Jacek Karaś: Czy bałtyckie tygrysy zwolnią?
- Jacek Karaś
Wzrost gospodarczy Łotwy i Estonii w trzecim kwartale tego roku w porównaniu do analogicznego okresu w 2005 r. zamknął się wynikiem dwucyfrowym. Jak podał Łotewski Urząd Statystyczny (Latvijas Statistika) wskaźniki w okresie od lipca do września wyniosły: 11,9 proc. (Łotwa) oraz 11,6 proc. (Estonia). W przypadku gospodarki łotewskiej w największym stopniu do osiągnięcia takich wyników przyczynił się handel (wzrost o 18,9 proc.), budownictwo (14,8 proc.), transport i komunikacja (9,8 proc.) oraz wytwórczość (6,8 proc.).
Spektakularny wzrost ma jednak również swoje negatywne konsekwencje. Inflacja wciąż utrzymuje się na wysokim poziomie (roczny wskaźnik szacowany jest na 6,5 proc., natomiast w samym listopadzie ceny detaliczne wzrosły o 1 proc., głównie z uwagi na wzrost cen żywności i ogrzewania), a ogłoszone przez Gazprom podwyżki cen gazu z pewnością nie doprowadzą do jej obniżenia.
Kwestia inflacji jest bardziej zawiła i dość mocno łączy się z niedawnymi deklaracjami rządów nowych krajów członkowskich UE, dotyczących akcesji do strefy euro. Cały proces zamiany waluty narodowej na „europejską” jest trzystopniowy (spełnienie warunków z Maastricht, włączenie się w mechanizm ERM2, wymiana po ustalonym kursie). Ostatnie wypowiedzi liderów państw bałtyckich w tej materii dotyczyły etapu drugiego, czyli wejścia do ERM2.
Niechęć rządów Litwy, Łotwy i Estonii do konkretnych deklaracji wiąże się z obawą przed zbytnim schłodzeniem własnych gospodarek (co musiałoby nastąpić, aby umożliwić spełnienie warunków niezbędnych do przystąpienia do ERM2). Wiązałoby się to z koniecznością usztywnienia polityki monetarnej, a to w konsekwencji mogłoby doprowadzić do znacznego zahamowania, skokowego obecnie, tempa dorównywania do średniej poziomu życia w zamożnych krajach członkowskich UE.
Takiego właśnie zdania jest Martin Kazaks, główny ekonomista Hansabanka (największego banku działającego na terenie republik bałtyckich): „Jeśli nie utrzymamy tempa wzrostu, to nie osiągniemy w szybkim czasie przeciętnej stopy życia w UE – w zasadzie, możemy jej wtedy nigdy nie osiągnąć”. O skuteczności prowadzonej obecnie polityki ekonomicznej (niesprzyjającej szybkiemu zbliżeni się do norm zawartych w traktacie z Maastricht) mogą świadczyć wskaźniki realnego wzrostu płac (obliczanego z uwzględnieniem inflacji) – około 14 proc. – przy realnym wzroście cen w okolicach 8 proc. w pierwszej połowie tego roku. Gdyby rządy państw bałtyckich zdecydowały się szybciej wkroczyć na drogę prowadzącą do strefy euro, musiałyby w pewnym stopniu zrezygnować ze znakomitych wskaźników wzrostu („wspartych” w dużej mierze inflacją).
W Estonii na wzrost PKB na poziomie 11,6 proc. w trzecim kwartale 2006 roku złożyły się głównie dobre wyniki w sektorze handlu, transportu, wytwórstwa oraz budownictwa. Roczna inflacja nie przekraczała 4,6 proc. Estonia nadal przoduje wśród krajów bałtyckich, z najwyższym wskaźnikiem dochodu per capita oraz ze średnim wzrostem PKB na poziomie 7 proc. rocznie przez ostatnie 10 lat. (Dla porównania Łotwa wykazuje 6,2 proc. oraz Litwa 6.1 proc.). W strefie euro ten sam wskaźnik w latach 1995-2005 wyniósł 2 proc. Dodatkowo, jak podał w zeszłym miesiącu Eurostat, PKB Estonii per capita w 2007 roku zrówna się już z portugalskim. Największy estoński dziennik doniósł w zeszłym tygodniu, że średnia miesięczna pensja w ostatnim kwartale roku wyniesie w tym kraju 10,000 EEK (estońskich koron, co wynosi w przybliżeniu 640 euro). Podobnie jak na Łotwie, również w Estonii zarobki zwyżkują błyskawicznie – od 15 do 16,5 proc. rocznie – i brak jest jakichkolwiek oznak osłabienia tej tendencji.
Analitycy podkreślają, że rząd musi jednak ściągnąć cugle rozpędzonej gospodarce. „Najlepszą rzeczą, jaką rząd mógłby zrobić, byłoby spowolnienie rynku nieruchomości, ponieważ to on nakręca inne sektory”, mówi Kazaks. Jak tłumaczy dalej ekonomista, to optymizm jest tym, co nakręca gospodarki państw bałtyckich. A sektorem najbardziej podgrzewającym optymizm są właśnie nieruchomości: konsumenci biorą tanie pożyczki, kupują za nie mieszkania i domy, a potem, żyjąc z wizją rysującego się na wyciągniecie ręki bogactwa i dobrobytu, zaczynają w sposób nieodpowiedzialny wydawać.
Kwestią otwartą pozostaje, jakie czynności powinny podjąć w tej w sumie niezłej przecież sytuacji rządy obu państw (Łotwy i Estonii). Najbardziej rozsądnym krokiem wydaje się opodatkowanie zysków kapitałowych, co doprowadziłoby do wycofania się sporej części spekulantów, i co spowolniłoby obecną spiralę pożyczkowo-konsumpcyjną.
W tym samym czasie trzecia z bałtyckich gospodarek – Litwa – rozwija się w znacznie spokojniejszym tempie. Wzrost w trzecim kwartale wyniósł 6,4 proc. a roczna inflacja w listopadzie 3,6 proc.
Wykorzystane źródła: baltictimes.com, hansagroup.com