Gruzja przed wyborami
Już 1 października w Gruzji odbędą się wybory parlamentarne, których głównym faworytem jest rządząca partia prezydenta Micheila Saakaszwilego - „Zjednoczony Ruch Narodowy". Sondaże przedwyborcze dają jej ok. 35% poparcia. Jej głównym rywalem jest ugrupowanie miliardera Bidziny Iwaniszwilego „Gruzińskie Marzenie", którego poparcie w najnowszym sondażu opublikowanym na portalu Civil.ge deklaruje 12% respondentów. Zastanawia natomiast duża liczba niezdecydowanych i tych którzy odmówili podania swoich preferencji wyborczych (nawet 43% wg ostatnich badań).
Kampania wyborcza przebiega w cieniu oskarżeń opozycji o utrudnianie startu jej kandydatom. Rządzący zapewniają, że wszystko odbywa się zgodnie z prawem. Można mieć jednak co do tego spore wątpliwości. Nie dalej jak miesiąc temu nawet polskie media donosiły o akcji gruzińskich urzędników konfiskowania anten satelitarnych. Wcześniej bowiem gruzińska telewizja „Maestro" rozdawała je mieszkańcom wsi by, jak twierdziła, pozyskać nowych odbiorców. Rzecz w tym, że swoje racje mieli swobodnie przedstawiać tam członkowie opozycji, a jak wieść gminna niesie środki na kupno anten przekazał jeden z najbogatszych Gruzinów, a więc nie kto inny tylko Iwaniszwili. Opozycja od dawna twierdzi, iż w telewizji publicznej nie ma możliwości nieskrępowanej wypowiedzi. Niemniej, sprawą rozdawania anten zainteresowała się prokuratura. „Gruzińskiemu marzeniu" zarzucono, że próbuje przekupić elektorat. Sprawa odbiła się szerokim echem w środowisku dziennikarskim, które zorganizowało pikiety, jak podkreślano, w obronie wolności słowa.
Kolejną sprawą są ostanie nowinki konstytucyjne. W maju na przykład dopuszczono do startu w wyborach obywateli Unii Europejskiej, urodzonych Gruzji, którzy nieprzerwanie od co najmniej pięciu lat zamieszkują na jej terytorium. Uważa się, że ta zmiana powstała w wyniku nacisku Zachodu, by umożliwić bezproblemowy start w wyborach... Iwaniszwiliemu, który posiada obywatelstwo francuskie. Jednak opozycja wykorzystała te zmianę do podnoszenia zarzutów o psucie konstytucji. Ponadto, niektórzy członkowie „Gruzińskiego marzenia" wytykają rządzącym, że do Parlamentu mogą dostać się osoby, które nie tylko nie są obywatelami gruzińskimi, ale i po gruzińsku nie mówią. Zresztą partia Iwaniszwiliego nie tylko w tym wypadku używa tego typu retoryki. W wystąpieniach jej członków można spotkać się z zarzutami, że np. Turcy przejęli ekonomicznie Batumi, a samym Gruzinom utrudnia się prowadzenie biznesu. Bardzo stanowczo protestują także przeciwko nowemu prawu zrównującemu w prawach Gruziński Kościół Prawosławny z innymi wyznaniami. Ich zdaniem jest to podniesienie ręki na podstawową gruzińską wartość w imię chęci przypodobania się światu zachodniemu.
Jednak największa zmiana w ustawie zasadniczej dotyczy przekształcenia państwa z republiki prezydenckiej w parlamentarną, a tym samym przesunięcia ośrodka władzy z prezydenta na radę ministrów. Dokonano już jej w 2010 roku. Komentatorzy postrzegają te zmiany jako przygotowania Saakaszwiliego do objęcia teki premiera. W 2013 roku upływa jego druga kadencja na stanowisku prezydenta. Zgodnie z prawem nie może ubiegać się już o reelekcję. Natomiast nic nie stoi na przeszkodzie aby stanął na czele rządu. Przeciwnicy oskarżają go, wzoruje się na Putnie i próbuje przenieść wzorce rosyjskie na grunt gruziński.
Zamieszanie wokół wyborów potęguje zmiana siedziby parlamentu. Od maja tego roku nie jest już nią Tbilisi, tylko Kutaisi, drugie co do wielkości miasto w Gruzji. Uzasadnieniem dla przeprowadzki jest próba decentralizacji kraju. Ludność Gruzji wynosi ok. 4,5 mln, z czego ok. 1,1 mln osób zamieszkuje w stolicy. Oczywiście koszty tego przedsięwzięcia są bardzo wysokie, o czym nieustannie przypomina opozycja.
To, co dzieje się w Gruzji z uwagą obserwują zarówna Unia Europejska, NATO jak i Rosja. Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, a także wiele państw, w tym Polska, wysyłają swoich obserwatorów, by ci naocznie przekonali się czy obietnica przeprowadzenia prawdziwie demokratycznych wyborów zostanie spełniona. Uznawany za prozachodniego i antyrosyjskiego Saakaszwili zapewnia o kontynuacji dotychczasowego kursu, którego uwieńczeniem będzie akcesja Gruzji w struktury zachodnie. Iwaniszwili z kolei również jest za utrzymaniem poprawnych relacji z Europą, ale obiecuje jednocześnie naprawę stosunków z Rosją (m.in. zniesienie przynajmniej częściowo ograniczeń handlowych). Kwestię nieuznawanych Abchazji i Osetii Południowej chce rozwiązać za pomocą negocjacji, uznając je za strony walczące. Jest również zwolennikiem wycofania wojsk gruzińskich z Afganistanu, co mogłoby przyczynić się do ochłodzenia relacji ze Stanami Zjednoczonymi.
W ostatnich dniach, oficjalną wizytę w Tbilisi złożyli szef polskiego MSZ, Radosław Sikorski wraz ze swoim szwedzkim odpowiednikiem - Carlem Bildtem. Duet ten nie powinien dziwić, bowiem Polska i Szwecja są autorami projektu „Partnerstwa Wschodniego", w którego działania włączona jest Gruzja. Obaj ministrowie wyrazili poparcie dla procesu demokratyzacji w Gruzji i kontynuacje dialogu niezależnie kto zwycięży w nadchodzących wyborach. Spotkali się również z przedstawicielami opozycji.
Najbliższe wybory mogą mieć zatem zasadniczy charakter, determinujący przyszłość tego państwa. Decyzja w rękach Gruzinów.