Marcin Łapczyński: Węgierska "polityka ulicy" skręca w prawo
Dwa lata od antyrządowych zamieszek które przetoczyły się przez Budapeszt, jesteśmy świadkami początku niebezpiecznego skrętu Węgier w prawo. Dziś nie ma tygodnia, by w węgierskiej stolicy nie odbyła się przynajmniej jedna demonstracja lub wiec skrajnej prawicy.
Kiedy jesienią 2006 roku ulice Budapesztu zmieniły się w pole walki pomiędzy przeciwnikami socjalistycznego rządu premiera Ferenca Gyurcsány a policją, nikt nie przypuszczał, że oto jesteśmy świadkami początku niebezpiecznego skrętu Węgier w prawo. Dziś, dokładnie dwa lata od tamtych wydarzeń, nie ma tygodnia, by w węgierskiej stolicy nie odbyła się przynajmniej jedna demonstracja lub wiec skrajnej prawicy.Polityka ulicy
Węgierskie media zaczęły pisać o fenomenie „polityki ulicy” krótko po tym, jak prawicowy premier Viktor Orbán (Fidesz) nieznacznie przegrał wybory parlamentarne w 2002 roku. Węgierski świat polityczny wzbogacił się wtedy o element masowego protestu, który wykorzystywany jest do dziś i bardzo często przybiera gwałtowną formę. Pod koniec września 2006 roku ulice Budapesztu zapełniły się tysiącami protestujących przeciwko rządom premiera Ferenca Gyurcsány. Przyczyną masowych demonstracji było upublicznienie nagrania ze spotkania premiera z działaczami Węgierskiej Partii Socjalistycznej (MSzP), podczas którego przyznał się on do kłamstw na temat stanu węgierskiej gospodarki.
Węgrzy zaczynają skręcać w prawo
Pod koniec października w centrum Budapesztu odbyła się przysięga 400 nowych członków Węgierskiej Gwardii (Magyar Gárda) będącej przybudówką skrajnie radykalnej partii Jobbik - „Ruchu na Rzecz Lepszych Węgier”. Partia ta zarejestrowała sekcję młodzieżową w czerwcu 2007 roku jako organizację kulturalną o dosyć niejasnym celu „fizycznego i psychicznego przygotowania młodych ludzi na nadzwyczajne sytuacje, w których potrzebna będzie mobilizacja społeczeństwa”. Członkowie Gwardii, noszący czarne mundury i insygnia nawiązujące do symboliki nazistowskiej, oskarżani są o organizowanie marszów przeciwko mniejszości romskiej. Niejasne są również powiązania Gwardii z główną opozycyjną partią Fidesz byłego premiera Viktora Orbána. Politycy tej partii pojawiają się coraz częściej na wiecach Jobbiku i Gwardii. Stojący na czele Narodowego Samorządu Mniejszości Romskiej Orbán Kolompár publicznie oskarżył Orbána o wspieranie ruchu oraz o udzielanie mu pomocy przy organizacji lokalnych marszów.
György Budaházy oraz László Toroczkai, czołowe postaci Węgierskiej Gwardii oskarżani o organizację brutalnych zamieszek jesienią 2006 roku, stali za organizacją największej do tej pory manifestacji skrajnej prawicy, która odbyła się w Budapeszcie 23 października, w 52. rocznicę węgierskiej rewolucji 1956 roku. Ponad 200 zamaskowanych nacjonalistów, niosących pochodnie i biało-czerwone flagi przemaszerowało przez centrum węgierskiej stolicy. Władze miasta oficjalnie zarejestrowały 39 zgromadzeń publicznych zaplanowanych na ten dzień. Do krwawych starć tym razem nie doszło. Policja zastosowała nową taktykę osaczania i kontroli każdego z uczestników manifestacji.
Wielkie Węgry
Jobbik i Węgierska Gwardia odwołują się do Wielkich Węgier (Nagymagyarország), które po traktacie pokojowym z Trianon w 1920 utraciły ponad 2/3 terytorium na rzecz 5 państw – Rumunii, Czechosłowacji, Jugosławii, Austrii i Polski. Węgry straciły wówczas prawie 12 milionów mieszkańców. Dziś prawie 5 milionów osób narodowości węgierskiej mieszka poza granicami, z czego prawie 1,7 miliona na terenie Rumunii, a ponad 450 tysięcy na Słowacji. Do dziś traktat z Trianon uważa się za największą tragedię narodową. Kontury Wielkich Węgier pojawiają się w prasie, na turystycznych pamiątkach, plakatach. Bez problemu można zakupić mapy z zarysem państwa sprzed 1920 roku, czy bogatą literaturę traktującą o „wielkiej niesprawiedliwości dziejowej”. Co ciekawe, ponad 5 proc. węgierskich kierowców posiada na swoich samochodach naklejkę Nagymagyarország.
Nie dziwi zatem, że węgierscy nacjonaliści nawołują do zjednoczenia wszystkich Węgrów żyjących w kraju i poza granicami, wspierają dążenia do ustanowienia węgierskich autonomii za granicą, czy nawołują do ogłoszenia pasiastej biało-czerwonej flagi Arpada symbolem narodowym. Flaga ta, masowo pojawiająca się na prawicowych manifestacjach, była symbolem dynastii Arpadów wymarłej w XIV wieku. W czasie wojny była używana przez węgierskich faszystów z ruchu Strzałokrzyżowców. Dziś, jak powiedział gazecie „The Budapest Times” węgierski historyk Krisztián Ungváry, jest ona dla ekstremistów symbolem „czystości węgierskiego narodu”.
Problem z mniejszościami
Węgierscy skrajnie prawicowi ekstremiści nawołują również do rozprawienia się z mniejszościami narodowymi, przede wszystkim zaś z Romami. W swoim programie Jobbik nawołuje nawet do utworzenia specjalnych oddziałów policji do pilnowania porządku na „krytycznych obszarach” zamieszkanych przez Romów. Według danych z cenzusu przeprowadzonego w 2001 na Węgrzech mieszka oficjalnie 205 tysięcy Cyganów, dane nieoficjalne mówią o 450 tysiącach a nawet o milionie. Zamieszkują oni północne i północno-wschodnie regiony kraju.
Około 70-80% procent Węgrów popiera działania skierowane przeciwko mniejszościom etnicznym i narodowym, w szczególności przeciwko Romom. Mówił o tym Rzecznik Mniejszości Narodowych Węgier Erno Kallai na sierpniowej konferencji poświęconej romskim ofiarom Holocaustu. Kallai porównał nastawienie węgierskiego społeczeństwa do mniejszości narodowych do nastrojów panujących w nazistowskich Niemczech w latach 30. XX wieku.
Sondaże ośrodka badania opinii publicznej Szonda Ipsos pokazują, że Jobbik cieszy się poparciem 1-3 procent społeczeństwa. Jeśli jednak wziąć pod uwagę poziom poparcia węgierskiego społeczeństwa dla idei i pomysłów propagowanych przez skrajnie prawicowe organizacje oraz o nieoficjalnym poparciu ze strony największej opozycyjnej partii Fidesz, o Jobbiku i Węgierskiej Gwardii na pewno usłyszymy więcej.
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża jedynie prywatne poglądy autora.