Małgorzata Osadzińska: Mniejszość turecka w Niemczech. Pięćdziesiąt burzliwych lat
W tym roku mija pięćdziesiąta rocznica podpisania umowy o przepływie pracowników pomiędzy Turcją a RFN. Wśród wielu Turków mieszkających w Niemczech obchody rocznicy wzbudzają mieszane uczucia. Dla jednych uroczystości maskują istotne problemy wokół integracji i dyskryminacji, inni mają nadzieję, iż będzie to pretekst do podjęcia rzetelnej debaty. Nie bez znaczenia jest duże zaangażowanie mediów w relacje z tych uroczystości – niemiecka opinia publiczna mogła dzięki nim zwrócić uwagę na ciężki los pierwszych imigrantów jak i sukcesy, które osiągneli.
Wąską ścieżkę wśród kamienistych pagórków wypalonej słońcem Anatolii przemierza mężczyzna na osiołku. Gdy dociera do domu, oświadcza żonie – wyjeżdzamy do Niemiec. Przerażony tym faktem jest jego syn, który od kolegi dowiedział się, że Niemcy jedzą wieprzowinę… i ludzi. Podobne obawy ma także jego żona. Wsiadają jednak do pociągu i udają się w podróż do nieznanego, ale obiecującego spełnienie marzeń, kraju.
Tak rozpoczyna się „Almanya - Willkommen in Deutschland” w reżyserii sióstr Samdereli. Film, który w Niemczech bije rekordy popularności, zdobył na tegorocznym Berlińskim festiwalu filmowym nagrodę główną za najlepszy film. Słodko-gorzka historia opowiada dzieje tureckiej rodziny Huseyina Yilmaza, która wyjechała w latach sześćdziesiątych do pracy w RFN, podobnie jak tysiące ich rodaków w tym czasie. Po ponad 40 latach w Niemczech, rodzina Yilmaza liczy już kilka pokoleń, jednak nadal boryka się z dylematami tożsamościowymi, nie umiejąc odpowiedzieć sobie na pytanie: „Kim jestem? Niemcem, czy Turkiem?” Ten barwny film adekwatnie pokazuje problemy współczesnych tureckich imigrantów w Niemczech, ich próby i trudności w asymilacji.
Goście, którzy zdecydowali się pozostać
30 Października 1961, Niemcy Zachodnie aby wzmocnić swój szybko rozwijający się przemysł zastrzykiem nowej siły roboczej, podpisały z Turcją porozumienie o rekrutacji pracowników. Tureccy robotnicy, w większości niewykształceni, zachęcani byli wysokimi zarobkami i zakwaterowaniem. Szacuje się, iż do 1973 roku przybyło do Niemiec około 710 tysięcy Turków.
Wielu Gastarbeiterów pierwszej generacji wspomina wielkie fety organizowane na ich przyjazd. Na peronach, na które wjeżdzały pociągi z robotnikami przygrywała orkiestra, mowę powitalną wygłaszał często sam burmistrz. Stoły zastawione były poczęstunkami, na uroczystościach pojawiali się dyrektorzy fabryk. Potem przychodziła szara rzeczywistość - ciężka praca, obca mowa, tęsknota za ojczyzną i rodziną.
50 lat to bardzo długo. W tamtych czasach ani ludzie, którzy przyjeżdzali masowo aby pracować w Niemczech, ani ci, którzy ich zapraszali nie spodziewali się, że imigranci zarobkowi stworzą podwaliny największej mniejszości w Niemczech. Wielu z nich planowało zarobić trochę pieniędzy, może kupić dom lub samochód i na stałe wrócić do Turcji. Jak pokazała historia, często działo się inaczej.
Niemieckie przedsiębiorstwa zainteresowane były głównie pracownikami z niewielkim – lub żadnym – wykształceniem, najmowanych do słabo opłacanych, niepopularnych zajęć w formie zmianowej. Biedne, odległe regiony Turcji były głównymi polami rekrutacji. W tamtym czasie mało kto w Niemczech przejmował się faktem, iż wielu z nowoprzybyłych gości nie umie czytać lub pisać, co istotnie utrudniało ich integrację ze społeczeństwem niemieckim. Gastarbeiterów umieszczano w hostelach wybudowanych przy fabrykach, z planem odesłania ich do kraju po zakończeniu kontraktu. W pierwotnej wersji porozumienia istniała bowiem tzw. "klauzula rotacyjna", mająca na celu ograniczenie czasu pobytu pracownika gościnnego do dwóch lat. Zapis ten został usunięty z umowy w roku 1964, częściowo pod wpływem lobby przemysłu niemieckiego, który spodziewał się długoterminowego boomu w gospodarce i chciał oszczędzić na szkoleniu pracowników. Jak wskazywał raport Konfederacji Towarzystwa Pracodawców Niemieckich z 1966 roku, firmy niemieckie były niezmiernie zadowolone ze swoich tureckich pracowników, chwaląc ich produktywność i mniejsze wymagania w porównaniu do pracowników niemieckich.
W 1973, pierwszym roku kryzysu naftowego, umowę o gastarbeiterach zawieszono. Około 400 tysięcy Turków wyjechało, jednak ogromna większość zdecydowała się pozostać w kraju, w którym pracowała. Korzystali przy tym z nowo wprowadzonego prawa łączenia rodzin, co spowodowało kolejną masową falę imigracji. W wyniku tego, pomiędzy 1974 a 1988 rokiem, liczba Turków w Niemczech niemalże się podwoiła, przy czym liczba tureckich dzieci była dużo większa niż wśród rodzin niemieckich. W 1987 roku 21 proc. rodowitych Niemców stanowiły osoby poniżej 21 lat, w porównaniu do 42 proc. Turków zamieszkujących ten kraj. Wynikało to ze stosunkowo dużej liczby urodzeń w rodzinach tureckich i masowego łączenia się rodzin. W strukturze społeczności tureckiej normalizował się powoli także wskaźnik płci, już w 1976 roku 27 proc. osób pochodzenia tureckiego stanowiły kobiety. W 1983 roku kanclerz Helmut Kohl wprowadził ustawę o pomocy finansowej dla Turków chcących powrócić do kraju. Zachęty te sięgały 10 tysięcy euro jednak nie wpłynęły znacząco na odpływ imigrantów.
Obecnie szacuje się, iż około 2.5 miliona z 82 milionów osób zamieszkujących w Niemczech to osoby pochodzenia tureckiego. Niektóre z nich mieszkają tu od trzech pokoleń. Ich obecność niezaprzeczalnie wzbogaciła Niemcy zarówno kulturowo jak i gospodarczo, od lat wznieca jednak dyskusję na temat integracji ludzi, którzy długo uważani byli tylko za "gości". W ostatnich latach liczba Turków z obywatelstwem tureckim w Niemczech spada, częściowo dlatego, iż rocznie około 30-70 tysięcy z nich przyjmuje obywatelstwo niemieckie. Ponadto, od roku 2000 dzieci imigrantów urodzone w Niemczech mają prawo do wyboru obywatelstwa. Pomiędzy 18 a 23 rokiem życia muszą jednak podjąć decyzję – być Niemcem, czy Turkiem. Prawo niemieckie nie zezwala bowiem osobom z poza Unii Europejskiej posiadać podwójnego obywatelstwa.
Oficjalne statystyki wskazują, iż około 17 proc. Turków mieszkających w Niemczech urodziło się w kraju ojczystym. Turcy w Niemczech koncentrują się głównie w ośrodkach miejskich. Obecnie około 60 proc. imigrantów z Turcji mieszka w wielkich miastach, podczas gdy tylko 20 proc. w małych miasteczkach i wsiach. Zdecydowana większość zamieszkuje dawne tereny Niemiec Zachodnich, w regionach przemysłowych takich jak Północna Westfalia, Badenia-Wirtembergia i robotnicze dzielnice takich miast jak Berlin, Kolonia, Frankfurt czy Monachium. Niektóre z tych dzielnic są wyraźnie tureckie, przykładem jest berliński Kreuzberg – zwany Małym Istambułem – czy sąsiadująca z nim dzielnica Neukolln.
Imigrantów problemy z integracją
Od początku swojego przyjazdu, tureccy imigranci uważani byli za tymczasowych gości, stąd przydomek Gastarbeiterzy. Z tego powodu zarówno Niemcy nie zapewniali Turkom możliwości integracji z nowym społeczeństwem, jak i sami Turcy nie kwapili się do asymilacji.
W 2009 roku Berliński Instytut Populacji i Rozwoju (IBE) opublikował alarmujące badania o poziomie integracji mniejszości w Niemczech. Berlińscy naukowcy stworzyli "Wskaźnik pomiaru Imigracji", który ma pokazywać jak dobrze lub jak słabo dana grupa imigrantów zakotwiczona jest w społeczeństwie niemieckim. Badania oparte były o kryteria takie jak poziom wykształcenia, zatrudnienie, a także liczbę małżeństw mieszanych, która wskazywałaby na stopień zbliżenia z obywatelami niemieckimi. Mniejszość Turecka w porównaniu do innych mniejszości, na przykład tej z byłej Jugosławii, Europy Wschodniej czy Bliskiego Wschodu i Azji wypadła w tych badaniach bardzo słabo. Badania pokazały, iż zdarzają się przypadki, gdzie Turcy przebywający w Niemieczech nawet 50 lat lub będący trzecim pokoleniem nadal pozostają obcymi.
Według tych badań, około 30 proc. osób pochodzenia tureckiego nie ukończyło szkoły, przy czym tylko 14 proc. podchodzi co roku do niemieckiego odpowiednika matury (Abitur), w porównaniu do 50 proc. wśród innych mniejszości. Dwie trzecie dzieci w wieku szkolnym nie umie poprawnie czytać nawet w czwartej klasie. „Zaprosiliśmy gastarbeiterów, a potem myśleliśmy, że szybko wyjadą” – mówi Reiner Klingholz, dyrektor IBE – "ale edukacja to jedna z najważniejszych rzeczy, a znajomość języka jest niezbędna. Zbyt długo przyzwyczajeni byliśmy do faktu iż 80 proc. dzieci w klasie nie mówi po Niemiecku".
Obok problemów z edukacją i wynikających z niej kłopotów ze znalezieniem zatrudnienia, wśród tej mniejszości występuje również wiele patologii społecznych. Według badań przeprowadzonych w 2004 roku na zlecenie niemieckiego Ministerstwa ds. Rodzin, olbrzymia liczba tureckich kobiet pada ofiarą przemocy domowej. Zaaranżowane małżeństwa są istotnym czynnikiem powstawania problemów społecznych. Jedna czwarta ankietowanych Turczynek poznała swojego męża dopiero na ślubie, 9 proc. było zmuszanych do małżeństwa. Bassam Tibi, współzałożyciel Arabskiej Organizacji na rzecz Praw Człowieka, zauważa, iż w takich warunkach muzułmanom bardzo trudno zaadaptować się do nowej rzeczywistości – "Żadna demokracja nie pozwoli na inferioryzację kobiet" – mówi Bassam.
Druga strona medalu - Niemcy
Ówczesny minister spraw wewnętrznych Niemiec, Wolfgang Schäuble, w jednym ze swoich przemówień nawoływał - "Integracja wymaga, aby ludzie podejmowali decyzje. To oni muszą chcieć się integrować. Turcy w Niemczech mogą stać się Niemcami jeśli tylko zechcą," przekonywał. Jest jednak wiele czynników, które wpływają na takie decyzje. Jednym z nich jest ksenofobia.
Upadek Muru Berlińskiego w 1989 roku przyniósł refleksję na temat tożsamości narodowej i obywatelstwa, jednocześnie wzniecając debatę na temat roli i miejsca imigrantów w nowych, zjednoczonych Niemczech. Dyskusjom tym towarzyszyły przejawy ksenofobii i przemocy na tle etnicznym, wymierzone szczególnie w społeczność turecką. W samych latach 1989 i 1990 odnotowano około 3 tysiące przypadków napaści o podłożu skrajnie nacjonalistycznym, w tym głośny przypadek podpalenia domu tureckiej rodziny w Solingen, w którym zginęło 5 osób.
Wydarzenia te miały miejsce podczas burzliwych przemian społecznych i ustrojowych zachodzących ponad 20 lat temu. Skalę obecnych nastrojów pokazują jednak badania opinii publicznej przeprowadzone w zeszłym roku przez Instytut Allensbacha, według których nadal ponad 50 proc. Niemców uważa, że w ich kraju jest za dużo imigrantów. Ponadto w ostatnich latach debata o imigrantach rozgorzała ze zdwojoną siłą za sprawą książki Thilo Sarrazina, członka zarządu Banku Centralnego Niemiec. W swojej książce pt. "Deutschland schafft sich ab: Wie wir unser Land aufs Spiel setzen” (w wolnym tłumaczeniu Niemcy likwidują się same: Jak wystawiamy nasz kraj na ryzyko) dowodził, iż społeczeństwo niemieckie jest zagrożone przez napływ imigrantów, którzy korzystają z państwowych zasiłków i obniżają niemieckie statystyki inteligencji i wykształcenia. Rzadko jeden człowiek ma taki wpływ na dyskurs publiczny jak Sarrazin kiedy opublikował swoją książkę. Pierwszą falę reakcji na tę publikację stanowiła krytyka przeplatana ze zgorszeniem. Politycy i publicyści niemal jednogłośnie potępili Sarrazina. Jednak wraz z narastającą dyskusją pojawiło się coraz więcej głosów popierających go. Autor ogłosił nawet, iż z powodu wielkiego zainteresowania musiał zwiększyć nakład książki do 250 tysięcy egzemplarzy.
Internetowe fora i komentarze huczały zarówno od krytyki jak i pochwał dla Sarrazina. Jego poparcie było tak duże, iż centrolewicowa Socjaldemokratyczna Partia Niemiec, do której należy, zrezygnowała z usunięcia Sarrazina ze swoich szeregów. Stracił on jednak lukratywną posadę w Banku Centralnym. Pomimo, iż wielu Niemców przyznaje Sarrazinowi rację, on sam myli się często w swoich obliczeniach i statystykach, które opiera na nieaktualnych jeśli nie zupełnie nieprawdziwych danych. Przykładowo - wskaźnik urodzeń wśród imigrantów jest dużo niższy niż podaje Sarrazin, a cytowane przez niego liczby 100 tyś. imigrantów przyjeżdzających do Niemiec z Afryki i Bliskiego Wschodu są już od dawna nieaktualne. W istocie, od 2006 roku więcej Turków opuściło Niemcy niż do nich przyjechało. W samym roku 2008 wyjechało około 8 tysięcy osób pochodzenia tureckiego. Sarrazin w swojej książce oskarża także imigrantów o udział w kradzieżach, rozbojach i innych przestępstwach. Uważa on, iż jest to grupa wśród której wskaźnik przestępczości jest największy. W rzeczywistości, jak przeanalizował dziennik Der Spiegel, przestępstwa popełnione przez Arabów i Turków statystycznie stanowią około 8 proc. wszystkich przestępstw.
Największe kontrowersje wzbudziły jednak komentarze Sarrazina dotyczące inteligencji imigrantów, którą Sarrazin uważa za dużo niższą ze względu na ich uwarunkowania genetyczne. U Sarrazina pojawiają się pewne, nieliczne, obiektywne fakty, jak te, iż imigranci mają tendencje do gromadzenia się w gettach i tworzenia swoistych mikrospołeczeństw paralelnych do niemieckiego i nieprzenikających się z nim. Jednakże komentowanie biologicznych uwarunkowań różnych narodowości sprowadza debatę na niebezpieczne tory.
W przededniu obchodów tegorocznych uroczystości upamiętniających rocznicę, Merkel podkreślała, iż nie ma złudzeń co do stosunku Niemców do mniejszości tureckiej. Komentując swoją słynną zeszłoroczną wypowiedź, w której stwierdziła, że multikulturalizm się nie sprawdził, tłumaczyła - "Nie przesadzamy, nie staramy się wyolbrzymiać problemów, ale nie zamiatamy ich pod dywan, nazywamy rzeczy po imieniu."
Trudnej już sytuacji nie ułatwiają drażliwe rozmowy z tureckim premierem Recepem Tayyipem Erdoganem, który przy każdej możliwej okazji buntuje się przeciw asymilacji swoich obywateli na obczyźnie. Erdogan zabiega o ich głosy w przyszłych wyborach, więc podczas spotkań z Niemieckimi politykami domaga się umożliwienia Turkom posiadania podwójnego obywatelstwa, jeśli tego zechcą.
Pomimo burzliwej dyskusji w tym temacie, rząd niemiecki stara się wprowadzać reformy i ulepszać politykę integracyjną. Z ust Angeli Merkel i innych członków rządu z ramienia CDU padają często przychylne imigrantom głosy. Minister Spraw Zagranicznych Guido Westerwelle podczas wizyt w Turcji podkreśla gotowość Niemiec do pomocy w staraniach Turcji o akcesję do Unii Europejskiej; Wolfgang Schauble, jeszcze za czasów, kiedy był ministrem spraw wewnętrznych utworzył tak zwaną Islamkonferenz – konferencję o Islamie, która poświęcona była przede wszystkim sprawom trzymilionowej mniejszości tureckiej w Niemczech. W odróżnieniu od podobnych struktur obecnych we Francji czy Włoszech, Islamkonferenz skupiała pełne spektrum poglądów i postaw, zarówno przywódców religijnych jak i osób świeckich.
Przykładem zaangażowania rządu w sprawy swoich imigrantów, było przemówienie prezydenta Christiana Wulffa podczas obchodów zjednoczenia Niemiec. Wulff wykorzystał tę okazję aby nawoływać do solidarności i otwartości. Wypowiedział wtedy wielokrotnie cytowane przez media zdanie "Teraz także Islam przynależy do Niemiec". Dynamikę i delikatność problemu uwypukla jednak fakt, iż powyższe zdanie sparafrazowane zostało niedawno przez kolejnego polityka niemieckiego i w zgoła innym kontekście. Nowo mianowany minister spraw wewnętrznych Hans-Peter Friedrich podczas swojej mowy inauguracyjnej stwierdził, iż "Islam nie przynależy do Niemiec", czym rozpętał ponowną dyskusję.
Trudna droga do sukcesu
Niedawno, na zlecenie rządu niemieckiego przeprowadzono badania opinii publicznej wśród przedstawicieli mniejszości tureckiej. Przepytano zarówno te osoby, które posiadały niemieckie paszporty jak i obywateli Turcji. Według opublikowanych wyników, około 70 proc. z nich wolałoby, aby kanclerz Merkel poświęcała więcej czasu sprawom mieszkańców pochodzenia tureckiego. Aż 93 proc. uważa, że Turcy w Niemczech powinni pielęgnować swoją kulturę, a prawie tyle samo (89 proc.) życzyłoby sobie, aby społeczeństwo niemieckie miało więcej tolerancji dla ich tradycji i obrzędów. Pomimo tego, zdecydowana większość ankietowanych Turków przyznała, że znajomość niemieckiego to klucz do sukcesu dla imigrantów, a ponad dwie trzecie z nich nie żałuje swojej decyzji o przyjeździe do Niemiec.
Turcy w Niemczech nie są już tymi samymi ludźmi którzy 50 lat temu, podobnie jak rodzina filmowego Huseyina Yilmaza, nie znała języka i obco czuła się wśród zwyczajów zachodniego społeczeństwa.
Są oni dumni ze swoich osiągnięć i swego pochodzenia, wielu z nich wrosło w tkankę społeczeństwa niemieckiego i stało się częścią jego kultury. Celebryci tacy jak gwiazda reprezentacji niemieckiej w piłce nożnej Mesut Özil czy gwiazda telewizji Sibel Kekilli są dumą zarówno Niemiec jak i swoich rodaków w Turcji.
Są oni przykładem udanej integracji i dowodem na to, iż jest ona możliwa bez zatracenia tożsamości narodowej i bez odcięcia się od swoich korzeni.