Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Rafał Wiśniewski, Dyrektor Generalny: W MSZ na nudę nie narzekamy


17 sierpień 2009
A A A

Z Rafałem Wiśniewskim, dyrektorem generalnym w Ministerstwie Spraw Zagranicznych (z wykształcenia hungarystą) rozmawia Katarzyna Pawłowska-Salińska

Dyplomata kojarzy się z wytworną konwersacją i szampanem na bankiecie...

Taki obraz nigdy nie był prawdziwy, a obecnie staje się wręcz krzywdzący. Współczesny dyplomata to przede wszystkim urzędnik powołany do załatwiania konkretnych spraw i interesów swego kraju i jego obywateli na świecie. Jeśli w tej pracy również świetnie nas reprezentuje, umie (gdy trzeba!) wytwornie konwersować i nie traci głowy przy szampanie – tym lepiej. Jeśli jednak kogoś w tej pracy pociągają tylko przyjęcia i bankiety, będzie się tu czuł źle. Bo to praca dla osób, które naprawdę mają ambicje zmieniania świata, służenia swemu krajowi i własnym rodakom. Tylko taka motywacja umożliwia czasami radzenie sobie z naprawdę trudnymi warunkami.

Co to znaczy?
Przede wszystkim warto pamiętać, że przyjęcie do MSZ nie oznacza łatwej pracy i bezproblemowego życia. To dopiero początek procesu zdobywania wiedzy i praktyki dotyczącej coraz szerszego spektrum obowiązków współczesnej dyplomacji: od czasami niezbędnego, niestety, lakowania wysyłanej do kraju trumny po nadzorowanie budowy studni na pustyni z polskich środków pomocowych, od pomocy ofiarom tsunami po negocjowanie skomplikowanych porozumień politycznych czy gospodarczych, od analizy złożonych procesów o charakterze regionalnym lub globalnym po nowoczesne propagowanie wiedzy o Polsce. To naprawdę ciężka praca, czasem – zwłaszcza na małych placówkach - przez 24 godziny na dobę. Taka praca często komplikuje też życie prywatne - przerywają je ciągłe wyjazdy i pobyty za granicą. Trzeba naprawdę lubić taki tryb pracy i styl życia, aby nie tylko korzystać z jego niewątpliwych uroków, ale i być odpornym na trudne strony.

Jakich osób potrzebuje teraz MSZ?
Ostatnio bardzo poszerzył nam się krąg poszukiwań. Oczywiście osoby, które znają się na międzynarodowych stosunkach politycznych, ekonomicznych czy prawie były i będą w MSZ zawsze potrzebne. Ale jest coraz więcej dziedzin, którymi współczesna dyplomacja musi się zajmować. Dlatego potrzebujemy promotorów naszej kultury, interesów gospodarczych oraz wiedzy o Polsce a także ludzi zdolnych do trudnej i wymagającej pracy konsularnej.

Szukamy także specjalistów od wielkich kultur i języków świata, np. iberoamerykanistów, sinologów, afrykanistów, arabistów. Oczywiście, raczej osób interesujących się stosunkami politycznymi i społeczno-ekonomicznymi w tych regionach, niż tradycyjnych filologów skupionych na językoznawstwie i literaturze. Potrzebujemy także osób znających języki rzadkie – jak japoński, urdu, pasztu i inne, bo takich języków – w odróżnieniu od włoskiego, ukraińskiego czy portugalskiego - nikt nie nauczy się w ramach organizowanych przez MSZ kursów. A przekonanie, że wszystko można załatwić przy pomocy angielskiego lub francuskiego bywa zawodne.

Kogo jeszcze szukacie?
Od niedawna ważnym elementem pracy służby dyplomatycznej stała się pomoc rozwojowa. Dotąd Polska przede wszystkim przyjmowała wsparcie od innych, ale już od kilku lat to my jesteśmy zobligowani do udzielania pomocy na świecie. Chodzi głównie o takie miejsca jak Europa Wschodnia, Azja Centralna, Afganistan, Afryka. Takie osoby muszą wiedzieć, jak się inicjuje reformę systemu celnego, antykorupcyjnego czy samorządu lokalnego, jak organizuje się szkołę dla niewidomych dzieci w Afryce, jak wybudować studnie głębinowe w Afganistanie itp.

Od lewej: Dyrektor Departamentu Współpracy Rozwojowej MSZ Jerzy Pomianowski, Dyrektor Generalny w MSZ Rafał Wiśniewski
 

Ile osób MSZ chce teraz przyjąć?
W tym roku ok. 20, rok temu było ich 25.

Czyli miejsc wcale nie jest tak dużo...
Pozornie. Dzięki systematycznemu naborowi osób prawie bezpośrednio po studiach MSZ jest prawdopodobnie jednym z najmłodszych resortów. Chcemy zrobić wszystko, żeby nasza oferta była postrzegana jako tak atrakcyjna, żebyśmy mieli zachodni wskaźnik liczby kandydujących na stanowisko do MSZ - czyli kilkadziesiąt osób na jedno miejsce. Teraz mamy kilkunastu kandydatów, ostatnio jednak już dwa razy więcej niż w poprzednich naborach.

To i tak sporo. A dlaczego Polacy w porównaniu z innymi mieszkańcami Europy rzadziej aplikują do MSZ?
Powodów było wiele – relatywnie niskie pensje, spore wymagania, może także brak promocji MSZ i dyplomacji jako miejsc wbrew pozorom otwartych i atrakcyjnych. Próbujemy to zmieniać. Wielu młodym Polakom nadal trudno spełniać kryterium perfekcyjnej znajomości dwóch języków obcych przy wysokich wymaganiach dotyczących znajomości historii i współczesności stosunków międzynarodowych. Na szczęście jest coraz więcej osób, których model kariery popularny w latach 90. - czyli wspinanie się po kolejnych szczeblach w korporacji, już nie pociąga. Staramy się, aby kariera dyplomatyczna nie zmuszała do takiego wyboru. Aby praca w MSZ rozwijała i zapewniała minimum godnej egzystencji. 

A ile zarabia początkujący dyplomata?
Od niedawna podnieśliśmy wynagrodzenie najmłodszych stażem kolegów. Teraz na początek oferujemy im ok. 3 tys. zł brutto. Wcześniej na pracę u nas tak naprawdę stać było tylko absolwentów, którzy mieli zamożniejszych rodziców, opłacających im mieszkanie i dodających na utrzymanie. A nie o to nam chodziło. Jeśli ktoś jest dobry, spełnia nasze wymagania i chce dla nas pracować, to szkoda, żeby wyłącznie kryterium materialne i lokum w stolicy decydowało o tym, czy pracują w MSZ, czy nie. Po 2-3 latach pracy w Warszawie następuje kilkuletni wyjazd na placówkę, który te finansowe relacje poprawia w sposób istotny.

Ktoś przeszedł przez gęste sito rekrutacyjne i co dalej?
Po półrocznym stażu czekają go dwa lata pracy w Warszawie, a potem – jak już wspomniałem - wyjazd na kilka lat na placówkę. I oczywiście staże, szkolenia, kursy językowe itp. Co ważne, w MSZ można awansować na kierownicze stanowisko nawet i sporo przed czterdziestką. Prawie nigdzie na Zachodzie tak się nie dzieje. Tymczasem my mamy i bardzo młodych szefów placówek, i równie młodych dyrektorów departamentów. A w dyplomacji są to stanowiska o ogromnej odpowiedzialności.  

A kto się może rozczarować pracą w MSZ?
Nie powinien zostawać dyplomatą ktoś, kto nie lubi kontaktów z innymi ludźmi, także bardzo od nas odmiennymi, kto nie umie negocjować, przekonywać do swoich racji. Kogo denerwują, a nie pasjonują ludzie o innej kulturze, mentalności, stylu pracy i życia. Kto jest szczerym domatorem, nie lubiącym opuszczać miejsca stałego zamieszkania. Poza tym w służbie zagranicznej obowiązuje nienormowany czas pracy. Czasem trzeba wstać o trzeciej w nocy, żeby porozmawiać z Warszawą.  

Łatwiej jest tym, którzy nie mają rodziny?
Wcale nie. Jeśli ktoś podejmuje decyzję o wyjeździe na placówkę wspólnie z rodziną, potem może liczyć na wsparcie najbliższych, gdy z dala od ojczyzny nadchodzą trudne chwile…

A ten, kto podejmuje decyzję samodzielnie, w sytuacji, gdy nagle zmienia się jego sytuacja życiowa, może zmienić też swoje priorytety. I co wtedy?
W wykształcenie dyplomaty trzeba dużo zainwestować, zarówno czasu, jak i energii. To inwestycja obustronna. Jako resort chcielibyśmy inwestować w kogoś, o kim wiemy, że wiąże się z nami na długo. Oczywiście nie mamy nic przeciwko, jeśli ktoś na kilka lat odejdzie na uniwersytet czy do własnego biznesu, żeby potem, z większym doświadczeniem, wrócić. Jednak na szczęście pracownicy od nas nie odchodzą - na 180 osób, które przyjęliśmy w czasie kilku ostatnich lat, odeszły tylko dwie.

A co zrobić, gdy kandydat do wyjazdu mówi: mój mąż nie chce jechać, bo ma świetną pracę w Warszawie?
Małżonek w dyplomacji to nie tylko oparcie, ale i czasami bezcenne „narzędzie pracy”. Często uczestniczy w rozmowach, wspólnie z nim zapraszamy do domu gości itp. Dlatego musi rozumieć specyfikę naszej pracy, godzić się na jej praktyczne życiowe skutki. Nie wymagamy od pracowników, żeby przedstawili nam swojego partnera do akceptacji, jak to było przyjęte wśród przedwojennych oficerów. Ale warto o tym aspekcie pamiętać samemu. Przygotowujemy też programy pomocy małżonkom dyplomatów w znalezieniu pracy za granicą.  

Wyjazd na placówkę - to brzmi wspaniale. Ale praca w ministerstwie, tu, na miejscu, kojarzy się z nudą, kawką i biurokracją...
W MSZ na nudę nie narzekamy. Od początku uzyskania pewnej profesjonalnej samodzielności, czyli mniej więcej po roku, dwóch od zatrudnienia, dostaje się tutaj odpowiedzialne zadania. Nieraz prezydent, premier czy marszałek czyta materiał, który przygotował szeregowy pracownik MSZ. Tu naprawdę dokonuje się rzeczy wielkich, choć może niekiedy mało spektakularnych.

 

Wywiad ukazał się pierwotnie w Gazecie Wyborczej (27.07.09r.)

 

Zostań dyplomatą! Trwa rekrutacja na aplikację dyplomatyczno  - konsularną. Więcej na stronie:

Sample Image