Anna Głąb: Oligarcha z ludzką twarzą
Prezydent opłaci za Ciebie część rachunków, wykupi od rolników plony winogron i cytrusów, bezrobotnym wypłaci zasiłek i przeznaczy miliard dolarów na realizację projektów społecznych.
Niemożliwe? A jednak… Tyle, że w Gruzji. Te, dość odważne deklaracje, składa najbogatszy Gruzin i jednocześnie kandydat na prezydenta – Badri Patarkacyszwili. Dla realizacji swoich obietnic nie zamierza wykorzystywać środków z budżetu państwa, lecz swoje własne. Miejscowy oligarcha wzbogacił się na tyle, że jest gotów podzielić się swoim majątkiem z całym społeczeństwem.
Patarkacyszwili swoją kampanię wyborczą prowadzi zza granicy. W Gruzji jest podejrzewany o próbę przewrotu państwowego. W momencie zgłoszenia kandydatury otrzymał immunitet i nie może być zatrzymany przez prokuraturę. Do kraju jednak nie chce wracać bez dodatkowych gwarancji ze strony władz. Nie mogąc bezpośrednio zwrócić się do społeczeństwa, przyciąga uwagę nietypowym programem. Kandydat na prezydenta jest gotów opłacić część rachunków (za wodę, prąd czy gaz), wykupić od rolników plony winogron i cytrusów (a jeszcze wcześniej ubezpieczyć uprawy). Bezrobotnym wypłaci zasiłek, rodzicom „becikowe” i przeznaczy miliard dolarów na realizację projektów społecznych.
Michaił Saakaszwili może zaproponować jedynie skupienie większej uwagi na kwestiach socjalnych. „Gruzja bez biedy” to wyższe emerytury, tańsze kredyty i ulgi podatkowe dla przedsiębiorców. Saakaszwili chciałby, niczym Robin Hood, zabrać bogatym i dać biednym (zresztą, nie tylko on - Szalwa Natelaszwili, lider Partii Pracy otwarcie oświadczył, iż rachunki za gaz i prąd będą opłacać biznesmeni). I ten plan psuje zapowiedź, że bogaty sam odda. Nie trzeba go w żaden sposób zmuszać, trzeba tylko wybrać na prezydenta.
Trzeba też przyznać, że hasła Patarkacyszwilego trudno przebić. Są one nawet bardziej niż populistyczne. Są populistyczne do kwadratu. Oligarchę byłoby stać na taki wydatek, ale czy na taki gest? Chyba się nie dowiemy. Patarkacyszwili wyborów raczej nie wygra, może więc składać nawet obietnice bez pokrycia. Gruzji potrzebny jest konsekwentnie realizowany plan rozwoju społeczno-gospodarczego, a nie pieniądze spadające „z nieba”. Społeczeństwo też zdaje sobie z tego sprawę i z pobłażaniem może odnosić się do wspomnianych propozycji. W zasadzie można wyróżnić trzy różne programy przedwyborcze. Patarkacyszwili głosi „Gruzję bez opłat”, Saakaszwili „Gruzję bez biedy”, pozostali „Gruzję bez Saakaszwilego”.
Do dnia przedterminowych wyborów prezydenckich pozostały dwa tygodnie. Gruzini nie tylko wybiorą prezydenta, ale również wskażą, czy chcą przeprowadzenia wyborów parlamentarnych wiosną 2008 r. i co ważne, czy popierają integrację z NATO. Kandydaci tymczasem ponad merytoryczna dyskusje przedkładają, na kogo zrzucić obowiązek opłat za media. Albo, na kogo zrzucić obowiązek finansowania kampanii wyborczej? Lewan Gaczechiladze, który jest kandydatem zjednoczonej opozycji, zaapelował do Patarkacyszwilego, by ten sfinansował nie tylko własną kampanię. Pieniędzy wystarczy spokojnie dla dwóch kandydatów, więc dlaczego miałby się nie podzielić? Patarkacyszwili wolałby jednak dzielić się ze społeczeństwem, a nie z konkurentem. Ot, taki oligarcha z ludzką twarzą.