Bogdan Pliszka: Iran - pomiędzy niebem a piekłem
Patrząc na współczesny Iran, można chyba śmiało powiedzieć, że oto na oczach świata umiera kolejna utopia. Tak jak nie udało się zbudować idealnego społeczeństwa w oparciu o mit klasowy czy narodowy, tak i islam okazał się „mitem” zbyt słabym, by zbudować społeczeństwo bez wad.
„Pomiędzy niebem a piekłem spotkamy się” śpiewał jakiś czas temu w utworze „Na samym dnie” postpunkowy zespół T.Love. Czy jego diagnoza jest aktualna w odniesieniu do współczesnego Iranu? Czy rzeczywiście republika islamska wyczerpała już swój czas? I czy największym zagrożeniem jest dla tego państwa, ewentualna, wojna?
Gdyby wsłuchać się w „informacje” płynące z mainstreamowych mediów, można odnieść wrażenie, że Iran stoi „pod ścianą” i albo lada dzień wybuchnie tam „liberalna” rewolucja, albo nastąpi atak lotnictwa izraelskiego, może nawet z amerykańskim wsparciem. Oczywiście dla okupujących media wychowanków maja '68 zdecydowanie lepszym rozwiązaniem byłaby „liberalna” rewolucja. Czyż nie wspaniale wyglądałyby w telewizji młode Iranki zrzucające-przynajmniej częściowo- odzienie przed obiektywami kamer? Która z „wolnych” telewizji nie marzy o widoku perskich nastolatków „gibiących się jak[...]rezusy” przy rytmach hip-hopu na teherańskich ulicach? Póki co, trudno o takie zdjęcia z irańskich ulic. Czy jednak w Iranie nie dokonuje się „pełzająca rewolucja obyczajowa”? Czy, przy odrobinie chęci, nie można tam zrealizować filmu „Galerianki II”?
Może się wydawać zaskakującym fakt, że Iran ma coraz większy problem demograficzny. Oczywiście w porównaniu z Europą Zachodnią, Polską czy państwami post-sowieckimi jest on niemal niewidoczny. Wszak irańska populacja wciąż rośnie i w ciągu ostatnich 20 lat powiększyła się o ~10 milionów ludzi, przekraczając liczbę 70 milionów. Mniejsze wrażenie robi jednak ta liczba, jeśli uzmysłowić sobie, że wcześniej wystarczyło 10 lat (1980-90), by liczba ludności wzrosła z ~50 milionów do ~60 milionów. Spadek przyrostu jest tu więc wyraźny. Zmienia się również struktura irańskiego społeczeństwa; o ile 20 lat temu Azerowie stanowili ledwie ~17% populacji, dziś stanowią już ~24% ludności Iranu. Liczba Persów wzrosła w tym czasie z ~46% do 51%, a więc zdecydowanie mniej. Oczywiście w Iranie są i inne narodowości, ale to właśnie Azerowie i – ewentualnie – Kurdowie mogą być potencjalnym zagrożeniem dla jedności Iranu. Jedni i drudzy tuż za granicami mają stosunkowo bogatych „braci”, zjednoczenie, z którymi mogłoby im przynieść sporo profitów. W tym samym czasie liczba nieislamskich mniejszości religijnych wzrosła z 1% do 2%. Oczywiście w liczbach bezwzględnych jest to nikły przyrost, tym niemniej pokazuje „żywotność” niemuzułmanów w Republice Islamskiej.
Największym dziś problemem Iranu jest gigantyczne bezrobocie wśród ludzi młodych, pomiędzy 15 a 29 rokiem życia. Irańskie czynniki oficjalne szacują je na 28%. I nie ma praktycznie żadnych szans, by ludzie ci znaleźli jakąkolwiek – legalną – pracę. Wydawać, by się mogło, że sporą część z nich wchłonie irański przemysł naftowy, wszak Iran ma ogromne złoża ropy naftowej i jest jej czwartym światowym wydobywcą. Problem w tym, że irańskie instalacje naftowe są nie tylko przestarzałe, ale i mocno zużyte. Amerykańskie embargo handlowe zrobiło swoje i, nawet jeśli Iran pokątnie dokupuje części zamienne, to nie ma mowy o systemowej modernizacji przemysłu naftowego. Zresztą przykład embarga nałożonego w 1982 roku na Związek Sowiecki pokazuje, że jest to „broń”, nader skuteczna. Co więcej, USA wyraźnie dążą do eskalacji konfliktu wokół irańskiego programu atomowego, jakby szukając pretekstu do nowej wojny. Tymczasem irański program atomowy wydaję się być nie tyle fanaberią, ile koniecznością, wobec coraz mniejszych dochodów z eksportu ropy i gazu, wynikających z...amerykańskiego embarga! Tu kółko się zamyka.
Weterani rewolucji islamskiej to dzisiaj ludzie w sile wieku. Biorąc pod uwagę fakt, że w 1979 roku mieli po kilkanaście czy dwadzieścia parę lat, łatwo zrozumieć, że bardzo emocjonalnie podeszli do eksploatacji swej ojczyzny przez obcy – głównie amerykański – kapitał, a wraz z uzależnieniem gospodarczym, zdecydowali się odrzucić wszelkie formy modernizacji promowane przez Rezę Pahlawiego. Było to tym łatwiejsze, że spora część Irańczyków, nawet tych mieszkających w miastach, miała wiejskie korzenie. Alkohol, minispódniczki, publiczne pocałunki i inne atrybuty Zachodu, były dla nich kamieniem obrazy. Z tym większą radością witali wszelkie pomysły Chomeiniego mające przywrócić Iranowi islamski charakter. Od tego czasu minęło jednak sporo lat. Nawet w ówczesnych rewolucjonistach wyraźnie wygasł rewolucyjny ogień. Co więcej okazało się, że atakami na „wielkiego szatana” nie da się nakarmić rodziny czy wykształcić dzieci. Nie bez znaczenie była też zapewne wieloletnia wojna z Irakiem, z której, jak z każdej wojny, tysiące weteranów wyszło okaleczonych fizycznie i psychicznie. Wszystko to – powoli, ale skutecznie – zaczęło kruszyć islamski monolit z początku istnienia Republiki Islamskiej. Nie bez znaczenia był też fakt, że sporo islamskich neofitów, publicznie głosząc hasła bardziej radykalne niż Strażnicy Rewolucji, prywatnie hołdowali zapewne „grzesznym” przyzwyczajeniom z czasów cesarstwa?
Ta dwoistość była widoczna w Iranie już kilkanaście lat temu, kiedy przekraczając próg irańskiego domu nie tylko można było liczyć na – całkiem nieskromny – poczęstunek, ale i na „kieliszek” czegoś mocniejszego. Co więcej, już wtedy wiedza o Iranie wyniesiona z „liberalnych” mediów, skonfrontowana z rzeczywistością tego państwa powodowała daleko posunięty dysonans poznawczy; Iranki okazywały się raczej „drapieżnym lwicami”, niż „szarymi myszkami” , a ich otwartość na znajomości z obcymi – również mężczyznami – nie ustępowała tej spotykanej u Europejek czy Amerykanek. Dziś wszystko zdaje się wskazywać na to, że procesy te nie tylko nie zanikły, ale wręcz przybrały na sile?
Miasta w wielu kulturach uchodziły za gniazda rozpusty. I choć powieści opisujące wiejskie życie – np. „Chłopi”! - zdają się zadawać kłam tej tezie, to faktem jest, że w anonimowym miejskim tłumie łatwiej ukryć zachowania „gorszące”. Nic więc dziwnego, że w Iranie, w którym już ~66%(1996) ludności to mieszkańcy miast, patologie kojarzone ze „zgniłym Zachodem” zaczynają być codziennością. Obowiązujący w Republice Islamskiej, szariat, zakazuje surowo spożywania alkoholu, a dokładnie „napojów powstałych w wyniku fermentacji owoców bądź nasion”. Ponieważ jednak nawet Mahomet zalecał „tolerowanie”, „ludów Księgi”, chrześcijanie, pozbawieni szeregu praw przysługujących muzułmanom, mogą bez przeszkód produkować i spożywać alkohol „w celach kultu religijnego”. Nic więc dziwnego, że w chrześcijańskich dzielnicach częstym widokiem, irańskich weekendów są upici do nieprzytomności „chrześcijanie”, zalegający na skwerach, ławkach, a często wprost na chodnikach! Większość z nich nie ma bladego pojęcia o chrześcijaństwie i nigdy, nawet jako turysta, nie była w kościele. Jednak nieobecność na ulicach tych dzielnic, policji religijnej powoduje poczucie bezkarności wśród przychodzących tam muzułmanów.
Co za tym idzie spożywanie alkoholu w ilościach powodujących szybką utratę przytomności, co w irańskim klimacie wcale nie musi oznaczać ilości dużych. Innym źródłem zaopatrzenia w alkohol jest przemyt. Autokary kursujące pomiędzy Istambułem, a Teheranem praktycznie zawsze załadowane są czymś więcej niż tylko ubraniami z tureckich suków. Oczywiście wwożenie jakiekolwiek ilości alkoholu do Iranu jest surowo zakazane, ale...Celnicy na całym świecie „z czegoś żyć muszą” i Iran nie jest tu żadnym wyjątkiem.
Kolejnym nałogiem, uważanym często za typowy dla Zachodu jest narkomania. Iran, obok Pakistanu, uchodzi za państwo, o największej liczbie narkomanów na świecie! Niektóre szacunki mówią nawet o 5 milionach uzależnionych. Co więcej irańska narkomania, niemal zawsze, jest narkomanią opiatową. Praktycznie nikt nie sięga tu po tzw. narkotyki miękkie. Skala zjawiska jest tak ogromna, że policja reaguje na wezwania tylko wtedy, gdy narkoman zagraża życiu lub bezpieczeństwu innych. Nie jest to zresztą zjawisko całkowicie nowe w Iranie. Już w latach '60 ubiegłego wieku, Iran był „szlakiem pielgrzymkowym” hippisów zmierzających do Indii, ale i do Afganistanu...Po tanie opium czy heroinę.
Trudno wyobrazić sobie, by Irańczycy pozostali „impregnowani” na takie pokusy. Jakby tego było mało, alkohol, kojarzony z „zachodnim zepsuciem”, popularny był raczej wśród elit, zaś narkotyki miały swoich zatwardziałych zwolenników również wśród niechętnych Zachodowi, tradycyjnych Irańczyków. To przyzwolenie społeczne dla zażywania narkotyków nieco – oficjalnie – osłabło w czasach najbardziej represyjnej dyktatury dzisiejszego „liberała”, Musawiego, by teraz powrócić ze zwielokrotnioną siłą. I w przeciwieństwie do alkoholizmu nie jest zjawiskiem wyłącznie miejskim. Po Teheranie, najwięcej narkomanów można znaleźć w graniczącej z Afganistanem, prowincji Kerman. Jest to wynikiem bliskości granicy afgańskiej, zza której pochodzi większość opium i heroiny. W prowincji Kerman, narkomania nie jest zresztą domeną, tylko ludzi młodych. Inaczej wygląda to zjawisko w dużych miastach: Teheranie, Isfahanie, Meszhedzie czy Tebrizie. Tutaj po narkotyki sięgają przede wszystkim ludzie młodzi. Gigantyczne wręcz bezrobocie sprzyja poszukiwaniu „sztucznych rajów”. Młodzi, silni ludzie próbują w ten sposób zabić nudę i bezsens własnej egzystencji. Przez wiele lat władze udawały, że problemu nie ma i dopiero od niedawna zaczęły otwierać ośrodki odwykowe. Ich liczbę szacuje się na ~90 w całym Iranie, co przy skali zjawiska nie jest liczbą oszałamiającą.
Kolejną patologią przybierającą niespotykane wręcz rozmiary jest prostytucja. Samo zjawisko ma oblicze nieco inne niż w Europie, a władze próbują często udawać, że problemu nie ma. W szyizmie istnieje instytucja małżeństwa na czas określony, przy czym najkrótszy okres na jaki może ono zostać zawarte to...pół godziny! Łatwo więc wyobrazić sobie ile spośród takich „małżeństw”, to zwykła usługa seksualna, po której „małżonkowie” nigdy więcej się nie spotykają. Irański socjolog Amanollah Gharaii Moghaddam szacuje, że w samym tylko Teheranie, prostytucją trudni się ponad 300000 kobiet(sic!). Daje to ~10% wszystkich mieszkanek Teheranu, a biorąc pod uwagę wiek odpowiedni do wykonywania tego zawodu, zapewne sporo ponad 15% kobiet!
Co gorsza, na ulicach sprzedają swoje ciała nawet 12-letnie dziewczynki. Jeszcze bardziej ponuro wygląda proceder handlu dziewczynkami z biednych, głównie południowych i wschodnich, prowincji kraju, które sprzedawane są do domów publicznych w Pakistanie i państwach Zatoki Perskiej. Oczywiście przez własne „rodziny”. Gharaii Moghaddam szacuje, że mogło już zostać sprzedanych (2006) ponad 100000 dziewczynek. Proceder jest nad wyraz dochodowy i nie widać, by mógł on zostać przerwany w dającej się przewidzieć przyszłości. Nieobce Iranowi jest również zjawisko „galerianek”. Różnica polega na tym, że młode Iranki chodzą po centrach handlowych i bazarach, oferując usługi seksualne właścicielom sklepów, w zamian za modne ciuchy. Jeden z właścicieli sklepu w centrum handlowym Qaem z zamożnej dzielnicy Teheranu, Tadżrisz, uważa, że nawet połowa właścicieli sklepów z markową odzieżą, przyjmuje takie propozycje kobiet. To co odróżnia Iran od Polski, to zdecydowanie większa ilość „dojrzałych galerianek”. Sporo Iranek przyjeżdżających do Europy zupełnie dobrowolnie (np. na studia), również trudni się prostytucją. Ponoś co szósta prostytutka we Włoszech i co piąta w Beneluksie jest Iranką!
Oczywiście skala zachorowalności na AIDS jest w tej sytuacji trudna do oszacowania, ale na pewno wielokrotnie przewyższa ~13000 przypadków, do których przyznają się władze. Wydaje się, że rozluźnienie obyczajowe, właściwe pokoleniu dziadków dzisiejszych nastolatków, niegdyś odrzucone przez ich rodziców, dziś powraca ze zwielokrotnią siłą. A osłabienie kontroli społecznej spowodowane migracją ze wsi do miast, sprzyja zjawisku. Jak więc widać, mimo braku „instruktażowych” pism, takich jak Bravo Girl, Cosmopolitan dla dziewcząt i kobiet, a Playboy czy CKM dla mężczyzn, irańskie społeczeństwo dochodzi do zachodnich standardów obyczajowych poprzez własne doświadczenia.
Patrząc na współczesny Iran, można chyba śmiało powiedzieć, że oto na oczach świata umiera kolejna utopia. Tak jak nie udało się zbudować idealnego społeczeństwa w oparciu o mit klasowy czy narodowy, tak i islam okazał się „mitem” zbyt słabym, by zbudować społeczeństwo bez wad. Utopie mają to do siebie, że postrzegają człowieka, takim jakim chciałyby, by był, a nie takim jakim jest naprawdę. Smutne jest przy tym to, że kolejne porażki utopistów niczego nie uczą ich następców...
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.