Paweł Świeżak: Białoruś - Przebudzenie? Relacja z konferencji
Na dwa zasadnicze pytanie starali się odpowiedzieć uczestnicy dyskusji w Fundacji Batorego, która odbyła się ona 9 marca pod hasłem „Przebudzenie? Przed wyborami prezydenckimi na Białorusi”. Odwołując się do tytułowego „przebudzenia”, można powiedzieć, że zgromadzeni w siedzibie Fundacji eksperci starali się odgadnąć, czy dwa „uśpione wulkany”: to jest społeczeństwo białoruskie oraz europejskie elity polityczne, zostaną w najbliższej przyszłości postawione w stan zwiększonej aktywności. Ogląd sytuacji, jaki rysuje się po odbytej, momentami zażartej dyskusji, możnaby określić słowami: coś tam dymi, sejsmografy pokazują lekkie drgania, ale erupcji się nie spodziewajmy.
O Białorusinach...
Z powyższym stwierdzeniem nie zgodziliby się zapewne wszyscy obecni tego dnia na sali. Aleksandr Michalewicz, członek jednej z opozycyjnych partii wspierającej kandydaturę Aleksandra Milinkiewicza, przekonywał wręcz, że obecnie „opozycja przejęła inicjatywę”, „ma duże możliwości zwyciężyć”, a nawet jeśli tak się nie stanie, to i tak kampania wyborcza AD 2006 oznacza nowy etap w historii Białorusi. Michalewicz rysował bardzo optymistyczną wizję działań białoruskiej opozycji, która zdołała się przebić przez blokadę informacyjną reżimu Łukaszenki i pokazać społeczeństwu, że istnieje alternatywa dla władzy „Baćki”. Błędy zaczął też popełniać sam przymuszony do reakcji Łukaszenko, co widać było zwłaszcza w jego stosunku do innego pretendenta do prezydenckiego fotela, Aleksandra Kazulina – początkowo pobłażliwym, a potem nacechowanym wręcz pewnym lękiem, kiedy okazało się, że Kazulin, zamiast „odbierać głosy” Milinkiewiczowi, „żeruje” na elektoracie Łukaszenki. Doszło do tego, zauważyła dziennikarka „Narodnej Woli” Swietłana Kalinkina, że kiedy państwowa telewizja wyemitowała nieocenzurowane przemówienie Kazulina, które było tyradą wymierzoną w „łukaszenkizm” oraz w samego wodza osobiście, ludzie na Białorusi myśleli, że oto już „dokonała się rewolucja”. Choć świadczy to w zasadzie tak naprawdę o nadal dużym zastraszeniu i słabości społeczeństwa białoruskiego – mówimy przecież zaledwie o jednym wystąpieniu! – to jednak istotne jest to, że władze decydując się na umożliwienie opozycyjnym kandydatom swobodnego zaprezentowania swoich poglądów, popełniły w pewnym sensie błąd. Opozycja zyskała bowiem „rozpoznawalną twarz”, przestała być anonimowa, co na obecnym etapie jest ważniejsze od samego posiadanego przez nią programu politycznego.
Kalinkina zauważyła również, że zwłaszcza Milinkiewicz – wysławiający się w kulturalny sposób człowiek, z ogładą i europejskim „sznytem” – może stanowić dla Białorusinów przyzwyczajonych do stylu topornego "kołchoźnika" Łukaszenki interesującą nowość. Michalewicz z nadzieją mówił o perspektywach na przyszłość: jego zdaniem, nawet jeśli Łukaszenko nie zostanie odsunięty od władzy w wyniku wyborów (a na to się raczej nie zanosi), to „sytuacja rewolucyjna” będzie się utrzymywać w dalszym ciągu, a opozycja poczuła się na tyle silna i ośmielona, że nie zawiesi swojej działalności w okresie powyborczym. Zresztą, przypomniał Michalewicz, w państwach autorytarnych takich jak Białoruś społeczny ferment może zostać wywołany nawet przez błahe na pozór wydarzenia (na Białorusi stan społecznego protestu wywołała niedawno…samowolna zmiana nazw dwóch ważnych mińskich ulic przez Łukaszenkę). Kiedy prawie wszystko jest zakazane, to różne przejawy społecznej aktywności, normalnie niekojarzące się z polityką, mogą nabrać polityczno-wywrotowego znaczenia.
Ale, jako się rzekło, tego dnia w Fundacji Batorego optymistyczne wizje były roztaczane raczej oszczędnie i ostrożnie. Swietłana Kalinkina odpowiedziała wymijająco na pytanie czy po sfałszowanych wyborach Białorusini wyjdą na ulice (jej zdaniem protesty być może będą, ale czy spodziewać się masowych wystąpień na duża skalę – oto jest pytanie). Agata Wierzbowska-Miazga z Ośrodka Studiów Wschodnich zauważyła, że Białoruś trzeba mierzyć „inna skalą” niż np. Gruzję czy Ukrainę. W sytuacji jaka się wytworzyła na Białorusi, nawet i dziesięć tysięcy ludzi na centralnych placach Mińska w powyborczy wieczór będzie oznaczało przełom, a mianowicie to, że opozycji udało się „przebić” ze swoim komunikatem do społeczeństwa.
Na niebezpieczną tendencję zwróciła uwagę Kalinkina: otóż najmłodsze pokolenie, od którego oczekiwano nastrojów silnie antyłukaszenkowskich wynikających z niezgody na samoizolację kraju, w jaką wpędza Białoruś polityka Łukaszenki, w rzeczywistości okazuje się często zbiorem ludzi apatycznych, konformistycznie nastawionych do życia i zupełnie apolitycznych. Zdaniem publicystki „Narodnej Woli” można oczekiwać, że w najbliższych latach ten trend się utrzyma i wręcz pogłębi, zwłaszcza że dla kolejnych roczników młodych Białorusinów Łukaszenko jest już niemal tak stałym elementem otaczającej rzeczywistości, jak na przykład śnieg w zimie – nie ma więc sensu przebijać głową muru i go zwalczać. Cele, jakie stawiają przed sobą młodzi, są bardziej „realistyczne”: zdobyć wykształcenie, pracę, ewentualnie gdzieś potem wyjechać. Rewolucyjne nastroje studziła także dziennikarka „Polityki” Jagienka Wilczak, która niedawno wróciła z Białorusi. Jej zdaniem szersze zaplecze społeczne dla zmian na Białorusi praktycznie nie istnieje, studenci są bierni, manifestacje opozycji gromadzą niewielu sympatyków, tak że można wręcz mówić o regresie w stosunku do stanu, jaki istniał kilka lat temu. Jeśli ten ogląd sytuacji jest trafny, to na Białorusi po prostu „nie ma komu” odsuwać Łukaszenki od władzy. Powiedzmy jednak uczciwie, że od tego momentu większość z prelegentów w Fundacji Batorego polemizowało z wypowiedzią redaktorki „Polityki”, łagodząc „czarną legendę” jaką Jagienka Wilczak opowiedziała o białoruskich przeciwnikach Łukaszenki.
...i o Europejczykach
Drugim problemem, z którym zmagali się tego dnia analitycy w Fundacji Batorego, była reakcja Europy na kryzysowe położenie Białorusi. Tu również opinie były dalekie od entuzjazmu, choć Ihar Lalkou, działacz społeczny (a więc automatycznie także i polityczny) z Białorusi wyraził nadzieję graniczącą z pewnością, że Białoruś nie będzie już dłużej traktowana przez rządy państw europejskich jak „czarna dziura” wewnątrz kontynentu, że udało się wywołać trwałe zainteresowanie europejskiej opinii publicznej reżimem Łukaszenki. W efekcie kwestia białoruska stała się obecna w europejskim dyskursie politycznym, stałą się tematem, którego dłużej nie da się ignorować. Lalkou dostrzegając pozytywy, nakreślił też kierunki działań, jakie powinna podjąć Europa w stosunku do jego kraju. Po pierwsze, konieczne jest szersze zaangażowanie w „poszerzanie przestrzeni informacyjnej niezależnej od Łukaszenki” (dobrym pomysłem było sfinansowanie projektu niezależnej stacji radiowej; złym – przydzielenie radiostacji fal średnich, których nikt na Białorusi nie słucha). Po drugie, Europa powinna wspomóc działaczy opozycyjnych, na przykład gwarantując stypendia studentom relegowanym za aktywność polityczną z białoruskich uczelni. Po trzecie, istotnym i niedostatecznie wykorzystywanym elementem jest polityka wizowa. Lalkou zaproponował odejście od tradycyjnej zasady wzajemności w stosunkach z Mińskiem: jego zdaniem szerzej zastosowane powinny być zakazy wjazdu na terytorium UE dla skompromitowanych urzędników białoruskiego reżimu (chodzi o kilka tysięcy osób zamiast obecnych…kilku), a odwrotne podejście należałoby zastosować dla „zwykłych Białorusinów”, umożliwiając im możliwość swobodnego poruszania się po Europie (np. w systemie darmowych lub tanich wiz). Aby jednak taki system okazał się skuteczny, należałoby przekonać do niego UE (która planuje raczej uszczelnienie granic zewnętrznych, wprowadzenie płatnych wiz za około 50 euro a nadto nie lubi czynić żadnych wyjątków w stosunku do państw trzecich) oraz dodatkowo ważne kraje europejskie (jeszcze) nie należące do organizacji (Chorwację, Rumunię, Bułgarię, Turcję, Ukrainę). Nie wydaje się to zbyt realne.
Czech Lubos Vesely rozwinął wątek podtrzymywania międzynarodowego zainteresowania Białorusią. Ideałem byłoby, jeśli sprawa Białorusi zostałaby poruszona podczas najbliższego, petersburskiego szczytu G8. Dostrzegając słabość polityki unijnej, Vesely przytomnie stwierdził, że nikt nie broni krajom członkowskim prowadzić działań „bilateralnych” odnośnie Mińska, warto również pomyśleć o stworzeniu swoistej „koalicji chętnych”, to jest grupy państw żywotnie zainteresowanych przemianami na Białorusi (krajów wyszechradzkich, bałtyckich, skandynawskich, być może także Niemiec). Jeśli chodzi o działania na poziomie Unii, Vesely zasugerował podejście niestandardowe i jednostronne sformułowanie przez Brukselę „planu działań”, mającego być swoistą „marchewką” obok wizowego „kija”. Czy jednak brukselską biurokrację stać na przyjęcie tego typu optyki? Niewiele na to póki co wskazuje, ale – pożyjemy, zobaczymy.
Odejście od polityki „reaktywnej” na rzecz „uprzedzającej wydarzenia” zasugerował Brukseli Przemysław Żurawski vel Grajewski. Jego zdaniem, Unii powinno zależeć na wypracowaniu spójnej i efektywnej strategii wobec Białorusi tym bardziej, że „wschodni wektor” polityki zagranicznej UE jest tym kierunkiem, gdzie uzyskanie konsensu państw członkowskich i wykazanie się efektywnością jest stosunkowo najłatwiejsze. Zdaniem eksperta, to właśnie na tym kierunku mogłaby tak naprawdę „narodzić się” wspólna polityka zagraniczna UE, której bezpostaciowe widmo od kilku lat majaczy w Europie, nie mogąc przybrać konkretniejszej formy.
Także i tu jednak na głowy uczestników konferencji w Fundacji Batorego został wylany kubeł zimnej wody. Jeden z obecnych na sali Białorusinów wystąpił z płomienną przemową, której główną tezę można streścić w słowach: „Nikt dziś w Brukseli na Białoruś nie czeka”. Europie zależeć ma więc przede wszystkim na niezaognianiu stosunków z Rosją i stabilności za wschodnimi granicami. W imię świętego spokoju i wspomnianej stabilności Unia jest w stanie bez większego wahania poświęcić wyznawane przez siebie wartości takie jak pozostające na ogół papierową abstrakcją prawa człowieka.
Pozostaje mieć nadzieję, że te gorzkie słowa nie są trafnym opisem europejskiej realpolitik.
Przebudzenie? Przed wyborami prezydenckimi na Białorusi.
Fundacja im. Stefana Batorego, Warszawa 9 marca.