Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Unia Europejska Anna Głąb: Interpretacje demokracji

Anna Głąb: Interpretacje demokracji


01 grudzień 2007
A A A

Podczas gdy Michaił Saakaszwili rezygnuje ze stanowiska, by móc wziąć udział w kampanii prezydenckiej, Władimir Putin jako urzędująca głowa państwa prowadzi do zwycięstwa stworzoną przez siebie partię.

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia – na fotelu prezydenckim. Putin się w swoim zadomowił i chętnie nie zamieniałby go na fotel premiera, gdyby nie konieczność zachowania „standardów demokracji”. I jeszcze ta cała zabawa ze zmianą konstytucji… Ale czego się nie zrobi dla narodu, który przecież pozostawiony sam sobie, nie będzie wiedział, w którym kierunku podążać?

Saakaszwili pewnie też zdążył się przyzwyczaić. Być może dlatego reakcja na mityngi opozycji była na początku tak „alergiczna”. Społeczeństwo, które już przywykło do rewolucji nie chciało czekać do końca kadencji. I chęć tej rewolucji trzeba było dosłownie „wybić z głowy”. W historii państwa gruzińskiego po upadku ZSRR nie było jeszcze przywódcy, który by swojemu następcy przekazał władzę w sposób demokratyczny. Zarówno Zwiad Gamsachurdia, jak i Eduard Szewardnadze rozpoczynali swoje rządy ciesząc się ogromnym poparciem społecznym a kończyli obaleni.

W przeciwieństwie do sąsiada, gdy po spałowaniu protestujących, Saakaszwili został przywołany do porządku, przypomniał sobie, że w prawdziwej demokracji problemy rozwiązuje się na drodze wyborów. Demokratycznych, uczciwych i wolnych. Gruzini i tak wyboru nie mają, i nie dlatego, że opozycji ciężko będzie przebić się w czasie kampanii prezydenckiej, ale dlatego, że obecnie nie ma dla Saakaszwilego alternatywy.

Chociaż panowie nie darzą się wzajemnie szczególną sympatią, tak naprawdę jest kilka rzeczy, które ich łączą. Obaj „wyłonili się z chaosu”. Putin był dla Rosji błogosławieństwem po czasach Borysa Jelcyna. Saakaszwili doprowadził do odejścia znienawidzonego Eduarda Szewardnadzego. Energiczni, czujący się świetnie na międzynarodowych salonach, są całkowitym przeciwieństwem swoich poprzedników. Każdy chce przywrócić społeczeństwu poczucie godności i patriotyzmu. Silny prezydent jest w oczach narodu dobrym prezydentem. Ostatecznie, każdy chce przeciągnąć na swoją stronę dwie separatyzujące republiki - Osetię Południową i Abchazję.

Zbliżające się wybory w obu przypadkach przyniosą również odpowiedź na to samo pytanie, nie czy, ale jakim cieszą się poparciem? Może w przypadku Rosji, będzie to trochę odbiegać od rzeczywistości, ale władza i tak nie musi się szczególnie wysilać, by zapewnić sobie zwycięstwo. Putin cieszy się poparciem społeczeństwa, a fakt, iż już oficjalnie stanął na czele „Jednej Rosji” jest tylko potwierdzeniem tego, o czym się mówiło od dawna. Możliwości rozwiązania problemu następcy rozważane były jeszcze przed zakończeniem pierwszej kadencji. Obecnej interpretacji „planu Putina”, mimo wszystko, nie brałabym za ostateczną i niezmienną. Rosyjski prezydent lubi zaskakiwać.

Saakaszwili i Putin różnią się jednak w zasadniczej kwestii. Podczas gdy pierwszy rezygnuje ze stanowiska, by móc wziąć udział w kampanii prezydenckiej (tak nakazuje konstytucja), drugi jako urzędujący prezydent prowadzi do zwycięstwa stworzoną przez siebie partię. Wyborcza gorączka w tych krajach może trwać nawet do jesieni 2008 roku. Społeczeństwo będzie ciągle wzywane do urn - parlament, prezydent, prezydent, parlament… Kiedy kolejna rewolucja?