Jeszcze dwóch do kwartetu
...Niemcy, Irlandia, Polska. Teraz Czechy. Jeszcze jeden podpis i będzie po wszystkim. Tak, tak Konstytucja Europejska po drobnej przeróbce nazwana Traktatem Lizbońskim po latach sporów, kontrowersji i męczarni wejdzie w życie. Już chyba nikt nie wątpi, iż Vaclav Klaus, osamotniony na placu boju ugnie się pod presją unijnej (brukselskiej) opinii publicznej i ów traktat podpisze. Otworzy to pole do kolejnej bitwy. Tym razem w zaciszu gabinetów i pałaców. Oto europejscy przywódcy zgodnie z nowymi rozwiązaniami przewidywanymi w traktacie wybiorą przewodniczącego Rady Europejskiej oraz Wysokiego Przedstawiciela Unii Europejskiej ds. Wspólnej Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa, zwanego ministrem spraw zagranicznych UE, będącego zarazem wiceprzewodniczącym KE i sekretarzem Rady Unii Europejskiej.
Wybór o tyleż trudny, iż co prawda kandydatur wiele, ale jak to zwykle bywa nikt nie jest idealny. Obsadzanie wysokich stanowisk unijnych to zawiła polityczna układanka. Ścierają się tu różne interesy, niesnaski między państwami, kontrowersyjne postacie oraz zasada, że każdy chce ugryźć jak najwięcej tego europejskiego tortu. Dwa prestiżowe stanowiska są już zajęte. Przewodniczącym Parlamentu Europejskiego zgodnie z przewidywaniami został Jerzy Buzek, podobnie w przypadku Komisji Europejskiej - José Manuel Barosso. Przywódcy unijni raczej nie zdecydują się na wybór dwóch silnych osobowości. Bardziej prawdopodobny wydaje się scenariusz wyboru na Przewodniczącego Rady Europejskiej osoby kompromisowej, natomiast na stanowisku ministra spraw zagranicznych możemy oczekiwać kogoś z większą charyzmą. Dlaczego? Funkcja Przewodniczącego RE łączy się bezpośrednio ze ścisłą współpracą z krajami przewodniczącymi Unii (ma być ich trzy) i należy przypuszczać, iż europejscy biurokraci, pochodzący zwłaszcza z dużych krajów, nie będą chcieliby ktoś miał realny wpływ na ich politykę zagraniczną. Spodziewać się powinniśmy raczej koordynatora praca aniżeli charyzmatycznego przywódcy. Inaczej sprawa ma się w przypadku wysokiego przedstawiciela UE ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. Tutaj panuje zgoda, by objęła to stanowisko osobowość z autorytetem. Podobnie było w przypadku Javiera Solany, który sprawuje te funkcję obecnie (ale nie jest członkiem KE).
Nie lada znaczenie ma obsada stanowisk w Komisji Europejskiej. Państwa, które obsadzą ważne fotele (plus stanowiska wiceprzewodniczących) raczej obejdą się smakiem w batalii o te dwa urzędy. Kluczowy jest także głos Angeli Merkel, bez jej poparcia, a przynajmniej aprobaty marne są szanse każdego kandydata. Niemiec, Martin Schulz obejmie schedę po Jerzym Buzku na stanowisku Przewodniczącego PE, także poza dobrą teką w Komisji można przypuszczać, że RFN nie będzie ubiegać się o któreś z tych wspomnianych urzędów. Chociaż nazwisko Franka Waltera Steinmaiera pada, jako potencjalnego kandydata na komisarza spraw zagranicznych. Natomiast Nicolas Sarkozy forsuje osobę Tony'ego Blaira na fotel Przewodniczącego Rady Europejskiej. Jego pozycję osłabia fakt, że Wielka Brytania nie jest w strefie Euro i Schengen, a poza tym niebawem na Wyspach władzę przejmą konserwatyści i wydaje się mało prawdopodobne, by z entuzjazmem poparli jego kandydaturę. Dochodzi do tego fakt, iż wpływowe kraje Beneluxu nie mogą zapomnieć Brytyjczykowi zablokowania kandydatury Guy'a Verhofstadta na szefa KE. I tak, jak było wspomniane wcześniej oczekuje się tu postaci mniej wyrazistej. Takiej jak na przykład Jan-Peter Balkenende, premier Holandii znany z kompromisowych poglądów. Pochodzi z małego kraju i nie wykazuje na tyle dużych ambicji by zagrozić pozycji wielkich krajów. W kuluarach pada też nazwisko Paavo Lipponena, byłe socjaldemokratycznego premiera Finlandii. Kandydaturę te może jednak zablokować Polska za zbytnią przychylność Gazociągowi Północnemu. Cięty język i nie najlepsze postrzeganie Rosji są przeszkodą w ubieganiu się o to stanowisko przez Carla Bildta, byłego premiera i obecnego ministra spraw zagranicznych Szwecji. Może to być jednak zaletą w wyborach na ministra spraw zagranicznych. Mówi się jeszcze o Felipe Gonzálezie, byłym premierze Hiszpanii czy Jean-Claude Junckerze, obecnym szefie rządu Luksemburga, jako postaciom z dużym autorytetem.
Oprócz wspomnianych wcześniej Steinmeiera i Bildta w gronie potencjalnych kandydatów na WPdsZiB wymienia się Olli Rehna, fińskiego komisarza ds. rozszerzenia i Austriaczkę, Ursulę Plassnik. Pozostaje jeszcze kwestia Włoch. Otóż po przegranej walce o fotel Przewodniczącego PE, Włosi pozostają bez żadnego kluczowego europejskiego stanowiska. Dlatego ich ambicje może zadowolić albo bardzo ważne stanowisko w Komisji, albo fotel przywódcę unijnej dyplomacji. Po cichu wskazuje się na Franco Frattiniego, byłego członka KE i obecnego szefa MSZ.
Tak czy siak pełne zwolnienie blokady ruszy w momencie podpisania ustawy ratyfikującej Traktat Lizboński przez prezydenta Republiki Czeskiej. Wtedy już oficjalnie dyplomacji poszczególnych państw ruszą do wyścigu o kluczowe stanowiska. Nie idzie tylko o prestiż i udowodnienie wyborcom, że z naszym krajem się liczą. Ważne jest wzmocnienie własnego kraju na unijnej szachownicy.