Dariusz Materniak: Zamachy we Francji i wnioski dla Polski
Ataki terrorystyczne, jakie miały miejsce we Francji 7 i 9 stycznia 2015 roku po raz kolejny w niezwykle tragiczny sposób przypomniały o zagrożeniu terroryzmem na kontynencie europejskim.
Jak wiadomo, sytuacja kryzysowa w stolicy Francji rozpoczęła się 7 stycznia, od ataku na redakcję satyrycznej gazety „Charlie Hebdo”, gdzie wtargnęło dwóch (według innych relacji trzech) napastników uzbrojonych w broń automatyczną. Zginęło wówczas 10 pracowników redakcji oraz dwóch policjantów przybyłych na miejsce zdarzenia. Do kolejnej strzelaniny doszło dzień później, podczas trwającej obławy, której celem było zatrzymanie odpowiedzialnych za zamach w Paryżu – w jej wyniku śmierć poniosła 26-letnia funkcjonariuszka francuskiej Policji. W piątek, 9 stycznia, 48 godzin po pierwszym ataku, dwóch z jego sprawców zostało otoczonych w budynku drukarni na przedmieściach Paryża, a trzeci wtargnął do sklepu koszernego w stolicy Francji, zabijając cztery osoby i zatrzymując kilkanaście kolejnych jako zakładników.
Operacja ratunkowa
Działania podjęte przez francuskie służby porządkowe w obu przypadkach nie odbiegały od dość powszechnego standardu: otoczono budynki zajmowane przez terrorystów, ewakuowano osoby postronne w bezpośredniej bliskości miejsca akcji, a na miejscu pojawili się żołnierze i funkcjonariusze jednostek antyterrorystycznych (GIGN, RAID i BRI), po czym podjęto próby negocjacji przy jednoczesnym przygotowaniu do przeprowadzenia szturmów. Doszło do tego po kilku godzinach oczekiwania, około 17.00 czasu lokalnego. W wyniku przeprowadzenia synchronicznych ataków w obu miejscach udało się zneutralizować wszystkich terrorystów, bez ofiar wśród zakładników (co prawda, 5 zakładników i 3 policjantów zostało rannych).
Decyzja o podjęciu działań ofensywnych wobec zamachowców wynikła najprawdopodobniej z obaw o możliwy rozwój sytuacji i składane telefonicznie przez zamachowców deklaracje, iż są oni gotowi „umrzeć jako męczennicy”. Tym samym, w każdej chwili mogły pojawić się kolejny ofiary wśród zakładników, a czas w tym wypadku działał na niekorzyść – najpewniej jako mało prawdopodobny zaklasyfikowano wariant, w którym uda się przeciągać sytuację bez poważniejszego ryzyka dla przetrzymywanych osób i przeprowadzić szturm w godzinach nocnych lub nad ranem. Wpływ na taką ocenę miał także zapewne fakt „rozproszenia” sytuacji kryzysowej na dwie odrębne lokalizacje, co dodatkowo zwiększało ryzyko wystąpienia nieprzewidzianych scenariuszy w jednej z nich, co mogło spowodować trudne do przewidzenia konsekwencje dla drugiej.
Konieczność przeprowadzenia szturmów w obu miejscach jednocześnie wynikała przede wszystkim z obaw o życie zakładników, zwłaszcza, że według informacji części mediów jako pierwsza rozpoczęła się wymiana ognia pod Paryżem – strzelać mieli zacząć przebywający tam dwaj terroryści. Informacja o rozpoczęciu operacji w jednym z obleganych miejsc, gdyby dotarła do zamachowcy (zamachowców?) w drugiej lokalizacji odpowiednio wcześniej, mogłaby sprowokować niekontrolowany rozwój wypadków – stąd też ścisła koordynacja działań w czasie była sprawą priorytetową.
Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na ryzyka związane z funkcjonowaniem w bezpośrednim sąsiedztwie omawianych wydarzeń mediów, zarówno stacji radiowych i telewizyjnych, jak i osób postronnych posiadających dostęp do mediów społecznościowych. Gdyby terroryści – i dotyczy to zwłaszcza przypadku sytuacji zakładniczej w sklepie koszernym – posiadali dostęp do mediów (radia, telewizji czy nawet Twittera) i zdecydowali się z niego korzystać, mogliby niemal na żywo oglądać przygotowania do szturmu (o ile obraz telewizyjny nie był przekazywany z odpowiednim opóźnieniem). Konsekwencje takiej sytuacji mogłyby być nieobliczalne, wliczając w to śmierć wszystkich przetrzymywanych. Wydaje się, że w sytuacji takiej jak ta z Paryża, wraz z jej początkiem celowym byłoby wprowadzanie maksymalnego ograniczenia niekontrolowanego funkcjonowania mediów w bezpośrednim sąsiedztwie realizowanej akcji.
Nowe-stare zagrożenie
Czy rzeczywiście, jak stwierdził premier Francji, zawiodły służby wywiadowcze, czego efektem były ataki terrorystyczne w Paryżu? Wydaje się, że w słowach tych jest więcej emocji niż głębokiej oceny zaistniałej sytuacji. O ile w przypadku działania organizacji (grup) terrorystycznych, skupiających kilkadziesiąt lub więcej osób istnieje dość szerokie pole możliwości jeśli chodzi o wykrycie powiązań pomiędzy jej członkami i tym samym ewentualnych przygotowań do ataku, to w wypadku działań terrorystycznych planowanych, przygotowywanych i realizowanych przez pojedyncze osoby (tzw. „samotne wilki”) lub kilkuosobowe grupy jest to praktycznie niemożliwe, jeśli osoby te nie wykorzystują do komunikacji środków elektronicznych (telefonów, Internetu, itp.), a swoim zachowaniem nie wzbudzają poważniejszych podejrzeń. Tym samym nawet najlepsze służby wywiadowcze, dysponujące maksimum możliwości działania i uprawnień nie są w stanie zapobiec każdemu atakowi w każdym wypadku.
Zagrożenie ze strony tzw. „samotnych wilków” – a zamachy w Paryżu pod wieloma względami pozwalają zaklasyfikować terrorystów do tej właśnie kategorii – nie jest niczym nowym. Z przypadkami ataków przygotowanych i wykonanych według scenariusza opracowanego przez jedną lub maksymalnie 3-4 osoby spotykamy się już od dłuższego czasu. Poza wspomnianym wyżej problemem ich skrajnej nieprzewidywalności, charakteryzuje je bardzo często także stosunkowo duża liczba ofiar: choćby w wypadku zamachu na budynek federalny w Oklahoma City w Stanach Zjednoczonych w 1996 roku (160 ofiar śmiertelnych) czy zamach na norweskiej wyspie Utoya w 2009 roku (78 ofiar śmiertelnych). Ma to bezpośredni związek z występującym w tym wypadku elementem zaskoczenia i w związku z tym – siłą rzeczy mocno spóźnioną reakcją służb policyjnych lub jej brakiem, w zależności od sposobu przeprowadzenia ataku.
Jak zostało wcześniej powiedziane – stuprocentowa możliwość obrony przed takimi aktami terroryzmu nie istnieje. Można jednak dążyć do znaczącego zminimalizowania ryzyka wystąpienia podobnych zdarzeń.
Wnioski dla Polski
Również Polska nie może pozwolić sobie na ignorowanie zagrożenia terroryzmem. Nasz kraj nie jest na liście priorytetowych celów dla terrorystów, choćby ze względu na niewielkie zaangażowanie w bieżące działania przeciwko Al-Kaidzie i tzw. Państwu Islamskiemu, ponadto warunki do prowadzenia działalności mającej na celu przygotowanie ataków terrorystycznych przez grupy radykalnych islamistów są niesprzyjające (jednorodność społeczeństwa pod względem narodowościowym, etnicznym i religijnym, co znacząco zawęża możliwości działania sił radykalnych).
Powyższe nie zmienia faktu, że jako kraj będący częścią tzw. Zachodu, Polska może być narażona na potencjalne ataki w stopniu podobnym jak Niemcy, Czechy, Litwa czy jakiekolwiek inne państwo naszego regionu. W dobie podlegającego minimalnym ograniczeniom ruchu w strefie objętej porozumieniem Schengen skuteczne kontrolowanie całości przepływu osób oraz materiałów (w tym broni palnej czy materiałów wybuchowych), które mogą zostać użyte w potencjalnym zamachu nie jest możliwe.
Wobec powyższego, poza bieżącymi działaniami odpowiednych służb i agencji, zasadnym jest podejmowanie działań w kilku innych obszarach. Dotyczy to zarówno np. sfery legislacyjnej, gdzie wyjaśnienia wymaga wiele kwestii prawnych, mających bezpośrednie przełożenie na możliwości reagowania na zagrożenia o charakterze terrorystycznym (np. kwestia tzw. strzału ratunkowego, czyli możliwości użycia broni palnej przez strzelców wyborowych w sytuacji konieczności ochrony zdrowia i życia osób cywilnych w sytuacji ataku terrorystycznego), przeznaczenia odpowiednio wysokich środków finansowych na szkolenia i podniesienie poziomu kwalifikacji funkcjonariuszy Policji i innych służb, które mogą być zaangażowane w działania kontrterrorystyczne, jak również sfery społecznej – przede wszystkim uświadomienia obywatelom charakteru zagrożenia i konieczności zwiększenia czujności i reagowania na wszelkie nietypowe sytuacje, które mogą być elementami przygotowania do ataku terrorystycznego.