Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Adrian Chojan: Rosja - europejski sojusznik czy zagrożenie?


23 sierpień 2009
A A A

Wielu zadaje sobie to pytanie próbując jednocześnie znaleźć w odpowiedzi „złoty środek”. Ale czy nie jest przypadkiem tak, że sami nie wiemy jak chcemy Rosję postrzegać?

Czy bardziej odpowiada nam sojusznicza rola Rosji zważywszy na jej surowcową potęgę, czy może też ta, w której traktujemy ją jako zagrożenie dla jednoczącej się Europy?

Nie można jednoznacznie odpowiedzieć na tytułowe pytanie. Rosja jest tak sojusznikiem, jak i do pewnego stopnia zagrożeniem dla współczesnej Europy. Ta dychotomia podejścia do europejskiego zachowania Rosji wynika z wielu czynników, tj. historycznych, politycznych, gospodarczych czy społecznych. Odpowiedź na to pytanie należałoby rozłożyć na dwie części:

Czy Rosja jest rzeczywiście sojusznikiem Europy?

Tak, jest nim. Jest nim pod względem gospodarczym. I należy powiedzieć więcej, nie tyle jest owym sojusznikiem, co zwyczajnie musi nim być. Unia Europejska jest jednym z największych importerów wytworów rosyjskiej gospodarki. Tak więc nałożenie np. embarga na rosyjskie towary doprowadziłoby Rosję na skraj bankructwa. Dodatkowo, szereg inwestycji jakie napływają do Rosji pochodzi z państw członkowskich Unii Europejskiej. I z drugiej strony, rosyjscy przedsiębiorcy coraz odważniej prowadzą swoje inwestycje na terytorium Europy. Hipotetycznie zakładane pozbawienie możliwości inwestowania  w tej części Europy na pewno nie byłby korzystne dla rosyjskich przedsiębiorców. Orędownikiem dobrej i skoordynowanej współpracy na linii Unia Europejska – Rosja są rzecz jasna nasi zachodni sąsiedzi, Niemcy. Przejawem działań niemiecko – rosyjskich jest mocno krytykowany w Polsce projekt Gazociągu Północnego, uzgodniony za kadencji poprzedniego kanclerza Niemiec, Gerharda Schroedera. Zauważmy, że relacje rosyjsko – unijne w dużej mierze zależą od relacji rosyjsko – niemieckich i rosyjsko – francuskich. Dobre stosunki z dwiema „lokomotywami” integracji europejskiej mają znaczące przełożenie na współpracę na linii Moskwa – Bruksela. Konflikt gruziński z sierpnia zeszłego roku udało się rozwiązać dzięki zaangażowaniu się Niemiec i Francji. Poddać należy w wątpliwość czy bez wsparcia Paryża i Berlina udałoby się doprowadzić do jego końca.

Wracając do tematu surowców energetycznych nasuwa się nam kolejny przykład sojuszniczych relacji unijno – rosyjskich. Otóż zdecydowana większość państw członkowskich UE jest energetycznie uzależniona od rosyjskich dostaw. Rosja doskonale zdaje sobie  z tego sprawę umiejętnie sterując cenami surowców. Rosyjscy kontrahenci często postawieni pod ścianą przy prowadzeniu biznesowych negocjacji zgadzają się na zawyżone ceny gazu, powiększając tym samym dochody budżetowe Rosji z tytułu sprzedaży surowców energetycznych. W Polsce procent importowanego gazu zza ściany wschodniej stanowi ponad połowę całego polskiego importu tego surowca. Więc w tym momencie to w interesie UE jako całości są pokojowe i przyjazne stosunku z Kremlem, które przynajmniej teoretycznie powinny przełożyć się na równie dobrą współpracę gospodarczą.

Rosja jest także sojusznikiem Europy dlatego, iż tak naprawdę nie ma innych – lepszych alternatyw zawierania sojuszy. Długoterminowy sojusz na linii Waszyngton – Moskwa jest nierealny. Z kolei Chiny dążą do światowej dominacji i wydaje się, że nie będą się chciały nią dzielić z Federacją Rosyjską. Dlatego wydawać się może, iż Unia Europejska tak naprawdę jest jedynym dobrym partnerem, na którego w chwili obecnej stać Rosję. I co ważniejsze, Unia Europejska jest dla Kremla partnerem wiarygodnym i lojalnym, który wie co to znaczy pacta sunt servanda.  Oczywiście bardzo ważne są relacje Rosji z Chinami, Indiami. Ale nigdy nie będą one tak bardzo prestiżowe jak te z współczesną Europą Zachodnią.

W prasie bardzo często pojawiają się artykuły odnośnie rosyjskiej współpracy z NATO w zakresie transportu zaopatrzenia dla natowskich wojsk stacjonujących w Afganistanie. Kwestia ta jest przedstawiana jako gest dobrej woli ze strony premiera Putina i jego otoczenia. Ale czy naprawdę jest tylko jedna strona medalu? Otóż nie, gdyż sama zgoda na korzystanie z rosyjskiej przestrzeni powietrznej jest udziałem Rosji w walce z talibami i międzynarodowym terroryzmem.  Rozpatrując to przy założeniu, że zdecydowana większość państwa członkowskich UE jest jednocześnie członkiem NATO znajdujemy tu kolejne pole sojuszniczych relacji europejsko – rosyjskich. Relacji trudnych, skomplikowanych i często wykorzystywanych jako karta przetargowa w rozgrywkach politycznych ale jednak relacji pokojowych.

Reasumując tą kwestię można postawić tezę że Rosja jest potrzebna Europie, ale jeszcze bardziej Europa Rosji. Jedna bez drugiej miałaby olbrzymie trudności z należytym funkcjonowaniem. Różnica polega tylko na tym, że w tym wypadku rosyjskie działania byłyby mocno sparaliżowane, a państwa członkowskie Unii Europejskiej wykorzystując unijną solidarność dałyby sobie radę.

Czy Rosja jest zagrożeniem dla Europy?


W przeciągu ostatniego roku Rosja dosyć mocno nadwyrężyła zaufanie do siebie ze strony narodów Europy Zachodniej. Przeprowadzone we wrześniu zeszłego roku badania opinii publicznej w niektórych państwach członkowskich UE, tj. w Niemczech, Francji, Włoszech, Wielkiej Brytanii i Hiszpanii wykazały, że społeczeństwa tych państw boją się Rosji. Taki rezultat badań był wynikiem głównie sierpniowej interwencji wojsk rosyjskich w Gruzji. Zgodnie z deklaracjami Kremla interwencja ta była wynikiem konieczności obrony swoich obywateli. Jednak tak naprawdę stanowiła próbę wywarcia nacisku na UE i NATO, aby te nie przyjmowały Gruzji do swoich struktur. Jeżeli Rosja w taki sam sposób będzie chciała „bronić swojej strefy wpływów”, to z pełnym przekonaniem można wysnuć tezę, że będzie stanowiła zagrożenie dla Europy. Jak wiadomo istnieje jeszcze problem krymski na Ukrainie i można tylko dywagować czy Rosja nie skorzysta z podobnego instrumentu w celu niedopuszczenia do członkostwa Kijowa w NATO. Powielenie gruzińskiego scenariusza w wykonaniu Rosjan w obecnej ich sytuacji tak politycznej, jak i gospodarczej jest mało prawdopodobne jednak nie do końca niemożliwe.

Kolejnym wydarzeniem, które przyniosło nowe argumenty na rzecz powszechnego zagrożenia działaniami Rosji był styczniowy kryzys gazowy. W tym wypadku wydaje się, że to co było kartą przetargową Rosji w rozmowach z Zachodem, czyli złoża gazu ziemnego, stało się do pewnego stopnia dla niej problemem. Moskwa jako szanowany dostarczyciel tego ważnego surowca energetycznego do państw członkowskich UE wystawiła na dużą próbę swoją wiarogodność partnera handlowego I co ważniejsze, a zarazem niekorzystne dla strony rosyjskiej – zintensyfikowała działania wewnątrzunijne na temat dywersyfikacji  dostaw gazu zimnego do UE. Wystarczy w tym miejscu przywołać chociażby przyśpieszenie prac związanych z budową gazoportu w Polsce czy też zaangażowanie UE w budowę gazociągu Nabucco. Jeżeli w kolejnych sytuacjach Rosja będzie używała gazu ziemnego jako środka nacisku to zagrożeniem dla Europy Zachodniej może się okazać polityka energetyczna prowadzona przez Federację Rosyjską. Ewentualne „zakręcenie kurka” może wywołać szereg komplikacji w gospodarkach państw Europy Zachodniej, jak to miało miejsce w trakcie styczniowego kryzysu gazowego. Zauważmy, że Unia Europejska nie ma jeszcze wspólnej polityki energetycznej. Pojawi się ona dopiero w momencie wejścia w życie Traktatu lizbońskiego, a obecnie każde państwo indywidualnie musi zabezpieczyć swoje energetyczne interesy. Rozważając kwestię bezpieczeństwa energetycznego państw członkowskich UE nie można w 100% postawić tezy, że to sama Rosja jest zagrożeniem dla UE jeśli chodzi o  uzależnienie energetyczne i stabilność dostaw. Przecież to państwa europejskie dobrowolnie podpisywały umowy handlowe z Rosją na dostawy gazu. Tak więc paradoksalnie rzecz ujmując, same ściągnęły na siebie niebezpieczeństwo nie przeprowadzając w odpowiednim czasie dywersyfikacji dostaw surowców strategicznych.

Próbując zanalizować rosyjskie podejście do Unii Europejskiej jako całości dostrzegalny jest podział na państwa „starej” Unii i państwa „nowej” Unii. Wnioskuje się z tego to, że Rosja w dalszym stopniu ma wielki problem z przyzwyczajeniem się do tego, że Unia Europejska liczy 27 państw, a nie 15, jak to miało miejsce do 1 maja 2004 roku. Jest to doskonale zauważalne na przykładzie Polski. Kreml może traktować nasz kraj (i wszystkie inne,  którego niegdyś należały do bloku wschodniego) jako zdrajcę, który na chwilę zmienił opiekuna, którym teraz stała się Bruksela. Tak więc Rosja może chcieć doprowadzić do podzielenia Unii, a nawet jej rozbicia w celu odzyskania swoich „państw satelickich”. Wynikające z zaszłości historycznych uprzedzenia wobec Rosji ze strony republik bałtyckich - zdaniem Moskwy - mogą niszczyć dobrze rokującą współpracę ze „starą” Unią. Jest to kolejny argument dowodzący chęci wypracowania wewnątrzunijnego podziału na państwa prorosyjskie z Francją i Niemcami na czele, oraz na antyrosyjskie z Polską i innymi republikami bałtyckimi. W tym kontekście Rosja może stanowić poważne zagrożenie dla europejskiej jedności. Wbijając klin między państwa członkowskie Unii będzie chroniła swoje interesy, jednocześnie osłabiając aktywność swojego zachodniego partnera na obszarze Wspólnoty Niepodległych Państw. Tajemnicą poliszynela jest to, że Unia Europejska będzie dążyła do powiększenia liczby państw członkowskich, a Rosja będzie chciała temu zapobiec, chroniąc tym samym swoją strefę wpływów. Na tym tle w przyszłości mogą się pojawić nieporozumienia na linii Moskwa – Bruksela, a zadaniem brukselskich decydentów będzie je jak najszybciej zniwelować.  

W październiku zeszłego roku prezydent Polski, Lech Kaczyński powiedział, że Polsce i Unii Europejskiej nie grozi ze strony rosyjskiej interwencja militarna, ale w dłuższej perspektywie Kreml ma ambicję, aby przywrócić swoją strefę wpływów, nawet jeżeli nie w tym znaczeniu, co przed rokiem 1989. Nie wydaje się, aby było możliwe zrealizowanie takiego scenariusza. Państwa, które stały się członkami Unii Europejskiej w 2004 i 2007 roku są już mocno umocowane w europejskich strukturach i nie grozi im nic złego ze strony Moskwy. Ale nawet jeżeliby coś miało zagrozić, to przecież od tego jest tak głośno postulowana europejska solidarność. Również prezydent Francji, Nicolas Sarkozy, stwierdził, że ze strony dzisiejszej Rosji nie ma żadnego zagrożenia dla Unii Europejskiej i dla NATO. Sarkozy powiedział także, że jest pewien problem z zaufaniem na linii Bruksela – Moskwa, i że trzeba zrobić wszystko w celu zniwelowania owych nieufności.

Na samym końcu wypada zadać przewrotne pytanie czy Rosja chce być sojusznikiem czy może zagrożeniem dla Europy? Oba rozwiązania mając swój strategiczny sens. Sojusz zapewnia profity ze współpracy gospodarczej, które pozwolą Rosji na miarę normalne funkcjonowanie. Z kolei wydarzenia i zachowania typu gruzińskiego czy ukraińskiego pozwalają budować pozycję Rosji jako mocarstwa, które jest w stanie samo zadbać o swoje interesy, mocarstwa, które robi co mu się podoba i co uważa za słuszne. Jednak reasumując warto postawić tezę, że Rosja jest raczej sojusznikiem dla Europy niż zagrożeniem dla niej. Mimo wszystkich uprzedzeń historycznych powinniśmy szukać dialogu z Rosją, a nie konfliktu i zwady. W Polsce istnieje wiele opinii, mówiących o tym, że ze względu na zaszłości historyczne musimy się Rosji nie tyle bać, co podchodzić do niej z dużym dystansem. Do pewnego stopnia można się z tym zgodzić,  jednak zawsze należy pamiętać o tym, że o historii trzeba pamiętać, ale nie można nią żyć…

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.