Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Michał Cyran: Rewolucji nie będzie


14 kwiecień 2010
A A A

Pomimo groźnych zapowiedzi, Jobbik nie wskoczył na drugie miejsce węgierskiego parlamentu. Zajęli je socjaliści – z zaskakująco dobrym wynikiem.

Fakt. Dwudziestoprocentowe poparcie zazwyczaj trudno nazwać dobrym wynikiem, lecz nie tym razem. Spójrzmy na kontekst. Sondaże, media, ulica nie dawały MSZP zbyt dużych szans. Srebrny medal czekał podobno na Jobbik, natomiast socjaliści skazywani byli na polityczną banicję. Przynajmniej czasowo. Węgrzy nie zapomnieli wydarzeń sprzed czterech lat, kiedy premier Ferenc Gyurcsany znacznie osłabił pozycję ówczesnego rządu przez przyznanie się do błędnej polityki (o czym niedawno pisałem). Poczynania ostatniego gabinetu Gordona Bajnaia nieco wypolerowały tę porysowaną fasadę MSZP i rzuciły Węgrom koło ratunkowe, które nie pozwoliło gospodarce całkiem osiąść na mieliźnie trwającego właśnie kryzysu (w ciągu ostatnich 18 miesięcy forint się ustabilizował). Pierwsza runda wyborów nie wytrąciła z rąk socjalistów wszystkich silnych kart, dzięki czemu zajmą pierwsze rzędy, by jako opozycja kontestować każde potknięcie Fideszu na scenie.

Ci ostatni okazali się mniej groźni aniżeli ich słupki w sondażach – zdobyli 53 procent głosów. Jednak nie wszystko jeszcze przesądzone, dopóki 25 kwietnia nie odbędzie się druga tura wyborów. Partia Orbana pozostaje główną gwiazdą tegorocznych wyborów, a pozostali gracze krążą wokół niej, prześcigając się w pomysłach na odebranie przeciwnikom kolejnych, potencjalnych głosów. Fidesz marzy bowiem o sławnych już dwóch trzecich, dzięki którym partia miałaby siłę, aby zmienić konstytucję. Taki rezultat to gwóźdź do trumny dla honoru MSZP. Socjaliści muszą odmienić wyniki, w co najmniej siedmiu okręgach wyborczych, przy czym największe szanse mają w Budapeszcie – dotychczasowej twierdzy lewicy. Pytanie: jak to zrobić?

Przyjrzyjmy się sytuacji z większej odległości. W pierwszej turze odpadli: Związek Wolnych Demokratów (SzDSz) i Węgierskie Forum Demokratyczne (MDF). Oto dowód na życie demokracji – wyborcy zestrzelili tych, którzy skompromitowali się poprzez afery finansowe. Ich miejsce zajmuje powoli Inna Polityka (LMP), nowa zielona frakcja z siedmioprocentowym poparciem, łapiąca uwolnione głosy wyborców zawiedzionych liberałami, ale i po części socjaldemokracją. MSZP, mając na uwadze przyblokowanie marzeń Fideszu, potrzebuje pomocy LMP. Cóż to oznacza? W okręgach, w których Inna Polityka znalazła się na trzecim miejscu, musiałaby wycofać swoich kandydatów, a głosy swoich dotychczasowych wyborców skierować na poparcie dla socjaldemokratów. Tu jest problem. Zieloni zapowiedzieli, że nie zrezygnują z żadnego okręgu, nawet pomimo ustępstw ze strony MSZP – lewica postanowiła wycofać swoich ludzi z czterech dzielnic Budapesztu, tych, w których LMP okazała się wyjątkowo silna.

Inna Polityka musi dokonać wyboru. Zawierając ugodę z socjaldemokracją zawiedzie tych wyborców, którzy głosowali na nią jako alternatywę dla MSZP. Odmawiając jednak sojuszu z lewicą, a tym samym pozbawiając ją kilku dodatkowych procent głosów, LMP przyczyni się jednocześnie do wzmocnienia pozycji Fideszu. Tutaj pojawiła się hipoteza: LMP powstało z inicjatywy obozu Orbana, który chciał stworzyć podmiot zdolny zatopić do końca socjaldemokratów. Lider Innej Polityki, Andreas Schiffer zapowiedział niedawno uczestnictwo jego partii w rządach Fideszu, jeśli ten nie zdobędzie wymarzonych dwóch trzecich. Taka wypowiedź na pewno nie ucieszyła liberałów, widzących w LMP nową przystań, a tym samym schronienie zarówno przed lewicą, jak i konserwatystami od Orbana. Ci wyborcy woleliby, aby ich wybrańcy pozostali na razie z boku i powoli budowali swoją pozycję.

A co z wisienką tego madziarskiego tortu? Wyklęci radykałowie z Jobbiku wypadli nieco słabiej niż przewidywano, ale nie gorzej niż ich odpowiedniki z innych krajów. Dochodząc do 17 procent depczą po piętach socjaldemokratom i nie pozwalają o sobie zapomnieć. Nawet jeśli nie zdobędą wystarczającej siły, aby zagrozić pozostałym, to z pewnością okażą się języczkiem uwagi w kilku sporach parlamentarnych. Należy pamiętać, że sukces tej partii, podobnie zresztą jak LMP, wyrósł również z poparcia ludzi młodych, często głosujących po raz pierwszy. Jeśli Orbanowi nie uda się zmienić obecnej sytuacji, szczególnie we wschodniej części kraju zamieszkałej przez przegranych transformacji, Jobbik będzie rósł w siłę, biorąc pod swoje skrzydła kolejnych sfrustrowanych Węgrów.