Katarzyna Sobiepanek: Nowe państwo na mapie Europy?
Zielone światło dla szkockich narodowców - Alex Salmond pracuje nad niepodległością.
To Szkoci jako pierwsi dowiedzieli się, że Ryan Giggs jest bohaterem najnowszej piłkarskiej seksafery za Wyspach. Szkocki Herald skwapliwie wyręczył bowiem angielskich kolegów publikując zdjęcie Walijczyka na pierwszej stronie niedzielnego wydania, ignorując tym samym zakaz angielskiego sądu. Angielskie prawo nie obowiązuje w Szkocji - nasza prasa jest niezależna - przyklasnął natychmiast Alex Salmond, premier (First Minster) i lider szkockiej partii narodowej (Scottish National Party – SNP). Po wyborach do szkockiego parlamentu, w których SNP zdobyła bezwzględną większość mandatów o niezależności, czy raczej niepodległości mówi się teraz na Wyspie coraz więcej.
Salmond ma plan
SNP walczy o uniezależnienie się od Anglii od 1934 r. Jednak na pierwszy namacalny sukces tej wojny pozwolił dopiero Tony Blair, w 1999 r. inicjując proces dewolucji, czyli cedowania kompetencji Westminsteru na rządy regionalne. W 2000 r. szkocki Parlament, Holyrood przejął odpowiedzialność za większość obszarów legislacyjnych, poza polityką zagraniczną, obronną, gospodarczą, zatrudnienia i częściowo innymi obszarami Alex Salmod objął kierownictwo SNP cztery lata później i poprowadził do sukcesu w wyborach w 2007 r. Cztery lata koalicji z Partią Zielonych i lawirowania pomiędzy pułapkami kryzysu ekonomicznego stworzyły silną partię z solidną wizją na przyszłość.
SNP nieustannie opowiada się za tym, aby wszystkie dochody z podatków szkockich pozostawały w Szkocji i aby Holyrood mógł sam nimi rozporządzać. Partia argumentowała także, że Szkoci powinni sami decydować, czy chcą brać udział w takich przedsięwzięciach jak „nielegalna” inwazja na Irak oraz czy godzą się na „składowanie największej ilości broni masowego rażenia na kontynencie europejskim”. Przygotowując się do wyborów w maju 2011 r. SNP obiecała jednak nie tylko referendum w sprawie niepodległości.
Partyjny manifest wyborczy przedstawił wizję re-energetyzowanej, postindustrialnej Szkocji, z gospodarką opartą na odnawialnych źródłach energii. Zasoby ropy i gazu na Morzu Północnym – duma i źródło dochodów całego Zjednoczonego Królestwa – są bowiem w połowie wyczerpane, ale energetyka to wciąż jeden z głównych sektorów zatrudnienia na północy. Według nowej wizji Morze Północne ma się stać wiatrowa Arabią Saudyjską. Pomysł Salmonda idzie jednak dalej i wydaje się w swoim zakresie niemal równy Big Society Davida Camerona. SNP wierzy w nowoczesne społeczeństwo - w szkocki talent, technologię i innowację, Wizja na tyle przekonująca, że za hasło w zwycięskich wyborach wystarczyło: „Why not join us?”.
W regionalnych wyborach 5 maja 2011 r. SNP zdobyło 53 proc. mandatów, przy proporcjonalnym systemie wyborczym, który zdecydowanie nie tworzy sprzyjających warunków dla uzyskania bezwzględnej większości. Partia utworzyło więc rząd samodzielnie.
Salmond realizuje plan
SNP ma obecnie poczucie komfortu rządu większościowego, a zarazem jedności. Podczas gdy pozostałe partie na gwałt poszukują nowych liderów , nie mówiąc na razie o programie, nacjonaliści ze spokojem formują rząd. O silne SNP i jej programu może świadczyć to, że wszyscy ministrowie z poprzedniego gabinetu zachowali swoje stanowiska. Dołączyło do nich czworo nowych ministrów, którzy staną na czele świeżo utworzonych departamentów. Wśród nich minister ds. promowanie politycznych i kulturalnych interesów Szkocji w relacjach zewnętrznych. Ciekawy eksperyment, biorąc pod uwagę, że decyzje w sprawie polityki zagranicznej pozostają w rękach William Hague.
Wola SNP jest teraz wolą Holyrood. W momencie zaprzysiężenia Salmod zapowiedział, że chce żeby Szkocja mogła ustalać swoje własne cła, kontrolować telewizję, a przede wszystkim domaga się, aby brytyjscy ministrowie byli ustawowo zobowiązani do zabierania ze sobą szkockich urzędników na negocjacje do Brukseli.
Mając za sobą tak silne poparcie Salmond czuje się dużo pewniej. Ale jeszcze większy komfort daje mu zachęcający sygnał Londynu. Przez brytyjski system legislacyjny przechodzi obecnie Scottish Bill, która zapowiada cedowanie dalszych kompetencji do Holyrood. David Cameron był i jest gotów rozważyć dalsze ustępstwa. Dotyczy to m. in. oddania Szkotom kontroli nad podatkiem korporacyjnym, możliwością zaciągania pożyczek i zarządzaniem the Crown Estate, terenami należące do Korony.
Economy, stupid.
Niepodległość to dla nacjonalistów wartość sama w sobie, ale minęły już czasy, gdy politycy szkoccy gotowi by byli żywić się samą wolnością. Co więcej na pewno nie są na to gotowi szkoccy obywatele. Choć hasła niepodległościowe zapewne brzmiały by lepiej bez brzęczących w tle monet to SNP wie jak ważne dla sukcesu projektu jest zapezbieczenie odpowiednich warunków rozwodu z Westmisnterem.
Są bowiem co najmniej dwa bardzo ważne ekonomiczne kontrargumenty wobec uzyskania niepodległości. Pierwszy to niezwykle rozbudowane zatrudnienie w szkockim sektorze państwowym. Wynosi ono obecnie 25% i finansowane jest głównie dzięki hojnej pomocy Westmisteru, czyli podatników całego Zjednoczonego Królestwa. Drugi problem to tempo wzrostu gospodarczego. Szkocja rozwija się w tej chwili w tempie 2,0%, podczas, gdy średnia dla całego UK wynosi 2,4%. Zwolennicy niepodległości twierdzą, że samo uzyskania niepodległości jako wydarzenie na wielką skalę może stanowić impuls dla gospodarki. Żaden poważny ekonomista nie jest jeszcze jednak gotów oprzeć na tym swojego poparcia dla separacji.
Ważne jest więc teraz nie tylko kiedy, ale i jak. Szczególnie w kwestii podziału profitów z wydobywania ropy i gazu na Morzu Północnym. Kanclerz George Osborne w marcowym budżecie zawarł propozycję podniesienia opodatkowania produkcji ropy i gazu do 20% planując przeznaczyć uzyskane w ten sposób pokaźne fundusze na ratowanie westminsterskiego budżetu. Alex Salmond jest jednak właśnie w drodze do Londynu, aby wyperswadować mu ten pomysł. Jako jedną z tarcz wybrał pierwsze strony gazet opatrzone nagłówkami „Osborne pozbawi miejsca pracy 10.000 Szkotów”. Bitwa będzie zacięta, ale z przecieków wynika, że obie strony gotowe są na ustępstwa.
Ostanim kluczem do uzyskania niepodległości jest zwycięstwo w niepodległościowym referendum. Dziś mówi się, że 53 proc. poparcia dla SNP to nie 53 proc. poparcia dla niepodległości, ale jeśli Salmond wywalczy w Londynie większą kontrolę nad Morzem Północnym, dającym pracę tysiącom Szkotów jego akcje jeszcze pójdą w górę. Najważniejsze jest jednak, że po zwycięstwie nie zapanowała euforia. Wprost przeciwnie. Panuje atmosfera zdecydowanego zakasywania rękawów i zabierania się do pracy u podstaw. Dzisiejsze SNP to spokojnie budowana oddolnie strategia niepodległościowa, a nie granie na emocjach. Dlatego może się udać.