Agnieszka Sawicz: Znaki zapytania
Mądrzy ludzie powiadają, że krowa która dużo ryczy mało mleka daje. Od kilku tygodni przysłowie to można rozważać analizując zmiany na ukraińskiej scenie politycznej, zarówno te zapowiadane, jak i te, które już zostały przeprowadzone.
Jeszcze w początkach listopada 2011 roku, bez specjalnego nagłaśniania tego faktu i jakby z dala od błysku fleszy, prezydent Wiktor Janukowycz przeprowadził zmiany kadrowe w swoim otoczeniu. Do grona polityków którzy decydują o sprawach Krymu, a uważani są za dzieci Makijiwki, dołączył obejmując stanowisko szefa krymskiego rządu Anatolij Mohylow. Zwolnił tym samym posadę ministra spraw wewnętrznych, którą zajął dotychczasowy szef służby podatkowej Witalij Zacharczenko. Z kolei podatki wziął pod swoją pieczę Ołeksandr Klymenko. Roszady były poważne, niezapowiadane wcześniej, a przy tym nie wzbudziły większych emocji. Ukrainę postawiono przed faktem dokonanym, ugruntowano pozycję bliskiego otoczenia prezydenckiego syna, a całą sprawę wnet przyćmiła zapowiedź zmian w ekipie rządzącej. Tak, jakby miały być to pierwsze tego rodzaju posunięcia.
Stąd nieodparcie nasuwające się wrażenie, że te prawdziwie istotne albo już nastąpiły, albo dopiero przed nami. I że wcale najważniejsze nie będą przetasowania, jakich groźba zawisła nad politykami, którym zarzucono opieszałość we wdrażaniu reform. Jak można było się spodziewać żaden z nich nie poczuł się zobowiązany do dobrowolnego ustąpienia, a tym samym społeczeństwo mogło robić zakłady, kto zastąpi najgorzej ocenionych Serhija Tihipko i Władysława Kaśkiwa, ale też i ministra kultury Mychajło Kulyniaka, popadającego w niełaskę ministra oświaty Dmytro Tabacznyka, obrony Mychajło Jeżela czy ochrony zdrowia Oleksandra Aniszczenko. Nawet jeśli prezydent Janukowycz znajdzie ludzi, jakimi uda mu się obsadzić te wszystkie resorty, to pozostaje otwartym pytanie, czy będzie to próba ukazania w nowym, korzystnym świetle tracącej ostatnio poparcie Partii Regionów, która gotowa jest przeprowadzić czystki na ministerialnych stanowiskach i odsunąć tych przedstawicieli władzy wykonawczej, którzy nie wywiązują się z obowiązków. Czy może jednak, wbrew tym, którzy chcieli by widzieć w tych posunięciach gest dobrej woli wykonany w stronę społeczeństwa, jest to tylko preludium do walki o drugi z najważniejszych urzędów w państwie, fotel premiera. Zwłaszcza, że jednym z argumentów przemawiających za prawdziwością takiej tezy może być odsunięcie bliskiego współpracownika Mykoły Azarowa, ministra finansów Fedora Jaroszczenko.
Zastąpił go człowiek o interesującej biografii. Generał, choć trudno dopatrzeć się w jego życiorysie związków z wojskiem, oskarżany o prześladowanie opozycjonistów i naciski na historyków zajmujących się badaniami działalności ukraińskiego ruchu niepodległościowego, oceniany jako moskiewski lojalista dotychczasowy szef Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, magnat medialny i jeden ze 100 najbogatszych Ukraińców - Walerij Choroszkowski. Trzeba przyznać, że postać ta może budzić spore kontrowersje.
Tym bardziej, że z chwilą jego nominacji na stanowisko ministra finansów premier Azarow praktycznie utracił nie tylko jedynego w pełni „swojego” współpracownika, ale i wpływ na społeczno – ekonomiczną politykę własnego rządu. Co nie znaczy zarazem, że nie będzie brał odpowiedzialności za potencjalne błędy – wręcz przeciwnie.
Choroszkowski prawdopodobnie będzie teraz przede wszystkim koncentrował się na znalezieniu środków finansowych jakie będzie można przeznaczyć na potrzeby społeczeństwa – w końcu przed zbliżającymi się wyborami powinno ono otrzymać swoją kiełbasę wyborczą, także i w postaci pieniędzy. Stąd decyzja, by ministrem został mający twardą rękę i zapewne potrafiący skutecznie wpływać na ściągnięcie od przedsiębiorców wpływów do budżetu były szef SBU, wydaje się tu być ze wszech miar rozsądną. Jeśli jeszcze nastąpi zmiana na stanowisku szefa państwowej służby celnej, gdzie od dawna wiadomo, że Ihor Kaletnik nie czuje się zbyt pewnie na tej posadzie, budżet, społeczeństwo, a przede wszystkim Partia Regionów mogą w najbliższym czasie wiele zyskać na koncentracji finansów w rękach jednej wpływowej grupy. Zwłaszcza, że kontrolę nad pieniędzmi pozwoli prezydentowi zachować prawdopodobnie Klymenko. Jego obsadzenie na stanowisku szefa służby podatkowej jesienią minionego roku wydaje się w tym kontekście doskonałym posunięciem, równoważącym potencjalną dominację środowiska RosUkrEnergo. Taki balans może być szczególnie ważny w sytuacji, gdy jesteśmy świadkami rozgrywania fotela premiera pomiędzy dwiema grupami trzymającymi na władzę nad Dnieprem. Choroszkowski, jeśli stanowisko szefa SBU utrzyma Wołodymyr Rokytsky, nadal będzie miał wpływ na tę instytucję. Skupieni wraz z nim wokół Dmytra Firtasza minister energetyki i paliw Jurij Bojko, spraw zagranicznych Kostiantyn Hrycenko oraz szef prezydenckiej administracji Serhij Lowoczkin dopełniają tego obrazu.
Czy jednak jest to zapowiedź odejścia w najbliższym czasie Mykoły Azarowa? A nawet jeśli, czy na pewno zasiadłby na jego miejscu Choroszkowski, a nie reprezentujący konkurencyjną grupę donieckich oligarchów kojarzonych z osobą Rinata Achmetowa Andrij Klujew, który wyrósł w ostatnich miesiącach na gwiazdę Partii Regionów, a jego nazwisko na synonim dobrych wieści? Na razie spoglądając na kijowskie roszady mamy wciąż więcej znaków zapytania, niż pewnych odpowiedzi.
Dobrze byłoby móc uwierzyć, że politycy stawiają nade wszystkim dobro Ukraińców, że to rozczarowanie statystyką jaka mówi, że mniej niż 1/3 rozporządzeń prezydenta jest realizowana przez władzę wykonawczą przesądziło o dymisjach i nowych nominacjach w rządzie. Na tle dyktatorskiej Białorusi, nie liczącej się z prawami człowieka Rosji czy nawet Polski, w której rząd nie wysłuchał opinii społeczeństwa w sprawie kontrowersyjnego ACTA, umowy handlowej dotyczącej zwalczania obrotu towarami podrabianymi, jaka w powszechnej opinii może stać się końcem wolności wypowiedzi w Internecie i podpisał ją mimo wielotysięcznych demonstracji jakie organizowano w całym kraju, Wiktor Janukowycz stał by się obrońcą własnego narodu, politykiem wyjątkowym w tej części Europy. Jednakże czy wiara w taką wersję nie będzie naiwnością? Czy może jednak nie chodzi tu o zbudowanie sobie silniejszego zaplecza w postaci lojalnych, bo wdzięcznych za wzmocnioną pozycję polityków? A może o zabezpieczenie pozycji rodziny obecnego prezydenta w sytuacji, gdy szanse na jego reelekcję są znikome? Na razie w tym równaniu jest zbyt wiele niewiadomych, aby podać wiarygodny wynik. Być może zmienią tę sytuację już najbliższe dni, a być może dopiero wybory parlamentarne. Jedyne czego możemy być pewni to tego, że dobrze by się stało, aby niezależnie od tego co powoduje Janukowyczem nie było to preludium do powstania w Europie Środkowej kolejnego państwa autorytarnego.
Artykuł ukazał się na łamach Niezależnego Pisma Polaków na Ukrainie "Kurier Galicyjski", 31 stycznia- 16 lutego 2012, nr 2 (150)