Grzegorz Morawski: Zbiorowy udar Włochów
Jeden z komentarzy internautów pod artykułem na temat stosunku prasy włoskiej do postawy Kaczyńskich na szczycie UE w portalu "gazeta.pl" brzmiał: „Zbiorowy udar słoneczny wśród Italiano.” Strzał w dziesiątkę, według mnie. Chociaż ani nie jestem zwolennikiem polityki polskiego rządu, ani nie uważam, że najlepszą metodą negocjacji systemu głosowania jest nawiązywanie do skutków tak bolesnego wydarzenia, jakim była II wojna światowa, to jednak prasa włoska jest, delikatnie ujmując, w wielkim błędzie, formułując takie wypowiedzi pod adresem Polski.
Pod adresem Polski, bo choć Corriere della Sera i La Repubblica piszą o Kaczyńskich, z tekstów w obu gazetach jasno wynika, że brak porozumienia wynika z niemożliwości pogodzenia się Polaków, jako narodu, z historią. Kaczyńscy, choć znaczną część swojej legitymacji do pełnienia władzy stracili poprzez swoje dokonania na własnym podwórku, wyrażają poglądy, które wciąż są żywe w znacznej części społeczeństwa. I dzięki Bogu, że pamiętamy.
Nie jest to zręczny chwyt, powoływać się na argumenty z dziedziny historii alternatywnej. Zwłaszcza jeśli dotyczą one tak drażliwego tematu, a stosowane są w dobie integracji, współpracy i pokoju. Warto jednak zwrócić uwagę, że to nie niemiecka prasa tym razem wyskoczyła z ziemniaczanymi inwektywami. Kartofle obrażały tylko polityków, podejrzewam, że również spora część Polaków uśmiechnęła się słysząc to porównanie. Włosi natomiast zdecydowanie przekroczyli granicę. Zaakceptować można opartą na racjonalnych argumentach krytykę dotyczącą nietrafności sformułowań i idei Kaczyńskiego. Zwykle jednak poszukuje się krytyki konstruktywnej, a nie stwierdzeń typu: "Polacy ubóstwiają czuć się osamotnieni przeciwko światu," jakie odnajdziemy w Corriere della Sera. Osobiście odczułem to już nie jako polemikę z poglądami naszego premiera, ale ewidentny zarzut pod adresem polskiej świadomości historycznej.
Odpowiem krótko: nie, nie ubóstwiamy. Przyzwyczailiśmy się po prostu, że tak zwykle bywa. Niech chociaż przykład niemiecko – rosyjskiej rury będzie dowodem, że nawet jako członka UE nasze interesy gospodarcze i polityczne nie pozostają bez zagrożeń. Największy włoski dziennik wykazał się tutaj wyjątkowym brakiem wyczucia politycznego, ale w końcu trudno oczekiwać, że którykolwiek z narodów zachodniej Europy zrozumienie, jaki wpływ historia i nasze położenie geopolityczne wywiera na nasze postulaty kształtowania integracji europejskiej.
Na łamach lewicowej La Repubbliki przeczytamy z kolei: „Nigdy wcześniej od 1945 roku w Europie, w której Adenauer, De Gasperi, Schuman, de Gaulle podyktowali konstytutywne wartości, rząd wybrany w wolnych wyborach nie używał tak agresywnego języka, pełnego bestialskiej nienawiści do Niemiec, państwa, które było zawsze lokomotywą europejskiej integracji.” Z początku porwał mnie śmiech pusty, a potem litość i trwoga… Większego wyrazu ignorancji nie spotkałem już dawno. Może La Repubblice chodziło o Lebensraum… W każdym razie trudno Niemcom było nie brać intensywnie udziału w procesach integracyjnych zachodzących pod okiem państw, których wojska obecne były w trzech różnych strefach okupacyjnych na niemieckim terytorium. Nawet jeśli dziś Niemcy są tak ważnym, jeśli nie najważniejszym ogniwem zjednoczonej Europy, nie można określić ich jako kraj, który „zawsze był lokomotywą europejskiej integracji.”
Niełatwo pojąć też stwierdzenia „bestialska nienawiść do Niemców”, którą niby wyrażają Kaczyńscy. Ten cytat zresztą dobrze ujawnia pewne interesujące zjawisko. Oprócz nędzy komunizmu, kształtu demograficznego Polski, naszą spuścizną jest też swego rodzaju obarczanie nas winą za pamięć o II wojnie światowej. Nie chodzi tu nawet o przeświadczenie większości nieświadomego pokolenia Izraelczyków, że skoro obozy koncentracyjne są na terytorium Polski, to bez wątpienia my je zbudowaliśmy. Mam natomiast na myśli fakt, że kiedy tylko polscy politycy użyją argumentu związanego z Holokaustem, okupacją, zbrodniach dokonanych na narodzie polskim podczas wojny, to wówczas jest to nazywane „bestialską nienawiścią do Niemców.” Cóż, pozostaje nam chyba tylko przeprosić, że w czasie gdy Adenauer, De Gasperi, Schuman, de Gaulle „dyktowali Europie konstytutywne wartości”, my w ramach czynu społecznego odbudowywaliśmy Warszawę. Już na wzór socrealistyczny.
Dziwi trochę, że to ze strony włoskiej prasy sypią się inwektywy. Nie do końca wiem jak to wytłumaczyć. Frustracją Włochów, że podczas II wojny światowej ich wojska walczyły na południowych frontach tak miernie, że Hitler musiał im wysyłać wciąż nowe dywizje niemieckie, by utrzymać front? Czy może rzeczywiście globalnym ociepleniem, w tamtym klimacie wyjątkowo przecież dotkliwym? I to też pewnie wina Polaków, wszak polski rząd wspominał coś ostatnio o podwyższeniu limitów emisji CO2 dla przedsiębiorstw.
Musimy chyba jako Polacy przyzwyczaić się, że nasza świadomość historyczna nigdy nie zostanie zrozumiana Europie, a niestety nawet będzie ostro krytykowana i zwalczana. Kto jednak nie pamięta historii, jest skazany na powtórne jej przeżycie. Znamienne, bo przecież myśl ta uwieczniona została na tablicy pamiątkowej na jednym z murów w Auschwitz…