Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Renata A. Thiele: Dlaczego Niemcy nas nie lubią i czy na pewno?


01 kwiecień 2008
A A A

Zeszłoroczne, przeprowadzone w Niemczech statystyki podobno wykazały, że najwięcej mieszkańców tego kraju przyznaje, że Polaków lubi nieszczególnie. Co nie przeszkodziło mediom przeformułować wniosek na „Niemcy najbardziej nie lubią Polaków”.

„Nie wierz statystykom, których nie sfałszowałeś sam!” – to powiedzenie znane jest dobrze również w Niemczech. Choć przede wszystkim trzeba wiedzieć, że wyniki badań publicznych to stałe i historycznie sprawdzone źródło dla manipulowania nastrojami w zależności od opinii osób posiadających w danym momencie władzę.

Historia nie za bardzo pomaga nam w nawiązywaniu przyjaznych stosunków z Niemcami, to fakt. Ale ciekawe, dlaczego tak jest? Czy są to te stare historyczne stereotypy wciąż tkwiące – bo to przecież takie wygodne! – w naszych wyobrażeniach o innych narodach? A może Niemcy nas nie lubią ze strachu. Dlaczego? Bo Polacy kradną samochody? Ten stary dowcip śmieszy już tylko tych, którzy przestali myśleć.

W ramach serii seminariów dotyczących komunikacji międzykulturowej miałam przyjemność opowiadać o polskiej kulturze, mentalności, by w następstwie porównać najważniejsze różnice kulturowe między Polakami i Niemcami. Wpierw chciałam jednak dowiedzieć się, jaką wiedzę o Polsce i Polakach mają moi słuchacze. Na pytanie „Co Państwo wiecie o Polakach?” pewien młody człowiek bez chwili namysłu odpowiedział: „Sumienni i pracowici!” Dech mi zaparło: Tyle pozytywnego na raz i do tego już na wstępie?!

Zastanawiam się, czy może właśnie tu leży ten nasz polsko-niemiecki pies pogrzebany. Czy Polacy swoją sumiennością i pracowitością, okazywaną przede wszystkim za granicą, nie wypierają rozleniwionych dobrobytem lat 70-tych i 80-tych Niemców z ich miejsc pracy?

Gdyby spojrzeć do gazet sprzed dwu lat, przeczytać by można, że rząd niemiecki wprowadził kilkuletni okres ochronny regulujący dopuszczanie zagranicznej siły roboczej do krajowego rynku pracy, a także o tym, co z tego wynikło. Rząd uzupełnił to informacją, że owszem, jeśli ktoś pragnie wejść na niemiecki rynek pracy z własną firmą (w domyśle: z zamiarem zatrudnienia tutejszych sił roboczych), to wolno mu przyjmować zlecenia niemieckich firm i osób prywatnych. Musi jedynie własną firmę oficjalnie zameldować. A potem dziwiono się, że niemieckie zakłady mięsne w Berlinie zwalniały stałych pracowników i zatrudniały polskich fachowców-rzeźników na zlecenie na o wiele korzystniejszych warunkach - dla firm i dla polskich rzeźników.

Fala wielkiego oburzenia przewaliła się przez Niemcy: „Polacy kradną Niemcom miejsca pracy!” W rozmowie z lektorką uczącą na wyższej szkole w Kolonii języka niemieckiego jako obcego i wiedzy o kraju wyraziłam rozbawienie z tego tytułu, argumentując, że Polacy są również fachowcami od znajdywania dziur w przepisach i wypełnianiu ich życiem, a niemiecki prawodawca sam jest sobie winien. Zaś w tym przypadku nie trzeba nawet było szukać dziur. Sam przepis był bardzo jednoznaczny. Taka prowokacja oburzyła ją. Zapytałam ją więc, dlaczego Niemcy w życiu codziennym i wobec kryzysu na rynku pracy wykazują tak mało patriotyzmu? Nie powinni zatrudniać Polaków na zlecenie za 10 euro za godzinę, lecz płacić swoim pracownikom w dalszym ciągu trzy razy tyle. Pani pokręciła się na krześle i nie znalazłszy kontrargumentów w końcu przyznała mi rację. Aby jednak nikt tu w Niemczech nie doszedł do podobnych wniosków „antypolska” kampania trwała kilka tygodni. Apelowano do tych pokładów „pamięci historycznej”, które położono już w XIX wieku. Lecz wtedy tworzyli je przede wszystkim Niemcy z Prus Wschodnich, aby wzbudzić zainteresowanie reszty Niemiec ich niepewnym losem na wschodnich krańcach Rzeszy, podczas gdy militaryści zacierali ręce i polerowali armatnie kule.

Dzisiejsze bitwy rozgrywane są na rynku pracy, a w sytuacji podbramkowej zawsze można wyciągnąć z lamusa stare podarte transparenty z polnische Wirtschaft (polska, a więc zła gospodarka) i Polackenpack (polski motłoch).  Potajemnie jednak zatrudnia się Polaków kładących płytki, budujących domy, opiekujących się osobami i starszymi dziećmi. Niemcy wbrew pozorom bardzo dobrze wiedzą jakich zatrudniają specjalistów i za jak śmieszne pieniądze.

Nie znaczy to jednak, że wszyscy Niemcy bezdusznie wykorzystują polską siłę roboczą. Pewna kobieta zatrudniła młodą Polkę – legalnie! – do opieki nad bardzo chorą matką. Płaciła za jej całodobową pracę ok. 2000 euro miesięcznie – sumę, która nie przekonałaby żadnej niemieckiej opiekunki do tego typu pracy. Z tego dziewczyna otrzymywała zaledwie jedną trzecią, a resztę kasował pośrednik. Zbulwersowana Niemka, dowiedziawszy się o tym, wzięła sprawę w swoje ręce i zaangażowała prawnika, aby sprawdził, czy umowa zgodna jest z prawem. Okazało się, że szara strefa w niemieckim prawie dotyczącym tego rodzaju umów jest tak rozległa, że dużo potrzeba jeszcze będzie zaangażowania ze strony adwokatów, dużo przykrych przypadków precedensowych, aby uregulować te przepisy tak, by zmniejszyć możliwość nadużyć. Nasza Niemka, bardzo zadowolona z pracy i zaangażowania Polki gotowa była po trzech miesiącach (tyle czasu obejmowała umowa) zatrudnić ją ponownie, gdyby nie to ... że umowa to wykluczała. Jej matka musi teraz przyzwyczaić się do nowej Polki...

No cóż, z rządowej góry podobno więcej widać, ale powietrze tam rzadsze – może więc trudniej w nim myśleć. A przydałoby się trochę tego myślenia i działania choćby do prawnego uregulowania działań na dole. Istnieją wprawdzie przyjaźni i pełni zrozumienia Niemcy, ale świadomość tego faktu nie wystarczy. Dużo jest też takich, którzy wolą, by za nich myślał ktoś inny. Pamiętający starą propagandę nie będą nawet próbować skonfrontować jej z rzeczywistością. A my własną postawą możemy najwyżej zmieniać wyniki statystyk przeprowadzanych wśród Niemców. A może nawet ich polubić – na przekór polskim statystykom dotyczącym sympatii Polaków okazywanych różnym narodom...