Wojsko plus dyplomacja
Śmierć kapitana Ambrozińskiego sprowokowała rząd do zastanowienia się nad dotychczasową polityką cięć budżetowych w MON. Wizyta premiera w Święto Wojska Polskiego w bazie, w Afganistanie, chyba utwierdziła Donalda Tuska, że pomimo, że nie grozi nam obecnie obca inwazja, to na armii oszczędzać nie można.
W dzisiejszych czasach wojsko jest, a raczej powinno być postrzegane jako instrument polityki zagranicznej. Nasza obecność w Afganistanie służy właśnie osiąganiu celów polityce zagranicznej. Takie działania często nazywane dyplomacją wojskową mogą nie tylko podnieść nasze znaczenie jako wiarygodnego sojusznika, któremu za jego zaangażowanie w razie potrzeby też się pomoże, lecz także pozwolić na uczestniczenie w światowej polityce dużego kalibru.
Celem procesu profesjonalizacji polskiej armii jest mobilne, dobrze wyszkolone i świetnie wyposażone wojsko, które nie tylko będzie stanie obronić nas przed ewentualnym atakiem, lecz także zdolne do efektywnego działania w ramach korpusów ekspedycyjnych. Ale tego nie da się zrobić za 5 złotych.
Nasze zobowiązania natowskie przewidują, że Polska powinna utrzymywać na misjach zagranicznych 8 procent swoich wszystkich żołnierzy, czyli ok. 8 tysięcy, a obecnie jest ok. 3 800 i będzie jeszcze mniej z powodu wycofania się z kilku misji (m.in. w Czadzie czy Libanie). Zwiększanie naszego zaangażowania w takich operacjach jest więc poniekąd naszym obowiązkiem. Jednak udział Polaków w poszczególnych misjach nie może być przypadkowy. Priorytetem powinny być operacje przede wszystkim pod flagą najsilniejszych organizacji, czyli NATO i Unii Europejskiej. W tym właśnie kierunku poszły działania rządu, który przyjął strategie o ich nadrzędności nad pozostałymi misjami.
Obecnie misja afgańska jest najważniejsza dla naszej armii i tak powinno być. Sytuacja mogłaby jednak ulec zmianie w wypadku wybuchu konfliktu na terenie Europy Wschodniej i wysłania tam międzynarodowej misji wojskowej. Wówczas Polska jak lider tego regionu powinien wysłać możliwie jak najsilniejszy kontyngent.
Cięcia budżetowe uniemożliwiły nam uczestnictwo w innej, drugiej bodajże co do ważności militarnej misji międzynarodowej na świecie, czyli przeciw somalijskim piratom. Polska Marynarka Wojenna znajduje się w nienajlepszym stanie. Za kilka lat większość okrętów będzie potrzebowała koniecznej wymiany. Jeżeli już teraz nie rozpoczną się jakieś działania dążące do unowocześnienia polskiej Marynarki to za niedługo nasze okręty będą jedynie pięknie się prezentować, ale nic po za tym.
Od tego jak nasza armia będzie wyposażona na misjach zależy nie tylko jej bezpieczeństwo, lecz także jak długo tam pozostaną. Obecnie, polski kontyngent w Afganistanie może się poszczycić relatywnie małymi stratami w stosunku do innych państw biorących udział w misji. Problemy z wyposażeniem mają chyba wszystkie kontyngenty. Brak dostatecznej liczby śmigłowców znajduje się na pierwszej liście potrzeb zarówno Polaków jak i np. Brytyjczyków.
Celem polskiej misji w Afganistanie powinno być ustabilizowanie sytuacji w naszej strefie w Ghazni i w miarę postępowania tego procesu oddawanie odpowiedzialności Afgańczykom. Łatwo powiedzieć. Proces ten na pewno nie będzie prosty. Żeby cel osiągnąć należy się skupić na współpracy z miejscową ludnością tak, aby to oni z nami współdziałali, a nie z talibami (Polacy w odróżnieniu od amerykańskich cowboyów mają zdecydowanie lepszą opinie wśród miejscowych). Kolosalnie ważne jest zabezpieczenie wywiadowcze i kontrwywiadowcze, które powinno ostrzegać i zapobiegać przed atakami rebeliantów. No i rzecz jasna, skutecznie działający żołnierze odpowiednio dozbrojeni. Dlatego jeśli rząd chce aby straty wśród Polaków nie rosły i żeby szybko, i skutecznie tam zrealizować swoje zadania, to powinien czym prędzej zająć się zakupem nowego sprzętu dla misji afgańskiej. Konieczna jest także korekta w kodeksie karnym, która pozwoli żołnierzom jako pierwszym otworzyć ogień w wypadku spotkania z wrogiem, a nie jak dotychczas czekać na ruch przeciwnika. Pozostaje mieć nadzieje, że słowa jakie padły z ust premiera w polskiej bazie w Afganistanie staną się ciałem i polskie wojsko nie będzie się już martwić czy mają wystarczającą ilość sprzętu, albo czy gdy zabiją rebelianta to dostaną, po powrocie do kraju, zarzuty prokuratorskie.
Biorąc udział w tego typu operacjach prócz zaangażowania militarnego powinny iść w parze także działania polityczne. Polska dyplomacja jeśli chcę odgrywać w takich sprawach większą rolę to winna mieć coś do powiedzenia. Sama wysuwać projekty, koncepcje i różnego rodzaju inicjatywy. Bez tego nie uda nam się wzmocnić naszej pozycji, a takie właśnie błędy popełniliśmy w Iraku. Grzechem zaniechania było także nie wykorzystanie naszego długotrwałego zaangażowania na Bliskim Wschodzie (Wzgórza Golan, Liban) i nie włączenia się w bliskowschodni proces pokojowy. Ostatnia szansa na odegranie w tym rejonie przez Polskę dużej roli nadarzyła się w czasie wojny lipcowej w 2006 r. pomiędzy Izraelem a Libanem. Jednak wtedy minister Fotyga nie raczyła się nawet pojawić na konferencji poświęconej politycznym sposobom rozwiązania konfliktu.
Na szczęście, od tego czasu trochę się zmieniło. Kilka tygodni temu Radosław Sikorski jako pierwszy w historii polski minister spraw zagranicznych został zaproszony na posiedzenie szefów dyplomacji państw należących do G8. Obrady dotyczyły sytuacji w Afganistanie. Polska utrzymuje na tej misji jeden z największych kontyngentów, ma własną strefę odpowiedzialności i to właśnie predestynuje nas do posiadania większego wpływu nie tylko na to co się dzieje na misji, lecz także w całym NATO
Nasza dyplomacja powinna również wywierać mocniejszy wpływ na podejście samego Sojuszu do tej operacji. Klęska NATO w Afganistanie, może go poważnie osłabić i to muszą sobie uświadomić wszyscy jego członkowie.
Warto się również zastanowić nad ożywieniem projektów wspólnej polityki wojskowej w ramach UE. Podczas czerwcowego spotkania byłych ministrów obrony narodowej Radosław Sikorski stwierdził, że dziedzina wojskowa powinna być jednym z priorytetów polskiej prezydencji w Unii Europejskiej. Jeżeli Polsce udałoby się zdynamizować pracę UE w dziedzinie sił zbrojnych to nasz kraj jako główny patron tego przedsięwzięcia (zapewne także z Francją, która również jest tym zainteresowana) mógłby objąć najważniejsze kierownicze stanowiska we wspólnotowym wojsku. Jednak ta tematyka w Unii nie budzi u wszystkich wielkich sympatii, więc aby przeforsować jakieś pomysły w tym kierunku idące trzeba się będzie bardzo mocno napracować.
Siłą każdego państwa są też jego siły zbrojne. Jeżeli rzeczywiście Polska chcę odgrywać rolę jednego z najważniejszych europejskich graczy to nie może o tym zapominać. Skutecznie działające wojsko ze sprawną dyplomacją może zdziałać w polityce międzynarodowej cuda.