Alex Godfarb, Marina Litwinienko: Śmierć dysydenta. Dlaczego zginął Aleksander Litwinienko.
- Maciej Pawłowski
{mosimage}
Wydawnictwo Magnum 2007
„Śmierć dysydenta” jest kolejną po „Przestępcach z Łubianki” i „Wysadzić Rosję” tegoroczną pozycją sygnowaną nazwiskiem Litwinienko. Tym razem to żona zmarłego podpułkownika FSB próbuje zmierzyć się z przeszłością Federacji Rosyjskiej oraz wyciągnąć na światło dzienne zakulisowe gry ludzi, którzy rządzili i rządzą tym krajem. Pomaga jej przy tym Aleks Goldfarb, rosyjski naukowiec oraz przyjaciel rodziny Litwinienków. W wydanej nakładem wydawnictwa Magnum pozycji starają się przedstawić obraz życia w Rosji po rozpadzie Związku Radzieckiego, zarówno od strony zwykłych szarych ludzi, przez historię życia samego Aleksandra Litwinienki, aż po sceny z rządów Borysa Jelcyna oraz Władimira Putina.
Chociaż to nazwisko Mariny Litwinienki ma przyciągać potencjalnych czytelników, to jedynym narratorem jest Aleks Godfarb. To właśnie on opowiada historię ucieczki Litwinienków z Rosji, oraz przedstawia postać samego zbuntowanego pułkownika.
Sama osoba Litwinienki to obraz wręcz idealny – patriota, oddany krajowi i walczący z jego patologiami w postaci skorumpowanych polityków i przełożonych. Kiedy spostrzega, że jego bój to utarczka bardziej z wiatrakami, niż z możliwym do pokonania przeciwnikiem, oddaje się refleksji nad sensem wykonywanych rozkazów, aż w końcu postanawia się zbuntować przeciw swym mocodawcom, ale nie Rosji, która jest dla niego wartością najważniejszą. Naiwny idealista, to chyba najtrafniejsze określenie, jakie przychodzi mi do głowy po przeczytaniu książki. Nie dość, że jest wierny swojemu krajowi, to jeszcze potrafi znaleźć współczucie dla stłamszonych w medialnej nagonce Czeczenów. Aż ciśnie się na usta: „ostatni sprawiedliwy”.
„Śmierć dysydenta” to nie tylko opowieść ostatnich kilkunastu lat życia Aleksandra Litwinienki, to także historia głównych graczy rosyjskiej sceny politycznej – ich wzajemnych sojuszy, dużych i małych wojen. Autorzy przedstawili nam ten obraz bardzo dobitnie, aczkolwiek nie można powiedzieć, że bez zbędnego koloryzowania.
Godfarb i Litwinienko nie uciekali od problemu wojny w Czeczenii. Przedstawili jej horror oraz rosyjski sposób prowadzenia konfliktów, który niewiele zmienił się od czasów drugiej wojny światowej. Autorzy ukazali też dwa portrety Federacji Rosyjskiej. Pierwszy to kraj ludzi walczących o wprowadzenie demokracji, a drugi to rzeczywistość tych, którzy tęsknili za dawnym, wielkim imperium. W każdym z tych światów zostali osadzeni oligarchowie, którzy na politycznej szachownicy próbowali znaleźć swoje miejsce. Często obejmując rządowe stanowiska byli też tymi, którzy na swoich usługach mieli przestępców i dawnych funkcjonariuszy aparatu państwowego. Ostatecznie widzimy kraj opleciony pajęczyną układów, pogrążony w patologii i zdegenerowany korupcją. Marksizm zastąpiono ideologią pieniądza, nowym towarem numer jeden stała się przemoc, a popyt na nią był w Rosji na początku lat dziewięćdziesiątych ogromny.
Wydaje się, że nie może być dobrej książki o „zdradzie” Aleksanda Litwinienki bez Władimira Putina, przedstawienia jego historii i archetypu osobowości. W przeciwieństwie do „Wysadzić Rosję” tutaj jego osoba już nie jest tak napiętnowana niewybrednymi określeniami, bardziej skupiono się na zilustrowaniu jego biografii oraz sposobu w jaki zdobył władzę. Autorzy poświęcili w swej opowieści wiele miejsca Rosji Putina – walczącej z rodakami na emigracji, uśmiercającej demokrację poprzez nacjonalizację kolejnych koncernów medialnych oraz eliminującej przeciwników reżimu.
Reasumując, „Śmierć dysydenta” trochę rozczarowuje warsztatem piszących. Miejscami pozycja utrzymana jest w konwencji powieści szpiegowskiej, i to raczej kiepskiej - w ogóle nie trzyma czytelnika w napięciu. Nie można jej jednak odmówić tego, że zawiera wiele ciekawych informacji m.in. jak wyglądała praca agentów FSB oraz zakulisowe gry rosyjskich elit. Wydaje mi się, że próbowano wynieść osobę Aleksandra Litwinienki niemalże do postaci świętego – tutaj autorzy chyba pozwolili się za bardzo ponieść subiektywnym uczuciom do zmarłego małżonka i przyjaciela. Warto jednak doczytać to wydanie do samego końca. Teorie tam przedstawione mogą dać wiele do myślenia.