Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Unia Europejska Michał Opolski: Razem a jednak osobno

Michał Opolski: Razem a jednak osobno


08 październik 2007
A A A

W Polsce zostawili rodziny, przyjaciół i znajomych. Od kraju dzieli ich ponad dwa tysiące kilometrów i tak naprawdę tylko to na emigracji ich łączy...

 

Na co dzień pozostają im tylko telefony do rodziny, pogawędki przez Skype'a oraz ciesząca się sporym zainteresowaniem Cyfra Plus. Nie wszystkim jednak techniczne cudeńka są w stanie zastąpić to za czym tęsknią najbardziej. A poza najbliższymi brak im przede wszystkim poczucia prawdziwej wspólnoty i żywego kontaktu z polską kulturą. O to wszystko w angielskim Northampton nader trudno, bowiem polskość zazwyczaj oznacza tu wrogość.

Do tego, że przebywający za granicą Polak zazwyczaj zdany jest tylko na siebie nie trzeba nikogo przekonywać. Zawiść, egoizm, niezdrową konkurencję i zachowania antypatyczne przywieźliśmy z Polski a poza jej granicami demonstrujemy je nad wyraz szczodrze. Solidarność i zwykła ludzka życzliwość towarzyszą nam tylko w obliczu szczególnych wydarzeń oraz podczas zbiórek pieniężnych na cele charytatywne. Powstańcze zrywy, robotnicze strajki, sąsiedzka pomoc w walce z „powodzią stulecia” 1997 roku czy wreszcie WOŚP - to tylko niektóre tego przykłady.

„Narodowe dramaty mamy już za sobą, po cóż więc bez końca to wspominać i odgrzebywać przeszłość, komu to potrzebne. Umiesz liczyć, licz na siebie”- mówią zagadnięci przeze mnie młodzi ludzie, którzy więzi z rodakami okazują już tylko podczas skoków Małysza, występów Kubicy czy też meczów narodowej reprezentacji w piłce nożnej. Ich życie coraz częściej podporządkowane jest nowemu - ekonomicznemu systemowi wartości, w którym nie ma miejsca na wzniosłe ideały i budowanie jakichkolwiek międzyludzkich więzi. A tych z pewnością prędzej czy później będzie im brakować.

Wielu polskich emigrantów przekonało się na własnej skórze czym jest w istocie pomoc rodaka na obczyźnie. „Pamiętaj - jak ci nie zaszkodził, to już ci bardzo pomógł”- tej i kilku innych wskazówek udzielił mi kiedyś pewien stary góral, który nieraz doświadczył „polskiego altruizmu”. Minęło kilka lat i to smutne, ale niestety nad wyraz prawdziwe powiedzenie na stałe wpisało się już do „katechizmu polskiego emigranta”, a w rzeczywistość Northampton wpasowało się wręcz idealnie.

Polacy jako nieliczni spośród wielu narodowości przebywających w northamptońskim tyglu, nie umieją i bardzo często nie chcą stworzyć pomiędzy sobą żadnych więzi, a integracja z brytyjskim społeczeństwem również wychodzi im nie najlepiej. Nic strasznego jeśli chodzi o tych, którzy przyjechali tu na kilka lub kilkanaście miesięcy by podreperować domowy budżet i zasmakować życia na Wyspach. Można ich jeszcze zrozumieć - niedługo wyjadą, lecz w przypadku pozostałych wyrażających głośno swą chęć zakotwiczenia w mieście na stałe, naprawdę trudno o entuzjazm. Daleki od niego jest także Jakub, który podobnie jak wielu Polaków czuje się w Anglii rozdarty i osamotniony.

„Jedna noga w Northampton, druga we Włocławku” - śmieje się chłopak zapytany o miejsce, które wybrałby na swoje przyszłe życie i po chwili rozmowy wyjaśnia. „Wiesz ja tu jestem ze względów finansowych, ale duchem nadal pozostaję w Polsce. Kto wie czy nie zdecydowałbym się pozostać w Northampton na stałe, gdybym czuł się tu rzeczywiście dobrze. Na razie to nie jest to. Owszem strona finansowa jest bardzo ważna, ale nie wyobrażam sobie dalej życia praktycznie w izolacji. W Polsce czuję, że jestem częścią jakiegoś środowiska. Mam wielu przyjaciół i znajomych. Tu zaś poza kilkoma kolegami od kufla i telewizora nie mam nikogo z kim mógłbym po prostu pogadać, gdzieś się spotkać i razem posiedzieć. Z Anglikami co najwyżej mogę napić się piwa. To tyle. Co innego jakby coś się w mieście działo. Jakieś fajne imprezy, przeglądy kina polskiego - cokolwiek - jakieś życie kulturalne. Czy to tak trudno zorganizować? Może i ludzie byliby bardziej na siebie otwarci, stworzyliby jakąś społeczność. Na pewno by na tym tylko zyskali. A tak co? Pójdę na mecz do polskiego klubu, wysłucham tych wszystkich pseudopatriotycznych gadek zakrapianych alkoholem, a następnego dnia koledzy sprzed telewizora nawet nie pomogą mi w pracy. Po prostu wrogość i mentalna apatia”.

{mospagebreak} 

To co dostrzega Jakub zauważają i inni, którym Northampton nie kojarzy się już z niczym innym jak tylko z pracą. Dopóki mieszkający tu Polacy obdarzać będą siebie wzajemną wrogością, dopóty czuć będą się na Wyspach zupełnie obco, a dyskomfortu tego nie zrekompensują im zarabiane tutaj funty i wizyty u najlepszych psychologów.

„Miałem tam permanentnego doła. Rozumiem, praca, ale po niej jest chyba czas na jakieś życie. Nie dość, że miasto paskudne i nieciekawe, to jeszcze do tego nic się w nim nie dzieje. Kiedyś mieszkający w Londynie Polacy potrafili i chcieli zrobić coś dla siebie. Zakładali kluby, kabarety, organizowali wystawy i spotkania. Robili wszystko by poczuć wspólnotę i jakoś przetrwać. Nawet teraz wiele się tam dzieje. A w tym zapyziałym Northampton wszyscy żyją jak roboty. Każdy sam i jak przyjdą kłopoty, nie ma nawet z kim szczerze pogadać. Dobrze, że ja miałem jakieś pasje i zainteresowania, bo inaczej siedziałbym po robocie, jak chomik sam w czterech ścianach. Tam na dłużej naprawdę nie da się żyć” - wspomina Marek, który od kilkunastu miesięcy mieszka już gdzie indziej a swojej decyzji o przeprowadzce - jak wielokrotnie zaznaczał podczas rozmowy - ani chwili nie żałował.

Bez wątpienia pomóc wciąż mieszkającym tu Polakom, którzy z utęsknieniem czekają na zmiany może tworzenie tzw. „community center”, które spełniać będą rolę ośrodków polonijnej integracji.

W samym Londynie możemy korzystać z kilku organizacji, które odgrywają podobną rolę w życiu Polaków. W tym kontekście warto wspomnieć chociażby o POSK-u (Polskim Ośrodku Społeczno- Kulturalnym), Instytucie Kultury Polskiej, Zjednoczeniu Polskim w Wielkiej Brytanii czy wreszcie licznej polonijnej prasie. Jednakże w przypadku mniejszych miast sytuacja wygląda już dużo gorzej. Tak jest w Northampton - stolicy Northamptonshire, gdzie żyje największe skupisko naszych rodaków w całym okręgu. Mieszkający tu Polacy mają do dyspozycji tylko polski kościół, pozostawiającą wiele do życzenia sobotnią szkołę i utrzymany w konwencji „późnego Gierka” klub.
Image

„Zdaje się jakby czas stanął tam w miejscu, uroczy PRL. Na ścianach fotografie Krakowa i Warszawy lat 70- tych. Brakuje tylko dziewczynki w stroju łowickim witającej nas przy drzwiach. Nie tędy droga. Jakie " community center". O czym ty mówisz? Masz na myśli polskie sklepy, w których kwitnie życie towarzyskie czy może kolejne solarium?”- powiedziała z przekąsem moja znajoma, która próbowała przez chwilę zasmakować polonijnego życia w mieście.

 Image

Z przykrością można stwierdzić, iż miała racje, gdyż rola polskiego klubu, czy polskiego kościoła w życiu naszych rodaków jest bardzo iluzoryczna, by nie powiedzieć nieistotna. Sobotnie spotkania dzieci i rodziców w szkole, niedzielne msze oraz wspólne kibicowanie polskim sportowcom w miejscowym klubie już dawno przestały zadawalać oczekiwania wielu mieszkańców miasta. Gdy dodamy do tego problemy z kolportażem polonijnej prasy, która od kilku miesięcy ogranicza się tylko do jednego tytułu i to sprzedawanego tylko w jednym sklepie, trudno się dziwić głosom niezadowolenia i nadziejom na zmiany.

{mospagebreak} 

Image
„Ksiądz nie pomoże, tu trzeba jakiejś dobrej polonijnej organizacji, która zajmie się pomocą lub zrobi coś, żeby po pracy po prostu nas odchamić. W większości pracujemy w fabrykach i magazynach, zresztą jak Anglicy. Dlaczego jedyną alternatywą musi być picie i dyskoteki? Stwórzmy coś dla siebie. Tak się śmiejemy ze Świadków Jehowy. Tak się składa, że mam wśród nich kilku znajomych. Spotykają się właśnie u nas w mieście parę razy w tygodniu. Pomagają sobie, odwiedzają się, organizują wspólne wyjazdy. Często razem z Anglikami. Mogą na siebie liczyć. A co najważniejsze nie chodzą przybici. Tylko pozazdrościć. Ja wiem - to ma wymiar religijny, nie społeczny, ale czy nie można przełożyć tego na inny grunt? Tak pogardzanym przez nas Hindusom się udaje. Tylko nie nam. Liczę, że jeszcze to się zmieni” - mówi Asia.

Nie są to jednak oczekiwania, które w rzeczywistości nie mają szans powodzenia. Chcieć w tym przypadku oznacza móc. By się przekonać, że jest tak rzeczywiście wystarczy odwiedzić Council for Ethnic Minority Communities (CEMC), które to stowarzyszenie mieści się w samym centrum miasta w budynku Northampton College. Organizacja ta wspomagana jest przez Northamptonshire County Council i już od dziesięciu lat wspiera wszelkie charytatywne fundacje z okręgu Northamptonshire, których powołaniem jest praca na rzecz mniejszości narodowych.

„Pomogliśmy kilkudziesięciu organizacjom w naszym mieście a także tym z pobliskich miast jak chociażby Wellingborough i Kettering. Około piętnastu z nich otrzymuje od nas pomoc regularnie. Są to zazwyczaj projekty skierowane do społeczności hinduskiej i czarnoskórej. W samym Northampton pomogliśmy chociażby Sikh Community Center - wyznaniowej organizacji hinduskiej. Dotąd nie zgłosili się do nas żadni Polacy, którzy chcieliby zrobić coś dla swoich rodaków. Mam nadzieję, że wkrótce to się zmieni, zwłaszcza że pomożemy chętnie a z tego co wiem Polacy stanowią największy procent nowo przybyłych emigrantów”- usłyszałem na początek od młodej dziewczyny pracującej w stowarzyszeniu.

Postanowiłem dowiedzieć się jakie szanse w praktyce mieliby nasi rodacy, którzy zechcieliby stworzyć w Northampton polskie „community center” z prawdziwego zdarzenia. Jeżeli dla przykładu postanowiliby założyć w Northampton Fundację Wspierania Kultury Polskiej (Polish Culture Developement Center) rzeczywiście liczyć mogą na profesjonalną pomoc ze strony wspomnianego wyżej stowarzyszenia. Jak powiedziano mi na miejscu zacząć należy od stworzenia profesjonalnego biznes planu oraz opracowania statusu i struktury przyszłej fundacji. Działania te niewątpliwie wymagają ogromnego doświadczenia i konkretnej wiedzy z zakresu tego typu działalności. Nie jest to jednak problem, gdyż na to wszystko w Council for Ethnic Minority Communities przyszli wolontariusze mogą liczyć. Doświadczeni pracownicy stowarzyszenia pomogą wszystkim chętnym, którzy nie mają profesjonalnej wiedzy na ten temat. Prócz tego skontaktują członków nowo powstającej fundacji z podobnymi organizacjami działającymi w całym Northamptonshire, by jak mówią „dzielić się dobrą praktyką”.

{mospagebreak} 

I tak pierwsze formalne wymagania mamy już za sobą. Pora zastanowić się co dalej. Finanse i ich pozyskanie - to kolejne kroki jakie musimy zrobić, by w pełni sprostać wyzwaniu.

„Mamy już kilka pomysłów, na to jak zintegrować mieszkającą tu Polonię. Organizując prawdziwą polską imprezę kulturalną pomożemy nie tylko sobie, ale zmienimy nasz niestety negatywny wizerunek: Polaka - cwaniaka, siedzącego po pracy przy flaszce wódki. Jeśli pokażemy, że prócz języka łączy nas jeszcze wspólna kultura - zresztą bardzo ciekawa - to jest szansa by zmienić nastawienie często wrogich nam Brytyjczyków. Dlaczego na wspólny wieczór nie zaprosić także Anglików? Mamy tylko jedno zasadnicze pytanie. Gdzie na to wszystko kasa? Trzeba przecież na początku wynająć jakieś lokum i wydrukować folder reklamowy, by dotrzeć do jak największej liczby ludzi. Nie wspominając o pozostałych kosztach. To przecież duże pieniądze”- zastanawiają się Asia i Justyna, które w przyszłości podobną działalnością bardzo chciałyby się zająć.

Jak dowiedziałem się w CEMC pomoc stowarzyszenia nie ogranicza się tylko i wyłącznie do spraw formalnych. Po opracowaniu przyszłego budżetu i stworzeniu biznes planu fundacji możemy ubiegać się o pomoc materialną, która - co powinno zachęcać - jest naprawdę bardzo znacząca.

„Z naszej strony możecie otrzymać np. komputer i sprzęt, który pomoże w sprawnym działaniu waszej fundacji. Takie wsparcie otrzymało od nas już kilka podobnych organizacji Pomożemy też w przygotowaniu strony internetowej powstającej organizacji, by jak najlepiej ją zareklamować. Ale nie tylko. Każda większa impreza jaką zechcielibyście w mieście poprowadzić, oczywiście pod warunkiem, że skorzysta na niej polska społeczność a nie wy - może być znacząco przez nas dofinansowana. Nawet do dwóch tysięcy funtów, jeśli takiej sumy organizowane przedsięwzięcie będzie wymagać”- kontynuuje moja rozmówczyni z CEMC.

Z pewnością środki jakie zgromadzimy od ludzi pragnących wspomóc taką działalność zawsze będą na wagę złota. Chętnych jak widać nie brakuje. Jednak nie musi to być jedyne źródło czerpania pieniędzy na nasz projekt. Dzięki ścisłej współpracy Council for Ethnic Minority Communites i Northamptonshire County Council istnieje możliwość na sfinasowanie polonijnej fundacji niemal w całości. Na podstawie budżetu jaki przedstawimy pracownikom CEMC zostanie przeznaczona nam odpowiednia pomoc finansowa. I tak możemy uzyskać środki, które pozwolą nam częściowo a nawet w pełni opłacić wynajmowany lokal i uregulować rachunki, co dla nowo powstającej organizacji jest sprawą niewątpliwie priorytetową. Jak poinformowano mnie u źródła mogą być to nawet kwoty w przedziale od kilku do kilkunastu tysięcy funtów rocznie. Jak widać możliwości są - teraz wystarczą tylko chęci!

Zmieniły się czasy a wraz z nimi zmieniła się brytyjska Polonia, lecz pozostały wartości, które nigdy nie ulegają przedawnieniu i dewaluacji. Bezinteresowna pomoc, wzajemna życzliwość oraz poszanowanie międzyludzkich więzi zawsze będą w cenie.

Falę pierwszej polskiej emigracji XX wieku determinowały względy polityczne. Dzisiejsza wędrówka Polaków ma natomiast charakter stricte ekonomiczny. Nasi dziadkowie, którzy przybyli do Anglii w latach 40-tych ubiegłego stulecia pielęgnowali ideały, którym do dziś pozostali wierni i które stały się na długie lata polskim znakiem rozpoznawczym. To one pozwoliły im przetrwać i odnaleźć w UK swoją drugą ojczyznę. My - młodzi obywatele zjednoczonej Europy zabraliśmy do Anglii puste portfele, które za wszelką cenę staramy się zapełnić oraz ignorancję dla „dinozaurów” - jak nazywamy powojenną emigrację. I choć w obu przypadkach nasz pobyt na Wyspach jest całkowicie uzasadniony, to jak mówią coraz częściej mieszkający w Northampton Polacy, żal tego, co w nas zamiera a czego najnowsza Polonia (poza chlubnymi wyjątkami w kilku miastach Anglii czy Szkocji) nawet nie myśli wskrzesić. A zrobić to - jak zewsząd słychać - trzeba.