Renata A. Thiele: O nietrwałej sympatii narodów w unijnej Europie
Zeszłoroczne statystyki wykazały podobno, że najwięcej mieszkańców Niemiec przyznaje, że Polaków lubi nieszczególnie. Za to na wysokiej pozycji w rankingu sympatii uplasowali się Hiszpanie. W czym tkwią przyczyny takiego wysokiego notowania?
Gdyby w Polsce panował taki klimat jak w Hiszpanii, to Niemcy również nas bardzo by lubili, a może nawet kochali. Na przykład moja teściowa, skądinąd miła kobieta, wyznała mi po latach, że była bardzo rozczarowana, kiedy okazało się, że pochodzę z Polski. Już myślała, że pojeździ sobie na urlopy do teściów swojego syna czyli do słonecznej Hiszpanii! Polska kojarzyła się jej raczej z zimnymi zimami i zmienną pogodą latem, czyli taką jak w Niemczech. A ja jej najwyraźniej przypominałam Hiszpankę, albo jakąś inną Włoszkę.
Gwoli sprawiedliwości dziejowej należy się tu małe post scriptum. Od czasu naszego pierwszego spotkania teściowa wiele razy odwiedziła Polskę i za każdym razem wracała zachwycona. A bywała wraz z grupą rodzimego towarzystwa historycznego im. Rychezy, bardzo zasłużonego w pielęgnowaniu przyjaźni polsko-niemieckiej i intensywnie zajmującego się losami polskiej królowej z Nadrenii. Pokazując mi zdjęcia z podróży, teściowa w rozrzewnieniem wracała do przeżyć i już planowała następne wycieczki do Polski. Na, bitte schön!
Po wejściu Polski do Unii Europejskiej ze związanym z tym ułatwieniem w podróżowaniu bardzo zwiększyło się zainteresowanie naszym krajem za Odrą, i to nie tylko w rejonach nadgranicznych. Polska jawi się jednak dzięki audycjom telewizyjnym, opowiadaniom znajomych i promocjom polskich biur podróży (!), jako kraj wprawdzie gospodarczo lekko zacofany, ale pełen nie zniszczonych cywilizacją krajobrazów. A Niemcy od kiedy wyrównali pod linijkę wszystkie lasy i jeziora, jeszcze bardziej uwielbiają nienaruszoną naturę.
Niemieckie ekipy filmowe jeżdżące do Polski gorliwie zaspokajają te oczekiwania. Dlatego Polska w ich reportażach wygląda jak wycięta z obrazów Chełmońskiego czy Wyczółkowskiego: na drabiniastym wozie wywijający batem chłop, baby w chuścinach – no i ta natura...! Pewien lekarz spędzający od lat urlopy na swoich ulubionych Mazurach dopadł kiedyś takiej ekipy i usiłował przekonać, że tu zaraz niedaleko jest takie miejsce bardzo ładnie i rozsądnie wkomponowane w krajobraz, ale jednak nowocześnie zagospodarowane. Trzeba je sfilmować i pokazać, że Polacy umieją budować ekologicznie... Panowie z TV spojrzeli na niego wymownie, otrzepali kurtki i – ruszyli za woźnicą. Nie wiadomo więc, czy cieszyć się czy płakać, oglądając w niemieckiej telewizji „nienaruszone” polskie landszafty. Chociaż ...
Z drugiej strony w obliczu ocieplającego się klimatu Mazury, Wybrzeże Bałtyku lub Bieszczady to mocny argument Polski, którego nie należy bagatelizować i obrażać się na złaknionych natury Niemców. Nie trzeba przy tym jednak popełniać hiszpańskich błędów.
W Hiszpanii Costa Brava jest najlepszym przykładem przykrych konsekwencji hiszpańsko-niemieckiej miłości. Zabetonowane wybrzeża, fun bez granic, dyskoteki co kilka kroków. Nietoperze dawno już tu ogłuchły, zaś hałdy śmieci mogą rywalizować z górnośląskimi hałdami żużlu i pogórniczych odpadów. Woda pitna jest artykułem prawie luksusowym. Jej „turystyczne” zużycie przekracza możliwości pirenejskich potoków. To, co kiedyś jawiło nam się rajem, po obejrzeniu z bliska okazuje się – delikatnie rzecz ujmując – przedsionkiem czyśćca. Hiszpania łącznie z Majorką słono płacą za wpuszczenie Europejczyków z mniej słonecznych regionów na swoje wybrzeża. To oczywiście bóg Mamon decydował w latach 70-tych i 80-tych o sposobie i tempie zagospodarowywania wybrzeży.
Dzisiaj na Majorce raczej słychać o strajkach i wręcz sabotażu niemieckich nabywców nieruchomości na wyspie. Nie pomoże tu ani Claudia Schiffer ani Dieter Bohlen. Pięniądze dużo zmieniły na Majorce i były to też zmiany pozytywne, lecz bilans zysków i strat wypada dosyć niekorzystnie dla Niemców traktujących Majorkę jako 17 land republiki, do którego leci się na weekend, żeby ogrzać zmarznięte uszy.
Dlatego nawet kupiwszy w Niemczech urlop na Majorce po przybyciu dla pewności natychmiast oznajmiam, że jestem Polką. Po twarzach tubylców widać, że oto znów zarobiłam parę dodatnich punktów. I tego się trzymam. Poznałam tu Majorkankę Martę, prowadzącą wraz z mężem Anglikiem mały hotelik i biuro nieruchomości. Na wspomnienie o Polsce jej twarz rozjaśniła się w uśmiechu. Oczywiście, że była już w Polsce! Na weselu! Wróciła z obrazem Polaków jako wspaniałych, gościnnych ludzi i do tego bliskich duchem Majorkańczykom, planuje więc otwarcie hotelu na polskim wybrzeżu.
Na Majorce, póki co, to my punktujemy. Olé!



Holandia chce się zbroić, ale bez unijnych planów
Europejscy rolnicy mierzą się z wieloma problemami
Zatrzymanie imigracji przez Tunezję to nie tylko koszt finansowy
Słoweńcy znów wybrali zupełnie nową siłę