Czy Algieria i Maroko otworzą granicę?
Największy pomnik Arabskiej Wiosny ma stanąć już w maju. Nie na miejscu dramatycznych wydarzeń, czy w pałacu któregoś z obalonych dyktatorów. Będzie nim podniesiony do góry szlaban na granicy Algierii i Maroka, od 18 lat zatrzaśniętej na cztery spusty. W odróżnieniu od rewolucji, które zawsze niosą rozczarowanie, tutaj byt ludzi poprawi się od razu.
Tutaj dawno nie było ludzi. Autor: Tim Cullis.
Źródło: www.horizonsunlimited.com
Dla Maroka i Algierii wrogość to stan prawie naturalny. Bardzo umiejętnie korzystali z niej rządzący, którzy przez lata grali na nacjonalistycznej karcie. Pozwalała odwrócić uwagę podwładnych od innych, ważniejszych problemów. Wiadomo, nic tak nie jednoczy jak czyhający za miedzą wróg.
Cena kłótni była jednak ogromna. Przygraniczne rejony, kiedyś tętniące życiem, zmieniły się w zapadłe dziury. Znajomy Marokańczyk opowiadał, jak jego rodzina, ze wsi pod samą granicą, wybierała się na pogrzeb krewnych po drugiej stronie. Najpierw cofnęli się setki kilometrów do Rabatu, wsiedli w koszmarnie drogi samolot do Algieru, potem tłukli się 300 km na zachód do Oranu i na granicę. Wyprawa na 2 dni, żeby znaleźć się po drugiej stronie strumyka, przez który widać własny dom.
Zniknęli turyści, którzy od czasów Ibn Batuty (w XIV w wyruszył z Tangeru do Chin) chętnie podróżowali między krajami wzdłuż śródziemnomorskiego wybrzeża.
Jednak opuszczony szlaban uderzył nie tylko w rodziny i obieżyświatów. Straciła sens cała Unia Arabskiego Maghrebu, powołana w 1989 r organizacja, która miała, jak UE, łączyć gospodarczo obszar od Libii, przez Tunezję, Algierię, Maroko, po Mauretanię na południowych krańcach Sahary. Blokada zagrodziła jedyną sensowną drogę dla ludzi i towarów, która łączy Tunis, Algier i Rabat. Umowa o wolnym handlu między Marokiem i Tunezją (1999) zakrawała na żart, skoro kraje nie mogły się w żaden sposób dosięgnąć.
Żeby otworzyć granicę trzeba najpierw pokonać barierę psychologiczną. Tutaj jest ona wielka. Najpierw w 1963 r była „piaskowa wojna” o skrawki pustyni (wiadomo, Rubieże). Dekadę później Algieria poparła partyzantów Polisario, którzy nie chcieli przyłączenia Sahary Zachodniej do Maroka. Do dziś emigracyjny rząd tego „niedokończonego państwa” rezyduje razem z uchodźcami w algierskim Tindouf. Granicę uchylono w latach 80., ale kiedy w 1994 terroryści zaatakowali hotel w Marakeszu, Marokańczycy jakby tylko na to czekali. Oskarżyli sąsiadów o udział w spisku i nałożyli na nich wizy. Ci w odpowiedzi zamknęli przejścia kompletnie. Dla wszystkich.
Stara, dobra zimna wojna to nie tylko przyzwyczajenie. Niektórzy się na niej dorobili. W marokańskiej Oujdzie, algierskich Maghni i Oranie wyrosły fortuny wielkich przemytników. Na tyle potężnych by opłacać żołnierzy i urzędników po obydwu jej stronach i zbijać krocie na wożeniu deficytowych towarów. Oczywiście za drogich dla niegdysiejszych drobnych kupców, dziś bezrobotnych.
Ze stanu permanentnej wrogości i "utrzymywania gotowości" zadowolony był przemysł zbrojeniowy. Wśród mieszkańców algierskiego pogranicza ktoś rozpuszcza dziś pogłoski, że po otwarciu granic skończą się państwowe dotacje i ceny pójdą w górę...
Dlaczego w końcu politycy z dwóch krajów poszli po rozum? Po pierwsze pomógł nowy wspólny wróg – Al Kaida w Islamskim Maghrebie (AQIM), alians algierskich i mauretańskich islamistów z saharyjskimi przemytnikami, który atakuje wojsko i porywa turystów w całym regionie. Żeby z nią walczyć, w 2007 r zaczęli się regularnie spotykać szefowie wywiadów Maroka i Algierii. W styczniu 2012 pierwszy raz od lat porozmawiali ministrowie. Lody zostały przełamane.
Dalej: Algieria potrzebuje swoich żołnierzy gdzie indziej, niż pod marokańską miedzą. Niebezpiecznie jest na granicy z Libią, skąd po upadku Kadafiego mogą przenikać uzbrojeni bojownicy. Grupy Tuaregów, wcześniej walczących za dyktatora, wyruszyły przez Algierię do Mali, gdzie wzniecili nowe powstanie. Tam też są bazy AQIM. Wojsko potrzebne jest więc na wschodzie i południu.
Na otwarcie granicy czeka biznes. Algierscy przedsiębiorcy pokazali niedawno władzom gotowe biznesplany, które nie mogą się nie powieść. Wystarczy podnieść szlabany.
Wreszcie – zmiany, zmiany, zmiany. Od Sany i Kairu do Casablanki. Mourad Medelci, szef algierskiej dyplomacji, powiedział niedawno, że ocieplenie relacji z Marokiem widzi „w szerszym, ogólnym kontekście”. Ma rację. Od Mauretanii po wolną od Kadafiego Libię wszyscy chcą ożywić Unię Arabskiego Maghrebu. Żeby w końcu ruszył handel, ludzie zyskali pracę i zarobek. Ciężko teraz stać okoniem przed wiatrem przemian.
Żeby nie dopuścić do wrzenia, jakie stało się udziałem sąsiadów, Algieria i Maroko, gdzie mogą, robią dobrze swoim obywatelom. Algier w listopadzie zezwolił na tworzenie partii, w maju wybory. Otwarcie granicy popiera szef nowopowstałego Frontu Sprawiedliwości i Rozwoju (FJD), partii umiarkowanych islamistów z Abdallahem Djaballahem, dwukrotnym kandydatem na prezydenta na czele. Mieszkańcy pogranicza na pewno chętniej zagłosują na władze, jeśli to one podarują im w pakiecie wizyty rodzin, odbudowę handlu granicznego i powrót turystów. Trzymajmy kciuki, żeby to wszystko trwało dłużej niż do zamknięcia urn.