22 wrzesień 2009
-
-
Witold Szirin Michałowski, Europejskie Centrum Analiz Geopolitycznych
W cyklu wykładów, jakie prowadził Adam Mickiewicz, w latach 1843-1844 w College de France, z literatury słowiańskiej, padły godne zastanowienia słowa: Nieszczęścia wygnania zbliżyły naród Polski z innymi szczepami Słowian. Nie byłoby inaczej sposobu zbliżyć Polaków do Rosjan. Naród niepodległy, wolny, dumny ze swoich swobód, cóż mógł mieć wspólnego z narodem niewolniczym, uciśnionym, nawykłym do jarzma od wieków!
Analizując rozwój wydarzeń w minionych dwóch wiekach musimy nie tylko uznać za prawdziwą wizję poety, ale i przekładając ją na język współczesnej geopolityki, wyciągnąć odpowiednie wnioski. Jeśli zaś uznamy za trafne porównanie gospodarki jakiegoś kraju do żywego organizmu, to znajdujące się na jego terytorium rurociągi ropy naftowej i gazu można porównać do układu tętnic, zasilających ten organizm. Kontrolując sieć takich rurociągów ma się przemożny wpływ nie tylko na jego gospodarkę energetyczną. Dlatego m.in. działania wojenne w Czeczenii miały taki, a nie inny wymiar. Nakierowane były głównie na zniszczenie technicznej infrastruktury zbuntowanej republiki kaukaskiej, przez której terytorium prowadzi rurociąg naftowy Baku-Tichoreck. Do niedawna jedyny, którym kaspijska ropa naftowa mogła płynąć w głąb Rosji.
Polska przed wstąpieniem do Unii Europejskiej miała w zasadzie tylko dwa atuty: blisko czterdziestomilionowy rynek zbytu oraz tranzytowe położenie geograficzne. Te ostatnie należy traktować w kategoriach dóbr narodowych. Zajmując centrum kontynentu, leżymy na lądowym, płaskim i nizinnym pomoście pomiędzy energochłonnymi centrami przemysłowymi i aglomeracjami miejskimi Europy Zachodniej, a złożami płynnych i gazowych węglowodorów znajdującymi się na Syberii, w basenie Morza Kaspijskiego i Morza Barentsa. Korzyści z tak unikalnego położenia każdy kraj powinien czerpać znaczne.
Od prawieków prawo pobierania opłaty tranzytowej za przesyłane czy przewożone przez czyjeś terytorium surowce i towary, w tak niezupełnie jeszcze odległej historii, nazywanej ze starogórnoniemieckiego mytem, było niezbywalnym prawem każdego suwerennego władcy i każdego suwerennego państwa. W przypadku takich surowców energetycznych, jak ropa naftowa i gaz ziemny, współczesne nam międzynarodowe regulacje prawne, rezygnując z używania pojęcia myto, zastępują je opłatą tranzytową, czy jak kto woli, opłatą za usługę (?) transportową. Jej wielkość prof. John Cieślewicz, amerykański ekspert polskiego pochodzenia, wieloletni konsultant American Gas Association
określił na ca 2,75 USD za 1000 m3 / 100 km
dla rurociągowego przesyłu gazów przez kraje centralno-wschodniej Europy.
Mechanizm wyliczenia tej stawki jest podany w V wydaniu poradnika technicznego „Rurociągi Dalekiego Zasięgu" (s. 695-700) który otrzymał nagrodę resortową, i do którego autorem przedmowy był ówczesny minister gospodarki Piotr Woźniak. Opublikowany również został na łamach czasopisma „Rurociągi" (nr 4(18)1999) oraz prezentowany w serii wykładów prowadzonych przez prof. Cieślewicza na AGH w Krakowie.
Brak zatwierdzonego taryfikatora opłat za przesył gazu umożliwił zaistnienie „przekrętu stulecia", polegającego m.in. na tym, że zamiast zasilać budżet Polski kwotą co najmniej półtora miliarda USD rocznie z tytułu opłat za przesył syberyjskiego gazu do krajów Europy Zachodniej, zgodziliśmy się na jego swobodny tranzyt, z którego zyski odnosi tylko spółka Gazpromu, a nie podatnik RP, co łatwo sprawdzić znając wielkość kwot, jakie odprowadza do Skarbu Państwa. Kwot zupełnie symbolicznych.
Umożliwił to Art.5 Porozumienia między Rządem Federacji Rosyjskiej a Rządem Rzeczypospolitej Polskiej o budowie systemu gazociągów dla tranzytu gazu rosyjskiego przez terytorium RP i dostawach gazu rosyjskiego Rzeczypospolitej Polskiej. Dokument podpisano 25 sierpnia1993 r.
Dlatego najwyższe uznanie należy się premierowi Władimirowi Putinowi, który w trakcie ostatniego pobytu w Polsce, z okazji obchodów 70 rocznicy wybuchu II wojny światowej, otwarcie potępił obustronnie korupcyjny układ, jaki towarzyszył Kontraktowi Stulecia.
Jakie powinny obowiązywać stawki za tranzyt syberyjskiego gazu? Zdania ekspertów i polityków nie były jednoznaczne. Już wiosną 1998 r. ówczesny dyrektor ds. rozwoju PGNiG stwierdził, że żadnej opłaty za tranzyt rosyjskiego gazu strona polska pobierać nie będzie.
W tym czasie rumuński Romgaz udostępniał dostęp do swoich sieci gazowych, działającej w Niemczech spółce Gazpromu o nazwie Wintershall, pobierając opłatę w wysokości ca 2,7 USD za przesłanie 1000 m3 gazu na odległość 100 km. Docelowa zdolność przesyłu Gazociągów Tranzytowych miała wynosić 67 mld m3. Uwzględniając, że pomiędzy wejściem tego gazociągu na terytorium RP w rejonie Kondratek, na granicy z Białorusią, a Górzynem na granicy z Niemiecami, jest 682 km, można łatwo obliczyć, ile dziesiątków miliardów dolarów powinno zasilić budżet RP - biorąc pod uwagę fakt, że pierwotnie kontrakt z Rosją podpisano na 25 lat. Kraj ten, jak na razie, dysponuje znaczącą nadwyżką wydobycia gazu, w stosunku do możliwości jego zużycia. Nie wiadomo też, jak długo jeszcze Moskwa będzie w stanie utrzymać kontrolę nad jego syberyjskimi złożami i zasobami krajów takich jak Kazachstan i Turkmenistan. Kwoty, jakie wpływają obecnie do jej budżetu za eksport gazu, stanowią od lat najpoważniejsze źródło dochodów. W tej sytuacji racją stanu dla każdej władzy na Kremlu jest wyeksportowanie możliwie jak największych ilości ropy i gazu ziemnego oraz dostarczenie go kontrolowanymi przez rosyjskie firmy rurociągami bezpośrednio do odbiorców. Gazprom i tworzone przez niego spółki córki jest żywotnie zainteresowany, aby koszt budowy nowych magistrali przesyłowych był jak najmniejszy. Dotyczy to również kosztów uzyskiwania right of way, czyli prawa przejścia rurociągu przez prywatne grunty. Rosjanie zadbali, aby przy okazji budowy Gazociągu Tranzytowego ich zaufani ludzie, na dostawach materiałów, rur i wykonawstwie rurociągowych robót oraz pośrednictwie w sprzedaży gazu, zarobili jak najwięcej. Posiadające geopolityczny wymiar, plany budowy magistrali przesyłowej kaspijskiej ropy naftowej Odessa-Brody-Gdańsk, omijającej terytorium rosyjskie i integrującej gospodarczo nas z Ukrainą, powinny swego czasu otrzymać na polskiej ziemi wszelką możliwą pomoc. Tak się niestety nie stało.
Brak dywersyfikacji dostaw gazu już obecnie słono kosztuje polską gospodarkę. Będzie kosztował dużo więcej. Należy bowiem uwzględnić stan techniczny zdecydowanej większości rurowych magistrali przesyłowych na obszarach byłego Związku Sowieckiego. Blisko pół wieku temu walcowano tam blachy, z których spawano rury tych największych wówczas średnic, z dodatkiem niobu (Nb). Ten pierwiastek powodował zwiększenie wytrzymałości, ale i zmianę struktury materiału w tzw. strefach wpływu ciepła, powstających przy spawaniu. Spawane złącze stawało się mniej odporne na korozję. I mamy to co mamy. Koszt odnowienia systemu przesyłowego gazu na terytorium byłego Związku Sowieckiego należy liczyć w tysiącach miliardów dolarów. Będzie to znacząco rzutować na cenę gazu. Dlatego jest wysoce prawdopodobnym, że cena LNG z dostaw morskich może być konkurencyjna. Najwyższy czas, aby Rzeczpospolita Polska osiągnęła, podobnie jak Republika Włoska, synergię energetyczną, oraz, aby na naszym wybrzeżu Bałtyku uruchomiono terminale LNG, wdrożono nowoczesne technologie produkcji paliw płynnych z węgla oraz podjęto decyzje o budowie elektrowni atomowych.
Nie tylko dla najzdolniejszych absolwentów ekskluzywnych uczelni jest oczywistym, że średniej wielkości europejski, znakomicie geograficznie usytuowany, kraj powinien w optymalny sposób wykorzystywać posiadane zasoby energetyczne. Nie jest pustym sloganem twierdzenie, że energetyka jest fundamentem każdej gospodarki. Import surowców nazywanych „energetycznymi", takich jak gaz ziemny, którego znaczącą część krajowego zużycia przerabia przemysł chemiczny i przemysł opakowań szklanych, a blisko połowę przeznacza się na ogrzewanie zwykle niewystarczająco termicznie izolowanych siedzib ludzkich, będzie jeszcze przez pewien czas konieczny.
Jeśli jednak podjęte zostaną odpowiednie decyzje o zintensyfikowaniu wydobycia gazu z zasobów krajowych i uruchomieniu na skalę przemysłową znanych od wielu dziesięcioleci technologii podziemnego zgazyfikowania złóż węgla, również przy zastosowaniu energii jądrowej oraz racjonalnym wykorzystaniu potencjału, jaki posiadamy dzięki zasobom energii geotermalnej, możemy być absolutnie niezależni od importu gazu. Nie tylko zresztą z kierunku wschodniego. Stosownymi materiałami na poparcie tej tezy dysponuje redakcja Rurociągów. W tej sytuacji niezbędna pomoc państwa dla obywateli, pragnących lepiej zaizolować ściany swoich budynków, może i powinna okazać się doskonałym biznesem.
Import ropy naftowej, niezależnie od tego, co głoszą różni „eksperci", często nie posiadający elementarnego techniczno-ekonomicznego wykształcenia, natomiast bardzo kochający spadkobierców „drogich radzieckich towarzyszy" rządzi się zupełnie innymi prawami. Warto tak naprawdę zastanowić się nad tym, co powiedział, odnosząc się do aktualnych prognoz wydobycia ropy naftowej na jednym ze spotkań OPEC szejk Ahmed Zaki Jamani: Epoka kamienia łupanego skończyła się nie dlatego, że kamieni zabrakło.
Jest wysoce prawdopodobnym, że miał rację. Decydenci z krajów, które obecnie zajmują czołowe miejsce w eksporcie tego surowca wiedzą o tym i dlatego chcą maksymalnie wykorzystać ostatnie pięć minut. Należy do nich przede wszystkim elita władzy w Rosji. Dla nich rzucenie na kolana Białorusi i Ukrainy oraz utrzymanie kolonialnego statusu Syberii i Kaukazu jest zagadnieniem pierwszorzędnym. Mieszkańcy Unii Europejskiej powinni sobie raz na zawsze uświadomić, to, o czym wiedzą od paru wieków mieszkańcy Azji - Rosja jest krajem kolonialnym. Jej kolonie wprawdzie zajmują obszar ca 12,7 mln km2, ale w dziejach powszechnych odnotowano przecież, że Brazylia była kolonią Portugalii, a Kongo Belgii, a Algiera Francji. Kolonialni suwereni dysponowali terytorium macierzystym nawet w pierwszym przypadku 92 razy mniejszym niż kraj skolonizowany. Katyń nie był jedyny. Rosjanie od zrzucenia jarzma mongolskiego z determinacją i konsekwentnie eksterminują elity narodów znajdujących się na terytoriach które stawały się celem ich podbojów: To spotykało Litwinów, Białorusinów, Ukraińców, Polaków, Jakutów, Tatarów, Czeczeńców. Od wieków władcy Moskwy ludobójstwo, i dla wielu gorszą od niego rusyfikację, traktują jako art gubernandum.
Dlatego nigdy nie było, nie jest i nie będzie nam z nimi po drodze.
Natomiast z zachodnim sąsiadem przez 7 wieków mieliśmy granice pokoju. Posiadamy też z nim głęboką świadomość wspólnoty cywilizacyjnej, bazującej na sięgającym starożytnego Rzymu prawie do ziemi. Nadciągające z Dalekiego wschodu i centrum Azji Ludy Wielkiego Stepu też miały swoje prawa.
Rozpatrując problematykę energetyczną całościowo polska racja stanu, w dziedzinie transportu rurociągowego i bezpieczeństwa energetycznego, powinna polegać na:
● maksymalnemu ograniczeniu importu gazu z Rosji, na rzecz gazu kupowanego w Turkmenii lub innych republikach b. ZSRR i odbieranego na zasadzie swap z istniejących połączeń sieciowych na granicy wschodniej w rejonie Hołowczyc i Bobrowników;
● doprowadzeniu, w szybkim terminie, do uruchomienia magistrali przesyłowej kaspijskiej ropy naftowej Odessy via Adamowo-Pock do-Gdańska i rafinerii na południu;
● ustanowienia nowych, taryf na tranzytowy przesył ropy naftowej i gazu;
● wybudowaniu podziemnych magazynów gazu i ropy naftowej, o łącznej pojemności, pozwalających na zgromadzenie zapasów, wystarczających na 90 dniowe zapotrzebowanie;
● zbudowaniu na Wybrzeżu co najmniej jednego terminalu LNG o zdolnościach przeładunkowych po regazyfikacji gazu ziemnego skroplonego do 5 a nawet 7 mld m3;
● maksymalnym wykorzystaniu źródeł energii odnawialnych, w tym energii geotermalnej oraz wdrożeniu najnowszych technologii zgazyfikowania węgla;
● uzyskaniu efektywnego połączenia z systemem sieci gazowych krajów UE.
Aglomeracja berlińska, która pod koniec obecnej dekady może osiągnąć kilkanaście milionów mieszkańców, jest zainteresowana ofertą na dostawy LNG, który zregazyfikowany byłby przesyłany tym gazociągiem do Berlina. Jest mitem, że cena LNG będzie droższa niż gazu przewodowego, przesłanego z odległości blisko 5000 km, tym bardziej, że jeszcze za życia tego pokolenia podstawowym medium energetycznym staną się hydraty i wodór.
Jest jeszcze jeden element rurociągowej kombinatoryki, o którym warto pamiętać. Na całej, liczącej blisko 5 tys. km trasie, z Półwyspu Jamał do Niemiec, jest bardzo niewiele obszarów których budowa geologiczna pozwala na zlokalizowanie podziemnych magazynów gazu. Praktycznie występują one dopiero na przedgórzu sudeckim, w zlewisku środkowej Odry. Tam właśnie powinny być zlokalizowane podziemne magazyny gazu dla krajów UE o łącznej pojemności około 30 mld m3.
Liczącą na naszych ziemiach już przeszło tysiąc lat łacińską tradycję cywilizacyjną wspiera gwarantowana Konstytucją konieczność respektowania prawa do prywatnej własności ziemi współobywateli. Jego podstawowe definicje wywodząca się z starożytnego Rzymu. Ci, którzy nie słyszeli o zasięgu śródziemnomorskiej cywilizacji oraz jej wpływu na mentalność polskiego chłopa, a chcą się zajmować budową rurociągów w III RP, powinni starać się nadrobić edukacyjne zaległości. Dwujęzyczne kierownictwo SGT Europolgaz uczyniło bardzo wiele, aby ta inwestycja stała się wręcz podręcznikowym przykładem, jak nie powinno się budować rurociągów na terytorium III RP. W krajach Europy Zachodniej z podobnymi problemami uporano się już blisko półwieku temu, uchwalając różnego rodzaju prawa, które, np. w Anglii, otrzymały nazwę Pipeline Act (czyli Prawa Rurociągowego). Jeszcze w 1995 r. roku Polskie Stowarzyszenie Budowniczych Rurociągów uzyskało w Gaz De France taką procedurę i po przetłumaczeniu zaproponowało kierownictwu Europolgazu jej stosowanie. Niestety druga strona wzorowała się raczej na eksradzieckich wzorach.
W II Rzeczpospolitej, krótko po odzyskaniu niepodległości, bo już w 9 maja 1919 roku w Dzienniku Praw ukazała się USTAWA o wyłącznym upoważnieniu Państwa do zakładania rurociągów, służących do prowadzenia gazów ziemnych, regulowania produkcji i zużytkowania ich. Jej głównym autorem, podobnie jak i o pięć lat późniejszej ustawy, regulującej sprawy związane z produkcją i wywozem ropy, był poseł PPS ze Lwowa, dr nauk prawnych Herman Diamand. Pochodził z niezwykle zasłużonej dla polskiej kultury rodziny żydowskiej. Obie ustawy w dziejach naszego parlamentaryzmu zostały utrwalone jako Lex Diamand. Przy ich redagowaniu współpracował jeden z najmłodszych wówczas sejmowych posłów, członek „Zarzewia", Ryszard Wojdaliński, brat cioteczny mego ojca. Niestety, jak na razie, żaden z polskich polityków obecnej doby nie jest w stanie dorównać im obu w rozumieniu istoty rurociągowej racji stanu kraju nad Wisłą.
Mieszkańcy krajów Unii Europejskiej mają moralny obowiązek wystąpienia, wraz z obywatelami RP, do władców Kremla z apelem o przyznanie prawa do samostanowienia narodom Syberii, która jeszcze w XIX w. była uważana za drugą ojczyznę wielu naszych przodków, a dziś jest obszarem skąd otrzymujemy większość gazu i ropy naftowej. Inaczej szybciej niż ktokolwiek może to sobie wyobrazić do tych ziem zgłoszą swoje nie pozbawione historycznych racji prawa mieszkańcy Państwa Środka.
W czekającym, nie tylko obywateli Rzeczpospolitej, trudnym okresie kolonialnej dezintegracji byłego wschodniego sąsiada, który niestety nadal posiada u nas liczną i potężną agenturę, musimy być silni, zwarci i gotowi. Gotowi np. na przerwanie dostaw gazu Gazociągiem Jamalskim gdzieś na granicy Białorusi przez nieznanych np. czeczeńskich sprawców. Kto tak naprawdę zamachowcami będzie sterował - jest zupełnie odrębnym zagadnieniem. Konsekwencje tego faktu dla odbiorców w UE będą niewątpliwie poważne.
Jak im zapobiec? Nie tylko przez budowę Gazociągu Sarmackiego, którym można by transportować gaz ze złóż Shah Deniz w południowej części Morza Kaspijskiego. Proponowałem to m.in. na łamach Rurociągów i Rzeczpospolitej oraz czasopism ukraińskich już parę lat temu. Najlepszym gazowym „bezpiecznikiem" w tej sytuacji byłoby uruchomienie na polskim wybrzeżu Bałtyku drugiego terminalu LNG w rejonie Gdańska z towarzyszącym mu zasobami zbiornikowymi na 160.000-200.000 m3 gazu skroplonego, w którym udział będzie miała Białoruś i Ukraina. Istniejący gazociąg łączący terminal z trasą Gazociągu Jamalskiego umożliwi zastosowanie SWAP.
Jest również realnym zbudowanie przez międzynarodowe konsorcjum z udziałem Ukrainy i Białorusi rurociągu naftowego o przepustowości ca 26 MTA (milionów ton rocznie) z pól Iraku (rejon Mosulu) do Hopy we wschodniej Turcji nad Morzem Czarnym.
Karty wówczas rozdawałby Mińsk, Kijów i oczywiście Warszawa, jako kraje tranzytowe, wchodzące w skład Ligi Konsumentów Gazu, a nie Moskwa.
Autor jest redaktorem naczelnym pisma