Maciej Michałek: Wojna Pakistanu z Indiami wybuchnie z powodu wody?
Ubiegłoroczna potężna powódź zwróciła uwagę świata na pakistańskie problemy z wodą. Najpoważniejszym z nich nie jest jednak jej nadmiar, ale grożący w niedalekiej przyszłości niedobór, którego konsekwencje mogą w najgorszym scenariuszu doprowadzić nawet do wojny z Indiami.
Pakistan jest jednym z najbardziej suchych państw na świecie. Podobnie jak północno-zachodnie Indie, pod względem zaopatrzenia w wodę jest uzależniony od rzeki Indus i jej dopływów. Sześćdziesiąt lat temu, gdy oba kraje uzyskiwały niepodległość, wody Indusu znacznie przekraczały potrzeby tutejszej ludności. Jednak od tamtej pory liczba ludności w Pakistanie szybko rosła, a wraz z nią zapotrzebowanie na wodę, zaś jej ilość z oczywistych względów była stała. W związku z tym w już w 1958 r. powstała WAPDA (Water and Power Development Authority), rządowa agencja odpowiedzialna za zarządzanie zasobami wody i energii, zaś w 1960 r. podpisano z Indiami Indus Waters Treaty, umowę dotyczącą zasad wspólnego korzystania z wód Indusu. Porozumienie to zakłada podział sześciu głównych dopływów rzeki dając po trzy dla każdej ze stron, z zaznaczeniem, niechętnie przyjętym przez Pakistan, że Indie mogą pobierać co roku również stałą ilość wody z pakistańskich dopływów. Od tamtej pory minęło jednak 50 lat, przez które kwestia niedoboru wody i jej podziału z Indiami urosła do rangi jednego z najpoważniejszych problemów w Pakistanie.
Sytuacja obecna
Dziś, gdy populacja Pakistanu jest większa aż pięciokrotnie (z początkowych 34 milionów w ówczesnym Pakistanie Zachodnim wzrosła do dzisiejszych 176 milionów), roczne zaopatrzenie w wodę na jednego mieszkańca zmniejszyło się z 5000 do 1200 metrów sześciennych, czyli poziom uznawany przez ONZ za alarmujący. W efekcie Pakistan uznany został w 2009 r. za stojący na krawędzi poważnego kryzysu spowodowanego brakiem wody, a według szacunków w ciągu najbliższej dekady zaopatrzenie w nią na jednego mieszkańca spadnie do zaledwie 800 metrów sześciennych. Dzieje się tak mimo wysiłków podejmowanych przez WAPDA, takich jak wdrażany obecnie ambitny, warty około 30 miliardów USD program Water Vision 2025. W wielu regionach w porze suchej woda w kranach jest zaledwie przez kilka godzin dziennie. Często jako zapowiedź nadchodzącej katastrofy przedstawia się sytuację w prowincji Sindh, w której przez wyschnięty Indus pasterze mogą przeprowadzać stada owiec.
Wobec braku wody w rzekach, rolnicy próbują czerpać ją z głębi ziemi. Wydobywanie wody gruntowej wiąże się jednak z używaniem napędzanych benzyną pomp, co nie tylko podnosi ceny nawodnionej w ten sposób np. pszenicy, ale również paliwa, którego podwyżki cen na przełomie 2010 i 2011 roku omal nie doprowadziły do upadku rządu w Islamabadzie. Poza tym w ciągu ostatnich 50 lat wykopano 600 tysięcy (!) nowych studni i zasoby wód gruntowych wykorzystywane są dziś niemal całkowicie.
Niedostatek wody przeznaczonej dla mieszkańców pogłębia fakt, że ponad 90% jej zużycia służy nawodnieniu największego na świecie systemu irygacyjnego. System ten, wg danych Banku Światowego, odpowiada w Pakistanie za jedną czwartą PKB, zapewnia dwie trzecie zatrudnienia i 80% eksportu. W związku z tym dalszy spadek zaopatrzenia w wodę przełoży się bezpośrednio nie tylko na kryzys żywnościowy spowodowany wysychaniem upraw ryżu i zbóż, ale przede wszystkim ekonomiczny, w związku z koniecznością importu żywności, unieruchomieniem elektrowni wodnych i utratą upraw bawełny, stanowiącej ważny sektor gospodarki. Choć stwierdzenie, że brak wody prowadzi do katastrofy wydaje się banalne, w przypadku rolniczego Pakistanu katastrofa ta miałaby wymiar dosłownie totalny.
Tymczasem na horyzoncie pojawiło się nowe zagrożenie w postaci topnienia lodowców, z których spływa rzeka Indus. Szacunki dotyczące tempa topnienia lodowców są bardzo różne i często kontrowersyjne. Doskonałym przykładem jest ONZ-owski raport z 2007 r. przewidujący całkowite zniknięcie lodowców do 2035 r., za którego nieścisłości ONZ musiała w ubiegłym roku przepraszać. Przedmiotem sporu jest jednak jedynie tempo, podczas gdy samo zjawisko jest niepodważalne i znacząco zwiększa zagrożenie powodziowe w dorzeczu Indusu. Po okresie topnienia poziom wody w rzekach zacznie rośnie, by następnie szybko spadać rozpoczynając drugi, jeszcze bardziej niszczycielski okres – suszy.
Zjawisko to doprowadzić może do nagłego spadku zaopatrzenia w wodę w Pakistanie, który dodatkowo może zostać pogłębiony przez New Delhi. Ponieważ Indie za sprawą traktatu z 1960 r. są uprawnione do pobierania stałej ilości wody z pakistańskich dopływów, z chwilą spadku poziomu wód procentowy udział Indii w ich podziale gwałtownie wzrośnie, pogłębiając niedobór w Pakistanie. W tym sensie czas gra na niekorzyść Pakistanu i to jemu najbardziej zależy na osiągnięciu nowego porozumienia w tej sprawie. Zmiana obecnego traktatu będzie jednak jeszcze trudniejsza niż jego podpisanie pół wieku temu, ponieważ Indie również cierpią na niedobór wody i jakakolwiek indyjska administracja, która dobrowolnie zrzeknie się części swej wody, skarze się tym samym na polityczny niebyt. Pakistan stawia więc sprawę jasno. „Fiasko nowego porozumienia w sprawie podziału wód może doprowadzić do konfliktu w regionie”, powiedział w 2009 r. szef pakistańskiego MSZ, Shah Mehmood Qureshi.
{mospagebreak}
Niedobór wody a Indie
Kwestia zaopatrzenia w wodę staje się coraz bardziej palącym problemem dla Islamabadu. Widać to po liczbie często fantastycznych oskarżeń rzucanych przeciwko tradycyjnym „winowajcom wszystkiego”, czyli Żydom, Amerykanom, a przede wszystkim Indusom. Dla przykładu szef pakistańskiej rządowej Rady Dorzecza Indusu (Indus Basin Water Council, IBWC) Zahoorul Hassan Dahir otwarcie twierdzi, że „Indie we współpracy z żydowskim lobby powodują niedobór wody, żywności i elektryczności w Pakistanie”. Tego typu słowa świadczą o poczuciu bezsilności w Islamabadzie. Spowodowane jest ono głównie tym, że najważniejsze źródła rzeka Indus ma na terenie indyjskiego stanu Dźammu i Kaszmir, a więc nie mógłby on zapobiec jednostronnym indyjskim decyzjom dotyczących podziału wód. W efekcie, podobnie jak w wielu innych kwestiach, „wrogiem nr 1” są Indie.
Obiektem szczególnego zaniepokojenia są jakiekolwiek indyjskie inwestycje wodne na wspólnych rzekach, czego najgłośniejszym przykładem jest otwarta w 2008 r. zapora i elektrownia wodna o mocy 450 MW w Baglihar na rzece Ćenab, najważniejszym dopływie Indusu. Jak powiedział wtedy premier Indii Manmohan Singh, jest to jedna z 67 planowanych zapór w tym regionie (w Pakistanie już trwają protesty przeciwko kolejnej, w Kishenganga). Indie na mocy umowy z 1960 r. nie mogą budować żadnych zbiorników służących magazynowaniu wód rzek Indus, Ćenab i Dźhelam, mogą jednak, za udostępnieniem Pakistanowi wszelkiej dokumentacji technicznej, wykorzystywać ich wody np. do budowy elektrowni wodnych. Mimo to w Pakistanie nadzwyczaj zgodnie uznano te inwestycje za wielkie zagrożenie, które uderzy w pakistańskie rolnictwo i doprowadzi do znaczącego spadku zbiorów zbóż w Pendżabie. Mogą mieć one również znaczenie w przypadku ewentualnej wojny, gdyż za ich pomocą New Delhi byłoby w stanie najpierw doprowadzić do braku wody w Pakistanie, a następnie do powodzi. Niektóre pakistańskie gazety natychmiast więc dodały, że odcięcie Pakistanu od źródeł wody może być potraktowane jako bezpośredni atak i spowodować nuklearną odpowiedź Islamabadu. Żal i złość Pakistańczyków potęguje szczególnie fakt, że inwestycje te mają miejsce w indyjskiej części Kaszmiru, którą uważają za prawnie należącą się Pakistanowi.
Jak zapobiec nadciągającej katastrofie?
Przede wszystkim konieczne jest zreorganizowanie systemu dystrybucji i zużycia wody. Jak wyliczyła pakistańska gazeta Roznama Express, do morza wpada co sekundę 370,000 metrów sześciennych zdatnej do użycia wody, ponieważ brakuje w Pakistanie dostatecznej liczby zapór i zbiorników do jej przechowywania. Szczególnie istotna jest więc rozbudowa odpowiedniej infrastruktury i stworzenie systemu dystrybucji nadwyżek wody, który znacząco zmniejszyłby jej marnotrawstwo. Należy również zmodernizować stworzony jeszcze za czasów administracji brytyjskiej system irygacyjny. Jak jednoznacznie wynika z badań, jego efektywność w Pakistanie jest dużo niższa nie tylko od efektywności nawadniania w krajach rozwiniętych, ale również w Indiach. Wydajność plonów z hektara jest dwukrotnie niższa w pakistańskiej części Pendżabu niż w indyjskiej, podobnie jak wydajność z metra sześciennego wody zużytej do nawodnienia. Do rangi poważnego problemu urasta również kwestia postępującego zasolenia gleb na terenach irygowanych. Konieczne inwestycje nie będą jednak możliwe bez znacznego zwiększenia pomocy z zewnątrz, przeznaczonej specjalnie na ten cel. Co więcej, konieczne jest jednoczesne lepsze przygotowanie kraju na kolejne okresowe powodzie, obejmujące m.in. zapewnienie bezpieczeństwa obiektom strategicznym, budowę odpowiednio podwyższonych magazynów żywności oraz schronień dla ludzi i zwierząt. Wreszcie, niezbędne jest osiągnięcie nowego porozumienia z Indiami, uwzględniającego zmiany, jakie zaszły na przestrzeni ostatnich 50 lat. Wszystko jednak wskazuje na to, że konieczne do podjęcia środki będą niezwykle trudne, a ostatecznie i tak mogą okazać się niewystarczające. Podsumowując, kryzys spowodowany brakiem wody ma duże szanse okazać się wkrótce problemem numer jeden w Pakistanie.
Ubiegłoroczna powódź, która dotknęła aż 15 milionów ludzi, była bardzo medialna, lecz odwróciła uwagę od długofalowego, narastającego od lat problemu braku wody. W Islamabadzie coraz częściej słychać, że „Indie chcą zamienić Pakistan w pustynię”, „wodny terroryzm Indii jest bardziej niebezpieczny niż terroryzm talibów”, a kolejne zapory nazywa się „wodną bombą”, za pomocą której Indie chcą zniszczyć swojego zachodniego sąsiada, czego nie udało im się osiągnąć podczas trzech wojen. Niedobór wody zagraża rozwojowi gospodarki i ma negatywny wpływ na standard życia mieszkańców. Stanowi on jeszcze jeden poważny problem któremu musi stawić czoło Pakistan, a brak jego rozwiązania będzie mieć katastrofalne skutki nie tylko dla niego, ale dla bezpieczeństwa w całym regionie.