Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Michał Cyran: Euro pęka


12 maj 2010
A A A

Po pierwsze. Dlaczego tak wielu denerwuje wsparcie udzielane obecnie Grecji, skoro niedawno wydawano miliardy na ratowanie banków?

Czy jedenastomilionowy kraj nie jest wart takiej mobilizacji, jaką spowodowała trudna sytuacja banków? Pieniędzy przekazanych instytucjom finansowym nie da się zapewne odzyskać. Pożyczka udzielona Grecji, odpowiednio oprocentowana, wróciłaby przecież po jakimś czasie do darczyńców. W czym problem?

Hellada pasuje do roli kozła ofiarnego; spójrzmy na przyczyny jej deficytu. Po pierwsze oszustwa podatkowe. Jeszcze niedawno przedstawiciele najbardziej intratnych zawodów (lekarze czy prawnicy) deklarowali tam roczny dochód na poziomie 10000 euro, podczas gdy szeregowi pracownicy czy emeryci byli rozliczani z kwot około 6000 euro wyższych. Wobec czego ci ostatni płacili najwyższe podatki, tym samym rozwarstwienie rosło. Dziś greckie ministerstwo finansów szacuje roczne straty podatkowe na około 20 miliardów euro. Pozostaje jeszcze strona wydatków. Tutaj największym problemem okazuje się niewydolny budżet służby publicznej. Warto się jednak zatrzymać, żeby uniknąć często powielanego błędu. Winą obarcza się zazwyczaj sektor państwowy jako taki. Jednak w Grecji jego rozdęcie nie pociągało za sobą prawdziwej polityki społecznej. Stanowiska mnożone były, aby zwiększyć pulę fantów, jakie do zdobycia mieli partyjni koledzy, ich rodziny i znajomi. To te przywileje spowodowały, że pieniądze publiczne pochodzące między innymi z unijnych funduszy zniknęły szybciej niż się pojawiły.

Kryzys grecki postawił znak zapytania przy wspólnej walucie. Do tej pory dryfowała ona spokojnie na dogmatycznej tratwie, a koło ratunkowe, w rodzaju nagłego ratowania jednego kraju przez resztę, to ostatnia rzecz jaka była potrzebna. Nagle za burtę wypadała Grecja, a na brzegu pokładu chwieją się Włochy, Hiszpania i Portugalia, których dług publiczny coraz bardziej pęcznieje, to jest ciąży na dno.

Zbyt słabe lekarstwa

Wreszcie przyszła decyzja. Podjęta co prawda z wielkim trudem, ale jednak. Tylko co z niej wynika? Trudno uwierzyć, że mechanizm pomocowy, który jest właśnie wprowadzany wystarczy, aby powstrzymać kolejne kryzysy. Na pewno sprawi, że wpływ dużych krajów, takich jak Niemcy czy Francja, zostanie umocniony. To jednak trochę za mało.

Zaoferowano sakiewkę, otwartą dla krajów, znajdujących się akurat w potrzebie. Dziś byłyby to słynne PIIGSy, które instruowane przez większych graczy europejskich, wprowadzałyby w życie rady tych ostatnich. Do tego dochodzi pomoc Międzynarodowego Funduszu Walutowego wraz ze wszystkimi narzuconymi warunkami i spowodowanymi przez nie skutkami ubocznymi. Takie rozwiązanie to dopiero prolog, który czeka na kolejne rozdziały.

Jeśli strefa euro ma przetrwać konieczne są reformy instytucjonalne, nowe ramy działania, których brakuje od początku istnienia wspólnej waluty. Poza funduszami ratunkowymi muszą powstać mechanizmy koordynacji, zdolne przeciwstawiać się choćby nagłym spekulacjom, które w Grecji znalazły ostatnio bogate źródło dochodów. Europa będzie powtarzała błędy prowadzące do katastrofalnych napięć, dopóki nie wprowadzi wspólnej polityki społecznej. Dotychczasowa integracja, przebiegająca głównie na papierze, powinna wreszcie zostać umocniona o wymiar politycznych praktyk. W przeciwnym wypadku Barack Obama, chcąc porozmawiać o unijnych problemach, nadal będzie się łączył z Berlinem lub Paryżem, zamiast z Brukselą, a euro pozostanie na peryferiach yuana i dolara.