Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Unia Europejska Michał Cyran: Przetasowania w Westminister

Michał Cyran: Przetasowania w Westminister


05 maj 2010
A A A

Po kilku tygodniach Cameron znowu odzyskuje utracone punkty. Najprawdopodobniej kosztem Clegga, którego blask nieco blednie. Co najciekawsze – obaj czerpią z tradycji laburzystów

Wybory w Wielkiej Brytanii odbędą się w oparciu o ordynację większościową, przy której mniejsze partie cierpią. Pojawiły się już głosy wołające, aby zastanowić się nad zmianą tego systemu, skoro do drzwi Parlamentu coraz bardziej dobijają się uczestnicy spoza duopolu torysów i laburzystów. No właśnie. Obecna walka o mandaty w Izbie Gmin, to po raz pierwszy starcie trzech sił. Pomiędzy Davida Camerona i Gordona Browna wszedł Nick Clegg, lider Liberalnych Demokratów. Odkąd znalazł się na ringu, idzie mu całkiem nieźle, a wielu Brytyjczyków widzi w nim alternatywę – w ten sposób brytyjskie gazety komentowały rezultaty debat telewizyjnych , które również okazały się celnym strzałem wobec oczekiwań wyborców na Wyspach.

Wracając do przejścia na system proporcjonalny. Niechęć dla takiej reformy łączy niewątpliwie polityków dwóch głównych partii, którzy słusznie obawiają się o utratę przywileju, chronionego dotąd przez ordynację większościową, dość mocno zakorzenioną w tradycji. Liberałowie chcą zmian. Mają przecież wielomilionowe poparcie, ale tylko 63 miejsca w 646 osobowym parlamencie. Dziś wielu Brytyjczyków wydaje się skłonnych do poparcia takiej propozycji, bo dzięki niej konkurencja polityczna nabrałaby tempa, a co za tym idzie, wachlarz wyboru okazałby się szerszy.

"Pół życia marzyłem o lepszym społeczeństwie, drugie pół chcę wprowadzać to marzenie w życie” - zapowiadał na jednym ze zjazdów kandydat liberałów. Clegg nie jest typowym Anglikiem, co dość szybko zdradza jego nieco kontynentalne zachowanie. Trudno się dziwić. Ten syn Holenderki i pół-Rosjanina zgrabnie posługuje się pięcioma językami, które często stanowiły narzędzie dla jego kosmopolitycznych praktyk. Wprowadził również sporo zamieszania podczas tegorocznej kampanii wyborczej. Rozbijając dotychczasowy duopol, postawił pod znakiem zapytania utrwalony kształt wyspiarskiej sceny politycznej. Zwycięska partia najprawdopodobniej utworzy rząd mniejszościowy lub będzie poszukiwać koalicjanta. O ile na Kontynencie nie ma w tym nic dziwnego, to w Wielkiej Brytanii taka sytuacja nosi znamiona precedensu.

Jaki będzie układ? Partia Pracy nie ma raczej szans aby utrzymać ster, wobec tego coraz częściej spogląda na liberałów. Kiedy trzy lata temu Gordon Brown przejmował władzę po Tonym Blairze, zaproponował sir Menzies Campbellowi (ówczesnemu liderowi Liberalnych Demokratów) sojusz. Pomimo że plan nie wszedł w życie, laburzyści w pewnym sensie nadal widzą w partii Clegga przyszłego koalicjanta. Taka sytuacja umieszcza obóz Żółtych w centrum uwagi i ciągle wzmacnia ich pozycję polityczną. Dziś liberałowie nie są jeszcze tak potężni jak twórcy duopolu, jednak wciąż wymachują sztandarem z napisem „inni”, nadając sobie alternatywną tożsamość wobec tradycyjnych hegemonów. Coraz więcej czytelników takich tytułów jak „The Independent” i „The Sun” (który niedawno przeszedł od Browna do Camerona) deklaruje, że w czwartek poprze partię Clegga. Należy pamiętać, że na wypolerowanym wizerunku liberałów pojawiają się również rysy. Spora liczba konkurentów wyśmiewa ich plany, aby ciąć wydatki budżetowe, broniąc jednocześnie miejsc pracy. Problemem okazują się również głębokie podziały trawiące ten obóz od wewnątrz.

Pozostaje jeszcze David Cameron. Ciekawa wydaje się taktyka, jaką stosuje lider torysów. Oprócz tradycyjnych punktów posłużył się parokrotnie postulatami laburzystów. Chwalił na przykład państwową opiekę zdrowotną oraz politykę wielonarodowościową. Clegg także wykorzystał kilka haseł New Labour. Czy obaj panowie zbudują coś wspólnie, czy raczej zbyt wiele ich dzieli? Jeśli zaś główni przeciwnicy Camerona podaliby sobie ręce, lider torysów utworzyłby rząd mniejszościowy. To otworzyłoby mu jeszcze inne drzwi. Niebawem, przykładowo w przyszłym roku, rozpisałby kolejne wybory, licząc przy tym, że tym razem jego partia zdobędzie poparcie wystarczające dla w pełni samodzielnych rządów.

Wszystkie komplikacje będące pochodną pęczniejącej roli liberałów modyfikują fundamenty brytyjskiej sceny politycznej. To, jak będzie wyglądać ostateczny kształt postawionej na nich budowli, zależy jednak od wysokości poszczególnych słupków. Na te informacje musimy poczekać do szóstego maja.