Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Łukasz Kobeszko: Bałkański dramat dobiegł końca


25 lipiec 2011
A A A

Tuż po zatrzymaniu w ubiegły piątek (20.7) Gorana Hadžića, ostatniego ze 161 byłych obywateli byłej Socjalistycznej Federacyjnej Republiki Jugosławii poszukiwanych przez Międzynarodowy Trybunał w Hadze, szef serbskiego MSW Ivica Dačić ocenił, że po dwóch dekadach Serbia oswobodziła się z "mrocznego więzienia". Na ciekawy paradoks historii zakrawa fakt, że ostatni z polityków odpowiedzialny za krwawą bałkańską łaźnię z ostatniej dekady XX stulecia trafił przed międzynarodowy wymiar sprawiedliwości niemal równo w 20 lat po rozpoczęciu tragicznego dramatu rozpadu wielonarodowego państwa południowych Słowian.

Serbia ma dziwną słabość do rocznic. Gorana Hadžića, ujęto i przekazano do Hagi nie tylko niemal równo w dwadzieścia lat po rozpoczęciu wojen w byłej Jugosławii (za ich pierwszy akt uznaje się bowiem atak jednostek jugosłowiańskiej armii federalnej na Słowenię w ostatnich dniach czerwca 1991 roku), ale także niemal w okrągłą dekadę po nocnym lądowaniu na płycie haskiego więzienia Scheveningen śmigłowca z Belgradu, którego najważniejszym pasażerem był prezydent Serbii i Jugosławii Slobodan Milošević, przez wielu uznawany za czołowego architekta ostatniej bałkańskiej tragedii. Ujęci i sądzeni byli, lub wciąż są, wszyscy główni aktorzy tego trwającego przez całe lata dziewięćdziesiąte bolesnego spektaklu. Za wyjątkiem nieżyjących już przywódców Bośni i Chorwacji - Aliji Izetbegovića oraz Franjo Tudjmana, którym los oszczędził spotkań en face z Międzynarodowym Trybunałem Karnym ds. Zbrodni Wojennych Popełnionych w b. Jugosławii, sprawiedliwość dosięgła zarówno politycznych inspiratorów, jak i wojskowych wykonawców aktów ludobójstwa i czystek etnicznych dotykających w różnym stopniu wszystkich bohaterów dramatu - Bośniaków, Chorwatów i Serbów. Czy więc możemy z czystym sumieniem powiedzieć, że wojny na Bałkanach to już zamkniety rodział historii?

Był kiedyś pewien kraj

Zastanawiając się nad drogą, którą kraje byłej Jugosławii przebyły w ciągu tych ostatnich dwudziestu lat, nie mogę uwolnić się od skojarzeń z niezwykle popularnym także w Polsce filmem Emira Kusturicy "Underground". Droga życiowa jego bohaterów przebiegała od braterskiej przyjaźni, aż do śmiertelnej nienawiści i konfliktu. W ostatniej scenie obrazu, na dryfującym Dunajem, Sawą bądź Driną kawałku lądu, wszystkie postacie opowieści spotykają się przy jednym, biesiadnym stole. Widzowie nie są pewni, czy obserwują weselę czy stypę, wszakże niegdyś mieszkańcy Bałkanów spędzali te uroczystości przy dźwiękach tej samej muzyki. Dwaj główni bohaterowie rozpoczynają dialog: "Czy przebaczysz mi?" - pyta pierwszy z nich. W odpowiedzi słyszy: "Ja ci przebaczę, ale czy przebaczy Bóg?". W tym momencie reżyser jakby usiłował rozpocząć całą ich historię od początku, a tle słyszymy głos narratora: "Był kiedyś pewien kraj..."

Pomimo faktu, że ujęcie i przetransportowanie do Hagi Gorana Hadžića, z zawodu magazyniera i dozorcy zakładów przetwórstwa zbożowego w Vukovarze, w latach dziewięćdziesiątych premiera samozwańczej Serbskiej Autonomicznej Prowincji Slawonii, Baranji i Zachodniego Sremu oraz prezydenta separatystycznej Republiki Serbskiej Krajiny, utworzonych na należących do Chorwacji terytoriach zamieszkanych przez znaczny odsetek ludności serbskiej niesie za sobą określone skutki w bieżącej polityce zagranicznej Serbii i procesie przybliżania się tego kraju do UE, to w pierwszej kolejności, poprzez swoją symbolikę, uparcie cofa nas ku źródłom tragedii, jaką narody byłej Jugosławii przeżywały w momencie, gdy reszta Europy Środkowowschodniej z różnymi efektami budowała swoje demokratyczne struktury i integrowała się politycznie i gospodarczo z Zachodem.

Tam się wszystko zaczęło

ImageNie sposób nie zadawać sobie pytania, czy federacyjna Jugosławia w kształcie, jaki stworzyła jej ostatnia konstytucja uchwalona jeszcze za życia marszałka Josipa Broz-Tity w 1974 roku, była na początku lat dziewięćdziesiątych możliwa do utrzymania, nawet jako forma w miarę luźnej konfederacji. Nie wykluczali tego bowiem, jeszcze mniej więcej do późnej wiosny 1991 roku Izetbegović, Milošević, Tudjman ani nawet prezydent Słowenii Milan Kučan. Jugosławia, przeżywająca od mniej więcej połowy lat osiemdziesiątych poważny kryzys gospodarczy i finansowy, pomimo wielu trudności jeszcze na progu wschodnioeuropejskiej "jesieni ludów" wydawała się poważnym kandydatem do Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej, a w poziomie zagranicznych inwestycji przewyższała nawet niektóre kraje postkomunistyczne w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych.
Świadoma tego stanu była również wspólnota międzynarodowa, która dopiero po prawie pół roku uznała niepodległość Chorwacji i Słowenii. Zasadniczym problemem stały się jednak wzrastające praktycznie z dnia na dzień słuszne aspiracje narodowe poszczególnych narodów federacji. W połączeniu z agresywną narracją historyczną rozwijaną w różnym stopniu poprzez wszystkich uczestników konfliktu, pozwalającą w dążących do samodzielności Chorwatach widzieć spadkobierców ruchu ustaszów, w powracających do swojej tożsamości narodowej Serbach potomków czetników, a w Bośniakach islamskich fundamentalistów, spowodowała ona piorunującą mieszankę wybuchową.

Z pewnością więc, choć to nie wspólnota międzynarodowa bombardowała jesienią 1991 roku Dubrovnik i oblegała Vukovar, to właśnie ówczesne struktury polityczne Zachodu oraz ONZ nie zrobiły wszystkiego, aby zapobiec rozlewowi krwi i nie były w stanie dążyć za wszelką cenę do skłonienia Bośniaków, Chorwatów i Serbów do utrzymania nawet najluźniejszej formy bałkańskiej konfederacji niepodległych państw w granicach opartych na obszarach dawnych republik federacji z zapewnieniem maksymalnych standardów dla mieszkających na ich terenie mniejszości narodowych. Konfederacja taka mogła mieć charakter przejściowy i prowizoryczny z możliwością rozwiązania po kilku latach, które można było poświęcić na ostudzenie gorących głów. Przykłady późniejszego "aksamitnego rozwodu" Serbii i Czarnogóry w 2006 roku czy mimo wszystko pokojowego ogłoszenia niepodległości przez Kosowo dwa lata później pokazują, że aktywna postawa świata może zapobiec w eskalacji zła.

Warto więc wracać w momencie, gdy ostatni ze 161 poszukiwanych przez haski Trybunał stanął przed jego obliczem do tamtych gorących wydarzeń z lata 1991 roku. To właśnie one uczyniły ze zwykłych magazynierów w rodzaju Gorana Hadžića, psychiatrów takich jak Radovan Karadžić, podrzędnych działaczy Związku Komunistów Jugosławii podobnych do Slobodana Miloševića i w końcu nie wyróźniających się niczym oficerów Jugosłowiańskiej Armii Ludowej w stylu generała Ratko Mladića, współwinnymi krwawej, wieloletniej łaźni, znaczonej takimi symbolami jak Vukovar, Srebrenica czy Bihać.

Runął już ostatni mur

Przytoczona na wstępie wypowiedź ministra spraw wewnętrznych Serbii Ivicy Dačića, notabene jeszcze pod koniec lat dziewięćdziesiątych aktywnego działacza młodej generacji polityków miloszewiczowskiej Socjalistycznej Partii Serbii, do początku tego wieku objętego zakazem podróżowania na Zachód, a obecnie cenionego partnera polityków unijnych była na tle opinii reszty serbskiej elity politycznej wyjątkiem. Zarówno premier Mirko Cvetković, przewodnicząca parlamentu Slavica Djukić-Dejanović, a nawet przedstawiciele opozycyjnej Serbskiej Partii Postępowej w dniu ujęcia ostatniego oskarżonego o zbrodnie wojenne Serba zachowali sporą powściągliwość, podkreślając, że kwestia poszukiwania zbrodniarzy została już zamknięta, a barków Serbów spadł ogromny ciężar, który przez lata stał okoniem na drodze Belgradu ku UE. Serbia zapewniła co prawda o dalszej współpracy technicznej z Hagą w dziedzinie dokumentacji i ochrony świadków, jednakże kwestie te nie mają już zasadniczego znaczenia politycznego.

Serbowie są świadomi, że od upadku rządów Miloševića zrobili bardzo wiele na drodze integracji z UE, a ich dobre przygotowanie jest wysoko oceniane przez Brukselę oraz polityków europejskich. W tym miejscu warto przypomnieć, że sporą część tej pracy wykonały w ubiegłej dekadzie rządy premiera Vojislava Koštunicy, dzisiaj uchodzącego za twardego eurosceptyka. Z drugiej strony Belgrad nie karmi się naiwnym euroentuzjazmem, oczekującym, jak określiła to niedawno pewna polska dziennikarka, zakładaniem przez Unię nowych linii telefonicznych i budowy nowych mieszkań. Kryzys strefy euro i kłopoty wielu krajów wspólnoty dobitnie pokazują, jak powiedział to niedawno Emir Kusturica w wywiadzie dla jednego z polskich tygodników - wejście Serbii do UE to po prostu zwykła kwestia administracyjno - prawna.

Najważniejszym owocem przekazania ostatniego oskarżonego o ludobójstwo obywatela byłej Jugosławii jest świadomość, że na płaszczyźnie międzynarodowo-prawnej, kraje byłej federacji oraz Zachód odkupiły swoją winę z początku lat dziewięćdziesiątych. Pomimo wciąż otwartych ran tamtej tragedii i pozostających nierozwiązanych problemów, takich jak na przykład podejrzenia o handel ludzkimi organami podczas wojny w Kosowie, miejmy nadzieję, że Bałkany mogą powoli odkrywać nową kartę swojej historii, a Serbowie, Chorwaci czy Bośniacy nie będą musieli występować w globalnych telewizjach na tle czerwonych pasków z napisem "breaking news".

Na zdjęciu: chorwacki Vukovar bombardowany przez siły serbskie jesienią 1991 roku - symbol okrucieństw wojen towarzyszących rozpadowi Jugosławii, za: vukovar.hr