliżej wzajemnym relacjom rosyjsko - tureckim. Relacje te są kluczowe dla rozwiązania kwestii energetycznej oraz dla zachowania pokoju na Kaukazie, miejsc wzbudzających zainteresowanie obu graczy jest jednak na mapie politycznej więcej… W przeciwnych blokach. Relacje rosyjsko-tureckie po II wojnie światowej
W żadnym okresie historycznym relacje pomiędzy Rosją a najpierw Imperium Osmańskim, a potem Republiką Turecką nie układały się przyjaźnie, czasami tylko przyjmując na krótko formę zawieszenia broni. Przyczyny były wielorakie, począwszy od pełnienia przez Stambuł roli zwierzchnika znienawidzonych przez Rosjan Tatarów, po zajmowanie przez Osmanów ziem bałkańskich będących naturalnym terenem carskiej ekspansji, aż po sprawowanie przez sułtanów kontroli nad cieśninami czarnomorskimi (będącymi ważną drogą dla moskiewskiego handlu) i jawnie antykomunistyczne nastawienie Turcji Atatürka.
Wchłonięcie ziem kaukaskich przez Rosję, zdobycie przez nią kontroli nad Rumunią i Bułgarią, groźba przejęcia władzy przez komunistów greckich, żądania umiędzynarodowienia Bosforu i Dardaneli oraz jawnie ekspansywne zakusy wobec tureckich prowincji doprowadzić musiały do rzucenia Turcji w objęcia Stanów Zjednoczonych.
Ekspansywna polityka Stalina
Turcja przystąpiła do II wojny światowej dopiero w ostatnim roku jej trwania, przez cały okres zachowując jednak „przychylną neutralność” wobec państw zachodnich. Krok ten pozwolił jej się mienić państwem zwycięskim oraz uczestniczyć jako jedno z państw założycielskich w formowaniu ONZ. Fakt bycia sojusznikiem Moskwy w wojnie z Niemcami nie przeszkodził Stalinowi w wypowiedzeniu 19 marca 1945 r. układu o przyjaźni pomiędzy oboma krajami. Konkretne żądania przedstawił jeszcze 7 czerwca tego samego roku – prowincje Kars, Ardahan i Artvin miały stać się częścią Armeńskiej i Gruzińskiej SRR, Moskwa miała zostać też dopuszczona do kontroli cieśnin czarnomorskich (wraz z Rumunią i Bułgarią) oraz posiadać w ich rejonie bazę wojskową. Koncentracja 200 tysięcy żołnierzy radzieckich na granicy bułgarsko-tureckiej, w połączeniu z faktem stacjonowania armii radzieckiej w północnym Iranie, stanowiła już bezpośrednie zagrożenie dla Ankary.
Możliwość przejęcia władzy przez komunistów w Grecji oraz podporządkowania się Turcji ZSRR, groziły umożliwieniem Stalinowi ekspansji w kierunku Morza Śródziemnego i Afryki oraz utratą przez Zachód kontroli nad ważnym szlakiem transportowym ropy naftowej. Wszystko to skłoniło państwa zachodnie do wyrażenia solidarności z Turkami oraz wysłania przez Stany Zjednoczone kilku okrętów w rejon Morza Śródziemnego (krążownik „Missouri” z ciałem zmarłego ambasadora tureckiego w Waszyngtonie zawitał nawet do Stambułu).
7 sierpnia 1946 r. zgłoszono jeszcze raz pretensje wobec Ankary, tym razem jednak tylko odnośnie cieśnin. W odpowiedzi, przemawiając do Kongresu 12 marca 1947 r. prezydent Truman uznał więc sytuację Turcji za dramatyczną i zażądał dla niej natychmiastowej pomocy finansowej, na co też deputowani wyasygnowali 150 ml. dolarów. Dla utrzymania suwerennego państwa tureckiego potrzebne było także wsparcie w odbudowie jej gospodarki oraz włączenie jej na stałe do zachodniego systemu gospodarczego. Dlatego waśnie pośród szesnastu państw europejskich powołujących 12 lipca tego samego roku w Paryżu Komitet Europejskiej Współpracy Gospodarczej znalazła się także Republika Turcji. Miała to być struktura zajmująca się rozdysponowaniem pomocy amerykańskiej (tzw. Plan Marshalla). W ramach tej pomocy Ankara sprowadziła tysiące maszyn rolniczych, przystąpiła do elektryfikacji i rozbudowy dróg, przez co nie tylko pchnęła swoją gospodarkę na tory nowoczesności, ale także wzmocniła soją obronność (inwestycje w infrastrukturę miały przede wszystkim znaczenie militarne). O przynależności Turcji do formującego się bloku państw zachodnich świadczyło też jej przystąpienie w 1949 r. do Rady Europy.
Swoją wiarygodność jako sojusznika udowodniła Ankara wysyłając w 1950 r. 5 tysięcy żołnierzy do ogarniętej wojną Korei (łącznie w wojnie walczyło 25 tysięcy żołnierzy tureckich). Taka postawa przyczyniła się do wyrażenia zgody przez państwa zachodnie na przystąpienie Turcji do Sojuszu Północnoatlantyckiego, co nastąpiło 18 lutego 1952 r. (istotne było przyjęcie przez NATO w 1950 r. Strategii Wysuniętych Rubieży, która zakładała powstrzymywanie ZSRR na granicach osiągniętych przez niego do tej pory). Stopniowo włączano Turcję do zachodniego systemu bezpieczeństwa – już w 1953 r. stała się jedną ze stron Paktu Bałkańskiego (grupującego też Grecję oraz skłóconą z Moskwą Jugosławię), zaś dwa lata później stała się wraz z Irakiem, Iranem, Pakistanem oraz Wielką Brytanią częścią Paktu Bagdadzkiego (po wystąpieniu Iraku cztery lata po powstaniu przemianowany na CENTO), mającego w zamierzeniu powstrzymać ekspansję ZSRR w rejonie Zatoki Perskiej. Przystąpienie do NATO oraz śmierć Stalina przyspieszyły tymczasowe uregulowanie spornych kwestii w relacjach Moskwy z Ankarą – radziecka nota z 30 maja 1953 r. mówiła o wygaśnięciu pretensji wobec spornych prowincji oraz cieśnin.
Strategiczne znaczenie Turcji
Korzystając z bierności władz radzieckich na południowo-zachodniej flance Ankara rozwijała swój sojusz z państwami zachodnimi wspierając je dyplomatycznie oraz użyczając sprzymierzeńcom dobroci swojego strategicznego położenia. Interweniując w 1958 r. w Libanie amerykańska armia korzystała chociażby z położonych na śródziemnomorskim wybrzeżu Turcji baz wojskowych.
Turcja odcinała ZSRR od pól naftowych w Iraku i Syrii, zresztą sojuszników państwa radzieckiego. Ponadto osłaniała Grecję oraz Kanał Sueski. Jeśli chodzi o kwestie czysto militarne, z baz znajdujących się na terytorium Turcji można było uderzyć w kierunku Kaukazu, wszystkich państw bliskowschodnich, portów czarnomorskich oraz zaplecza Północnej Grupy wojsk Armii Czerwonej. Stąd można było kontrolować wszystkie loty nad Bliskim Wschodem, Turcja mogła utrudnić uderzenie Floty Czarnomorskiej w kierunku Morza Śródziemnego oraz kontakt radzieckich okrętów z bazami zaopatrzenia na wybrzeżu czarnomorskim. Jej Armia Tracka mogła uderzyć na wojska Układu Warszawskiego stacjonujące przy granicy z Bułgarią. Wreszcie nie należy nie doceniać możliwości wpływania Ankary na zachowanie żyjących na terytorium Związku Radzieckiego licznych ludów tureckojęzycznych, co mogłoby zdestabilizować sytuację wewnątrz ZSRR.
Po wystrzeleniu Sputnika zaczęto jeszcze bardziej dostrzegać wyjątkowe geopolityczne znaczenie Turcji – jeszcze w 1958 r. umieszczono na jej terytorium rakiety jądrowe średniego zasięgu („Jupiter”). O zakorzenieniu się na trwałe w zachodnich strukturach bezpieczeństwa świadczyło ulokowanie w Izmirze głównej bazy sił śródziemnomorskich NATO, w tym czasie stacjonowało na ziemiach tureckich około 30 tysięcy żołnierzy amerykańskich. Znamienny przy tym jest fakt, że pomimo groźby bycia pierwszą ofiarą uderzenia jądrowego ze strony ZSRR, Turcja z niechęcią patrzyła na wycofywanie ze swych ziem - w geście dobrej woli po kryzysie kubańskim - przestarzałych „Jupiterów”, które miały być zastąpione przez umieszczane na okrętach podwodnych amerykańskiej Floty Śródziemnomorskiej rakiety typu „Polaris”. Trudno się temu dziwić, skoro Turcja broniła aż 37% granicy dzielącej NATO od państw Układu Warszawskiego, a naprzeciwko 12 natowskich dywizji we wschodniej Anatolii stało 20 dywizji radzieckich.{mospagebreak}
Od kryzysu do kryzysu – turecka polityka lawirowania
Polepszenie stosunków z Moskwą nastąpiło dopiero w wyniku tzw. kryzysu cypryjskiego w latach sześćdziesiątych, kiedy to doszło do paradoksalnej sytuacji, w której ZSRR mediowało w konflikcie dwóch państw-członków NATO (prezydent Cypru wniósł sprawę na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ). Prezydent USA Lyndon Johnson zagroził wręcz wygaśnięciem zobowiązań sojuszniczych wobec Turcji, gdy kraj ten siłą będzie dochodził swych praw. Wobec tego w 1964 r. Turcja wycofała część swych sił z NATO (podobnie uczyniła Grecja, gdyż trzeba oddać amerykańskiej administracji, że nie faworyzowała żadnej ze stron).
Cała ta sytuacja pozwoliła premierowi Ürgüplü na demonstracyjne złożenie w sierpniu 1965 r. wizyty w Moskwie (pierwsza wizyta szefa tureckiego rządu od wybuchu II wojny światowej). Dwa lata później z podobną wizytą udał się premier Demirel. Od daty tej wizyty aż do roku 1974 r. wymiana handlowa wzrosła dziesięciokrotnie, nadal pozostawała jednak marginalna w handlu zagranicznym obu państw. W 1966 r. rząd turecki wymusił na Amerykanach zaprzestania wysyłania z ich terytorium szpiegowskich lotów. Ankara nie zamierzała jednak rezygnować z członkostwa w zachodnich strukturach wojskowych – jej celem było przede wszystkim zwiększenie samodzielności w polityce bezpieczeństwa w obliczu zawodu na gwarancjach NATO. Dlatego też w 1969 r. uregulowano kilka spraw spornych z administracją waszyngtońską. Nowa umowa o współpracy wojskowej mówiła więc o przekazaniu Turcji kilku amerykańskich lotnisk i stacji radarowych oraz zmniejszeniu personelu amerykańskiego z 27 do 7 tysięcy żołnierzy. Wraz z tym porozumieniem nie zniknął jednakże problem Cypru, którego kulminacją była zbrojna interwencja turecka na wyspie. Zgodnie z własnymi interesami ZSRR inwazję poparło, licząc nie bez powodów na trwałe skłócenie ze sobą dwóch członków NATO i sparaliżowanie sojuszu oraz nie pozwalając na włączenie wyspy do Grecji, a tym samym do organizacji wojskowej państw zachodnich. Wprowadzenie przez Waszyngton embarga na dostawy broni do Turcji doprowadziło do wyrażenia przez premiera tureckiego na szczycie NATO w 1977 r gotowości do radykalnego zwrotu w polityce wobec Moskwy. Groźba poskutkowała natychmiast – rok później embarga już nie było, a zasady podziału pomocy wojskowej dla Grecji i Turcji ustalono na 7 do 10. Oznaczało to docenienie znaczenia Ankary w relacjach Wschód-Zachód.
W obliczu rewolucji islamskiej w Iranie oraz radzieckiej inwazji na Afganistan rola Turcji jako kluczowego dla państw zachodnich elementu bliskowschodniej układanki wzrosła. Związkowi Radzieckiemu pozostało w tej sytuacji wspieranie kurdyjskiej partyzantki z nadzieją na destabilizację sytuacji w kraju będącym ważnym ogniwem wrogiego sojuszu wojskowego (ZSRR wspierał też komunistyczną Turecką Ludową Armię Wyzwolenia, terrorystyczne ugrupowanie działające w latach 60-tych).
W czasie największego nasilenia Zimnej Wojny na terytorium Turcji znajdowało się 25 baz NATO i wojsk amerykańskich, w tym tak ważna dla Sojuszu baza w İncirlik (eskadra 12 bombowców F4). W 1980 r. uzgodniono oddanie do dyspozycji NATO oraz Stanów Zjednoczonych 12 baz na ziemiach tureckich, pozostających jednak pod ścisłym nadzorem władz w Ankarze.
Obecne relacje rosyjsko – tureckie
Obecne relacje rosyjsko – tureckie trudno uznać za wrogie, nie mniej jednak niemal w żadnym rejonie wspólnych interesów nie ma pomiędzy partnerami pełnej zgodności. Turcja zainteresowana jest przede wszystkim Kaukazem - rejonem niestabilnym, z zamkniętą granicą z Armenią oraz więzami braterstwa z Azerami, gdzie nadal trwa konflikt o Górny Karabach oraz występują tendencje separatystyczne w Gruzji. Szczególne więzy sentymentalne łączą Turcję z większością państw Azji Środkowej, należącymi do tej samej rodziny ludów tureckich, dla których Turcja stanowi przykład transformacji i dobrobytu. Istotny jest w polityce tureckiej region czarnomorski, z którym łączą się kwestie szlaków komunikacyjnych i transportowych. Ten region także może być źródłem napięć, skoro trwają spory odnośnie rozgraniczenia wód oraz na którego bezpieczeństwo wpływają napięte relacje rosyjsko – ukraińskie. Nie można nie doceniać roli Turcji jako protektorki ludów tureckich żyjących w Rosji, Ankara żywo interesuje się sytuacją muzułmanów rosyjskich. Wreszcie coraz istotniejsza wydaje się rola transportu surowców energetycznych, szczególnie w kontekście problemów energetycznych zachodnich sojuszników.
Tymczasem w każdym z powyższych punktów mamy do czynienia z odmiennymi interesami Moskwy. Łączy się to z koncepcją „bliskiej zagranicy” w rosyjskiej polityce zagranicznej. Oznacza to ni mniej ni więcej tylko postrzeganie byłych republik ZSRR (poza państwami bałtyckimi) jako nie w pełni suwerennych, a więc i nierównoprawnych w stosunkach z Rosją. Te państwa traktowane są jako wyłączna strefa wpływów rosyjskich, nie ma tam miejsca nie tylko dla mocarstw globalnych (USA), ale nawet dla ważnych graczy regionalnych (Turcja i Iran). Relacje z państwami „bliskiej zagranicy” uznano za priorytetowe, zwłaszcza w kontekście nadania szczególnej roli ochronie mniejszości rosyjskiej. Wszystkie kraje, które wzbudzają zainteresowanie Ankary, są w różnych stopniach związane ze Wspólnotą Niepodległych Państw (poza Gruzją), cztery z nich są w dodatku związane Układem o Bezpieczeństwie Zbiorowym WNP (Armenia, Kazachstan, Kirgistan i Uzbekistan).
Ważną rolę we wzajemnych relacjach odgrywają z pozoru odległe tematy. Pomimo że konflikt turecko – grecki rozgrywa się pomiędzy członkami Sojuszu Północnoatlantyckiego, w Ankarze żywe są obawy przed zbliżeniem Aten do Moskwy. Obawy te nie są przesadzone w kontekście wspólnoty religijnej łączącej oba prawosławne narody. O możliwym zagrożeniu może świadczyć odkrycie latem 1998 r. na pokładzie statku Natasha-1 elementów wyposażenia rosyjskich rakiet S-300, przeznaczonych do zainstalowania w greckiej części Cypru. Rosja nie ma już interesu we wspieraniu Turcji w konflikcie cypryjskim.
Wreszcie nie bez wpływu na stan relacji pomiędzy oboma krajami ma członkostwo Ankary w NATO, szczególnie w obliczu nieśmiałych prób wciągnięcia Ukrainy i Gruzji do zachodnich struktur bezpieczeństwa.{mospagebreak}
Region Kaukazu – zmiana warty?
Region Kaukazu stanowi najlepszy przykład przeciwstawnych interesów obu krajów. Skonfliktowane o Górny Karabach Armenia i Azerbejdżan znalazły sojuszników w rywalizujących ze sobą państwach. O kierunku wyboru zdecydowały głównie napięte relacje turecko – ormiańskie (odmowa uznania mordów na Ormianach z 1915 r. za ludobójstwo, pretensje Armenii do wschodnich prowincji tureckich, zapisane w konstytucji). Ważny był także czynnik religijny – wszak Armenia jest chrześcijańską enklawą otoczoną zewsząd przez ludność muzułmańską. Dochodzi do tego bardzo bliskie pokrewieństwo Turków z Azerami. O tym jak ważną rolę odgrywa Republika Turcji w regionie świadczą słowa Zbigniewa Brzezińskiego, który stwierdził, iż właśnie destabilizacja Turcji ułatwiłaby przywrócenie panowania rosyjskiego nad państwami kaukaskimi.
Konflikt karabaski doprowadził do napięć w relacjach Rosji i Turcji, choć obie strony działały razem w ramach tzw. Grupy Mińskiej KBWE. Jednakże w obliczu klęski na froncie zorientowany proturecko azerski prezydent Abulfaz Elczibej zapowiedział wyjście z WNP i zbliżenie się do Turcji i Iranu - sposobem na uniezależnienie oraz zyskanie sojuszników w wojnie miało być przyznanie zachodnim koncernom kontraktów na eksploatację złóż ropy. Obalono go jednak w lipcu 1993 r., a w zamian za uznanie Gajdara Alijewa Rosja zażądała pozostania w WNP, wpuszczenie wojsk rosyjskim nad granicę z Iranem i wydzierżawienie im kilku baz (oba te punkty nie zostały zrealizowane) oraz dopuszczenie firm rosyjskich do eksploatacji złóż kaspijskich i wyłączenie Turcji z trasy ropociągu. Wkrótce też Moskwa przyjęła postawę pro-ormiańską, dozbrajając Erewań, kiedy była jednocześnie gwarantem kruchego pokoju. Potraktowane to zostało przez Ankarę jako akt wymierzony w jej bezpieczeństwo. Moskwa zawarła więc z Armenią w 1997 r. Układ o przyjaźni, współpracy i pomocy wzajemnej, którym to ostatecznie przypieczętowała sojusz z Erewaniem. Traktat mówił co prawda o kontynuacji współpracy w ochronie granicy armeńsko–tureckiej i armeńsko-irańskiej, intencje jego pozostały jednak czytelne – według Rosji nie ma miejsca dla Turcji w regionie, tylko w oparciu o Moskwę Azerbejdżan może rozwiązać ten konflikt.
Sojusz rosyjsko-ormiański pozostaje kluczowym elementem rosyjskiej polityki na tym obszarze. Jego trwałość przypieczętowało podpisanie w 2000 r. „Deklaracji o sojuszniczym współdziałaniu orientowanym w XXI wiek”. Obok zadowolenia z działalności obu stron w doprowadzeniu do pokoju na Kaukazie znajdujemy tam zapis o dążeniu obu stron do zwiększenia roli języka rosyjskiego w systemie kształcenia oraz w życiu kulturowym w Armenii. Trzy lata później zawarto kolejne porozumienia, tym razem prowadzące do integracji w dziedzinie wojskowej (umowa o współpracy wojskowo-technicznej) oraz gospodarczej (umowa o współpracy między bankami centralnymi). Należy dodać, że współpraca wojskowa jest daleko rozwinięta – wojska obu państw współdziałają w ochronie granic i przestrzeni powietrznej Armenii, współpracują też przedsiębiorstwa wojskowe, zaś w ormiańskim Giumri znajduje się 102. baza rosyjskiej armii. Baza ta znajduje się zaledwie 8 kilometrów od granicy ormiańsko – tureckiej. Istotnym dla relacji rosyjsko – ormiańskich jest fakt, iż wspólne przedsiębiorstwo „ArmRosgazprom” jest właścicielem całego systemu transportu gazu w Armenii.
Azerbejdżan może sobie pozwolić na swobodniejsze relacje zagraniczne. Nie może jednak dopuścić do zupełnego zerwania z Rosją, gdyż z Turcją nie wiążą Baku żadne konkretne zobowiązania sojusznicze. Kraj ten pozostaje więc nadal członkiem WNP. Azerowie nie wpuścili jednak wojsk rosyjskich, mających udać się do Azerbejdżanu w ramach sił WNP w celu pilnowania porozumienia pokojowego z Armenią, oraz nie zgodzili się na rosyjską bazę wojskową na swoim terytorium, wydzierżawili jednak Moskwie stację radiolokacyjną w Gobalinie w 2002 r. (przedmiot długoletniego sporu). Korzystniejszy klimat dla Azerbejdżanu i uzyskanie gwarancji bezpieczeństwa nastąpiły dwa lata później. W obliczu opowiedzenia się władz gruzińskich za zbliżeniem z Zachodem („rewolucja róż” w 2003 r.) Rosja nie mogła pozwolić sobie na podobnie śmiałe ruchy Azerów w kluczowym rejonie dla transportu kaspijskich bogactw naturalnych. Podpisana 6 lutego 2004 r. Deklaracja Moskiewska mówiła o współpracy w ochronie granic i produkcji wojskowej oraz zakończenia delimitacji wspólnej granicy. Strony uzgodniły, że nie będą uczestniczyć w żadnych działaniach o charakterze wojennym, gospodarczym czy finansowym, które mogłyby być wymierzone przeciwko drugiej stronie. Zagwarantowano także, iż żadne z układających się państw nie dopuści do użycia swojego terytorium w celu agresji lub innych nieprzyjaznych działań przeciw partnerowi.
Relacje turecko – azerskie układają się znakomicie. Turcja pełni w nich rolę rozgrywającego oferując wsparcie dyplomatyczne w konflikcie karabaskim, uniezależnienie od rosyjskich systemów transportowych surowców energetycznych oraz włączanie do zachodniego systemu bezpieczeństwa. W zamian oczekuje podobnego wsparcia dyplomatycznego - po wizycie premiera Erdoğana w Baku w 2005 r. ustanowiono bezpośrednie połączenie powietrzne pomiędzy Azerbejdżanem a Turecką Republiką Cypru Północnego, doszło nawet do spotkania Ilhama Alijewa z liderem Turków cypryjskich. Od tego samego roku Azerbejdżan uczestniczy w programie przygotowawczym NATO, stał się bowiem ważnym partnerem państw zachodnich – poparł interwencje w Afganistanie oraz w Iraku, wysyłając także symboliczne oddziały wsparcia.
Zbliżenie na linii Ankara – Baku oraz wydarzenia „rewolucji róż” w Gruzji doprowadziły do zmiany nastawienia władz w Erewaniu. Otoczona przez próbujące uniezależnić się od Rosjii dwa państwa kaukaskie oraz przez nie utrzymującą z nią stosunków Turcję Armenia zmodyfikowała swoją politykę zagraniczną na bardziej koncyliacyjną. Podczas pobytu w Turcji minister spraw zagranicznych Armenii Wardan Oskanian stwierdził wręcz, że Republiki Turcji nie można obarczać odpowiedzialnością za rzeź Ormian w Imperium Osmańskim oraz że obecna granica pomiędzy państwami powinna zostać uznana. O tym jak ważna jest ta kwestia dla Turcji świadczą sygnały, że Ankara gotowa jest znormalizować stosunki dwustronne na wszystkich odcinkach, włączając w to konflikt karabaski. Ceną normalnych relacji miałyby być ze strony tureckiej naciski na władze w Baku o zmodyfikowanie swojego twardego stanowiska w kwestii spornych terenów. Kolejny krok umożliwiła wojna rosyjsko – gruzińska z 2008 r. Przestraszona agresywną postawą Moskwy i obawiająca się wzmożenia nacisków krajów regionu nacelowanych na osłabienie Rosji Armenia zgodziła się na mediacyjne zabiegi Turcji. Tak oto mieliśmy we wrześniu 2008 r. spotkanie ministrów spraw zagranicznych Turcji, Armenii i Azerbejdżanu w sprawie Górnego Karabachu. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów głowa tureckiego państwa odbyła podróż do Erewania.
Ostatnie z kaukaskich państw – Gruzję – cechuje w porównaniu z Azerbejdżanem radykalniejsza postawa wobec Moskwy i przełamywanie lodów w relacjach z Ankarą. Ze względu na oskarżenia o wspieranie separatystycznych dążeń Abchazji i Osetii Południowej rzucane w kierunku Rosji oraz przyjęcie kursu na integrację z Zachodem, relacje łączące Gruzję i Rosję mają ubogą bazę traktatową i sprowadzają się zaledwie do porozumień o charakterze technicznym. Niechęć wzmacniają wzajemne obostrzenia wizowe - reżim wizowy dla Gruzinów wprowadzono w 2001 r. w odpowiedzi na odmowę władz gruzińskich ulgowego reżimu dla mieszkańców rosyjskich regionów przygranicznych oraz wojskowych odbywających służbę na ziemiach gruzińskich (władze rosyjskie tłumaczą swój reżim obecnością bojowników czeczeńskich w Wąwozie Pankissi, ale nie objęto nim mieszkańców Osetii Południowej i Abchazji). Gruzini nie życzyli sobie także obecności baz rosyjskich na swoim terytorium – oddziały wojsk pogranicza opuściły więc jej terytorium w 1999 r., zaś baza lotnicza w Waziani oraz w Gudauta (w Abchazji) przekazane zostały Tbilisi w 2001 r. W 2006 r. zawarto zaś w Soczi porozumienie, w którym Rosjanie zobowiązali się do opuszczenia dwóch ostatnich baz w Achalkalakach oraz w Batumi do połowy 2007 roku.
Turcja staje się więc naturalnym sprzymierzeńcem Gruzji. Po pierwsze, Turcja stała i stoi przy Gruzji w kwestii jej integralności terytorialnej, mając własne problemy z separatystami kurdyjskimi. Ankara wzięła udział w misji obserwacyjnej Narodów Zjednoczonych (UNOMIG), pilnującej porozumienia gruzińsko – abchaskiego. Stambuł był także miejscem prowadzonych pod auspicjami Narodów Zjednoczonych w 1999 r. rozmów gruzińsko – abchaskich. Po drugie, obie strony mają niechętny stosunek do Armenii. Gruzinom nie podoba się prorosyjski kurs Erewania, obawiają się także o tendencje separatystyczne w prowincji Dżawachetia, znajdującej się przy granicy z Armenią i stanowiącej część historycznej „Wielkiej Armenii”. Po trzecie, Gruzja dąży do uniezależnienia się od rosyjskich szlaków transportowych, dlatego też wzięła udział w projekcie budowy rurociągu Baku-Tbilisi-Ceyhan, który połączył trzy państwa sprzeciwiające się rosyjskiej dominacji w regionie. Za transport ropy Gruzja zarabia rocznie ponad 50 milionów dolarów (warto tu też wspomnieć o otwarciu w 2007 r. połączenia kolejowego Baku-Achalkalaki-Kars). Wreszcie tendencje do integracji z Zachodem wskazują na Turcję, jako na najbliższego granic Gruzji członka NATO.
Współpraca wojskowa między Ankarą a Tbilisi rozwija się pomyślnie już od jakiegoś czasu, bowiem w 2001 r. obie strony podpisały porozumienie o wsparciu wojskowym oraz współpracy. Rezultatem układu było chociażby służenie wojsk gruzińskich w Kosowie pod turecką komendą. Pewnym problemem we wzajemnych relacjach może być jednak kwestia mniejszości. O ile zamieszkujący na tureckim wybrzeżu śródziemnomorskim Lazowie (mówiący językiem gruzińskim) nie stanowią na razie problemu, to muzułmańscy Adżarowie w Gruzji dopiero niedawno zostali zmuszeni do podporządkowania się władzom w Tbilisi. Wiele emocji w Turcji wzbudza problem tzw. Turków Meschetyńskich. Są to potomkowie sturczonych Gruzinów, wygnani w 1944 r. z południowej Gruzji, posługujący się językiem tureckim i wyznający islam sunnicki. Obecnie przybywają z Azji Centralnej z powrotem do swoich historycznych siedzib, nie są jednak akceptowani przez ludność kaukaską. Mimo nawet tego problemu oba państwa więcej łączy niż dzieli.
Region Kaukazu staje się terenem bardzo ciekawej zmiany warty w relacjach rosyjsko – tureckich. Zdominowany przez Związek Radziecki, zaliczany do rosyjskiej „bliskiej zagranicy” oraz z infrastrukturą łączącą te ziemie z południowo-zachodnimi prowincjami rosyjskimi coraz bardziej oddala się od odwiecznego protektora. Turcja przejmuje inicjatywę na Kaukazie drogą ścisłego sojuszu ze stopniowo integrującymi się z zachodnimi strukturami bezpieczeństwa Gruzją oraz Azerbejdżanem oraz w obliczu ugodowej postawy Armenii, otoczonej ze wszystkich stron przez nieprzyjazne Rosji państwa, pozostającej bez bezpośredniej granicy ze swą protektorką oraz z zamkniętą granicą z Turcją (zadającą duże straty ormiańskiej gospodarce). Turcja staje się powoli orędownikiem pokoju i być może niedługo wystąpi w glorii tego, kto zaprowadzi spokój w tym konfliktogennym rejonie. Po ostatniej wojnie rosyjsko – gruzińskiej wystąpiła z inicjatywą powołania Kaukaskiej Platformy Współpracy i Stabilności, gdzie dyskutowane miałyby być problemy i wzajemne zarzuty państw regionu (z udziałem Rosji). O tym, że jest to prawdopodobne świadczą także wspomniane wcześniej rozmowy azersko – ormiańskie pod auspicjami Turcji oraz diametralna zmiana tonu w wypowiedziach polityków ormiańskich.{mospagebreak}
Tureckie państwa Azji Środkowej – zbyt duże apetyty Turcji?
Po uzyskaniu niepodległości kraje regionu musiały zdecydować, czy chcą pozostać w silnym związku z Rosją (silne więzi gospodarcze), czy też budować nowe relacje czy to z Iranem (Teheran widzi w tym regionie możliwość eksportu rewolucji islamskiej), czy to z Turcją (Kazachowie, Kirgizi, Turkmeni oraz Uzbecy należą do ludów tureckich). Wobec faktu, że skromne elity środkowoazjatyckich państw tureckich sprzeciwiły się infiltracji islamskich radykałów oraz w obliczu osłabienia pogrążonej w kryzysie Rosji najatrakcyjniejszym modelem stawała się na początku lat 90-tych ubiegłego wieku Turcja. Nie myślano oczywiście o całkowitym oderwaniu się od wpływów rosyjskich, co było zadaniem niewykonalnym wobec nieprzygotowania krajów do samodzielnego funkcjonowania, ale o zrównoważeniu wpływów Moskwy. Podziwiano także model społeczno-gospodarczy Turcji. Ankara dość szybko zrozumiała jak wielki potencjał kryje się w środkowoazjatyckich rynkach oraz jak bogate w surowce są kraje regionu (gaz ziemny w Turmenistanie, złoża ropy naftowej, gazu ziemnego, złota oraz uranu w Uzbekistanie). Zainwestowała tam 20 miliardów marek niemieckich, uruchomiła nadającą turecki program stację satelitarną TV Eurasia oraz wykształciła około 10 tysięcy studentów na swoich uniwersytetach.
Dla Rosji rejon ten ma tymczasem ogromne znaczenie geopolityczne. Było to miejsce poligonów nuklearnych Związku Radzieckiego, pozostała tam strategiczna infrastruktura wojskowa, są to ziemie bogate w surowce, zamieszkane przez liczną mniejszość rosyjską.
Kraje Azji Środkowej zaliczane są do wyłącznej strefy wpływów Rosji. Tamtejsze gospodarki oraz infrastruktura podporządkowane są Moskwie, tamtejsze elity zaś – nieprzygotowane do kierowania samodzielnym podmiotem na arenie międzynarodowej – potrzebowały pomocy w budowaniu od podstaw niepodległych państw, środkowoazjatyckie wojska musiały być tworzone od zera przez specjalistów rosyjskich. Szybko więc okazało się, że Rosja nie pozwoli sobie na konkurencję w tym regionie świata.
Najważniejszym dla Rosji środkowoazjatyckim graczem jest Kazachstan. Ma on dla Moskwy ogromne znaczenie geopolityczne – żyje tam największa mniejszość rosyjska, jest to jedyny kraj Azji Centralnej graniczący z Rosją, jest to także jedno z państw nadkaspijskich. W Kazachstanie znajduje się poza tym kosmodrom „Bajkonur”, chluba rosyjskiej potęgi kosmicznej. W 2004 roku oba państwa uzgodniły warunki dzierżawy kosmodromu przez stronę rosyjską, podpisano wtedy także porozumienie o współpracy w dziedzinie ochrony granic. Oprócz „Bajkonuru” Rosja dzierżawi także bazę lotniczno-ćwiczebną oraz dwa poligony. Ankara szybko zrezygnowała z walki o Kazachstan, mając na względzie słabość własnych argumentów oraz priorytetowe traktowanie tego państwa przez rosyjską dyplomację.
Również jeśli chodzi o Kirgistan szanse na wzmocnienie swojej pozycji przez Turcję wydają się nikłe. Jest to bowiem kraj najbardziej podporządkowany Moskwie ze wszystkich państw regionu, traktowany zresztą przez Rosjan lekceważąco – moskiewska dyplomacja nie przejawia tam dużej aktywności a kontakty między władzami obu państw odbywają się na niższych szczeblach (co najwyżej premierów). O zupełnej dominacji Rosji świadczy chociażby uznanie języka rosyjskiego jako urzędowego, co w 2001 r. znalazło także odbicie w odpowiednim przepisie konstytucyjnym, a także fakt, iż dopiero po konsultacjach rosyjsko-amerykańsko-uzbeckich Kirgistan zgodził się udostępnić swą przestrzeń powietrzną dla amerykańskiego lotnictwa dokonującego nalotów na Afganistan (decyzję podjęły więc państwa trzecie). Od 2002 r. oba kraje łączy poza tym umowa o współpracy w dziedzinie bezpieczeństwa. Współpraca w tej dziedzinie ma zresztą długie tradycje – armia kirgiska budowana była od podstaw przez oficerów rosyjskich. Doszło wręcz do tego, że w 1994 r. oba państwa podpisały umowę, która mówiła o nieopuszczaniu przez oficerów rosyjskich wojska kirgiskiego. Już dwa lata przed podpisaniem tego porozumienia armia rosyjska przejęła odpowiedzialność za ochronę granicy kirgisko-chińskiej (ostatecznie została wycofana stamtąd po 7 latach). Wyrazem współpracy w tej materii jest rosyjska baza wojskowa w Kant pod Biszkiekiem. Byłoby to niewątpliwie dobre miejsce dla dyplomacji tureckiej do infiltracji i budowania mocnej pozycji w Azji Środkowej. Trudno jednak oczekiwać bezczynności Moskwy, nawet jeśli do tej pory nie widziała zagrożenia dla swoich interesów w tej części świata. Zresztą, zajęłoby to Ankarze długie lata zachęcać Biszkek do większej samodzielności na arenie międzynarodowej, skoro elity kraju są kompletnie nie przygotowane do pełnienia podstawowych funkcji.
Z powyższych względów wydaje się oczywiste, że Ankara może obecnie próbować wyszarpać z rosyjskiej strefy wpływów dwa pozostałe państwa tureckie w regionie. Uzbekistan – tradycyjny rywal Kazachstanu, wielkiego sojusznika Moskwy, w rywalizacji o pozycję regionalnego mocarstwa – próbuje bowiem podkreślać większą niezależność na arenie międzynarodowej, starając się jednak nie odbiegać od głównej linii polityki rosyjskiej. Po chwilowym ochłodzeniu relacji z Moskwą po zaproponowaniu USA współpracy w walce z talibami bez zgody Moskwy (Uzbekistan ma bowiem problemy z własnymi radykalnymi islamistami), obie strony doszły w końcu do porozumienia, podpisując w 2004 r. umowę mówiącą o strategicznym partnerstwie pomiędzy nimi.
Zupełnie wyjątkowy jest przypadek Turkmenistanu, który od 1995 r. uznawany jest przez ONZ za państwo neutralne. Jako jedyny kraj regionu cieszy się poza tym klauzulą narodową w relacjach handlowych z Moskwą. Sytuacja może się jednak powoli zmieniać, skoro w 2003 r. doszło do długo oczekiwanego przez Rosję porozumienia o współpracy w branży gazowej oraz w dziedzinie bezpieczeństwa – dwóch kluczowych dziedzin w kontrolowaniu sytuacji w tym państwie. Do tej pory Turkmenistan starał się trzymać na uboczu nie tylko wielkich spraw tego świata, ale także problemów regionalnych, oddając się przy tym samoizolacji na arenie politycznej – w chwilach wojny domowej w Tadżykistanie Aszchabad konsekwentnie odmawiał Rosjanom wysłania swych wojsk a także udostępnienia im swych baz lotniczych.
Trudno jednak zakładać, że dojdzie do podziału wpływów w Azji Środkowej i rozbicia regionu na dwa przeciwstawne bloki, z Uzbekistanem i Turkmenistanem jako sojusznikami Turcji a w konsekwencji Zachodu. Turcja, pomimo silnych więzów kulturowych i prestiżu jakim cieszy się wśród innych państw tureckich, nie posiada wystarczających zasobów finansowych aby na stałe związać ze sobą pokrewne narody. Nie ten kierunek jest priorytetowy dla interesów Ankary – ich politykę zagraniczną zajmują negocjacje akcesyjne z Unią Europejską oraz konflikty z niemal każdym sąsiadem (z wyjątkiem Azerbejdżanu). Jej obecność w Azji Środkowej jest niemile widziana przez Rosję, ale była także przez Stany Zjednoczone, które na początku uznawały ten region za strefę wpływów rosyjskich i niechętnie patrzyły na ingerencje Ankary. Na nic zda się pragnienie Turcji do korzystania z części olbrzymich środkowoazjatyckich złóż energetycznych, skoro nawet cieszący się opinią neutralnego Turkmenistan związał swe interesy gazowe z Rosją (w maju 2007 r. Turkmenistan, Kazachstan i Rosja porozumiały się co do transportu turkmeńskiego gazu do Europy przez terytorium pozostałych układających się stron, utrudniając tym samym realizację projektu trans-kaspijskiego rurociągu).
Można wręcz dostrzec swoiste porozumienie pomiędzy Turcją a Rosją – oto bowiem Rosja, która od lat szachowała Turcję sojuszem z Kurdami, nie pozwoliła na azyl lidera PKK nie tylko na swoim terytorium, ale nawet w Armenii czy też w Górnym Karabachu. Turcja zawsze pozostanie za to wdzięczna, nawet kosztem nie przeszkadzania Moskwie w Azji Środkowej. {mospagebreak}
Ludy tureckie oraz muzułmanie w Federacji Rosyjskiej, czyli wzajemnie związane ręce
Wschodnie rejony Rosji są kolebką cywilizacji tureckiej oraz ziemiami najstarszych imperiów tureckich. Do tej pory zamieszkiwane są przez ludność mówiącą którymś z języków tureckich. Sytuację komplikuje fakt, iż w wyniku historycznych aktów dziejowych część ludności rozpierzchła się po całym terytorium carskiej Rosji, późniejsze zaś akcje deportacyjne skomplikowały jeszcze bardziej mozaikę narodowościową w Federacji Rosyjskiej. Nigdy jednak nie udało się Moskwie całkowicie zrusyfikować wspomnianych ludów, czy to drogą przymusowej edukacji, czy to drogą rozproszenia zwartych skupisk poprzez politykę przesiedleńczą. Dość powiedzieć, że rodzina ałtajska (do której zalicza się podrodzina turecka) jest drugą pod względem liczebności rodziną językową w Rosji, co stanowi 8,1% jej ludności. Z tejże rodziny najliczniejsza jest wspomniana grupa turecka (7,7%). Tatarzy – stary lud turecki – są drugim narodem Rosji z liczebnością ponad 5,5 miliona (w 2002 r. stanowiło to 3,8% ludności Federacji). Własne republiki w ramach federacji posiadają poza tym tak liczne narody jak Czuwasze, Baszkirzy (obie nacje liczą mniej więcej po 1,6 miliona) oraz Jakuci (444 tys.).
Szczególnie znamienny jest przykład Tatarów, narodu mającego długie tradycje państwowości oraz walki o niepodległość i stanowiącego przedmiot przetargów rosyjsko-ukraińskich ze względu na powroty do dawnych siedzib na Krymie. Nie jest to przy tym grupa jednolita, choć mająca świadomość wspólnego dziedzictwa. Tatarzy Krymscy ogłosili niepodległość w chwili upadku caratu, podobnie uczynili Tatarzy Nadwołżańscy. Tendencje te zostały szybko stłumione, ale nie pozbyto się ich na zawsze. W efekcie wielu Tatarów przyłączyło się do nazistów w obliczu inwazji wojsk niemieckich na ZSRR, czego konsekwencją były w 1944 r. masowe deportacje około 189 tys. Tatarów do Azji Środkowej, mające na celu pozbycie się nie dającego się ujarzmić narodu (niemal połowa z nich zmarła w drodze lub zaraz po przybyciu na miejsce). Podobny los spotkał zamieszkałych na obecnym rosyjskim Przedkaukaziu Bałkarów, Karaczajów i Kumyków. Również po upadku Związku Radzieckiego mieliśmy do czynienia z tendencjami separatystycznymi wśród Tatarów – dość długo opierali się oni idei federacji i próbowali prowadzić własną politykę zagraniczną. Tatarstan podpisał akt przystąpienia do Federacji Rosyjskiej dopiero w 1994 r. Niezależne kroki na arenie międzynarodowej próbowali także podejmować pod koniec lat 90-tych ubiegłego stulecia Baszkirzy.
Po uzyskaniu niepodległości przez pięć państw tureckich po rozpadzie ZSRR, Turcja szukała swojej szansy do integracji z bogatymi w surowce oraz zlokalizowanymi w newralgicznych rejonach świata, a przy tym należących do jednej kultury krajami. Jednym z pomysłów był projekt jednego alfabetu łacińskiego dla języków azerskiego, kazachskiego, uzbeckiego, turkmeńskiego, kirgiskiego, a nawet dla języka Gagauzów (zamieszkałych w Mołdawii) oraz Tatarów Krymskich, opracowany na specjalnym kongresie w Ankarze w 1993 r. Było to już poważne zagrożenie dla podporządkowania się tych nacji (szczególnie groźnych dla integralności terytorialnej Tatarów) wpływom Ankary. Projekt nie doczekał się więc realizacji, a w 2002 r. Moskwa ostatecznie temat zamknęła, przyjmując za jedyny obowiązujący na ziemiach Federacji alfabet cyrylicę.
Kolejną kwestią, w którą państwo tureckie może ingerować, jest położenie ludności muzułmańskiej. Ponad 10% populacji Rosji stanowią wyznawcy Mahometa, część jest co prawda zrusyfikowana, część jednak poddawana jest indoktrynacji radykałów, co jest szczególnie niebezpieczne w kontekście walki Czeczenów o niepodległość. Społeczeństwo tureckie bardzo emocjonalnie podchodzi do kwestii prześladowania muzułmanów, czego wyrazem jest powołanie w Turcji w czasie trwania pierwszej wojny czeczeńskiej Komitetu Kaukasko-Czeczeńskiej Solidarności.
Problem wpływania przez Ankarę na ludy tureckie zamieszkałe w Rosji nie jest jednak pierwszorzędnym w relacjach dwustronnych. Tutaj ma bowiem znaczenie problem, z jakim od dawna borykają się oba kraje. Turcja nie wesprze oficjalnie starań Czeczenów oraz Tatarów z obawy o własne problemy z tendencjami separatystycznymi Kurdów. W 1995 r. oba państwa podpisały nawet specjalny protokół o zapobieganiu terroryzmowi, w którym Rosja uznała PKK za ugrupowanie terrorystyczne w zamian za zobowiązanie się Turcji do nieudzielania z jej terytorium pomocy militarnej Czeczenom. Żywe wspomnienie o Turcji jako protektorce może jednak powrócić wraz z osłabieniem państwa rosyjskiego.
Ukraina i Morze Czarne, czyli początki penetracji Turcji
Ukraina ma dla Rosji znaczenie strategiczne, łączy się ono ściśle z kontrolą Morza Czarnego i przez to z dostępem do regionu śródziemnomorskiego. Cieśnina Kreczeńska ma przy tym dla Rosji duże znaczenie handlowe. Ważny jest także punkt wojskowy – baza w Sewastopolu (dzierżawiona do 2017 r.) oraz systemy radarowe koło Użhorodu oraz Sewastopola (ich utrata oznacza odsłonięcie południowo-zachodniej flanki obrony powietrznej). Przez Ukrainę przebiegają gazociągi i ropociągi do Europy oraz ważne kolejowe i drogowe linie tranzytowe do portów naddunajskich oraz na Kaukaz Północny. Moskwa potrzebuje także ukraińskiej metalurgii i przemysłu petrochemicznego, jest to poza tym ogromny rynek zbytu. Nie można zapominać o dużej mniejszości rosyjskiej oraz tendencjach separatystycznych na Krymie. Znaczenie swobodnego dostępu do Morza Czarnego świadczy spór o użytkowanie Morza Azowskiego, uregulowany przez strony w 2003 r. po sporze o wyspy Tuzla.
Turcja patrzy na relacje z Ukrainą przede wszystkim z perspektywy bezpieczeństwa na Morzu Czarnym. Dlatego właśnie gorąco popiera ideę członkostwa Ukrainy w NATO. Podobnie jak w przypadku tureckich narodów Rosji jej uwagę przyciąga położenie ludności tatarskiej na Krymie. Ze względu na fakt prorosyjskiej orientacji władz Republiki Autonomicznej Krymu oraz pretensje terytorialne Moskwy odnośnie Półwyspu, Ukraina sprzyja powrotom Tatarów do dawnych siedzib, licząc na zmniejszenie dominacji Rosjan w regionie. Nieuniknione wydają się przy tym napięcia odnośnie zwrotu własności Tatarom, które znajdują się głównie w posiadaniu Rosjan. Obecnie mieszkający na Półwyspie Tatarzy wykazują orientację prozachodnią, co jest na rękę obecnym władzom w Kijowie. Czas pokaże, czy problem zmiany struktury narodowościowej na Krymie nie okaże się zgubny dla Ukrainy i nie pociągnie za sobą tendencji separatystycznych tego ludu tureckiego. Być może wówczas Ankara nie zareaguje tak bojaźliwie jak w przypadku Czeczenów, Ukraina bowiem nie ma tak silnych kart jak Rosja. Tym bardziej, że Turcy starają się budować silne więzi z pobratymcami z Krymu, o czym świadczy spotkanie oficjeli tureckich i krymskich w 2005 r. Dyskutowano wówczas o współpracy gospodarczej i kulturalnej pomiędzy oboma podmiotami. Efektem rozmów jest idea zbudowania parku etnograficznego dla Tatarów Krymskich oraz inne wspólne akcje dla zachowania historycznego i kulturalnego dziedzictwa tejże społeczności na Półwyspie. Póki co spotkania takie są tolerowane przez Kijów, a Ankara otwarcie wspiera ideę powrotu Tatarów do dawnych siedzib.
Nie oznacza to jednak, że relacje pomiędzy Ukrainą a Turcją układają się bezproblemowo. Nadal wyzwaniem dla państw czarnomorskich jest delimitacja granic oraz spory o prawa połowów. Znamienny jest tutaj incydent z 2000 r., kiedy to ukraińska straż przybrzeżna zatopiła turecki trawler, tłumacząc reakcję naruszeniem przez niego ukraińskich wód terytorialnych.
Być może ten problem zdoła rozwiązać Organizacja Współpracy Gospodarczej Państw Morza Czarnego (BSEC) – platforma skupiająca zarówno Turcję jak i Rosję. Organizacja ta zakłada szerokie spektrum współpracy w wielu dziedzinach – począwszy od najbardziej palącego problemu zanieczyszczenia Morza Czarnego, przez przestępczość i korupcję, edukację, aż po kwestie gospodarcze, czyli inwestycje i podatki. W jej ramach powołano już bank inwestycyjny, letni uniwersytet, wielonarodową jednostkę morską oraz Centrum Studiów Politycznych Morza Czarnego. Póki co widoczne są w niej rozbieżne interesy, platforma ta jest jednak miejscem wymiany doświadczeń i pozostaje niewątpliwie cenna z punktu widzenia bezpieczeństwa Morza Czarnego oraz współpracy rosyjsko-tureckiej w tym regionie.{mospagebreak}
Relacje gospodarcze – handel czy energia?
Problemem w dwustronnych relacjach może stać się niedługo kwestia roli, jaką Turcja zaczyna odgrywać w dywersyfikacji źródeł energii do Europy. Do tej pory paliwo płynęło przede wszystkim przez Rosję, obecnie coraz śmielsze są plany uniezależnienie się od dostaw rosyjskich. W 2006 r. uruchomiono rurociąg Baku-Tbilisi-Ceyhan, przesyłający dziennie 1-1,5 miliona baryłek kaspijskiej ropy, ingerujący w tradycyjną rosyjską strefę wpływów oraz łączący nieprzychylne Moskwie państwa. Rolę Turcji jako państwa tranzytowego zwiększa projekt gazociągu Nabucco, który do 2020 r. przesyłać ma do Europy 30 miliardów metrów sześciennych kaspijskiego, irańskiego oraz bliskowschodniego gazu rocznie. Planuje się nawet doprowadzenie do niego kolejnego projektowanego gazociągu, którym ma popłynąć gaz egipski, syryjski oraz iracki. W wyniku wszystkich powyższych inwestycji ziemie Turcji staną się czwartą światową arterią przesyłową, kraj ten pozostanie jednak w tym względzie nadal za Rosją. Projekty te maja kluczowe znaczenie nie tylko dla Unii Europejskiej, ale także dla samej Turcji, która pomimo bycia otoczoną przez ponad 70% udowodnionych złóż gazu i ropy boryka się z brakiem własnych zasobów (niewielkie złoża w okolicach Batmanu) oraz uzależnieniem od jednego dostawcy gazu. Jest nim oczywiście Rosja. Gaz sprowadzany jest przez Błękitny Potok oraz przez terytorium Rumunii i Bułgarii. Turcja kupuje także LNG od Algierii oraz Nigerii.
Nie ma to jednak wpływu na znakomite relacje ekonomiczne pomiędzy Rosją i Turcją. W 2004 r. wzajemne obroty wzrosły do 10 miliardów dolarów. Wzrasta także eksport rosyjskiego uzbrojenia (121 milionów dolarów w 2006 r.). Dla strony tureckiej rosnące obroty handlowe mają ogromne znaczenie dla manifestacji szerokiej perspektywy działań na arenie międzynarodowej. Być może właśnie kwestie gospodarcze przybliżą oba państwa i będą wskazywać drogę dla wzajemnych relacji na najbliższe lata.
Wnioski?
Pokuszenie się o próbę przewidzenia przyszłych relacji wydaje się zrazu ryzykowne. W każdym z regionów znajdujemy element rywalizacji, w każdym z nich możliwa jest jeszcze gwałtowna zmiana sojuszy. Są to miejsca konfliktogenne i kryzysotwórcze, co w połączeniu z nieprzewidywalnością obu rywalizujących stron daje niezwykle rozmyty obraz przyszłości. Na razie Rosja rozdaje karty, ale czy alternatywa czy cieplejszy klimat dla Turcji na Kaukazie oraz rosnące znaczenie roli Turcji jako kraju tranzytowego nie zapowiadają rzucenia rękawicy Rosji? Czy może wspólne problemy wewnętrzne oraz interesy gospodarcze przechylą szalę na korzyść porozumienia i status quo? Wiele będzie tutaj zależało od relacji Turcji z Unią Europejską. Czy odepchnięta Turcja zwiększy aktywność dyplomatyczną na innych frontach? Czy Europa ma do zaoferowania coś więcej niż korzyści płynące z handlu z Rosją? Czy osamotniona Turcja nie zawróci na drogę protektora uciemiężonej ludności muzułmańskiej? Czy może lepszą wizją dla Ankary wydaje się współpraca z Rosją w szantażowaniu energetycznym Europy? Dochodzi więc kolejny gracz i kolejny element układanki. Czas pokaże, czy stanie się on rozgrywającym w stosunkach rosyjsko – tureckich.
Bibliografia:
Publikacje książkowe:
- Czajkowski Marek, Cziomer Erhard, Polityka Federacji Rosyjskiej wobec państw członkowskich WNP, Kraków 2006
- Iwashita Akihiro, Eager eyes fixed on Eurasia. Vol. 1, Russia and its neighbors in crisis, Sapporo 2007
- Kibaroğlu Mustafa, Turkey’s Neighborhood, Ankara 2008
- King Charles, Dzieje Morza Czarnego, Warszawa 2006
- Kołodziejczyk Dariusz, Turcja, Warszawa 2000
- Malak Kazimierz, Czynnik wojskowy w polityce zagranicznej Federacji Rosyjskiej
- (1991 – 2000), Warszawa 2001
- Patek Artur, Rydel Jan, Węc Janusz Józef, Najnowsza historia świata.
- Tom 1. 1945 – 1963/Tom 3. 1979 – 1995, Kraków 2003
- Rodkiewicz Witold, Rosja i jej sąsiedzi – postimperialny syndrom [w:] Rosja i jej sąsiedzi, Kraków 2000
- Timofiejuk Paweł, Wierzbicki Andrzej, Zieliński Eugeniusz, Narody i nacjonalizm w Federacji Rosyjskiej, Warszawa 2004
- Wańczyk Kacper, Polityka Federacji Rosyjskiej wobec Regionu Morza Kaspijskiego w latach 1999 – 2004, Toruń 2007
- Wyganowski Przemysław, Miejsce i rola Turcji w polityce regionalnej NATO, Warszawa 1994
- Turkey 2008 Progress Report, http://www.euractiv.com.tr
- Warhol James W., Mitchell William A., The Warming of Turkish-Russian Relations: Motives and Implications http://findarticles.com
- Ananicz Andrzej, Międzynarodowa rola Turcji [w:] Sprawy Międzynarodowe, 2/2006