Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Unia Europejska Michał Cyran: Pojedynek Roberta i Victora

Michał Cyran: Pojedynek Roberta i Victora


08 czerwiec 2010
A A A

Kryzys euro mocno nadwyręża ideę Unii. Jednak nie tylko tutaj europejska koncepcja pęka w szwach. Ostatnio na status dyżurnych burzycieli pracują Orban i Fico.

Zwycięstwo Victora Orbana w wyborach ponownie rozpoczęło marsz Węgier i Słowacji w przeciwnych kierunkach. Posłowie nad Dunajem zaproponowali obywatelstwo węgierskie swoim rodakom mieszkającym w sąsiednich krajach. W Bratysławie parlament przegłosował akt, który grozi palcem tej samej mniejszości, ostrzegając, że jeśli zdecydują się przyjąć takie obywatelstwo, bardzo szybko utracą paszport słowacki. Ostatnim punktem programu było święto czwartego czerwca – obchody 90-tej rocznicy podpisania Traktatu w Trianon, który pozbawił Węgry po pierwszej wojnie światowej dwóch trzecich terytorium i połowy ludności. Z okazji wspomnianej uroczystości słowaccy i węgierscy nacjonaliści spotkali się w Komárnnie, słowackim miasta przy węgierskiej granicy zamieszkanym w większości przez Węgrów, które stało się na jeden dzień stolicą słowacko-węgierskiego sporu.

Stosunki sąsiadów często bywały napięte. Słowacy nadal uważają, że za czasów imperium austro-węgierskiego byli poddawani madziaryzacji, Węgrzy wciąż wspominają dawne granice, tak boleśnie ociosane przez zapisy traktatu pokojowego z Trianon z 1920 r. W 1995 roku, już pod rozpadzie Czechosłowacji, została przyjęta ustawa uderzająca w mniejszość węgierską, szczególnie w dziedzinie kultury. Sześć lat później nowy podział administracyjny Słowacji zaostrzył trudne relacje. Diaspora nie otrzymała swojego województwa znajdując się tym samym w mniejszości w każdej z jednostek lokalnych. Szanse na opuszczenie pola bitwy przekreśliło zwycięstwo Roberta Fico w 2006 roku, który stworzył rząd z nacjonalistami od Jana Sloty. Nowa władza, nowelizując w ubiegłym roku ustawę językową i wprowadzając sankcje za posługiwanie się językiem nie-słowackim w sytuacjach publicznych, dolała do ognia kolejnej porcji oliwy, Mniejszość znowu poczuła się jak obywatele drugiej kategorii a na efekty nie trzeba było długo czekać. W listopadzie dochoszło do rękoczynów pomiędzy węgierskimi kibicami a słowacką policją. Kilka dni później radykałowie powiązani z Jobbikiem spalili słowackie flagi pod ambasadą w Budapeszcie. Teraz, po wygranych wyborach, Orban zaryzykował kolejny ruch, który psuje wzajemne relacje. Proponując obywatelstwo mniejszości węgierskiej dał kilka procent poparcia Fico i Slocie, którzy zaczną się szybko kreować na obrońców narodu słowackiego.

Premier Słowacji, w wywiadzie dla „Le Figaro”, podkreślał, że poczynania Orbana to nic innego jak „brunatna zaraza” a słowacka tradycja, z racji swoich antyfaszystowskich korzeni, jest przeciwna węgierskiej polityce. Pamiętając o księdzu Tiso nie wiem o jakim rodowodzie mówił Fico. Co powoduje taka polityka?

Orban pamięta, że 12 czerwca Słowacy pójdą do urn a Fico pod rękę ze Slotą będą wówczas walczyć o kolejne mandaty. Rozbudzenie nacjonalistycznych sentymentów jest idealnym prezentem dla tych populistów, którzy już korzystają z okazji, próbując przemienić kilka ognisk w pożar. Węgierski premier chętnie podniesie rękawicę, bo zabawy w graniczne spory są przecież o wiele łatwiejsze niż wypełnienie chociaż części obietnic, którymi mamił jeszcze niedawno swoich wyborców. Orban kieruje uwagę Madziarów w kierunku północnego sąsiada, Słowacy próbują ugrać jak najwięcej na narodowym konflikcie. Victor i Robert korzystają a pozostali?

Vaclav Klaus także poprowadził obchody 90-tej rocznicy podpisania Traktatu w Trianon. Czechy opowiedziały się po stronie słowackiej, co szybko wychwycił węgierski ambasador w Pradze. Nie jest błędem, że prezydent z Hradczan skierował uwagę na nasilające się tarcia graniczne, pomyłką okazują się ludzie, których wsparł. Praga jest oczywiście sojusznikiem Bratysławy, jednak niekoniecznie nacjonalistów. Ekipa ze słowackiej stolicy to zły partner do budowy regionalnej, a tym samym europejskiej stabilności. Konstytuacja czeska nie daje co prawda prezydentowi wystarczających prerogatyw, aby ten samodzielenie kształtował politykę zagraniczną, jednak posunięcie Klausa niepotrzebnie dolewa oliwy do ognia. Zapewne jego eurosceptyzm odgrywa w tym ważną rolę; poczekajmy na wizję polityki prowadzonej przez właśnie powstający rząd.

Dodajmy, że węgierska nowelizacja ustawy o obywatelstwie dotyczy także Rumunii, w której żyje blisko półtora milionowa mniejszość. Bukareszt jednak nie protestuje, dlaczego? Wystarczy przypomnieć sytuację w Mołdawii i 14 kwietnia, kiedy pod naciskiem prezydenta Traiana Băsescu podjęto decyzję o wprowadzeniu ułatwień w uzyskiwaniu obywatelstwa rumuńskiego przez Mołdawian. Konflikt na linii Kiszyniów-Bukareszt, pomimo wszelkich odmienności wobec słowacko-węgierskiego, wykazuje także pewne analogie, co sprawia, że rumuńskie władze akceptują ostatnie posunięcia Orbana. Kelemen Hunor, rumuński minister kultury, uznał politykę Budapesztu za całkiem normalną i sam wskazał na jej podobieństwa do tej, jaką prowadzi jego kraj. Istotna różnica – Węgrzy mieszkający poza granicami kraju otrzymają węgierskie obywatelstwo, ale nie prawo wyborcze. Węgierscy politycy zabezpieczają się przed tym co stało się w zeszłym roku w Rumunii podczas wyborów prezydenckich, kiedy mnieszość żyjąca w Mołdawi znacząco przyczyniła się do zwycięstwa Traiana Băsescu.

Wreszcie Unia. Komisja Europejska przebudziła się ze snu a dyżurny „nijaki polityk”, Jose Manuel Barroso, nie chcą się za bardzo narażać, zwrócił się delikatnie do Orbana z prośbą o podjęcie dyskusji ze Słowakami. Łatwo zauważyć, że taki ruch niewiele daje. Na razie brakuje instrumentów, pozwalających Brukseli powstrzymać konflikt węgiersko-słowacki, tak aby nie powtórzył historii bałkańskich. Nacjonalizmy mają przewagę nad unijną polityką, poniważ nie ma ona w zasadzie żadnej większej władzy poza rzucaniem grzecznych słów.

Jedno jest pewne. Na chwilę obecną Słowacy mają przewagę nad wyborcami węgierskimi, którzy prawdopodobnie już zrozumieli, że wybór Orbána na premiera nie był dobry. Nowy premier zamiast koncentrować się na istotnych kwestiach politycznych, zaczął pochylać się nad podziałami narodowymi. To tutaj chce pokazać swoją konsekwencję. W sprawach socjalnych, gdzie istnieją największe problemy, nie jest w stanie nic zrobić. Nasi południowi sąsiedzi powinni wyciągnąć lekcję i zastanowić się nieco bardziej, czy warto oddać głos na Fico i Slotę. Wybory wkrótce.