Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Renata A. Thiele: O nietrwałej sympatii narodów w unijnej Europie


09 kwiecień 2008
A A A

Zeszłoroczne statystyki wykazały podobno, że najwięcej mieszkańców Niemiec przyznaje, że Polaków lubi nieszczególnie. Za to na wysokiej pozycji w rankingu sympatii uplasowali się Hiszpanie. W czym tkwią przyczyny takiego wysokiego notowania?

Gdyby w Polsce panował taki klimat jak w Hiszpanii, to Niemcy również nas bardzo by lubili, a może nawet kochali. Na przykład moja teściowa, skądinąd miła kobieta, wyznała mi po latach, że była bardzo rozczarowana, kiedy okazało się, że pochodzę z Polski. Już myślała, że pojeździ sobie na urlopy do teściów swojego syna czyli do słonecznej Hiszpanii! Polska kojarzyła się jej raczej z zimnymi zimami i zmienną pogodą latem, czyli taką jak w Niemczech. A ja jej najwyraźniej przypominałam Hiszpankę, albo jakąś inną Włoszkę.

Gwoli sprawiedliwości dziejowej należy się tu małe post scriptum. Od czasu naszego pierwszego spotkania teściowa wiele razy odwiedziła Polskę i za każdym razem wracała zachwycona. A bywała wraz z grupą rodzimego towarzystwa historycznego im. Rychezy, bardzo zasłużonego w pielęgnowaniu przyjaźni polsko-niemieckiej i intensywnie zajmującego się losami polskiej królowej z Nadrenii. Pokazując mi zdjęcia z podróży, teściowa w rozrzewnieniem wracała do przeżyć i już planowała następne wycieczki do Polski. Na, bitte schön!

Po wejściu Polski do Unii Europejskiej ze związanym z tym ułatwieniem w podróżowaniu bardzo zwiększyło się zainteresowanie naszym krajem za Odrą, i to nie tylko w rejonach nadgranicznych. Polska jawi się jednak dzięki audycjom telewizyjnym, opowiadaniom znajomych i promocjom polskich biur podróży (!), jako kraj wprawdzie gospodarczo lekko zacofany, ale pełen nie zniszczonych cywilizacją krajobrazów. A Niemcy od kiedy wyrównali pod linijkę wszystkie lasy i jeziora, jeszcze bardziej uwielbiają nienaruszoną naturę.

Niemieckie ekipy filmowe jeżdżące do Polski gorliwie zaspokajają te oczekiwania. Dlatego Polska w ich reportażach wygląda jak wycięta z obrazów Chełmońskiego czy Wyczółkowskiego: na drabiniastym wozie wywijający batem chłop, baby w chuścinach – no i ta natura...! Pewien lekarz spędzający od lat urlopy na swoich ulubionych Mazurach dopadł kiedyś takiej ekipy i usiłował przekonać, że tu zaraz niedaleko jest takie miejsce bardzo ładnie i rozsądnie wkomponowane w krajobraz, ale jednak nowocześnie zagospodarowane. Trzeba je sfilmować i pokazać, że Polacy umieją budować ekologicznie... Panowie z TV spojrzeli na niego wymownie, otrzepali kurtki i – ruszyli za woźnicą. Nie wiadomo więc, czy cieszyć się czy płakać, oglądając w niemieckiej telewizji „nienaruszone” polskie landszafty. Chociaż ...

Z drugiej strony w obliczu ocieplającego się klimatu Mazury, Wybrzeże Bałtyku lub Bieszczady to mocny argument Polski, którego nie należy bagatelizować i obrażać się na złaknionych natury Niemców. Nie trzeba przy tym jednak popełniać hiszpańskich błędów.

W Hiszpanii Costa Brava jest najlepszym przykładem przykrych konsekwencji hiszpańsko-niemieckiej miłości. Zabetonowane wybrzeża, fun bez granic, dyskoteki co kilka kroków. Nietoperze dawno już tu ogłuchły, zaś hałdy śmieci mogą rywalizować z górnośląskimi hałdami żużlu i pogórniczych odpadów. Woda pitna jest artykułem prawie luksusowym. Jej „turystyczne” zużycie przekracza możliwości pirenejskich potoków. To, co kiedyś jawiło nam się rajem, po obejrzeniu z bliska okazuje się – delikatnie rzecz ujmując – przedsionkiem czyśćca. Hiszpania łącznie z Majorką słono płacą za wpuszczenie Europejczyków z mniej słonecznych regionów na swoje wybrzeża. To oczywiście bóg Mamon decydował w latach 70-tych i 80-tych o sposobie i tempie zagospodarowywania wybrzeży.

Dzisiaj na Majorce raczej słychać o strajkach i wręcz sabotażu niemieckich nabywców nieruchomości na wyspie. Nie pomoże tu ani Claudia Schiffer ani Dieter Bohlen. Pięniądze dużo zmieniły na Majorce i były to też zmiany pozytywne, lecz bilans zysków i strat wypada dosyć niekorzystnie dla Niemców traktujących Majorkę jako 17 land republiki, do którego leci się na weekend, żeby ogrzać zmarznięte uszy.

Dlatego nawet kupiwszy w Niemczech urlop na Majorce po przybyciu dla pewności natychmiast oznajmiam, że jestem Polką. Po twarzach tubylców widać, że oto znów zarobiłam parę dodatnich punktów. I tego się trzymam. Poznałam tu Majorkankę Martę, prowadzącą wraz z mężem Anglikiem mały hotelik i biuro nieruchomości. Na wspomnienie o Polsce jej twarz rozjaśniła się w uśmiechu. Oczywiście, że była już w Polsce! Na weselu! Wróciła z obrazem Polaków jako wspaniałych, gościnnych ludzi i do tego bliskich duchem Majorkańczykom, planuje więc otwarcie hotelu na polskim wybrzeżu.

Na Majorce, póki co, to my punktujemy. Olé!