Funt najsłabszy od ponad 23 lat
- Przemysław Kwiecień, X-Trade Brokers
Przez wiele lat gospodarkę brytyjską uważało się za dziecko sukcesu premier Thatcher, która przestawiając ją na bardziej liberalne tory zapewniła wieloletni rozwój gospodarczy. Specyfiką brytyjskiej gospodarki jest też centrum finansowe, z którym rywalizować może tylko Nowy Jork. To za jego sprawą Londyn jest najbogatszym obszarem Unii Europejskiej. Jednak to właśnie sektor finansowy, a raczej nieprawidłowości, które miały w nimi miejsce sprawiły, iż obecnie brytyjska gospodarka przeżywa kryzys znacznie dotkliwiej niż inne duże państwa europejskie, a funt jest najsłabszy od czasów sławnej premier. Na rynku, gdzie para EURUSD zachowuje się dość powściągliwie, a druga najważniejsza para – USDJPY, przechodzi etap konsolidacji, musi dziwić gorączka na rynkach Europy Środkowej. Trend osłabiania się złotego i innych walut regionu jest niezwykle agresywny i można mieć wrażenie, że przyciągnął on tych, którzy wcześniej korzystali z podobnych ruchów na rynku ropy i innych surowców.
Z nurtem (EURUSD)
Z perspektywy początku lutego bardzo silny ruch z połowy grudnia wygląda już jak korekta. Co więcej, w zasadzie od początku minionego miesiąca ponownie dało się zauważyć, iż rynek eurodolara bardzo czule reagował na to co działo się na innych rynkach – zwłaszcza każdorazowe pogorszenie nastrojów, czy to w wyniku gorszych danych, czy negatywnych informacji ze spółek, kończyło się umocnieniem dolara względem euro. Mamy więc powrót do jesiennych nastrojów, kiedy to dolar zyskiwał wobec większości walut w momentach największej paniki na rynku. To czy ta relacja okaże się trwała będzie miało spore znaczenie dla dalszego rozwoju sytuacji na EURUSD. Para w tym momencie jest bowiem swego rodzaju kolejnym miernikiem koniunktury rynkowej. W minionym miesiącu para konsekwentnie schodziła w dół osiągając coraz niższe dołki kończąc już minimalnie powyżej 1,27 na przełomie stycznia i lutego. Dla kontynuacji trendu spadkowego kluczowe znaczenie będzie miało przebicie wsparcia na poziomie 1,2330 – czyli minimum z ubiegłego roku. Oznaczałoby to możliwość zejścia przynajmniej do poziomu 1,1640. Taki scenariusz jest tym bardziej realny, im bardziej wierzymy w nowe minima na rynkach akcji.
Jeden atak to za mało (USDJPY)
Początek roku przyniósł umocnienie dolara względem jena. Było to wynikiem chwilowej poprawy nastrojów na rynkach, która to standardowo przekłada się na wzrosty na parze USDJPY. Wzrost okazał się całkiem spory – notowania osiągnęły poziom 94,60, ale sytuacja szybko się odwróciła wraz z falą negatywnych informacji, które skutecznie popsuły nastroje rynkowe. Od drugiej dekady stycznia na rynku jena zaczynało robić się spokojniej – notowania pary utrzymywały się w niewielkiej odległości od poziomu 90,00. Wydarzeniem było jedynie otwarcie handlu w USA 21 stycznia, kiedy w sumie bez bardzo konkretnej przyczyny podaż przypuściła atak i notowania szybko powędrowały w okolice minimum z grudnia ubiegłego roku. Udało się osiągnąć poziom 87,07, ale nowe minimum nie zostało ustanowione i notowania ponownie dość szybko wróciły w rejon 90 jenów za dolara. To argument dla strony popytowej, jednak bez poprawy na rynku akcji trudno liczyć na większe odbicie.
Wracają czasy M. Thatcher (GBPUSD)
Najgłębsza recesja w Wielkiej Brytanii od czasów drugiej wojny światowej – przynajmniej jak na razie, miała miejsce na początku lat 80-tych. Jeszcze zanim przyszło wyraźne ożywienie doszła wojna na Falklandach. Analogia jest nieprzypadkowa - w styczniu notowania na parze GBPUSD osiągnęły poziom 1,3503 – nienotowany od roku 1985, kiedy to funt dynamicznie odrabiał straty wobec dolara, po części na fali reform wprowadzanych przez Margaret Thatcher, po części zaś wobec faktu, iż Wielkiej Brytanii sprzyjały notowania ropy naftowej i gazu. Wcześniej, jeszcze w tym samym roku para odnotowała minimum na poziomie 1,0435 i był to zdecydowanie najniższy kurs przynajmniej od zakończenia drugiej wojny. Dla porównania w systemie sztywnych kursów za funta trzeba było zapłacić niemal 2,8 dolara, a średni kurs GBPUSD od zakończenia ery sztywnych kursów walutowych to 1,84. Styczniowe minimum było wybiciem dołka z czerwca 2001 roku i jednocześnie zniesieniem ponad 6-letniej hossy na tej parze, zniesieniem, które zajęło tylko nieco ponad rok. Bezpośrednią przyczyną nowych dołków na parze GBPUSD była sytuacja na rynkach giełdowych i parze EURUSD, która wtedy też odnotowała swoje miesięczne minimum. Wsparcie broniło się 21 i 22 stycznia, pokonane zostało 23 stycznia. W dłuższym terminie perspektywy funta zależeć będą od dwóch czynników. Po pierwsze kluczowe będzie zachowanie się rynków zewnętrznych. Wzrosty na rynkach akcji i EURUSD stworzyłyby warunki do wzrostu wartości funta. Dodatkowo jednak ważne będzie to, co będzie działo się w brytyjskiej gospodarce – zasadniczego powodu przeceny funta od jesieni 2007 roku. Póki co, popyt na plus może zapisać sobie to, że w Europie kontynentalnej sytuacja staje się niewiele lepsza. W krótkiej perspektywie jednak na GBPUSD przewagę ma strona podażowa.
Bez zaskoczenia (USDCHF)
Sytuacja na franku w styczniu nie była szczególnie zaskakująca. Frank tracił na wartości wobec dolara, ale było to głównie wynikiem tego, co działo się na parze EURUSD. Ze szwajcarskiej gospodarki nie napływają żadne szczególne informacje – sytuacja gospodarcza zmienia się podobnie jak w strefie euro, przy czym jest być może odrobinę lepsza. Również stopy procentowe zostały obniżone w grudniu do przedziału, którego dolną granicą jest 0%, choć nie miało to wtedy dla franka istotnego znaczenia. O ile grudzień należał do franka, w styczniu notowania na parze EURCHF były bardzo stabilne. Czy to może się zmienić? Ewentualnym czynnikiem mogącym umocnić franka względem euro byłoby umocnienie jena względem dolara. W innym przypadku należy przede wszystkim oczekiwać kopiowania ruchów na EURUSD.
Po równi pochyłej (USDPLN, EURPLN, CHFPLN, GBPPLN)
Poprawa nastrojów na rynku złotego na początku roku była krótkotrwała. Notowania pary
EURPLN obniżyły się poniżej poziomu 3,90, zaś USDPLN do 2,85. Jednak wraz z pogorszeniem nastrojów na rynkach zewnętrznych złoty zaczął szybko tracić na wartości. Spadki wartości złotego należy przypisywać kombinacji dwóch czynników – właśnie pogarszającym się nastrojom na zagranicznych rynkach, a także celownikiem inwestorów finansowych wymierzonym w nasz region, którego polski rynek jest liderem. Na początku lutego notowania EURPLN wzrosły do poziomu 4,5660, zaś USDPLN do 3,5555, jednocześnie za franka trzeba było płacić aż 3,0650 złotego. W przypadku pary dolar-złoty oznacza to osłabienie naszej waluty od początku roku o ok. 21%. Więcej straciły tylko rubel i węgierski forint, ale sytuacja gospodarcza w tych krajach jest nieporównywalnie gorsza. Mniejsza, ale również dotkliwa strata stała się udziałem rumuńskiego rona i czeskiej korony. Jednocześnie zaskakujący jest względny spokój na rynkach walut krajów znacznie wyższego ryzyka jak Turcja, Meksyk czy Brazylia. Turecka lira od początku roku straciła 8%, meksykańskie peso niewiele ponad 4%, zaś wartość brazylijskiego reala w zasadzie nie uległa zmianie. Jednocześnie warto odnotować, iż nie wynikało to z faktu wyraźnie lepszego postrzegania tych krajów, gdyż premia za ryzyko w ich przypadku jest nadal wyraźnie wyższa niż w odniesieniu do Polski. To oznacza, że ruch na złotym ma przede wszystkim charakter spekulacyjny (nie tłumaczy go nawet historia opcyjna, gdyż w Brazylii i Meksyku firmy również stały się „ofiarami” spekulacyjnych strategii opcyjnych na dużą skalę). Taki ruch ma to do siebie, iż trudno wyznaczyć moment jego zatrzymania a korekty, które napotykamy po drodze są bardzo ostre (jak ta w końcówce stycznia). Jeśli jednak na giełdach zagranicznych zobaczymy nowe minima, ruch ten może potrwać dostatecznie długo aby rynek przetestował poziom 5 złotych za euro.