Tomasz Piechal: Utalentowany Pan Janukowycz
Pisząc o Wiktorze Janukowyczu w zasadzie nie sposób uciec od tej dwoistości wizerunku. Z jednej strony jest on bezlitośnie wyszydzany przez opozycję i przeciwników za gigantyczne wizerunkowe wpadki, którymi jego polityczna kariera jest gęsto usiana. Z drugiej, wskazywany jest jako największe zagrożenie dla ukraińskiej demokracji od lat. Dla wielu jawi się on jako człowiek, który swoją działalnością jest w stanie całkowicie odwrócić prozachodnie tendencje ukraińskiej polityki, jakimi oznaczał się okres rządów pomarańczowych zwycięzców z 2004 roku i przemienić je w niebieskie, prowschodnie, prorosyjskie działania. Rodzi się więc pytanie – kim jest właściwie Wiktor Janukowycz?
COMMEDIA DELL'ARTE
Opowieść o politycznej karierze Janukowycza na najwyższych szczeblach władzy śmiało można utkać z jego kolejnych spektakularnych wpadek uchwyconych przez kamery. Na przykład pierwsze objęcie teki premiera Ukrainy (a do tej pory sprawował ten urząd aż trzykrotnie) przede wszystkim kojarzone jest z krótkim filmem z jednej oficjalnej uroczystości państwowej, gdy stojąc na trybunie wraz z Kuczmą, Putinem i Miedwiediewem, Janukowycz odbierał defiladę wojskową. Dla urozmaicenia nudnego obowiązku postanowił on dyskretnie... podjadać miętówki (choć niektórzy twierdzą, że były to nasiona słonecznika). Na szczególną uwagę zasługuje fakt, że nie okazał się on egoistą i postanowił poczęstować smakołykiem również swoich zagranicznych gości, czyli ówczesnego szefa administracji prezydenta Rosji Miedwiediewa (który z radością się skusił) i prezydenta Putina (który z lekkim uśmiechem odmówił).
ZOBACZ >>> JANUKOWYCZ, MIEDWIEDIEW I MIĘTÓWKI
Jednak to była dopiero zapowiedź prawdziwych możliwości Janukowycza. Prawdziwym przełomem można nazwać kampanię prezydencką z roku 2004 i okres pomarańczowej rewolucji. W Ukrainie do legendy już przeszedł incydent, kiedy to ówczesny kandydat Partii Regionów, czyli nie kto inny jak Wiktor Janukowycz odwiedził jeden z bastionów pomarańczowych, Iwano-Frankowsk. Gdy wyszedł ze swojego kampanijnego autobusu przywitały go okrzyki "Juszczenko, Juszczenko!", a w jego stronę poleciało jajko, które okazało się bronią niemalże śmiercionośną. Janukowycz najpierw spojrzał na swój ubrudzony płaszcz, po czym jego twarz przeszył grymas bólu i mierzący blisko 2 metry Wiktor Fedorowicz padł na ziemię niczym rażony piorunem. Na uwagę zasługuje reakcja jego ochroniarzy, którzy błyskawicznie wzięli swego szefa ze nogi i ręce i donieśli do drugiego wozu.
Co ciekawe całe to zdarzenie można nazwać swoistą sprawiedliwością dziejową, gdyż trzy lata wcześniej Wiktora Juszczenkę spotkała podobna przykrość, tyle tylko, że w obozie niebieskich, górniczym Doniecku (z którego skądinąd pochodzi Wiktor Janukowycz, dla którego donieckie koneksje są po dziś dzień podstawą politycznej działalności). Wówczas Janukowycz doradził ówczesnemu premierowi Ukrainy by na przyszłość był lepiej przygotowany i założył... pampersy.
Z iwano-frankowskiego incydentu na uwagę zasługuje również konferencja prasowa Wiktora Fedorowicza z oddziału reanimacji miejscowego szpitala, na którym spędził on po feralnym trafieniu jajkiem... kilka godzin. Wówczas "na wpół umierający" kandydat Partii Regionów zasłynął stwierdzeniem, że teraz już wie, że nacjonalizm to choroba.
ZOBACZ >>> JANUKOWYCZ W SZPITALU PO TRAFIENIU JAJKIEM
Zresztą cała kampania roku 2004 dla Wiktora Janukowycza była wyjątkowo obfita we wpadki. Zwłaszcza pod kątem językowym, gdyż – co warto podkreślić – Janukowycz włada językiem ukraińskim po dziś dzień dość opornie (choć trzeba przyznać, że jest już znacznie lepiej, niż właśnie w roku 2004). Wówczas to m.in. podczas niesamowitej debaty prezydenckiej z Wiktorem Juszczenką, Janukowycz zasłynął stwierdzeniem, że zależy mu na tym, by każdy obywatel Ukrainy mógł się czuć zagrożony (w nebezpece, czyli w niebezpieczeństwie). Dopiero lekko zdziwiony prowadzący debatę cicho poprawił kandydata, że chyba chodzi o słowo bezpieczeństwo (bezpeka).
ZOBACZ >>> JANUKOWYCZ I "NEBEZPEKA"
A dlaczego tamtą debatę nazwałem niesamowitą? Otóż Janukowycz nie odpowiedział wówczas na żadne pytanie zadane przez Wiktora Juszczenkę, a jedynie podpierał się wypisanymi na kartce odpowiedziami i tematami. Eksperci po tamtej debacie jednoznacznie ogłosili zwycięstwo Juszczenki. Warto podkreślić, że właśnie m.in. z powodu tamtej debaty, w zeszłorocznej kampanii prezydenckiej, Wiktor Janukowycz nie wziął udziału w żadnej (sic!) debacie, co zaowocowało kuriozalną sytuacją, gdy do studia telewizyjnego przyszła jedynie Julia Tymoszenko i przez przeszło godzinę samotnie przemawiała do wyborców.
Zresztą w roku 2004 jeżeli nawet sam Janukowycz nie dokonał jakiegoś spektakularnego potknięcia wizerunkowego, dzielnie wspomagała go jego małżonka, obecna pierwsze dama Ukrainy. Zasłynęła ona przemową wygłoszoną na jednym z mityngów wyborczych niebieskich, kiedy to oskarżyła "pomarańczowych rewolucjonistów" manifestujących na Majdanie Niezależnosti o pijaństwo, wsparcie z Ameryki ("Wszystkie namioty z Ameryki im przywieźli!"), a także narkotyzowanie innych, w tym zwolenników Janukowycza poprzez wręczanie im pomarańczy nasączonych narkotykami.
{mospagebreak}JANUKIZMY
Już w trakcie tamtych przegranych wyborów ukuto w Ukrainie określenie "janukizmy", czyli wpadki językowe i wizerunkowe Wiktora Janukowycza. Najsłynniejsze z nich to nazwanie Antoniego Czechowa ukraińskim poetą czy też wpisanie w ankiecie kandydatów na prezydenta w rubryce tytuł naukowy słowa "proffesor", zamiast "profesor". Znane również było wystąpienie w Odessie w roku 2007. Wówczas to przekręcił nazwisko słynnej rosyjskiej poetki Anny Achmatowej, na Annę Akhmetovą. Być może drobiazg, ale pikanterii tej pomyłce dodaje fakt, że Akhmetov to nazwisko największego politycznego przyjaciela Janukowycza i zarazem największego oligarchy ukraińskiego, Rinata Akhmetova, którego pieniądze hojnie zasilały kampanie prezydenckie i parlamentarne Partii Regionów (sam Akhmetov jest posłem w ukraińskim parlamencie właśnie z ramienia tejże partii).
Co ciekawe, prezydentura Janukowycza przyniosła znacznie więcej nowych "janukizmów", niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Słynnym wydarzeniem były "atak" przeprowadzony przez wieniec złożony na grobie nieznanego żołnierza w Kijowie, który w wyniku silnego podmuchu wiatru poleciał na prezydenta Janukowycza. Z opresji ratować go musiała ochrona.
ZOBACZ >>> JANUKOWYCZ I WIENIEC
Jak się jednak niedawno okazało drzewa i listowie ogólnie lubią sprawiać problemy ukraińskiemu prezydentowi. Podczas konferencji prasowej odpowiadał on na pytania dziennikarzy dotyczące usunięcia miasteczka namiotowego prywatnych przedsiębiorców, którzy na Majdanie Niezależnosti w Kijowie protestowali przeciwko nowemu kodeksowi podatkowemu uderzającemu przede wszystkim w mały i średni handel, a premiującemu tylko największych graczy na rynku. Manifestacja została przez niektóre media ochrzczone nawet mianem "Majdanu-2", ale obecne ukraińskie władze nie miały skrupułów przed usunięciem jej przy pomocy wręcz tragikomicznego argumentu, czyli konieczności postawienia na Majdanie noworocznej choinki. Namioty i manifestantów usunięto, choinkę postawiono, a prezydent musiał się tłumaczyć. Niestety, problem przysporzyła mu właśnie nieszczęsna choinka, czyli po ukraińsku "jalinka". Janukowycz na konferencji obwieścił mediom, że "dzisiaj postawiona została już noworoczna...", po czym na przeszło 10 sekund zamilkł wyraźnie szukając słowa. W końcu poddał się i ratując się rosyjskim słowem "jołka", z uśmiechem kontynuował konferencję.
ZOBACZ >>> JANUKOWYCZ I CHOINKA
Ukraiński język sprawia więc Janukowyczowi problemy ogromne i to nie tylko w kraju, ale również za granicą. Podczas niedawnego szczytu w Davos, Janukowycz z trudem wypowiedział słowo "uwymknyć", czyli "włączyć", która jest częścią sloganu reklamującego Euro 2012 w Ukrainie, a potem zaczął przekonywać zagranicznych dziennikarzy, że Ukraina to kwitnące kasztany w Kijowie i dziewczyny latem, za co został potężnie obśmiany w kraju.
ZOBACZ >>> JANUKOWYCZ, KASZTANY I DZIEWCZĘTA (DAVOS)
{mospagebreak}
PRZEDE WSZYSTKIM – NIE WYCHYLAĆ SIĘ
Lista wpadek prezydenta Janukowycza jest więc olbrzymia i nasuwa się tylko jedno pytanie – jak człowiek tak obśmiany i obiektywnie bez talentu medialnego mógł zostać prezydentem w Ukrainie? Jak mógł pokonać wygadaną Julię Tymoszenko, prawdziwego fachowca PR-u?
Otóż jak pokazały ostatnie wybory prezydenckie Ukraińcy odrzucili już całkowicie PR i włączyli kalkulacje jak najbardziej logiczne. Janukowycz, choć sztywny zaczął się jawić dużej części Ukraińców jako gwarant spokoju. Może jest grubo ciosany i drewniany przed kamerami, ale jest również symbolem spokoju, braku werwy i nerwowości. Jego osobowość i charakter, zlały się z jego hasłami. I z potrzebami większości Ukraińców, którzy mieli dość populizmu. Jak opisywał mi to jeszcze przed wyborami w 2010 roku jeden z moich ukraińskich znajomych:
- U nas populizm był popularny. Już nie tylko te wybory potwierdziły, że ludziom to się podobało. Najlepszy przykład to wybory mera Kijowa. Czernowiecki już parę lat przed wyborami zorganizował stowarzyszenie, które wydawało biednym ludziom, emerytom i bezrobotnym, paczki z jedzeniem. Wielu ludzi z tego skorzystało i kiedy przyszły wybory, wygrał. Budowa cerkwi za własne pieniądze? Organizowanie własnego, darmowego transportu w mieście? To wszystko u nas było! Ale ta formuła się przejadła.
Ludzie zaczęli mieć tego dość. Zrozumieli, że rozdawanie pieniędzy nie jest dobrym rozwiązaniem, że potrzebne są głębsze reformy. Janukowycz wygrał, bo ludzie uznali go za gwaranta stabilności, której nie dawała im rozchwiana i wewnętrznie skłócona pomarańczowa koalicja. Janukowycz i Partia Regionów, co do tego nie ma wątpliwości, są zgraną ekipą, hierarchicznie uporządkowaną, o ostrym wewnętrznym rygorze, często łamiąca zasady demokracji, ale na dany moment ta twardość i jedność zaczęła się jawić jako atut. To, że na wschodzie bez problemu wybudowano stadiony, w porównaniu z pełzającą i ciągle przedłużającą się budową stadionu we Lwowie, zadziałało na wyobraźnię ludzi. W momencie gigantycznego kryzysu finansów państwa, wybrali pewność pieniądza oligarchów. Oligarchów, którzy wybudowali stadiony na Euro 2012 i którzy wynieśli do władzy Janukowycza.
Odpowiadając na zadane na początku tego tekstu pytanie, kim naprawdę jest Wiktor Janukowycz, należy przede wszystkim odpowiedzieć na pytanie częścią jakiego układu on jest. Sam w sobie jest człowiekiem, któremu z PR-em i językiem ukraińskim jest nie po drodze. Ale za nim stoją gigantyczne pieniądze donieckiego klanu oligarchów, za nim stoi Wschód. Dla niego punktem odniesienia nie jest Bandera i język ukraiński, a Wielka Wojna Ojczyźniana i język rosyjski. Ale, co ważne, to wcale nie oznacza, że jest on politykiem antyzachodnim. Pieniądz nie zna granic, a Janukowycz jako prezydent ma przede wszystkim zapewnić zyski ludziom, którzy go wsparli. Oligarchowie doskonale rozumieją, że otworzenie się na Zachód jest nadzieją dla ich biznesów, dla ukraińskiej gospodarki, którą oni tworzą. Janukowycz jako prezydent, w warstwie symbolicznej bez wątpienia pozostanie prorosyjski, ale w kwestii realpolitk, z Zachodu nie zrezygnuje, bo zrezygnować nie może. Tak długo, jak ukraińskim biznesmenom, będzie na rękę zbliżenie z Unią Europejską i Zachodem, tak długo taką politykę będzie prowadził Janukowycz. Człowiek, który wiedział z kim się przyjaźnić (Rinatem Akhmetowem, najbogatszym oligarchą, który go wyniósł do władzy), wiedział z kim się związać, a który, choć sam określa się mianem "self-made man'a", wie i pamięta, że w tym układzie to nie on jest najważniejszy. On ma trzymać spokój na pokładzie swojej partii, której hierarchiczne zorganizowanie gwarantuje mu póki co, brak wewnętrznych konkurentów. I zapewne tak długo, jak będzie pamiętał, że on tutaj przede wszystkim użycza twarzy w zamian za pieniądze na kampanie i splendor urzędu, tak długo na tym stanowisku pozostanie.