Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Aleksander Kobyłka: Z Pekinu bliżej do Tajpej, ale tylko trochę


01 wrzesień 2008
A A A

Po dwóch miesiącach od otwarcia bezpośrednich połączeń nad Cieśniną Tajwańską widać, że choć to symboliczne wydarzenie nie zmieniło znacząco realiów w relacjach między wyspą a kontynentem, Chiny zrobiły kolejny mały krok na drodze do odzyskania kontroli nad Tajwanem. Uruchomienie bezpośrednich lotów miało w widowiskowy sposób ukazać założenia polityki prowadzonej przez nowego tajwańskiego prezydenta Ma Ying-jeou. Koniec ze straszeniem formalną niepodległością wyspy, koniec z podkreślaniem suwerenności, czas na dialog i pogłębianie współpracy gospodarczej z Chinami. Dzięki tym hasłom Ma wygrał wybory przekonując rodaków, że to jedyny sposób na ożywienie borykającej się z coraz większymi trudnościami tajwańskiej gospodarki.

W ciągu zaledwie trzech miesięcy od objęcia stanowiska, nowy prezydent zasadniczo zmienił klimat relacji między wyspą a kontynentem. Jeszcze w marcu poprzedni prezydent Chen Shui-bian drogą referendum usiłował uzyskać powszechne poparcie dla starań o wejście Tajwanu do Organizacji Narodów Zjednoczonych, wywołując wzrost napięcia oraz krytyczne komentarze zarówno ze strony Chin, jak i Stanów Zjednoczonych. Tymczasem już kilka miesięcy później udało się wznowić zawieszone blisko 10 lat wcześniej negocjacje chińsko-tajwańskie, a prasę obiegały relacje z historycznych spotkań przedstawicieli Kuomintangu i KPCh na niemal najwyższym szczeblu.

Najbardziej medialnym wydarzeniem było lipcowe otwarcie bezpośrednich połączeń. Wprawdzie tylko w weekendy, dla ograniczonej ilości samolotów i turystów oraz tylko pomiędzy niektórymi miastami, jednak wobec trudnych chińsko-tajwańskich relacji i tak było to wydarzenie przełomowe.

Doniesienia pełne zdjęć uśmiechniętych chińskich turystów pokazywały jednak tylko jedną stronę tego wydarzenia. Przemilczano fakt, że „bezpośredni” lot np. z Tajpej do Szanghaju prowadzi przez przestrzeń powietrzną Hongkongu. A zatem jedyną różnicą jest zniesienie obowiązku lądowania w byłej brytyjskiej kolonii. Dlaczego więc samoloty nie podążają bezpośrednio do swoich celów, marnując czas na podróże w przeciwnym kierunku? Taka była decyzja tajwańskiej armii, która nie zezwoliła, aby samoloty pasażerskie lecące w inną stroną niż do Hongkongu zaburzały obraz na radarach skanujących przestrzeń powietrzną nad Cieśniną. Obawa przed chińskim atakiem okazała się silniejsza niż duch nowego porozumienia.

Realia „bezpośrednich” połączeń doskonale pokazują, jaki jest stan faktyczny stosunków chińsko-tajwańskich. Kilka dni po uroczystej inauguracji lotów w amerykańskiej prasie pojawiła się sugestia, że Stany Zjednoczone, aby nie drażnić Chin, zawieszą dostawy broni na wyspę (m.in. myśliwców F16, śmigłowców Apache oraz systemów rakietowych Patriot III). W odpowiedzi prezydent Ma jasno i wyraźnie powiedział, że Tajwan wciąż potrzebuje amerykańskiej broni, a ostatnie ocieplenie relacji z kontynentem nic w tej sprawie nie zmieniło.

W podobny sposób do poprawy stosunków podchodzi strona chińska. Z jednej strony co krok podkreślana jest wola prowadzenia dialogu i wiara, że negocjacje z nowym rządem w Tajpej doprowadzą do rozwiązania wszelkich problemów. Z drugiej strony, gdy tajwańskie władze postanowiły zmodyfikować swoje kilkunastoletnie dążenia do wstąpienia do ONZ i w tym roku zgłosiły wniosek o zgodę jedynie na współpracę z wyspecjalizowanymi agencjami organizacji, Pekin bez wahania go odrzucił. Uśmiechy uśmiechami, a realia pozostają niezmienne.

Dlaczego zatem zdecydowano się na otwarcie połączeń nad Cieśniną i jakie zmiany to przyniosło? Poza symbolicznym zakończeniem okresu konfrontacji, obydwie strony zyskały w ten sposób środek prowadzący do realizacji swoich celów.

Dla tajwańskich władz znaczące zwiększenie ruchu turystycznego oraz równoległe zmiany w prawie ograniczającym wzajemny przepływ kapitału mają stać się ważnym czynnikiem ożywiającym gospodarkę. Ostrożne szacunki mówią o 2 mld dol., które rocznie chińscy turyści zostawią w trakcie pobytu na wyspie. Według rządowych prognoz całe przedsięwzięcie ma zwiększyć tempo wzrostu tajwańskiego PKB o 0,2 pkt proc. Zdaniem analityków z Goldman Sachs może to być nawet 0,6-0,8 pkt proc. W obliczu istniejących trudności gospodarczych i rosnącego bezrobocia są to korzyści nie do pogardzenia.

Dla Chin jest to natomiast droga wiodąca do znacznie bardziej długofalowego celu, jakim jest przywrócenie kontroli nad wyspą. Słabość tajwańskiej gospodarki to dla Pekinu doskonała szansa na stworzenie coraz głębszych powiązań, które stopniowo prowadzić będą do gospodarczego uzależnienia wyspy od Chin. A wszystko to pod hasłami życzliwej pomocy, które pozwolą ukazać się nie jako potencjalnego wroga, ale jako poważnego partnera gospodarczego.

Bezpośrednie połączenia będą miały szczególne znaczenie właśnie pod kątem tworzenia odpowiedniego wizerunku Chin. Tysiące starannie wyselekcjonowanych turystów, którzy przełamią istniejące negatywne stereotypy, a jednocześnie zostawią na wyspie odpowiednio dużo pieniędzy, ukażą kontynent od jak najlepszej strony – pokojowej, uśmiechniętej, z którą robi się doskonałe interesy. Ich obecność ma odciągnąć Tajwańczyków od pomysłów związanych z ogłaszaniem większej niezależności (z niepodległością włącznie) i pokazać, że dobrobyt można budować tylko wspólnie z Chinami.

Powstaje zatem pytanie czy tajwańskie władze z prezydentem Ma na czele w imię ożywiania gospodarki nie zaciągają zbyt wielkiego długu, który prowadzi prosto w wyciągnięte chińskie ramiona. Takie zarzuty stawia opozycja wskazując, że za wyrzekanie się niezależności Ma nie otrzymuje nic w zamian. Pewnym jest, że jeśli zmiana polityki wobec Chin szybko nie przyniesie gospodarczych rezultatów, prezydent będzie miał do czynienia z coraz większą krytyką, która ostatecznie może nawet doprowadzić do zmiany rządów. Głównym sprzymierzeńcem tajwańskich władz, który postara się nie dopuścić do realizacji takiego scenariusza, będzie jednak Pekin. Dzięki zbliżeniu gospodarek zyska on ważny instrument, który pozwoli na wpływanie na bieżącą sytuację na wyspie. A to oznacza, że głównym beneficjentem nowej polityki Tajpej mogą być właśnie Chiny.