Aleksander Kobyłka: Co po Kioto? - Chiny
Dotychczasowe ustalenia dotyczące redukcji emisji gazów cieplarnianych nie obejmowały Chin, które znalazły się w grupie krajów rozwijających się, a zatem zostały wyłączone z ustaleń Protokołu z Kioto. Błyskawiczny rozwój gospodarczy i przemysłowy ostatnich dekad spowodował jednak, że Chiny stały się największym na świecie producentem gazów cieplarnianych. W 2007 r. wyemitowały 8,1 mld ton CO2, odpowiadając na ponad jedną piątą światowej emisji. Przeliczając tę wartość na jednego mieszkańca, Chiny zajmują jednak dopiero 30. pozycję (6 ton, ponad trzykrotnie mniej niż przypada na jednego Amerykanina).
Chiny a zmiany klimatyczne[1]
Zachodzące zmiany klimatyczne dotyczą również olbrzymiego i różnorodnego terytorium Chin. Jednym z najpoważniejszych wyzwań, z jakimi boryka się ten kraj jest kwestia dostępu do wody. W przeliczeniu na mieszkańca Chiny posiadają jedne z najmniejszych zasobów wody pitnej na świecie (zaledwie 25 proc. światowej średniej). Problem dotyczy przede wszystkim północnej części kraju, która charakteryzuje się suchym klimatem i niewielką ilością opadów. Coraz częstsze i dotkliwsze susze dotykają milionów mieszkańców tych terenów i powodują zmniejszanie się zbiorów roślin uprawnych. Ze względu na rosnące potrzeby przemysłu, ośrodków miejskich i rolnictwa, pobór wody z trzech głównych północnych rzek (Rzeki Żółtej, Hai i Huai), które dostarczają wodę prawie połowie ludności Chin, dwukrotnie przewyższa naturalne uzupełnianie. W efekcie rzeki te nie dochodzą już do ujścia, a w połączeniu z coraz bardziej suchym klimatem, grozi to wybuchem ekologicznego kryzysu.
Innym problemem północnej części Chin jest postępujące pustynnienie oraz spowodowana tym rosnąca częstotliwość i intensywność burz pyłowo-piaskowych. Zjawiska te dotykają aż jednej czwartej powierzchni kraju, niosące piasek wiatry docierają również do Półwyspu Koreańskiego, Japonii, a nawet zachodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych. Pustynnienie północnych prowincji ma związek z wyrębem lasów i nadmierną eksploatacją ziem uprawnych oraz właśnie z zachodzącymi zmianami klimatycznymi. Bezpośrednie koszty burz piaskowych wynoszą co najmniej 7 mld dol. rocznie.
Leżące wzdłuż rzeki Jangcy południowe prowincje Chin od wieków zmagają się natomiast z tragicznymi w skutkach powodziami. W ostatnich latach zjawisko to przybiera na sile zagrażając setkom milionów ludzi, terenom uprawnym i zakładom przemysłowym (np. położony u ujścia Jangcy, liczący ponad 20 mln mieszkańców Szanghaj, leży zaledwie 4 metry powyżej poziomu morza). Corocznie w powodziach giną tysiące ludzi, a straty przez nie wywołane sięgają miliardów dolarów. Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że nadbrzeżne tereny południowych Chin narażone są na pojawiające się w sezonie letnim tajfuny, które ze względu na niezwykle silne wiatry i ulewne opady również wywołują olbrzymie koszty. Tylko w 2007 r. tajfuny spowodowały konieczność przesiedlenia 3 mln ludzi.
Zanieczyszczenie środowiska w Chinach
Dekady błyskawicznego wzrostu gospodarczego opartego głównie na intensywnym rozwoju przemysłu, przemianach w rolnictwie oraz urbanizacji spowodowały degradację środowiska naturalnego na olbrzymią skalę. Znacznemu obniżeniu uległa jakość powietrza i wody, zmniejszyła się powierzchnia lasów, zatruciu uległy ziemie uprawne, pogorszył się dostęp do wody, a wiele obszarów Chin znalazło się wręcz na skraju katastrofy ekologicznej. Dokonane zniszczenia grożą życiu i zdrowiu zarówno obecnych, jak i przyszłych pokoleń, a także mogą zachwiać podstawami trwałego wzrostu gospodarczego. Według niektórych chińskich ekspertów, koszty związane z degradacją środowiska corocznie wynoszą tyle, co przyrost PKB, a zatem de facto jest on zerowy.
Aż 16 na 20 najbardziej zanieczyszczonych miast na świecie znajduje się w Chinach. Codziennym obrazkiem chińskich metropolii są ulice zasnute smogiem ograniczającym widoczność i ich mieszkańcy zasłaniający usta maseczkami. Cztery piąte miast nie spełnia chińskich, a zatem mniej rygorystycznych niż światowe, norm dotyczących stężeń w powietrzu pyłów, dwutlenku węgla czy dwutlenku siarki. Głównymi trucicielami są znajdujące się w pobliżu miast (a nawet w samych miastach) zakłady przemysłowe, a także samochody, których liczba w ostatnich latach błyskawicznie rośnie. W 2005 r. na 1000 mieszkańców Chin przypadały zaledwie 22 samochody (wobec np. 764 w Stanach Zjednoczonych), jednak do 2020 r. wskaźnik ten zwiększy się czterokrotnie.
Wysokie zanieczyszczenie powietrza wynika również z faktu, że aż 70 proc. potrzeb energetycznych Chin zaspokajanych jest poprzez spalanie węgla. Pomimo relatywnie szybkiego rozwoju elektrownii gazowych i rosnących inwestycji w odnawialne źródła energii, wykorzystanie węgla w najbliższej przyszłości nie spadnie znacząco, gdyż jest to jedyny surowiec energetyczny, jaki w znacznych ilościach występuje na terytorium Chin. Nadmierne obciążenie środowiska spowodowane jest również przez niską efektywność energetyczną chińskiej gospodarki.
Działania chińskich władz
Degradacja środowiska i jej wpływ na jakość życia stały się istotnym tematem dla chińskiego społeczeństwa. W publicznej debacie pojawiły się wątpliwości czy Chiny nie płacą zbyt wysokiej cena w zamian za osiągany wzrost gospodarczy, a kwestie ekologii coraz częściej stały się przyczyną masowych protestów. Chińskie władze uświadomiły sobie, że dotychczasowy model obciążającego środowisko rozwoju, który przypomina działania podejmowane w XIX-wiecznej Europie, musi zostać zmieniony.
Chińskie władze często podkreślają również, że będąc odpowiedzialnym uczestnikiem stosunków międzynarodowych, zdają sobie sprawę ze znaczenia globalnych zmian klimatycznych i podkreślają podjęte już działania w celu ich powstrzymania. W 2007 roku opublikowano Narodowy Program ds. Zmian Klimatycznych, wcześniej m.in. stworzono oddzielne ministerstwo zajmujące się ochroną środowiska, a także wprowadzono szereg regulacji prawnych i norm, które mają poprawić jakość powietrza i wody oraz wymusić stosowanie przez firmy nowoczesnych technologii ograniczających emisję trujących substancji. Pomoc rządowi udzielają liczne międzynarodowe agencje, ekologia jest też obszarem działania dużej części z istniejących w Chinach organizacji pozarządowych.
W latach 2006-2008 zamknięto nieefektywne elektrownie węglowe o łącznej mocy przekraczającej 34 GW, a także 6 tys. kopalni węgla. Tylko w 2007 roku produkcja energii ze źródeł odnawialnych pozwoliła na zmniejszenie emisji CO2 o 500 mln ton. Chiny są największym na świecie producentem energii pochodzącej z hydroelektrowni oraz czwartym producentem energii z turbin wiatrowych. 10 proc. środków z ogłoszonego w 2008 r. antykryzysowego pakietu wsparcia dla chińskiej gospodarki przeznaczonych zostało na proekologiczne inwestycje.
Zmiany zachodzą jednak wolno, służby zaangażowane w nie dysponują zbyt małymi środkami finansowymi i zasobami ludzkimi, a co więcej centralne władze często mają niewielki wpływ na działania firm i sektorów podlegających pod władze prowincji. W rezultacie nawet dobrze pomyślane działania mogą być nieskuteczne. Przykładem tego jest nieudana polityka znacznego zmniejszenia energochłonności chińskiej gospodarki. Porażkę spowodował zachodzący w XXI w. szybki rozwój chińskiego przemysłu ciężkiego (stalowego, aluminiowego, cementowego i chemicznego) napędzany przez lokalne władze kuszone wysokimi zwrotami z tego rodzaju inwestycji.
Stanowisko Chin przed konferencją w Kopenhadze
Wyjątkowa pozycja Chin – największego emitenta gazów cieplarnianych zachowującego pozycję kraju rozwijającego się – sprawiła, że działania i stanowisko Pekinu są bardzo uważnie obserwowane zarówno w stolicach państw uprzemysłowionych, jak i przez tych najbiedniejszych. Dla jednych i drugich Chiny były swojego rodzaju wymówką, którą osłabiała chęć podejmowania radykalnych zmian. I jedni i drudzy przekonywali, że nie będą one skuteczne, jeśli nie włączą się w nie właśnie w Chiny (a w domyśle – dlaczego mamy się poświęcać, skoro Pekin nic nie robi?).
Z tego względu stanowisko Pekinu, które ogłoszone zostało na dwa tygodnie przed rozpoczęciem konferencji w Kopenhadze, dodało bardzo ważny czynnik do prowadzenia międzynarodowych negocjacji i delikatnie zwiększyło nadzieje na możliwość dojścia do jakichkolwiek ustaleń. Chińskie władze, które dotychczas unikały jednoznacznych deklaracji, zapowiedziały, że ich celem będzie zmniejszenie o 40-45 proc. (w porównaniu do stanu z 2005 roku) emisji CO2 przypadającej na jednostkę produkcji krajowej brutto. Cel ten ma być osiągnięty do 2020 roku. W praktyce oznacza to, że chińska emisja gazów cieplarnianych w ciągu najbliższych 10 lat może nawet wzrosnąć, ale gospodarka tego kraju ma stać się bardziej efektywna i ekologiczna, zużywająca mniej „brudnej” energii i mniej obciążająca środowisko naturalne – co nie znaczy, że ma się ograniczać.
W ten sposób Pekin jasno określił swoje stanowisko. Za emisję gazów cieplarnianych w głównej mierze odpowiedzialne są kraje rozwinięte i to one powinny ponieść największe koszty związane z jej ograniczeniem. Do 2020 roku powinny zredukować emisję o 40 proc. w stosunku do poziomów z 1990 r. Co więcej powinny one wspomagać kraje najbiedniejsze w staraniach dotyczących przeciwdziałaniu zmian klimatycznych – m.in. poprzez transfer nowoczesnych, ekologicznych technologii. Chiny zaś nie zamierzają ograniczać swoich możliwości produkcyjnych i krępować możliwości wzrostu gospodarczego.
Pekin zdaje sobie sprawę z kosztów nadmiernej eksploatacji środowiska naturalnego, które wpływają nie tylko na sytuację globalną, ale również oddziaływają na stabilność sytuacji społecznej w samych Chinach. Władze w Pekinie nigdy nie zgodzą się na przyjęcie międzynarodowego traktatu, który mógłby w jakikolwiek sposób zagrozić ich głównemu zadaniu, czyli utrzymywaniu wysokiego wzrostu gospodarczego, który zapewnia zwiększenie dobrobytu Chińczyków, a tym samym gwarantuje wewnętrzny spokój państwa. Natomiast mogą się zobowiązać do podjęcia działań, które i tak musiałyby być zrealizowane, aby podtrzymać rozwój i nie dopuścić do społecznych protestów – czyli do bardziej ekologicznej produkcji, zmniejszenia emisji CO2 w przeliczeniu na jednostkę produktu, do zwiększenia efektywności energetycznej i generalnej poprawy stanu środowiska naturalnego w Chinach.
Takie podejście z jednej strony wytrąca oręż z rąk tych, którzy są niechętni przyjmowaniu jakichkolwiek zobowiązań i zasłaniają się niepewnym stanowiskiem Chin. Z drugiej strony ten głos może być chętnie podchwycony przez inne kraje rozwijające się, które stwierdzą, że Zachód nie może od nich wymagać, by ograniczały swój rozwój. Mogą one tylko uczynić go bardziej ekologicznym, jednak pod warunkiem, że to najbogatsi w znacznej mierze zapewnią transfer nowoczesnych technologii i zapłacą za ich wdrażanie.
Takie stanowisko wydaje się mieć sporo sensu, o ile bierzemy pod uwagę tylko korzyści, jakie przyniosłoby dla redukcji emisji gazów cieplarnianych oraz poziomu życia najbiedniejszych. Negocjacje w Kopenhadze to jednak nie tylko kwestie globalnych zmian klimatycznych, ale i międzynarodowej polityki, dlatego zapewne nie spotka się ono z wielkim entuzjazmem krajów uprzemysłowionych. Takie jest jednak podejście największego emitenta gazów i zarazem trzeciej największej gospodarki świata, który konieczny jest dla uzgodnienia międzynarodowego konsensusu. Dlatego ten głos będzie musiał zostać uwzględniony.
Przypisy:
1. Fragmenty tekstu dotyczące zmian klimatycznych, zanieczyszczenia środowiska i działań podejmowanych przez chińskie władze powstały w oparciu o napisany przez autora rozdział dotyczący środowiska naturalnego w Chinach w książce K. Górak-Sosnowska (red.), M. Grącik-Zajączkowska, A. Kobyłka, U. Markowska-Manista, A. Rybaczyk, „W stronę rozwoju. Drogi Azji i Afryki”, Wydawnictwo Naukowe Ibidem, Łódź 2009.