Maciej Michałek: Chiny - dynamiczny rozwój militarnej potęgi
Chińska Republika właśnie obchodzi nadejście nowego, 2010 roku. Ma to być według chińskiego kalendarza rok spod znaku tygrysa, który, zgodnie z wierzeniami, przyniesie odwagę w podejmowaniu decyzji, ale i niepokoje. Te wierzenia nie miałyby jednak takiego rozgłosu na świecie, gdyby nie błyskawiczny wzrost gospodarczy Chin oraz towarzyszący mu rozwój chińskich sił zbrojnych.
Rozwijające się nieprzerwanie od 30 lat Chiny stały się drugim najważniejszym graczem na światowym rynku. Ten niebywały postęp wiąże się nie tylko z olbrzymimi zmianami wewnętrznymi kraju, wyciągnięciem z ubóstwa 500 mln Chińczyków, potwierdzeniem wiary we własne możliwości, czy utrzymaniem jedności narodowej. Chiński eksport odnosi sukcesy na całym świecie, jednocześnie stopniowo uzależniając od siebie kraje importujące, w efekcie wygrywania konkurencji z miejscowymi producentami. Wpływy Państwa Środka intensywnie rozwijają się także w krajach trzeciego świata, gdzie szuka ono kolejnych rynków dla swego eksportu i inwestycji, trwa tam wręcz gospodarcza konfrontacja mocarstw. Od chińskich pieniędzy uzależniony jest najpotężniejszy obecnie kraj świata – Stany Zjednoczone, ponieważ Chiny posiadają olbrzymie ilości amerykańskich obligacji skarbowych. Wszystkie te uzależnienia są przy tym dwustronne – tak jak zagraniczni importerzy są uzależnieni od chińskich produktów, podobnie chińska gospodarka od pieniędzy z eksportu, tak jak siła waluty USA jest uzależniona m.in. od chętnych na zakup obligacji skarbowych, podobnie skupujące je Chiny uzależnione są od stabilności dolara, ponieważ w tej walucie trzymają swe oszczędności, a także dokonują rozliczeń handlowych.
Z tej nakręcającej się spirali zależności na razie nie widać wyjścia i cały świat bacznie obserwuje wzrastającą potęgę Chin. Jednak nie tylko zależności gospodarcze mogą być zagrożeniem dla reszty świata. Coraz większą uwagę zwraca się na chińską armię, która już jest najliczniejszą na świecie. Ważne jest to w tym przypadku ze względów polityki wewnętrznej, chiński reżim polityczny od wydarzeń z czerwca 1989 r. znów oparty jest w pewnym stopniu na strachu. Co więcej, według ekspertów, armia stanowi jeden z filarów rządzącej krajem triady – obok partii i rządu[1]. Ciężko jednak uznać wszystkie zmiany zachodzące w chińskiej armii, jako potrzebne ze względów polityki wewnętrznej. Chińska Republika Ludowa czuje się mocarstwem i potrzebuje potwierdzenia tego statusu w wymiarze wojskowym. Jest to w dużym stopniu naturalne, że kraj o takiej potędze gospodarczej chce posiadać również proporcjonalnie potężne wojsko. Nie bez znaczenia jest dokonująca się na świecie „Revolution in Mlitary Affairs”, związana z postępem technologicznym i wymagająca olbrzymich nakładów finansowych. Jednak nie można powstrzymać się od refleksji, czy inwestując olbrzymie środki w armię, nie będzie się chciało jej użyć także w innym charakterze niż „straszak”. Cały świat patrzył na pełną dumy i patosu monstrualną wręcz defiladę z okazji 60-lecia ChRL. Jak wygląda w praktyce wzrost siły militarnej Chin oraz czy obawy z tym związane są uzasadnione?
Istnieje kilka przyczyn, dla których Chiny stopniowo zwiększają potencjał swojej armii. Partia bez wątpienia na pierwszym miejscu stawia niepokoje społeczne oraz ruchy separatystyczne, przede wszystkim w autonomicznych regionach Tybetu i Xinjiangu[2]. Choć około 91 proc. obywateli stanowią Chińczycy Han, w kraju uznaje się aż 55 mniejszości narodowych, które stanowią znaczące procenty ogółu mieszkańców na peryferiach kraju. Wciąż bierze się pod uwagę możliwość wystąpienia wojny granicznej o ograniczonym zasięgu, przede wszystkim z Indiami, Tajwanem lub Koreańską Republiką Ludowo - Demokratyczną. Szczególnie krucha pod tym względem kształtuje się sytuacja z Indiami, ponieważ nie słabną napięcia związane ze sporami granicznymi, przede wszystkim w indyjskich prowincjach Arunachal Pradesh i Sikkim oraz Kaszmirze[3]. Warto także pamiętać, że Indie odpowiadają za obronę sąsiadujących z Tybetem Bhutanu i Nepalu, strzegąc ich himalajskich granic.
Innym zagrożeniem jest spowolnienie rozwoju gospodarczego, od którego nie tylko zależy bogactwo państwa, ale także jego spójność. Uważa się, że gdy skończy się tryumfalny gospodarczy postęp, a ten jak uczy historia nie może trwać wiecznie, zniknąć może główne spoiwo tego olbrzymiego państwa. Wywołane tym niepokoje społeczne, obecne dzisiaj, a wzmocnione wzrostem bezrobocia, mogą zostać utopione we krwi lub doprowadzić do podziału Chin – jak choćby na bogate wschodnie wybrzeże, i słabo zaludniony, rolniczy interior[4]. Nieodłącznie związane ze stabilnością rozwoju gospodarczego jest rozwijanie i utrzymywanie wpływów w różnych częściach świata, a także kontroli nad swymi strategicznymi szlakami handlowymi. Działania w tym kierunku rodzą zaś najwięcej obaw reszty świata, co do nadchodzącej chińskiej dominacji.
Budżet Chińskiej Armii Ludowo - Wyzwoleńczej notuje dynamiczny, dwucyfrowy wzrost i oficjalnie wyniósł w 2009 r. ponad 70 mld dolarów[5]. Choć wydaje się to niewiele w porównaniu do budżetu Departamentu Obrony USA wynoszącego w 2009 r. aż 515 mld dolarów, ChRL i tak zajmuje pod tym względem drugie miejsce na świecie. Pentagon uważa, że faktyczna wartość wydatków Chin na zbrojenia jest przynajmniej dwukrotnie wyższa, ponieważ oficjalne dane nie uwzględniają wszystkich wydatków, m.in. zagranicznych zakupów wojskowych, zbrojeń nuklearnych i strategicznych, subsydiów dla przemysłu zbrojeniowego. SIPRI zaś, licząc według realnej wartości pieniądza, szacuje aż czterokrotnie większą wartość wydatków zbrojeniowych. Armia nie podlega kontroli rządu, tak jak w państwach zachodnich, ale partii komunistycznej. Jej liczebność ocenia się na 2,3 miliona żołnierzy regularnej armii, w tym 1,6 miliona sił lądowych, 400 tys. sił powietrznych i 255 tys. marynarki. Do tego należy doliczyć około 10 milionów ludzi w siłach paramilitarnych (Ludowa Policja Zbrojna, rezerwiści i milicja), oraz to, że w razie zagrożenia, zdolnych do służby wojskowej jest około 350 milionów ludzi.
W ostatnich latach armia podlega intensywnej modernizacji. Obejmuje ona przede wszystkim wymianę dominującego wciąż, przestarzałego uzbrojenia, oraz prawdopodobnie zakończoną właśnie redukcję liczebności sił zbrojnych z wcześniejszych 4 milionów. Wysiłki poświęcone są przede wszystkim rozbudowaniu marynarki wojennej oraz lotnictwa, tak jak w pozostałych krajach regionu. Przeprowadzane są zakupy uzbrojenia, których głównym źródłem od lat jest Federacja Rosyjska. Tylko w ubiegłym roku przekazała ona cztery niszczyciele klasy Sowriemiennyj wyposażone w wyrzutnie rakietowe oraz podpisała porozumienie w sprawie sprzedaży dwunastu myśliwców Su-30[6]. Innym znaczącym partnerem jest Izrael, co rodzi szczególne protesty USA, ponieważ to ich sprzęt w rezultacie sprzedawany do ChRL (na przykład, mimo oporów przeciwko sprzedaży samolotów typu AWACS, Chińczycy oficjalnie posiadają cztery maszyny tego typu). Na podstawie izraelskich prac powstał też jeden z podstawowych myśliwców chińskiego lotnictwa - Chengdu J-11.
Chiny wciąż podnoszą również kwestię zniesienia obowiązującego embarga na sprzedaż broni z Unii Europejskiej. Jest to związane z chęcią otrzymywania jak najnowocześniejszych technologii, których Rosjanie nie posiadają, lub nie chcą sprzedawać w obawie o własne bezpieczeństwo. Niezwykle istotne jest rozwijanie potencjału strategicznego i nuklearnego . Wdrażane są nowe rakiety interkontynentalne typów DF-31, DF-31A, DF-41, mogące razić całe terytorium Stanów Zjednoczonych i być wyposażane w wielogłowicowe ładunki. Ilość chińskich ładunków atomowych nie jest dokładnie znana, szacuje się ją od 200 do 400, a do ich przenoszenia Chiny dysponują całą tzw. triadą atomową (pociski balistyczne, bombowce strategiczne i okręty podwodne). Co warto odnotować, ilość rakiet oraz ładunków ciągle rośnie.
Uruchomiony został ambitny program kosmiczny. Po udanym umieszczeniu satelity na orbicie Księżyca w 2007 roku, Chińczycy planują dokonać lądowania bezzałogowego na ziemskim satelicie w przeciągu najbliższych trzech lat i wreszcie lądowania załogowego w 2025 roku[7]. Trwają również prace nad systemami antysatelitarnymi, a więc wymierzonymi w zdolność orientacji, komunikacji i poruszania się wroga. Wielki światowy oddźwięk zyskało zestrzelenie niesprawnego chińskiego satelity w 2007 roku , nie tylko ze względu na niezgodność tego czynu z prawem międzynarodowym i zaśmiecaniem kosmosu. Przede wszystkim pod znakiem zapytania stanęła skuteczność budowanej przez USA tzw. „tarczy antyrakietowej”, która oparta jest właśnie na korzystaniu z satelitów.
Imponująca jest liczba prowadzonych przez Chiny programów zbrojeniowych. Intensywnie rozwija się lotnictwo (programy J-10, FC-1, JH-7, J-11B - kopia Su-27), systemy rozpoznania i walki radioelektronicznej, zwiększa możliwości tankowania w powietrzu. Nie ustępują mu inwestycje w zwiększanie możliwości marynarki wojennej dzięki budowie dużych jednostek (Chińczycy oficjalnie rozważają budowę pierwszego lotniskowca, nieoficjalnie mówi się o już trwających pracach[8]), a także wojsk lądowych, poprzez wprowadzanie nowych modeli, takich jak czołgi Typ-99, transportery WZ551 oraz BWP TYPE 97. Cały zaś krajowy wysiłek zbrojeniowy wspomagany jest poprzez szpiegowanie i wykradanie zagranicznych technologii, o czym donoszą od czasu do czasu światowe media, oraz ulepszaniu kupowanych konstrukcji. W szpiegowaniu tym pomaga duża aktywność w dziedzinie walk w cyberprzestrzeni. Jak donosił Financial Times, chińscy hakerzy wielokrotnie spenetrowali m.in. sieć komputerową Białego Domu i nasilające się ataki tego typu stanowią najpoważniejsze zagrożenie dla utrzymania tajemnic technologicznych USA. Choć oficjalnie nie da się wiele powiedzieć na temat pobudek, jakimi kierowali się ci hakerzy, ich powiązania z rządem są co najmniej równie prawdopodobne, jak w przypadku ataków rosyjskich w Estonii czy Gruzji. Widać również rosnącą tendencję do kupowania już nie gotowych systemów, lecz jedynie podzespołów, mających służyć opracowaniu własnych projektów.
{mospagebreak}
Warto zauważyć, że rozwijanie przez ChRL wpływów w Afryce i na Bliskim Wschodzie, potrzebnych ze względu na potężny energetyczny „głód” chińskiej gospodarki, ma także swój wymiar militarny. Wiąże się on z budową, jak to określił indyjski autor Susenjit Guha, „sznura pereł” na Oceanie Indyjskim[9]. Chodzi tutaj o budowę trzech potężnych portów w Gwadar w Pakistanie, Hambantota na Sri Lance oraz Sittwe w Birmie. Port w Gwadar już istnieje, planowana jest jednak jego znaczna rozbudowa. Miałby on umożliwić Chinom transport ropy i gazu rurociągami wprost do chińskiej prowincji Xinjiang. Pakistanowi z kolei zapewnić ma bezpieczniejszą bazę dla marynarki wojennej niż w Karachi, ze względu na większą odległość od Indii. Obecnie jego rozbudowa stoi pod znakiem zapytania ze względu na niestabilność w Pakistanie i Kaszmirze. Port w Hambantota ma być lankijską odpowiedzią na plany unowocześnienia infrastruktury portowej w południowych Indiach. Będący już w trakcie budowy port kosztować ma pół miliarda dolarów, a finansowany jest niemal w całości przez Chiny – nie wiadomo, w jakim stopniu jako darowizna, a w jakim pożyczka. Razem z Colombo i Trincomallee (budowanym przy wsparciu Indii) Hambantota ma stanowić trójkę największych portów przeładunkowych w kraju. Wspomniany już Susenjit Guha wiąże także budowę tego portu z zakończeniem wojny domowej na Sri Lance, w której według doniesień SIPRI wydatnie pomogły Chiny śląc sprzęt wojskowy dla rządu w Colombo. Port w Sittwe jest jednym z głównych portów w Birmie, w którym Chińczycy uzyskali duże prawa prawdopodobnie w zamian za poparcie udzielane rządowi tego kraju, a także sprzedaż mu broni. Jest to związane jest z planami budowy ropociągu z Sittwe do chińskiej prowincji Yunnan.
Wszystkie te porty mają, poza przynoszeniem bezpośrednich korzyści dla handlu, umożliwić obsługę chińskich okrętów, ochraniających bezcenne dla ChRL szlaki handlowe z Afryki oraz z Bliskiego Wschodu. Chińska obecność w tych miejscach ma jednak również niebagatelne znaczenie strategiczne, czego nie sposób nie zauważyć. Przynajmniej dwa z tych portów (Gwadar i Hambantota) domniemywa się, że będą jednocześnie stanowić bazę marynarki wojennej Chin, co istotnie wpłynie na jej możliwości na Oceanie Indyjskim. Szczególnie niepokojące jest to dla Indii, których poczucie bezpieczeństwa z pewnością się pogorszy wraz z obecnością chińskich okrętów tuż przy jej wybrzeżu. Chiny mogą również wykorzystać większą obecność na Oceanie Indyjskim do bliższej obserwacji indyjskiego programu atomowego[10].
Jaki więc kierunek obrali Chińczycy, biorąc się za reformę swojej armii? Andrew Scobell wyróżnia tutaj cztery główne strategie modernizacji[11]. Pierwsza z nich zakładała budowę, wszelkimi dostępnymi środkami, pozycji supermocarstwa, obejmującą budowę potężnej floty, umożliwiającej kontrolę otwartych mórz i rzucenie wyzwania Stanom Zjednoczonym. Druga nie akcentowała kierunku konfrontacyjnego, ale próbowała wykorzystać dostępny potencjał, aby zmodernizować kupowany zagraniczny sprzęt i silnie rozwijać krajowy przemysł zbrojeniowy, który miałby z czasem dorównać amerykańskiemu, lub choćby rosyjskiemu. Trzeci zawiera się w dewizie „Ty walczysz na twój sposób, a ja walczę na swój” („ni da ni de, wo da wo de”). Godząc się z niemożliwością dorównania technologicznemu poziomowi armii amerykańskiej, skupić się należało na osłabianiu tej technologicznej przewagi niesymetrycznymi środkami, jak broń antysatelitarna (w większym lub mniejszym stopniu „oślepiłoby” to rakiety, samoloty i okręty) i walka w cyberprzestrzeni (mająca paraliżować komunikację i infrastrukturę) Można więc ją ocenić, jako strategię defensywną. Według czwartej doktryny, pochodzącej jeszcze z czasów Mao Zedonga, armia ma nie tylko bronić narodu, ale również go kształtować. Jej rozwój ma dawać przykład innym gałęziom gospodarki, a Chińczykom przynosić dumę i prestiż.
Dziś ciężko ocenić, którą z tych strategii wybrały Chiny – raczej każdą z nich po trochu. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że dwie pierwsze, czyli scenariusze tworzenia supermocarstwa oraz tworzenia nowoczesnego przemysłu zbrojeniowego, były dotychczas raczej niemożliwe do zrealizowania. Chiński sektor zbrojeniowy jest w większości przestarzały i mało innowacyjny, zaś przeznaczenie zbyt wcześnie gigantycznych środków na budowę mocarstwowej pozycji osłabiłoby kraj gospodarczo – dominacja militarna spychana jest na drugi plan przez dominację gospodarczą. Sytuacja jednak ewoluuje i nie można rozstrzygać, czy z czasem nie wyłoni się nam dominująca i spójna strategia w dziedzinie zbrojeń. Wziąć należy tutaj pod uwagę również fakt, że Chińczycy dokładają starań, aby sprawy dotyczące chińskiej wojskowości utrzymywać w tajemnicy. I nie chodzi tutaj tylko o najnowocześniejsze projekty i służby specjalne - na chińskiej stronie Ministerstwa Obrony Narodowej nie ma nawet ilościowego przeglądu armii. Ta przesadna tajność może świadczyć po prostu o tym, że ChRL nie ma się na razie czym pochwalić.
Podsumowanie stanu i kierunku chińskich zbrojeń nie jest łatwe. Problem nie polega jednak na tym, czy intensywne przyspieszenie w tej dziedzinie jest, czy go nie ma. - problem polega na rozstrzygnięciu, czy to wyścig, czy modernizacja; Czy należy się tego przyspieszenia obawiać, czy jest to jedynie chińska próba dogonienia państw Zachodu. W „Białej Księdze” wydanej 20 stycznia 2009 roku Chiny odrzuciły zarzuty o agresywne zbrojenia twierdząc, że wzrost wydatków obronnych jest niezbędny z powodu takich czynników jak supremacja militarna, ekonomiczna i naukowa innych państw, zewnętrzne dążenia do powstrzymywania Chin i wewnętrzne zagrożenia ze strony sił separatystycznych. W tym samym dokumencie zobowiązały się również do nie używania broni nuklearnej jako pierwsze, oraz do nie używania jej przeciwko nieatomowym państwom[12], zaś rzecznik chińskiego MSZ niezmienne głosi, że Chiny są krajem miłującym pokój. We wszystkim jednak można dostrzec przysłowiowe „ale”. Czy to umiłowanie pokoju będzie miało wpływ na chińskie działania w stosunku do separatyzmów na Tajwanie i w Tybecie? Jak skonfrontować je z agresywnymi incydentami, takimi jak przetrzymywanie przez 11 dni załogi amerykańskiego samolotu, który miał kolizję nad ChRL w 2001r, lub nie wpuszczenie amerykańskiego lotniskowca Kitty Hawk do portu w Hongkongu w 2007 r.[13]? Czy można uwierzyć, że Chiny nie użyłyby broni nuklearnej przeciwko Korei, Japonii lub Tajwanowi w przypadku amerykańskiego ataku z ich terytorium (zgodnie z deklaracją o nie zastosowaniu broni atomowej przeciwko nieatomowemu państwu)? Gdy wśród tylu niewiadomych w mediach pojawi się zdająca rozwiązywać wątpliwości wiadomość, jak w 2005 r. z ust generała Zhu Chenghu[14], automatycznie zyskuje ona olbrzymi rozgłos.
Mając w pamięci to wszystko, należy jednak uzmysłowić sobie chińską rzeczywistość. Nawet jeśli ChRL przez kolejne lata intensyfikowało zbrojenia, przepaść dzieląca je od Stanów Zjednoczonych jest tak znaczna, że ryzykowne byłoby spodziewanie się choćby wyrównania potencjałów. Zbrojenia konwencjonalne większe znaczenie odgrywać mają raczej w regionie, choćby w stosunku do Tajwanu, w który stale wymierzony jest ponad tysiąc rakiet znad brzegu Cieśniny Tajwańskiej. Nie zmienią one jednak znacząco sytuacji tak długo, jak w regionie będą obecne silne wpływy Stanów Zjednoczonych i ich poparcie dla Tajwanu, Japonii czy Korei Południowej. Zbrojenia nuklearne jak dotąd służą mocarstwom jedynie do odstraszania, program kosmiczny zaś jest niczym innym, jak próbą gonienia Zachodu – choć możliwe w przyszłości korzyści z niego płynące są nie do przecenienia, póki co Chińczycy muszą nadrobić swoje czterdziestoletnie opóźnienia. Agresywne incydenty wydają się zaś zwykłymi przebłyskami emocji, przebijającymi się zza zimnej, wyrachowanej twarzy rządzącego reżimu. Chiny są już bowiem mocarstwem gospodarczym, a mocarstwo – takie czy inne – może sobie pozwolić na więcej. Państwo Środka nie może sobie jednak pozwolić na rzeczywisty konflikt na międzynarodową skalę, ponieważ uderzyłoby to w nie same. W rzeczywistości wciąż jedynym naprawdę groźnym atutem Chin jest ich potencjał. Jako jedyne mają możliwości, aby w przyszłości dorównać potęgą USA. Konieczne jednak do tego jest założenie, że będą one rozwijać się w niemalejącym tempie przez przynajmniej kolejne trzydzieści lat, bez czego pod znakiem zapytania stoi nawet integralność terytorialna ChRL. Jak ryzykowne jest tego typu założenie, uczy z kolei historia. Z drugiej strony, Chińczycy udowodnili, że potrafią planować naprawdę długofalowo, czas więc pokaże, czym jeszcze nas zaskoczą.
Przypisy:
1. Kelly Jason, “A Chinese Revolution in Military Affairs?”, Yale Journal of International Affairs, Vol. 1, Issue 2
2. Gillert Piotr, „Nadchodzi czas smoka...”
3. Nawrot Maciej, „Chiny - Indie: Pojedynek gigantów? http://www.psz.pl/tekst-7239/Chiny-Indie-Pojedynek-gigantow
4. Friedman George, „Następne sto lat. Prognoza na XXI wiek”
5. Wszystkie dane ilościowe dotyczące armii zaczerpnięte z http://www.sinodefence.com
6. Rucki Łukasz, „Wydatki wojskowe ChRL”, Stosunki Międzynarodowe, wrzesień 2006r
7. Chiński program kosmiczny według http://www.sinodefence.com/space/default.asp
8. Diamond Andrew, “Dying with Eyes Open or Closed: The Debate over a Chinese Aircraft Carrier”, The Korean Journal of Defense Analysis, Vol. XVIII, No. 1, 2006r
9. Guha Susenjit, “China is a threat to global good”, 2007r
10. B. Raman, “Gwadar, Hambantota & Sitwe: China’s Strategic Triangle”, 2007, dostępne pod http://www.southasiaanalysis.org/%5Cpapers22%5Cpaper2158.html
11. Scobell Andrew, “Chinese Army Building in the Era of Jiang Zemin”, http://www.globalsecurity.org, sierpień 2000
12. http://www.chinadaily.com.cn/china/2009-01/20/content_7413082.htm, dostęp z 7.01.10r
13. Alf Radosław, „Chiny-USA: Pekin pokazuje pazurki”, http://www.stosunkimiedzynarodowe.info, 2009
14. Generał Zhu Chenghu oświadczył wtedy publicznie, że jeśli USA stanęłyby w obronie Tajwanu, Chiny dokonałyby nuklearnego ataku na setki amerykańskich miast, nawet za cenę unicestwienia ziem “na wschód od Xi’anu” (w centralnych Chinach). Oficjalnie ChRL zdystansowała się od tej wypowiedzi za pośrednictwem oficjalnej Xinhua News Agency, mimo to generał wywołał swoją wypowiedzią szok w kręgach zachodnich.
Bibliografia:
- Haliżak Edward, „Stosunki międzynarodowe w regionie Azji i Pacyfiku”, wydawnictwo Scholar, 1999r
- Friedman George, „Następne sto lat. Prognoza na XXI wiek”, wydawnictwo Andrzej Findeisen/AMF Plus Group, 2009r
- Kelly Jason, A Chinese Revolution in Military Affairs?, “Yale Journal of International Affairs”, Vol. 1, Issue 2
- Gillert Piotr, Nadchodzi czas smoka: korespondencja z Pekinu, „Rzeczpospolita”,10 stycznia 2000 (nr 7)
- Rucki Łukasz, Wydatki wojskowe ChRL, „Stosunki Międzynarodowe”, wrzesień 2006r
- Oficjalna strona Ministerstwa Obrony Narodowej Chińskiej Republiki Ludowej http://www.mod.gov.cn
- Portal dotyczący obronności ChRL http://www.sinodefence.com
- Strona internetowa SAAG http://www.southasiaanalysis.org
- Strona organizacji Global Security, http://www.globalsecurity.org
- Portal Spraw Zagranicznych, http://www.psz.pl
- Guha Susenjit, “China is a threat to global good” http://www.upiasia.com/Security/2009/05/11/china_is_a_threat_to_global_good/5754/, dostęp z dnia 7.01.2010 r.